Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI cz.2

Draco siedział blisko kominka, tuż przy trzaskającym ogniu, i przy krześle Snape'a. Wszyscy Ślizgoni otaczali swojego opiekuna ciasnym kręgiem. Czasem tylko odchodzili po coś do picia czy na parkiet, ale zawsze wracali na swoje miejsca.
- Mam nadzieję, że profesor Snape zdobył jakieś informacje – odezwała się cicho Hermiona i zaraz potrząsnęła głową, by odpędzić nieprzyjemne myśli. – Popatrzcie na tę krowę, Pansy – powiedziała. – Przyłapałam ją na kupowaniu drinków dla pierwszoroczniaków.
Pansy, odświeżona i jawnie przeklinająca każdego, kto śmiał wspomnieć o całej tej historii z płaczem, przepychała się właśnie do krzesła Snape'a, próbując nie rozlać swojego wielkiego drinka. Harry pomyślał, że to prawdopodobnie krótka i bardzo obcisła czarna sukienka Ślizgonki jest powodem irytacji Hermiony.
Dziewczyna postawiła szklankę na kominku nad głową Draco i zmierzwiła jego włosy, które w świetle ognia sprawiały wrażenie złotych. Chłopak odepchnął jej rękę, ale obdarzył ją uśmiechem.
Ta sukienka naprawdę była zbyt obcisła i krótka - Harry absolutnie rozumiał Hermionę.
- Wszyscy Ślizgoni wyglądają idiotycznie – zgodził się Ron. – Spójrzcie na Zabiniego.
Blaise Zabini prawdopodobnie wypił już dość sporo i teraz tańczył entuzjastycznie ze wszystkimi, których udało mu się złapać. Aktualnie z Teodorem Nottem, który najwyraźniej znajdował się w ciężkim szoku.
- A ja nadal uważam, że widok tak uszczęśliwionych ludzi jest bardzo miły – sprzeciwiła się Ginny. – Wystarczająco dużo złych uczuć nas otacza.
Harry dokończył miód.
- Zgadzam się z Ginny – stanowczo przyznał jej rację i bratersko objął ją ramieniem. Potem skinieniem zamówił kolejną porcję napoju.
Wszyscy byli zrelaksowani i dobrze się bawili. Nie było nic do roboty, a Harry bał się, że zacznie myśleć o przykrych sprawach. Następny miód wypił tak szybko jak potrafił.
Draco nachylił się w stronę Snape'a i powiedział coś łagodnie, ale na dźwięk jego słów wszyscy wokół drgnęli. Harry zdał sobie sprawę, że przyjaciel musiał wspomnieć o czymś poważnym. Pochylił się trochę, by lepiej słyszeć.
- Tak – odparł nauczyciel donośnym, gardłowym głosem. – Słyszałem. Byłem... niemal zdruzgotany. Bardzo... ceniłem profesor McGonagall jako pedagoga, a jeszcze gorzej poczułem się na wieść, że zastąpił ją człowiek, którego uważam nie tylko za niekompetentnego, ale wręcz niebezpiecznego.
Jego czarne oczy spoczęły na moment na Syriuszu, który siedział przy stole z Lupinem. Syriusz podskoczył, a wszyscy w pubie zamarli. Lupin jednak błyskawicznie przesunął stół i teraz Syriusz był uwięziony między oparciem, blatem a ścianą. Unieruchomiony zaprotestował oburzonym prychnięciem.
- Przepraszam Syriuszu – odezwał się Lupin. – Przeszkadzam ci w przejściu?
Syriusz warknął coś w odpowiedzi, a głośno zamówił następną szklankę ognistej whisky.
Draco spojrzał na niego twardo, a Harry poczuł to, co uznawał za oczywiste przez lata – że on i Malfoy stoją po przeciwnych stronach.
Usiłował pochwycić spojrzenie przyjaciela, ale nie udało mu się. Poczuł się fatalnie.
Kiedy zamówił kolejny miód, Ron zdecydował się na to samo. Zaczęło to przypominać swego rodzaju zawody i Harry rozchmurzył się w końcu. Następnym razem, poprosił o ognistą whisky.
Wszyscy dużo pili. Przed Snape'em stała imponująca kolekcja pustych szklanek, bo każdy jego podopieczny chciał postawić mu drinka.
Wreszcie Hermiona stwierdziła, że musi zainterweniować.
- Ron – stwierdziła stanowczo. – Jesteś pijany.
- Ależ skąd – odparł Ron z wielkim przekonaniem, wracając z następnymi dwoma szklankami ognistej whisky. – Absolutnie nie. Jestem zupełnie... – Siadając, nie trafił w stołek i spojrzał na nią z podłogi wielkimi, pełnymi urazy oczami. – Hermiono – powiedział po chwili niesamowicie zdumiony. – Myślę, że to możliwie, że jestem pijany. Ty zawsze masz rację.
Hermiona objęła go i pomogła mu usiąść na krześle, ale nie cofnęła ręki. Ron widocznie był typem, któremu po pijanemu zbiera się na czułości, bo przytulił się bardziej i wyszeptał jej coś do ucha, a potem pocałował w szyję. Trochę się uspokoiła i popatrzyła na niego. Twarze obojga emanowały ciepłem i szczęściem.
Harry przysunął do siebie obie szklanki.
Zabiniemu udało się wreszcie przekonać Draco, żeby z nim zatańczył. Chociaż chłopak cały czas spoglądał w stronę stołu, przy którym siedział Snape, wyglądało jednak na to, że świetnie się bawi. Tańczył doskonale – płynnie i lekko, z kocią wręcz gracją. Wyślizgiwał się z objęć Zabiniego jak żywe srebro, ale uśmiechał się do niego za każdym razem, gdy to zrobił.
Potem z wdziękiem uwolnił się od partnera i wrócił do swojego stołu akurat wtedy, gdy Crabbe wstał z sofy znajdującej się za krzesłem nauczyciela. Draco zajął jego miejsce i podkurczył nogi. Wyglądał jak bardzo zadowolony kot.
Harry rozpaczliwie odwrócił od niego wzrok i ujrzał, że Ron i Hermiona uśmiechają się do siebie i całują. Z rozpaczą spojrzał w bok.
- Jestem taka szczęśliwa, że pogodziliście się z Malfoyem – dobiegł go łagodny głos Ginny i poczuł w swojej ręce dłoń dziewczyny. Harry pomyślał, że to miły, przyjacielski gest i popatrzył na nią z ulgą. – Wiem jaki byłeś nieszczęśliwy, kiedy się pokłóciliście. Czy Malfoy cię przeprosił?
Jej życzliwość i zrozumienie także były miłe. Czerwone włosy dziewczyny to nabierały ostrości, to rozmazywały się, tworząc migotliwą plamę, zaś jej twarz była otwarta i szczera.
- Skąd wiesz, że to nie ja przeprosiłem? – spytał Harry.
Ginny zamrugała.
- Nie mogę sobie wyobrazić, za co miałbyś go przepraszać – powiedziała. – Znam cię. Nigdy nie próbowałeś nikogo skrzywdzić. Nie wierzę, że chciałbyś zranić Malfoya. I oczywiście on też sobie z tego zdaje sprawę. Każdy kto cię zna, wie jaki jesteś.
- Och Ginny...
Ogrom wiary, którą mylnie go obdarzała, spowodował, że Harry nie był w stanie zaprzeczyć. I nawet nie chciał tego robić. Chciał być taki, jakim go widziała. Pragnął, żeby także i Draco postrzegał go w ten sposób - żeby patrzył na niego z tą jarzącą się w oczach wiarą, nawet jeśli poza nią, nie byłoby w nich nic innego.
- Harry, martwisz się czymś? – zapytała Ginny. Na jej twarzy malował się głęboki niepokój. Harry chciwie chłonął ten widok. Cały świat był nieco zamazany, a on tak rozpaczliwie potrzebował jakiegoś pocieszenia. – Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie – wymamrotał i właściwie wcale nie zamierzając tego zrobić, przysunął się i dotknął wargami jej ust.
Pochyliła się ku niemu i momentalnie zatraciła się w pocałunku, który jak sądził, musiał być dobry. Jej ręce poruszyły się lekko i spoczęły na jego ramionach i torsie, a on zorientował się, że zapomniał jej dotknąć. Widział jej przymknięte powieki i czerwony blask rzęs na piegowatych policzkach i uświadomił sobie, że zapomniał także zamknąć oczy.
Niezdarnie zmienił kąt pocałunku i zdał sobie sprawę, że spogląda ponad jej uchem.
Draco siedząc wciąż zwinięty na kanapie, patrzył w końcu wprost na Harry'ego. Radość zniknęła z jego twarzy. Wpatrywał się w nich bez wyrazu.
Harry widział jego szare, chłodne oczy i nagle wszystko wokół nabrało ostrości. Ręka Harry'ego powędrowała w górę, na policzek Ginny. Objął palcami jej brodę, przytrzymując jej twarz w miejscu i skrzyżował spojrzenia ze Ślizgonem.
Draco siedział z nieodgadnioną miną, ale w końcu był, patrzył na Harry'ego, zwracał na niego uwagę. Blask płomieni tańczył na jego włosach, obdarzając je złotym blaskiem, ale oczy Ślizgona były takie jak zwykle – szeroko otwarte i skupione, a Harry całował mocniej, głębiej i...
Wszystko rozpadło się, gdy Syriusz próbował zaśpiewać piosenkę drużyny Zjednoczonych z Puddlemere.
Harry przerwał pocałunek i odsunął się, kompletnie zszokowany.
Co ja zrobiłem?!
Ginny popatrzyła na niego wielkimi oczami; usta dziewczyny były zaczerwienione. Draco obojętnie odwrócił głowę i zaczął rozmawiać z Pansy.
- Dziś wielkie święto jest, Puddlemere gra swój mecz! – wydzierał się Syriusz. - Jesteśmy zawsze z wami, na dobre i na złe! Choćby do pokonania nawet dementor był, zaśpiewaj dzisiaj z nami, śpiewaj ze wszystkich sił... Naprzód, Puddlemere! Do boju, Puddlemere!
- Tak Syriuszu, bardzo ładnie – powiedział Lupin łagodnie. – Chyba powinniśmy już iść do domu. Żebyś rano mógł jeszcze spojrzeć uczniom w oczy – dodał półgłosem.
Podźwignął przyjaciela z krzesła, usiłując utrzymać ciężar wyższego mężczyzny, ale nagle Syriusz zatoczył się wprost na stolik Harry'ego. Harry podskoczył, aby pomóc, ale siedział za daleko. Pierwsza dosięgła ich Ginny i podtrzymała Syriusza z drugiej strony.
- Ginny – powiedział Lupin z wdzięcznością. – Bardzo ci dziękuję. Czy byłoby wielkim nietaktem, gdybym porwał cię na chwilę? Chyba będę potrzebował pomocy, by zaprowadzić go do domu. To nie zajmie dużo czasu.
Ginny rzuciła Harry'emu strapione spojrzenie. Harry ochoczo kiwnął głową, zachęcając ją, aby poszła z Lupinem. Dziewczyna podniosła się i wyszła z nauczycielami.
Ich wyjście stało się sygnałem dla innych profesorów. Zaczęli zbierać uczniów i zaganiać ich do powrotu. Szczególnie oporni na ich prośby byli Ślizgoni, ale większość młodych ludzi z innych domów – zwłaszcza tych poniżej siódmego roku i najmłodszych – opuściła pub. Harry odetchnął, niemal pewien, że Ginny zostanie odesłana do łóżka razem z innymi i już nie wróci.
Co Draco pomyślał o tym wszystkim? Och, alkohol to naprawdę paskudna rzecz. Teraz Harry był o tym święcie przekonany.
Ktoś położył mu rękę na ramieniu, a drugą zasłonił mu oczy.
- Zgadnij kto.
Harry odepchnął dłoń zakrywającą mu oczy i uśmiechnął się szeroko.
- Draco – powiedział odwracając głowę i dotykając ręki spoczywającej na jego ramieniu.
Draco uśmiechnął do niego, wyraźnie rozbawiony. Oczy Harry'ego znalazły się dokładnie na wprost pulsującego punktu u nasady szyi chłopaka. Szybko odwrócił wzrok i spojrzał na Rona, który oderwał się od Hermiony i był wyraźnie zatrwożony faktem, że Harry dotyka Malfoya łapiąc przy tym prawdopodobnie całą gamę zarazków z lochów.
- Proponowaliśmy ci, żebyś się przyłączył?
- Tak jakbym chciał – odciął się Draco lekkim i rozbawionym tonem. – Chcę tylko wypożyczyć Harry'ego. Potrzebuję go na chwilę. – Zniżył głos i powiedział tylko do Harry'ego. – Hej. Wiem, że go nie znosisz i tak dalej, ale... profesor Snape jest zalany w trupa, normalnie pijany do nieprzytomności i większość to bawi. Pomożesz mi go wyprowadzić?
- Oczywiście – odparł Harry.
Draco odszedł, co Harry przyjął z ulgą, bo przyjaciel stał zdecydowanie zbyt blisko, a Harry i tak był już wystarczająco zakłopotany.
Harry czekał za zewnątrz kręgu Ślizgonów, którzy głośno protestowali, gdy Draco zwlókł nauczyciela z krzesła i żegnali ich gromko, gdy przepychali się pomiędzy nimi.
- Wrócę za chwilę – rzucił Draco przez ramię. – Kupicie mi drinka i zaklepcie taniec.
- Kto ma cię wpisać do karnecika? – krzyknął Zabini.
Draco mrugnął figlarnie.
- Wszyscy oczywiście. To chyba zrozumiałe.
Harry chwycił Snape'a pod ramię i skierowali się do drzwi.
- Ależ z tego Blacka prostak – zauważył Snape głośno. – Jaki ojciec chrzestny, taki chrześniak.
To stwierdzenie nie było niespodzianką, podobnie jak to, że Snape był kompletnie pijany.
- Proszę się nie martwić, profesorze – powiedział Draco radośnie. – Tygodniami będziemy nucić hymn Zjednoczonych z Puddlemere za jego plecami. Zobaczy pan, to będzie niezła zabawa.
Snape rozchmurzył się. Harry zacisnął szczęki i pchnął go ku wyjściu. Pomimo że Mistrz Eliksirów sprawiał wrażenie niedożywionego szakala, tak naprawdę był dość ciężki. Harry przyjął swoje zadanie jak dobrze zasłużoną karę. „Ponieważ całowałeś się z Ginny Weasley, przez całą wieczność będziesz nosił Snape'a". W każdym razie coś w tym rodzaju.
Byli tuż przy wejściu do Hogwartu, gdy, pomimo ich wysiłków, Snape zatoczył się mocno i przewrócił na ziemię.
Zmarszczył brwi i spojrzał na Draco.
- Lep... lepiej żebyś nigdy nie opowiadał tego nikomu – wymamrotał niewyraźnie. – Albo odbiorę wam punkty. To... to uwłaczające. Nie powinieneś oglądać nauczyciela w...
Draco łagodnie przytrzymał go za łokieć.
- To nic. I tak darzę pana większym szacunkiem, niż kogokolwiek innego, profesorze Snape. Poza moim ojcem – dodał. – Obaj jesteście dla mnie wzorem – stwierdził pewnym głosem. – Może pan już wstać?
Przez naznaczoną przedwczesnymi zmarszczkami twarz nauczyciela przemknął jakiś cień.
- Lucjusz Malfoy – syknął Snape zjadliwie, tonem, który do tej pory zarezerwowany był dla Harry'ego. – Draco, nie wol... nie wolno ci brać przykładu ze swojego ojca. Lub ze mnie. – Jego usta wykrzywiły się w grymasie goryczy.
Draco klęknął i próbował go podnieść.
- Ale ja chcę – powiedział uspokajająco. – Oczywiście, że chcę. Kto inny mógłby być dla mnie przykładem? Tylko pan i mój ojciec.
Głowa Snape'a bezwładnie opadła na ramię Draco, ale nauczyciel nie uczynił wysiłku, aby się podnieść.
- Nie – odparł stłumionym głosem. – Jesteś na to za dobry. – Potem przekrzywił głowę i spojrzał spomiędzy tłustych włosów na Harry'ego. – Na co się gapisz, Potter. I co ty tu w ogóle robisz?
- Proszę mi wierzyć, sam się nad tym zastanawiam – odparł Harry i ponownie chwycił go za ramię.
Gdy dotarli do lochów, Snape praktycznie rzecz biorąc był już nieprzytomny. Nie mamrotał nawet i nie przeklinał, kiedy dowlekli go do jego kwater i rzucili na łóżko. Pokoje Mistrza Eliksirów urządzone zostały po spartańsku, a łóżko było jedynym meblem w sypialni.
Harry i Draco stali, spoglądając na leżącego nauczyciela.
- Zamierzasz go... ummm... rozebrać? – zapytał Harry z obawą.
- Hmm... nie, nie sądzę – odparł Draco, tak samo przerażony tym pomysłem. – Mówiłem ci, bardzo go poważam. I jutro rano nadal mam zamiar go szanować. – Rzucił rozbawione spojrzenie w stronę Harry'ego. – Ale ty byś mógł – zasugerował radośnie. – Mogłoby ci to nawet pomóc, jeśli chodzi o twój kryzys.
- Tak – zgodził się Harry. – I zapewnie już nigdy w życiu nie spojrzałbym na żadną ludzką istotę.
- Nic mu nie będzie – zdecydował Draco. – Chodź.
Wracali w ciemności do Hogsmeade i kiedy tak szli, Harry uświadomił sobie, że po raz pierwszy odkąd się pogodzili, są sam na sam.
- Chciałem... – zaczął, ale Draco wpadł mu w słowo.
- A więc, Ginny Weasley, tak? – stwierdził. Harry'emu zrobiło się niedobrze, gdy zdał sobie sprawę, że będzie musiał to wszystko jakoś wyjaśnić. – Słodkie, rudowłose rozwiązanie twojego problemu. Szczerze pochwalam twój wybór.
- Ginny – zaczął Harry ostrożnie. – Ona...
- Jest bardzo ładna – wtrącił Draco. – Ale jeśli to nic poważnego...
- Oczywiście, że to nic poważnego!
- Cóż, zawsze pozostaje jeszcze Morag. Och, i przecież ostatnio zaprzyjaźniłeś się z Bootem, praw...
- Draco, przestań! – Harry zatrzymał się i odwrócił do przyjaciela.
- Tylko spekuluję – bronił się Draco. – Zawsze mówiłem, że Ginny Weasley to niezły kąsek.
W tym właśnie momencie pojawili się przed nimi Ron i Hermiona, którzy wracali do szkoły. Draco obrzucił Rona przerażonym spojrzeniem, gotów użyć Harry'ego jak tarczy.
Ale wyglądało na to, że Gryfoni nie słyszeli ich wcześniejszej rozmowy.
- Harry, wracaj z nami – powiedziała Hermiona, nieco rozdrażniona.
- Tak, powinieneś iść z nimi – poparł ją Draco. – W pubie zostali prawdopodobnie tylko Ślizgoni. Dzięki za...
- Nigdzie nie idę – fuknął Harry. – Chcę porozmawiać z Draco.
Draco przygotował się na sprzeczkę.
- Możemy porozmawiać później.
- Nie, porozmawiamy teraz – odparł Harry.
- Cóż... – powiedziała Hermiona niepewnie, a Ron zamrugał.
Draco machnął ręką.
- Idźcie – odprawił ich władczym tonem. Harry był zdumiony, gdy go posłuchali.
Potem razem z Draco zaczęli iść szybko w kierunku Hogsmeade.
- Co masz mi do powiedzenia? – zapytał Ślizgon zdawkowo. Harry zobaczył, że przyjaciel mocno zaciska szczęki.
- Musisz z tym skończyć – powiedział ponuro.
- Z czym? – zapytał Draco.
- Wiesz o czym mówię – prychnął Harry.
Draco szedł spokojnie, a w Harrym rozgorzał nagle nieuzasadniony gniew. Złapał Ślizgona za ramię i obrócił go ku sobie. Draco stanął i spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, w których płonęła wściekłość. Próbował wyrwać się z uchwytu Harry'ego, ale Gryfon trzymał go mocno. Chciał się odsunąć, ale przyjaciel zastąpił mu drogę. Odepchnął Harry'ego drugim ramieniem, a chłopak mu oddał. Przez chwilę się przepychali się bez słowa.
- Przestań wreszcie i posłuchaj – syknął Harry.
- Nie, do diabła! Nie wiem o czym mówisz! – krzyknął Draco. – Nie...
- Musisz przestać mnie sprawdzać! – wrzasnął Harry. – Musisz przestać mnie podejrzewać!
Draco zamarł, a Harry wykorzystał ten moment, przytrzymał go, chwycił pod brodę i zmusił, by przyjaciel na niego popatrzył.
- Nawet na nie mnie nie patrzysz – kontynuował nieco łagodniej. – Uśmiechasz się, a potem odwracasz głowę, albo zapominasz się, a potem nagle zdajesz sobie sprawę, że patrzysz, i jeszcze szybciej odwracasz wzrok.
- Teraz na ciebie patrzę – powiedział Draco głosem pełnym napięcia. – Nie zmieniłeś się. Dobrze wiedzieć. Przestań bredzić jak wariat.
- Nie bredzę – fuknął Harry. – Wiesz o czym mówię. Pokłóciliśmy się, a gdy już się pogodziliśmy, przez cały weekend nie miałeś nawet godziny, żeby się ze mną zobaczyć. Przedtem zawsze znajdowałeś dla mnie czas.
Wrzeszcząc na siebie i przekrzykując nocną bryzę, zeszli ze ścieżki i zaczęli iść, nie patrząc gdzie się kierują. Harry nie zamierzał się tak łatwo poddać.
Draco uniósł głowę.
- Jestem zajęty, a świat nie kręci się wokół ciebie Potter, nieważnie jak mocno w to wierzysz. Poza tym, ta cała awantura, to nie była moja wina...
- Nie! – odwrzasnął Harry. – To była moja wina, ale wyjaśniłem ci, a ty powiedziałeś, że wszystko w porządku. Więc dlaczego tak się zachowujesz? Udajesz, że wszystko jest dobrze, a cały czas mnie sprawdzasz. Przypadkowo dotykasz mnie w nocy, kładziesz mi rękę na ramieniu, głupio drażnisz się z Hermioną, mówisz o wyjątkowym towarzystwie, a potem to idiotyczne zagranie z zakrywaniem mi oczu. Przecież obiecałem! Więc dlaczego dla odmiany nie przestaniesz ciągle się kontrolować i nie zaczniesz mi w końcu ufać?
- A dlaczego miałbym to zrobić? – prychnął Draco, próbując się uwolnić. – Dlaczego miałbym to zrobić, skoro ty robisz takie rzeczy? Dlaczego całowałeś Ginny Weasley patrząc... Co powinienem zrobić? To było cholernie denerwujące! Jak mam się zachowywać, skoro nie mam bladego pojęcia co o tym myśleć?
Harry nachylił się do niego, chcąc by dokładnie usłyszał to, co zamierzał mu powiedzieć.
- Ja też nie wiem! – wrzasnął. – Myślisz, że wiem? Nie mam pojęcia co robię i cały czas popełniam kolejne potworne pomyłki, takie jak...
- Puść mnie! – powiedział Draco nagle wyraźnie.
Harry uświadomił sobie bardzo wyraźnie jedyną rzecz, która teraz się dla niego liczyła, a która kompletnie zbiła go z tropu – że twarz Draco jest teraz tak blisko. Oczy przyjaciela były chłodne, ale chłopak wpatrywał się w niego bardzo intensywnie, jak ofiara osaczona przez drapieżnika.
– Puść mnie – powtórzył Draco drżącym, wysokim głosem. – Obiecałeś, więc puść mnie!
Harry rozluźnił chwyt i Draco cofnął się, tylko o krok, lecz zrobił to tak szybko jak potrafił. Potem otarł usta wierzchem dłoni, chociaż Harry nie widział powodu, dla którego miałby to robić i stał przed nim ciężko dysząc.
- Przepraszam – powiedział Harry. – Obiecałem. Masz rację.
- Powinienem cię stłuc, do cholery – wydyszał Draco złowrogo.
- Ale tego nie zrobiłeś – wytknął mu Harry. – Uwierzyłeś, że kiedy to powiesz, od razu cię puszczę. Więc dlaczego muszę się posuwać do czegoś takiego, żeby sprawdzić, czy mi ufasz? – zapytał ze złością. – Dlaczego po prostu... nie możesz ufać mi przez cały czas?
- Staram się! – krzyknął Draco. Uspokoił się i po chwili spojrzał na Harry'ego. – To nie takie proste – wyjaśnił niechętnie. – Ludzie mają ukryte motywy postępowania, nie mogę być niczego pewny.
- A jeśli byś był?
Draco skrzywił się lekko.
- Odwal się, Potter. To wyszedłbym na głupka. – Przerwał na chwilę. – Poza tym, to świetny argument: „Zaufaj mi, bo cały czas popełniam koszmarne pomyłki".
- Tak właśnie zachowują się normalni ludzie, Draco – wyjaśnił Harry i zrobił wyrozumiałą minę. – Rozumiem, że to dla ciebie trudne.
Draco udał, że chce go szturchnąć, ale zrobił to bez przekonania.
- Mogę już wrócić na imprezę? – zapytał płaczliwie. – Jest zimno. Mam na sobie tylko jedwabną koszulę. Jeśli sądzisz, że jedwab chroni przed wiatrem, to jesteś głupszy niż kiedykolwiek śmiałem przypuszczać.
- Możesz mi zaufać? – spytał Harry.
Draco przewrócił oczami.
- Tak, Harry. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo – powiedział znudzonym tonem. – Przecież jesteś Harrym Potterem, odważnym i prawomyślnym wybawcą czarodziejskiego świata. Każdy kto zwątpiłby w twoją szlachetność i cnotę, musiałby za to ponieść karę. Odpowiedziałby za to przed całym światem, a wszyscy zaczęliby nim gardzić i odegnaliby go, a także zelżyli boleśnie.
- Zawsze o tym wiedziałem.
Draco zaczął iść w kierunku ścieżki.
- Oczywiście, że wiedziałeś – podsumował. – Właśnie dlatego musieliśmy wydzierać się na siebie w nocy. Dlatego, że jesteś absolutnie pewien wszystkiego, na całym świecie.
- Do takiej sceny trzeba dwóch aktorów. Nie awanturowałem się sam – zauważył Harry, gdy weszli z powrotem na drogę.
- Czy nie moglibyśmy zamiast tego zjeść razem lodów? – zapytał Draco.
- Chętnie. Może jutro?
Draco wsadził ręce do kieszeni.
- Dobrze.
Dochodzili już do Trzech mioteł. Z wnętrza wydobywało się światło i buchały dźwięki głośnej muzyki. Draco przechylił głowę i nagle zrobił przerażoną minę.
- Och nie, to ta piosenka – powiedział. – Chyba nie chcę tam wchodzić. Nie, myślę, że wrócę z tobą do szkoły.
- Jaka piosenka? – zapytał Harry.
- Żadna. To nic takiego – odparł pospiesznie Draco. – Co sądzisz o powrocie do szkoły Harry? Chodź ze mną. Spodoba ci się. Jest umieszczona w zamku.
Muzyka brzmiała znajomo. Przypominała Harry'emu złośliwą przyśpiewkę, którą Draco wymyślił na piątym roku, gdy Ron początkowo miał pecha jako obrońca. Z tego co pamiętał, zła passa skończyła się, gdy Ron po raz pierwszy złapał piłeczkę.
Znajoma brzmienie zmieniło się nagle w prawie znajome słowa. Jakieś niezbyt przyzwoite frazy, a potem triumfalny chór śpiewający „Malfoy jest naszym królem".
- Ach, widzę, że skojarzyłeś – stwierdził Draco, udając wielce szczęśliwego. – Tak, moi kochani koledzy przerobili piosenkę i za każdym razem kiedy się upiją, śpiewają ją, wpędzając mnie w ogromne zakłopotanie i tak stałem się celem pośmiewiska. Dlaczego moje podstępne intrygi zawsze potem obracają się przeciwko mnie?
- Myślę, że to tak jak z bumerangiem – odparł Harry.
- Nie – sprostował Draco. – Prawdziwy bumerang, rzucony przez wojownika, powala wroga, a potem bezpiecznie powraca do swego właściciela.
Harry wzruszył ramionami.
- Może powinieneś w takim razie poćwiczyć rzucanie i zmienić cel?
Draco uchylił nieco drzwi i ze środka buchnął jeszcze większy hałas.
- Tak zrobię – Draco uśmiechnął się szeroko. – Nie zauważyłeś? Właśnie przestałem celować nim w ciebie i twoich przyjaciół.

„Napady złości i morską chorobę miewa
Flitwicka przedrzeźnia i go wyśmiewa
Więc wszyscy Ślizgoni śpiewają chórem:
Malfoy jest naszym królem!"

Pansy otworzyła drzwi na całą szerokość i stanęła przed nimi z zarumienioną twarzą.
- Draco – zaczęła głośno i radośnie. – Śpiewamy twoją piosenkę. Chodź!
- Nie cierpię tej piosenki – zaczął narzekać, a potem zwrócił się do Harry'ego. – Wezmę parę osób i odprowadzę cię do...
W tej chwili z pubu wyszły Lavender i Parvati.
- Nie, pójdę z nimi – powiedział Harry. – Baw się dobrze – zawiesił na moment głos. – Między nami wszystko w porządku? Na pewno?
Draco wyciągnął rękę, a potem zawahał się, roześmiał i pozwolił jej opaść. Światło wydobywające się z pubu oświetlało mu włosy i zamazywało linie jego twarzy.
- Tak – zapewnił Harry'ego. – Dobranoc Harry – powiedział i zamknął drzwi.
Harry stał przez chwilę pod pubem, ignorując okrzyki wołających go dziewcząt. Myślał o dzikim, pełnym nieufności spojrzeniu Draco i tej prześmiewczej piosence, którą chłopak wymyślił i wiedział, że przyjaciel nie zmienił się, jeśli chodzi o tę podejrzliwość i złośliwość. Jednak Harry inaczej to teraz odbierał i potrafił już wykrzyczeć wszystkie zarzuty w nocny wiatr.
I nieważne jak bardzo byłoby to głupie, jednego był pewien.
Pragnę tego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro