1
nothing gay here
Uśmiechnęłam się i z ulgą zrzuciłam sandały. Przymknęłam oczy kiedy ciepły piasek dotknął moich stóp. Świteź. Wspaniałe miejsce, do którego uwielbiam wracać. Nad tym jeziorem czuję się wolna, jakby wszystkie moje problemy i zmartwienia zniknęły razem z wiatrem na horyzoncie. O dziwo dzisiaj, mimo pięknej pogody, nikogo oprócz mnie nie ma na plaży. I dobrze. Lubię być sama, więc będę korzystać, póki mogę. Ruszyłam przed siebie po wąskiej plaży wzdłuż brzegu jeziora. Szłam przez dłuższy czas obserwując jezioro, wodę oraz drzewa rosnące prawie przy samym brzegu.
Nagle usłyszałam niezwykły, tęskny głos. Ktoś śpiewał piękną, nieznaną mi pieśń. Zaciekawiona zmarszczyłam brwi i poszłam dalej, w stronę ogromnego starego modrzewia. Wtem ujrzałam dziewczynę, młodą, piękną boginię zdawałoby się. Tańczyła po falach jeziora zatracona w sobie, nie zwracała na nic uwagi. Był to piękny, niesamowity widok. W jej ruchach było coś magnetycznego, przyzywającego. Bezwiednie zrobiłam krok w jej stronę. Długie włosy postaci musnęły taflę jeziora, a pieśń rozbrzmiała jeszcze głośniej. Wtem, poczułam na sobie jej wzrok. Dziewczyna przestała tańczyć, tylko mi się przypatrywała. W końcu znowu się poruszyła.
Lekka panika ogarnęła mój umysł, gdy uświadomiłam sobie, że tajemnicza dziewczyna kieruje się w moją stronę. Stąpała po falach miękko i z gracją, jakby był to najlepszy parkiet dębowy, a nie tafla chybotliwego jeziora. Nie byłam w stanie się poruszyć. Poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, gdy się zbliżała. Nie wiedziałam nawet czy to ze strachu, czy był jakiś inny dziwny powód tej nagłej niemocy. W końcu zbliżyła się i mogłam zauważyć jej niesamowite oczy. Miały piękny, nie dający się opisać kolor. Przypominały toń jeziora, raz były szare, raz zielone, kiedy indziej znowu przybierały odcień pięknego lazuru. Wysokie kości policzkowe, blada cera oraz prosty nos nadawały jej twarzy szlachetnych rysów, a dumne i władcze spojrzenie tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to ona pełni tu rolę Pani. Rude, sięgające ud włosy lekko powiewały na wietrze. Na chwilę, tylko na chwilę w jej wzroku dało się wyczytać zaciekawienie i lekkie zdziwienie, jednak po chwili po chwili wszystko zniknęło.
-Kim jesteś?- jej głos był czysty i dźwięczny- Jesteś pierwszą osobą, którą widzę od dziesięcioleci, jakim cudem znalazłaś drogę do mnie?
Zastanawiałam się nad odpowiedzią. Co miała na myśli, mówiąc, że jestem pierwsza?
-Jestem... Nikim - odpowiedziałam - zwykłą spacerowiczką, szłam brzegiem jeziora i usłyszałam śpiew. Głos przyprowadził mnie tutaj. Kim ty jesteś?
Dziewczyna uśmiechnęła się kącikami warg.
-Nie jesteś Nikim. Już nie. Każdy, kto mnie znajdzie jest kimś więcej. Jeśli zaś chodzi o moją tożsamość, to czy nie domyśliłaś się jeszcze?
Patrząc na jej gładką twarz przypomniała mi się stara legenda, której szczegóły zacierały się w mojej pamięci. Jak przez mgłę przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa i te długie zimowe wieczory, podczas których moja mama opowiadała mi różne historie. Moją ulubioną, była historia o Świteziance, wodnej nimfie, która ukarała niewiernego kochanka i nikt ich więcej już nie widział. Zbladłam i natychmiast rozejrzałam się. Mój wzrok zahaczył o stary, omszały modrzew, z którego pnia wystawała wykrzywiona bólem twarz młodego chłopaka. Z powrotem przeniosłam swój wzrok na jej twarz. Usta miałam lekko otwarte, a oczy wyrażały nieme pytanie: czy to ty jesteś Świtezianką?
-Mam wiele imion, ale owszem, to jedno z nich. Długi czas minął od ostatniego momentu w którym je słyszałam...
Odwróciła głowę i spojrzała w twarz Strzelca. Ten natychmiast wykorzystał sposobność i zaczął wołać.
-Wybacz mi, wybacz! Tyle lat już cierpię...zasłużyłem na karę, ale czy to nie za dużo? Przysięgam ci, dziewczyno, tym razem na żadną nie spojrzę! Tylko ty będziesz się liczyć.
-Wiem ja już, co znaczą twoje przysięgi - Prychnęła Świtezianka - Ostrzegłam cię Strzelcze, ale ty nie słuchałeś! Ponosisz konsekwencje tylko i wyłącznie własnych czynów.
-Proszę, Świtezianko! Toczymy tę samą, jedną rozmowę od stuleci. Zmieniłem się! Każdy by się zmienił, możesz mi zaufać.
-Zaufałam ci raz, a ty zapomniałeś o wszystkim przy pierwszej lepszej okazji. Ja nie mam w zwyczaju dawać drugich szans - odparowała.
-Właściwie po co go karzesz przez ten cały czas? - zaryzykowałam włączenie się do rozmowy - przecierpiał blisko dwieście lat, nie zmądrzał, a ty nie masz zamiaru go uwolnić. Nie lepiej zostawić to wszystko i skończyć z nim raz na zawsze...?
Na twarzy strzelca odmalował się gniew.
-Jak śmiesz?!Jak śmiesz przerywać naszą rozmowę?!Kim jesteś, aby sugerować, co ma zrobić Świtezianka?
Potok jego wściekłych pytań przerwała nimfa, tym razem ona była zła.
-Jak TY śmiesz się do niej odzywać w ten sposób? W przeciwieństwie do ciebie, ona zawsze była wierna swoim kochankom... Niestety dzisiaj, ludzie nie przywiązują wagi do lojalności i wierności.- ostatnie zdanie wyrzuciła z siebie z gorzką pogardą.
Zarumieniłam się. Skąd wiedziała...? Dziewczyna podała mi rękę, którą przyjęłam. Jeszcze raz obrzuciła nieprzyjemnym spojrzeniem twarz Strzelca, po czym zaprowadziła mnie daleko od starego drzewa. Znalazłyśmy się na małej polanie otoczonej lasem. Słońce lekko przebijało się przez gęste korony drzew i odbijało się w krystalicznie czystym szemrzącym strumieniu, który przecinał ją na pół. Trawa była soczyście zielona, a z pomiędzy jej źdźbeł przebijały czerwone jak krew poziomki oraz drobne kwiaty. Usiadłyśmy obie na trawie. Wystawiłam twarz w kierunku słońca. Tym razem to ja postanowiłam przerwać ciszę i zadać dręczące mnie pytanie.
-Dlaczego trzymasz go przy życiu?
-Właściwie sama nie wiem. Kiedyś...byłam wściekła. Chciałam, żeby cierpiał- odpowiedziała szczerze - Teraz jednak, robię to chyba jedynie z przyzwyczajenia. Jego obecność mnie denerwuje. Teraz moją uwagę zwrócił ktoś inny - spojrzała na mnie z ukosa - i wiem, że tak naprawdę, nigdy go prawdziwie nie kochałam.
Cały czas patrzyła mi w oczy. Nagle zrozumiałam. Z moich ust wyszło jedynie ciche "oh" i odwróciłam wzrok czując ciepło rozlewające się po policzkach. Żadna z nas nic więcej nie powiedziała. Siedziałyśmy tylko obok siebie patrząc jak niebo z pięknego błękitu przechodzi w odcienie różu, czerwieni, pomarańczu i fioletu. Zapadał zmrok kiedy wreszcie cisza została przerwana.
-Miałaś...miałaś rację. Muszę z tym skończyć. Pomożesz mi? - spytała Świtezianka. Spojrzałam jej w oczy i kiwnęłam głową. Ponownie chwyciła moją rękę i wróciłyśmy pod modrzew. Twarz strzelca była spokojna, a oczy zamknięte. Spał. Kobieta również przymknęła oczy i wymruczała kilka niezrozumiałych słów. Od brzegu jeziora uniosła się fala i z impetem rozbiła się u naszych stóp zostawiając pod nimi dwuręczną piłę. Widać było, że jest stara, ale na jej ostrzu nie było widać ani śladu rdzy czy brudu. Kobieta wzięła ją do ręki i jeszcze raz spojrzała na mnie. Ujęłam jej drugi koniec i podeszłyśmy do drzewa. Zaczęłyśmy piłować. Wydawało mi się to dziwne, ale narzędzie wchodziło w drewno bez oporu, prawie nie czułam, że je ścinamy. Kiedy dotarłyśmy do połowy, obudził się strzelec. Krzyknął w panice, jednak nie mógł nic zrobić. Usiłował złapać kontakt wzrokowy ze mną lub Świtezianką, lecz żadna z nas nie podniosła głowy. Krzyknął Przeraźliwie po raz ostatni, kiedy drzewo z hukiem opadało na miękką trawę. Z chwilą, w której pień dotknął murawy, jego twarz pokryła kora, i nie było już żadnego znaku, który wskazywałby na to, że kiedykolwiek drzewo było więzieniem niewiernego kochanka. Spojrzałyśmy na siebie. Nimfa bez słowa podeszła i objęła mnie. Położyłam głowę na jej ramieniu i owinęłam ręce wokół jej talii. Nie wiem ile tam stałyśmy. Mogła być to minuta, dziesięć, czterdzieści, godzina, lub kilka. Kiedy wreszcie się od niej odsunęłam, znowu wzięła mnie za rękę i milcząc obie ruszyłyśmy w stronę jeziora. Nie zamierzam nigdzie odchodzić. Odnalazłam swoje szczęście.
Wiadomo, że każde przewinienie ponosi za sobą konsekwencje, mniejsze, lub większe. Lecz należy pamiętać, że nie można ciągle żyć jednym momentem. Przychodzi czas, w którym należy wszystko zakończyć i zacząć żyć od nowa.
KoNiEc
________________________________________________________________________________
Narrator to w 100% bottom
Gays are fast, but Świtezianka is faster
Nie ma nic bardziej romantycznego, niż wspólne morderstwo, prawda?
Po co komu cywilizacja, skoro możesz żyć ze swoją dziewczyną-nimfą wodną jak cottagecore lesbians bez żadnych irytujących ludzi
Nienawidzę pisać w I osobie, niestety trzeba było
miłego dnia :>
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro