Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

09. Dyrektor, który się myli

Harry biegł.

Łapał hausty powietrza, ledwo widział przez łzy, które rozmazywały mu obraz i ściekały po policzkach, mieszając się z deszczem, który zaczął padać, a płuca boleśnie zaciskały się wraz z każdym wdechem. Ale biegł - byle dalej od spojrzenia Syriusza, które pewnie by było pełne rozżalenia i obrzydzenia, od słonecznego mieszkania Remusa i poczucia, że mógłby mieć zalążek rodziny. Uciekał przed własnymi marzeniami, dobrocią, której miał tak niewiele w życiu, by wpaść prosto w objęcia tak bardzo znajomego strachu, bezsilności i straty. To było jak spotkanie z dawno niewidzianą przyjaciółką, ale Harry nienawidził jej i nie umiał bez niej żyć.

Biegł - każdy krok wydawał się coraz cięższy, ta samo jak oddech, a mięśnie piekły z wysiłku. Harry nie wiedział gdzie był, bo mimo że znał adres Remusa Lupina to nigdy nie był w Luton. Przemierzał nieznane uliczki, mijał mugoli ukrytych za parasolami i płaszczami przeciwdeszczowymi, śpieszących się i udających, że nie widzieli spanikowanego trzynastolatka, który biegł w deszczu w podkoszulku z krótkim rękawem i spodniach od pidżamy.

Wiedział, że musiał uciekać. Nie mógł przecież zostać i słuchać tych wszystkich bolesnych słów, które miał mu do wykrzyczenia Black. Nie przeżyłby kolejnej dawki odrzucenia w swoim życiu. I może Vernon miał rację. Był tylko bezwartościowym dziwadłem, którego nikt nie zechce i umrze w kanałach.

Gdy nie mógł wykonać kolejnego kroku, zatrzymał się w końcu i rozejrzał wokół siebie. Park był zupełnie opuszczony, tak samo jak plac zabaw. Harry upadł na kolana i uderzył o mokry piasek. Nie przejmował się przemoczonymi ubraniami, włosami i szkłami okularów. Jedyne czego chciał to cofnąć czas. Nie pozwolić, by Syriusz Black kiedykolwiek się do niego zbliżył, bo uczucia, które teraz zawładnęły jego ciałem, były zbyt wielkie, by mógł je znieść. Wolał to poczucie pustki niż cierpienia, które odczuwał przez ulotne chwile szczęścia, które doświadczył i mógł mieć w przyszłości.

Dyrektor miał rację. Jego rodzina nie byłaby dumna z tego kim stał się Harry.

Wszyscy myśleli, że wyrósł na odważnego Gryfona, który był rządny przygód, miał tabun fanów i nie bał zaryzykować, by uratować każdego, kto potrzebował ratunku. Powinien grać w Qudditcha i świetnie latać na miotle, zdobywać Puchary Domów za swoje niesamowite osiągnięcia i cieszyć się życiem, które mu ofiarowano.

Ale Harry po dziesięciu latach mieszkania w komórce pod schodami z zasuwką, kratką wentylacyjną i lecącymi wiórami ze schodów, gdy Dudley po nich skakał, wyrósł na kogoś kto nosił płaszcz utkany z własnego strachu, a w jego oczach było tyle nieufności, że można by je porównać do dzikiego zwierzęcia. Potter nie został Złotym Chłopcem Dumbledore'a, a stał się Wężem z krwi i kości, bo nauczył się, że życie nie ofiaruje niczego dobrego. Wyrósł ze słowami wujostwa, że był dziwadłem czy bękartem i siniakami na całym ciele, które zostawiał mu wuj Vernon.

Jak mógł myśleć, że Syriusz będzie go chciał? Jakim naiwnym dzieckiem był, pozwalając sobie na senne marzenia o wspólnym mieszkaniu, życiu i cieszenia się z uzyskanej wolności. Ale to było uzależniające - pragnienia o szczęśliwym dorastaniu, bez macek strachu, które oplatały jego ciało i mroziły krew w żyłach, bez połamanych żeber czy siniaków na plecach.

- HARRY?!

Usłyszał krzyk Syriusza za sobą i drgnął przestraszony. Podsycony strachem wiedział, że musiał uciekać. Wstać i zmusić się do biegu, by uniknąć zobaczenia Blacka. Nie mógł się z nim zmierzyć i nie mieć złamanego serca po tym spotkaniu.

Podniósł się z klęczek, ale zaraz potem znowu opadł bezwładnie na piasek. Nie miał siły wstać i wiedział, że było naprawdę źle. Przez lata zmuszał własne ciało do podnoszenia się po tym jak wuj Vernon skończył się z nim zabawiać czy zabawa Dudleya w polowanie na Harry'ego dobiegła końca, ponieważ dotarcie do swojej komórki pod schodami, było równoznaczne z tym, że będzie mógł odpocząć. Lizać własne rany w samotności i płakać bez poczucia tego, że łzy są zakazane dla chłopców.

- Harry!

Syriusz był coraz bliżej. Harry czuł się jak zwierzę, które wpadło we wnyki - wiedział, że musiał uciekać, bo myśliwy zbliżał się z każdym krokiem, ale coś mu nie pozwalało ruszyć się z miejsca.

Ale zamiast Syriusza, zza kurtyny łez i kropli deszczu, który padał mu na twarz oraz okulary, zobaczył ogromnego, czarnego psa. Usłyszał jego popiskiwanie. Łapa miał skulony ogon między nogami i oklapnięte uszy.

Zieleń spotkała się z szarością.

Harry opuścił głowę i pozwolił, by jego ciałem wstrząsnął dreszcz, a serce zacisnęło się zbyt mocno z powodu bólu. Macki strachu znowu go otoczyły i wślizgnęły się bezpowrotnie do jego umysłu, nie pozwalając, by myślenie, że Syriusz okaże zrozumienie w ogóle stały się możliwością.

Łapa przeczołgał się w jego stronę i mokry nos dotknął rąk Harry'ego, które leżały płasko na piasku. Potter wziął drżący oddech, a zimne powietrze zaatakowało jego płuca. Chciał krzyczeć z powodu bólu i przepraszać, bo to jedyne co nauczył go wuj Vernon, kiedy bił go do nieprzytomności. Ale obiecał sobie kiedyś, że nigdy nie będzie błagać o wybaczenie z powodu tego, że nosił emblemat węża na piersi. Nie było powodu do wstydu, ponieważ był Ślizgonem z krwi i kości. Wiedział, że krzyki Syriusza nastąpią prędzej czy później, a on nie będąc w stanie się ruszyć i wszystkiego wysłucha, by później te słowa zainfekowały jego umysł niczym najlepsza trucizna.

- Dyrektor miał rację - wyszeptał Harry. W głosie było słychać gorycz, która wręcz paliła mu gardło i spalała zęby. - Moi rodzice nie byliby dumni z tego, że jestem Ślizgonem. Ty nie jesteś - powiedział wprost do Syriusza w animagicznej postaci.

Ale zanim rozpadł się na kawałki, a jego serce pękło z głośnym trzaskiem o ziemię, Harry poczuł jak czyjeś silne ramiona go oplatają z tyłu. Zapach czekolady zaatakował jego zmysły. Nie miał siły się wyrwać, ale zastygł w bezruchu na dłuższą chwilę. Nie był przyzwyczajony do uścisków (nie tylko tych, które oplatały go niczym ośmiornica, ale przede wszystkim takich, które niosły jasny przekaz, że są wypełnione miłością i poczuciem bezpieczeństwa). Remus Lupin właśnie go tak przytulał.

Harry przez to wszystko zupełnie nie zauważył, że Syriusz znowu przemienił się w człowieka.

- Dyrektor się myli, Harry. - Szorstki głos Syriusza zmieszał się z deszczem. - Jestem z ciebie dumny, mój szczeniaku. Z tego kim się stałeś, jaki jesteś i jak postępujesz.

Harry nie mógł w to uwierzyć. Nie. Syriusz kłamał - bezczelnie, patrząc prosto w zielone oczy Harry'ego, które były identyczne jak te należące do Lily i bez cienia wątpliwości w głosie, ale Potter wiedział, że jego ojciec chrzestny nie mówił prawdy. Nie mógł. Harry był gotowy (myślał, że był gotowy) na odrzucenie i nienawiść. Ale akceptacja i miłość, która wręcz wylewała się z różowych ust Syriusza nie były tym czego się spodziewał.

Harry pokręcił głową. Remus trzymał go tak samo mocno, jak wcześniej i jednocześnie przepędzał macki strachu, które powoli ześlizgiwały się z ciała Pottera i uciekały w popłochu jakby były uczulone na zapach czekolady, którym emanował Lupin.

A potem dołączył do nich Syriusz i Harry klęczał na mokrym piasku, ze łzami na policzkach i przyciśnięty do ciała obu mężczyzn. Zamiast stresu i dyskomfortu jedyne co czuł to ulgę, bo nawet jeśli nie docierało do niego wszystko, jedna myśl kłębiła mu się w głowie.

Dyrektor się mylił.

***

Potem wszystko ruszyło niczym mocno naoliwiony pociąg. Ale nie był to Hogwarts Express odjeżdżający z peronu 9 i 3/4, gdzie lokomotywa rozpędzała się na tyle powoli, by dzieci mogłoby machać stojącym rodzicom na peronie, w ramach pożegnania. To była jazda bez trzymanki i Harry nie spodziewał się, że mu się to tak spodoba. Zniknęła ta niepewność, która nie pozwalała mu się zrelaksować przy Łapie, a zastąpiła ją akceptacja, którą wręcz emanował starszy mężczyzna.

***

- Obiecuję Harry, że kiedy to się skończy to będziemy rodziną - powiedział pewnie Syriusz jakby wierzył w to każdą cząsteczką ciała i magii. Harry mu tego zazdrościł.

- Jedynymi osobami - zaczął mówić kiedy cisza się przeciągała, a Black niecierpliwić pod wpływem jego oceniającego spojrzenia, którego żaden nastolatek nie powinien posiadać. - Które mi coś obiecywały to wuj Vernon i profesor Snape. Ten pierwszy zawsze wrzeszczał, że tego pożałuje i nie robił nic tak dobrze jak spełnianie tych obietnic.

- A Snape?

Harry nie odpowiedział, a Syriusz nie naciskał. To było coś czym Potter nigdy nie chciał się podzielić. Sam Snape chyba nie miał do końca świadomości jak wypowiedziane przez niego słowa podczas ich pierwszej prawdziwej rozmowy, miały znaczenie dla Harry'ego. Jeśli dziecko takie jak Potter - wychowane w komórce pod schodami i z ciężkim oddechem wuja Vernona na karku oraz śmiechem Dudleya w oddali usłyszało, te kilka, tak bardzo, ważnych słów, to będzie dla niego jak obietnica nowego, lepszego życia. Co z tego, że te dwa dotychczasowe lata nauki w Hogwartcie nie były takie jak sobie wyobrażał, ale to zawsze dużo lepszy czas, niż ten spędzony z wujostwem.

- Jeśli więc masz zamiar mi coś obiecać - powiedział poważnym tonem Harry. - To musisz tę obietnicę spełnić. Dorośli przez większość życia mnie zawodzą, ale w spełnianiu obietnic są akurat całkiem nieźli.

***

Remus Lupin udzielił wywiadu jednej reporterce z Proroka Codziennego, która z dokładnością i wcześniej przygotowanym planem, opisała wszelkie wątpliwości i niedociągnięcia jakie tłoczyły się w sprawie Syriusza Blacka. Harry z zapartym tchem czytał następnego dnia artykuł i uśmiechnął się kiedy trafił na fragment gdzie Remus wytykał wszelkie błędy jakie Ministerstwo Magii popełniło dwanaście lat temu. Była mowa również o szkolnych latach Huncwtów i tego jak Syriusz wyrzekł się własnej rodziny, bo nie podzielał ich ideologii czystej krwi. Remus naprawdę dobrze to rozegrał, a opłacona reporterka dokładnie wiedziała jakie pytania zadań i co przemilczeć.

Pierwszy etap planu zakończony sukcesem.

Harry poczuł, że mógł oddychać nieco pewniej i brać głębsze oddechy niż kilka dni temu na tym opuszczonym placu zabaw, kiedy Remus trzymał go mocno. Zerknął na Syriusza, który spał w swojej psiej postaci zwinięty na kwiecistym fotelu.

- Udało się, szczeniaku - wyszeptał Remus z ciepłym uśmiechem na ustach i spowodował, że Harry odwrócił wzrok od Łapy. - Teraz tylko faza druga.

***

Harry odważył się narysować Remusa Lupina i Syriusza Blacka siedzących razem na kanapie, z filiżankami herbaty w dłoniach. Ujął ich rysy twarzy, blizny Remusa i falowane włosy Syriusza. Chciał namacalnego dowodu i pamiątki z tego mieszkania, bo wiedział, że nawet jeśli coś się nie uda, to są to chwile, które będzie chciał pamiętać.


***

Harry nie spodziewał się, że zakupy na ulicy Pokątnej mogą być czymś miłym. W zeszłym roku był tutaj z państwem Malfoy i Draco, co było równoznaczne z wejściem również na ulicę Śmiertelnego Noturnu, która oczarowała go swoim mrokiem, potęgą i unoszącym się zapachem śmierci.

Ale tegoroczne zakupy tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego pełne były Syriusza w swojej animagicznej postaci, który plątał się między nogami Harry'ego, lizał go po rękach i szczekał głośno na czarodziei, którzy mu się nie spodobali. Remus szedł obok nich w swojej tweedowej marynarce z łatami na łokciach i uśmiechem, który powodował, że jego blizny zniekształcały się jeszcze bardziej. Ale w oczach miał ten błysk, który był nie do pomylenia z czymś innym.

Harry zauważył, że również miał ten błysk, kiedy przymierzał nowe szaty u Madam Malkin. Gdyby nie rozległa blizna na twarzy w kształcie błyskawicy i okrągłe okulary, byłby w stanie powiedzieć, że to ktoś inny przed nim stał. Ten Harry z lustra nie miał siniaków na całym ciele, poodparzanych dłoni i obdartych kolan od szorowania schodów w domu wujostwa. Ten nowy Harry po tylu latach cierpienia miał błysk w oczach, ciepło w sercu i nadzieję na lepsze jutro. Jego ciała nie pokrywały siniaki, tylko ślady czułych gestów od Syriusza i Remusa. Zamiast macek strachu czuł silny uścisk miłości. Nie słyszał wyzwisk i kłamstw, a prawdę i komplementy.

- W jakim domu jesteś, kochanieńki? - zapytała Madam Malkin.

Ale zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Remus zrobił to za niego.

- Jest w Slytherinie - odpowiedział z dumą.

***


Petycję o rozpoczęcie procesu Syriusza Blacka podpisało trzy tysiące czarodziei, a wniosek został złożony do Wizengamotu.


***


Harry czekał, aż bańka szczęścia, w którą wpadł, pęknie z głośnym hukiem, a on upadnie boleśnie. Nic takiego jednak się nie stało. Ale czekał na to nerwowo i niespokojnie.

Wsiadł do pociągu i pierwszy raz miał możliwość pomachania komuś, kto z jego (i tylko jego) powodu stał na peronie 9 i 3/4. Remus stał z Łapą u swojego boku i machał mu na pożegnanie. Harry patrzył na to ze ściśniętym sercem, które biło mu szybko.

Kiedy pociąg ruszył, usiadł ciężko na swoim miejscu i czekał, aż przyjaciele do niego dołączą. Pragnął powiedzieć im wszystko co stało się w te wakacje. Jak bardzo jego życie się zmieniło i te zmiany nadal trwały. Wiedział, że nie miał prawa jeszcze świętować. Musiał dokończyć zadanie, ale wszystko szło dobrze i jeśli dobra passa się utrzyma, to Harry w końcu uwolni się na zawsze od Privet Drive, strachu i bólu.

- Potter.

Drzwi otworzyły się z hukiem, a Harry obrócił głowę w stronę hałasu. Zobaczył tam Blaise'a Zabiniego, Draco Malfoy'a i Teodora Notta. Jego przyjaciele tutaj byli.

- Cześć - odpowiedział z uśmiechem.




****


Jeszcze jeden rozdział i koniec historii.

W końcu dałam fragment, który kisiłam od bardzo dawna, a bardzo go lubię.

Do następnego,

Demetria1050

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro