Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24. Potrzebujemy wakacji!!!

Cameo:

# Fullmetal Alchemist

# Hetalia


Skład Brygady Kryzysowej: Harry, Naruto, Percy, Jack, Logan, Night, Vesy

OSTRZEŻENIE: PRZEKLEŃSTWA, KREW, PRZEMOC, KRAJOBÓJSTWO

*uchyla drzwi bunkra*

*yeet ten rozdział w eter*

*chowa się do bunkra*

#############

Następnie szósty rocznik Gryffindoru miał lekcję Transmutacji ze, zgadnijcie, Slytherinem. Bo oczywiście nie mogą mieć inaczej planu nawet jeśli profesor McGonagall wymagała tylko Zadowalajacego na SUM-ach by móc chodzić na jej zajęcia.

Aktualnie wchodzili w bardziej zaawansowaną transmutację. Dostali po klocku drewna i mieli z niego transmutować psa jako wstęp do transmutacji ludzkiej.

Night beznamiętnie patrzyła się w swój klocek, mrugając powieką i dalej (mimo ponad trzech miesięcy w Hogwarcie) nie mogąc zrozumieć jak czarodzieje mogą podchodzić tak błaho do stworzenia życia. Czy taki pies ma wszystkie potrzebne organy? Czy jego mózg działa jak powinien działać? Czy ma świadomość swojego istnienia?

Biorąc pod uwagę, ze transmutowane zwierzęta często są wykorzystywane w atakach typu kamikaze, jak wydawane są im rozkazy? Każde żywe stworzenie instynktownie chce przeżyć, jak jest to przełamywane?

Czy takie zwierzę po śmierci staje się na powrót drewnem? Gdzie wędruje jego świadomość po transmutacji z powrotem w materiał pierwotny?

Decydując, że ma gdzieś takie zabawy życiem splotła ręce na piersi i strzeliła focha.

Kilka ławek dalej Draco Malfoy borykał się z podobnym problemem. I podobnie go rozwiązał: nic nie robiąc. 

Night zerknęła na McGonagall. Profesor była zajęta, bo Pansy zmieniła swój klocek we wrony, które z radością zaczęły nękać Seamusa. Zaraz obok Theodore Nott borykał się z problemem w postaci duszącego się powietrzem rekina. Parvati obliczała za ile może sprzedać rzeczone drewno, Lavender na swoim kreśliła jakieś satanistyczne wzorki czerwoną farbą. 

Miejmy nadzieję, że to czerwona farba.

Hermionie coś dzisiaj nie szło, bo przez przypadek transmutowała drewno w papier. Zrezygnowana zaczęła kręcić origami, czekając aż profesor będzie w stanie jej pomóc. 

Mając czyste pole, Night śmignęła do ławki Draco. 

- Czemu nie transmutujesz? - zagadała, jak już wykopała Blaise'a z siedzenia obok. Marionetkarz się fochnął i poszedł męczyć Dean'a Thomasa. 

- Nie mogę. - odparł Ślizgon przez zaciśnięte zęby. Oparł brodę na splecionych rękach, przez co rękawy szaty mu się lekko obsunęły. Zauważył to i zaraz poprawił, ale Night zdążyła zauważyć metaliczny błysk - Jak pomyślę o tworzeniu życia to coś mi tu nie pasuje. Jeśli wszystko podlega zasadzie równowartej wymiany, to jak wymienić drewno na ciało? Podstawowe pierwiastki się zgadzają: wegiel, wodór, tlen i azot. Ale są w zupełnie innych stężeniach. Ponad to, co się równa życiu? Jeśli transmutować drewno w ciało, to skąd wziąć jaźń?

Night chwyciła się za brodę.

- No masz rację. Czym to się będzie różniło od nowo powstałego organizmu? Nawet jeśli ciało będzie dorosłe, to czy jaźń będzie też dorosła, czy jak u noworodka?

Dwójka pseudo-naukowców pogrążyło się w dyskusji i rosnącej górze notatek oraz diagramów.

Vesy przewróciła oczami na ten widok, uśmiechając się pod nosem. Po czym musiała wskoczyć na ławkę, bo Bragiński ze Slytherinu z drewna wyczarował małego niedźwiedzia grizzly. 

Dziesięć minut później McGonagall ogarnęła chaos i zauważyła, że dwójka uczniów nie ćwiczy, tylko siedzi przed rosnącym stosem kartek A5 w kratkę i coś do siebie szepcze. 

- Panno Blackheart, panie Malfoy, rozumiem, że państwo zadanie ukończyli? - oznajmiła głośno, stając przed ławką dwójki kujonów - Zatem zobaczmy, jakie poczyniliście rezultaty. 

Dwójka uczniów spojrzała po sobie. Malfoy złożył ręce jak do modlitwy.

- Onegaishimasu niech to zadziała - chwycił różdżkę, wypowiedział zaklęcie, tapnął nią swoje drewienko. 

Błysnęło, zadźwięczało jak metal o metal. A drewienko zmieniło się w metalową miniaturę samurajskiej zbroi. 

Dwójka uczniów i nauczycielka wytrzeszczyło patrzałki. 

- Przynajmniej coś się stało... - wymamrotał Draco w stanie szoku w skarpetkach. 

- Panno Blackheart? - McGonagall pierwsza się otrząsnęła. 

Night westchnęła, wyciągając pędzel i maczając go w kałamarzu Draco. Szybko machnęła dziwny symbol tuszem na drewnie, po czym zaczęła zawiązywać pieczęcie palcami. Trochę było trudno bez serdecznego palca w lewej dłoni, no ale dała radę. 

- Kuchiyose no Jutsu - wymamrotała pod nosem, plaskając dłonią w drewno. Buchnął dym, dało się słyszeć oburzony pisk. 

A z kłębu dymu wyskoczył turkusowy fenek z czerwonym rogiem pośrodku czoła. Wylądował z gracją na stole i zaczął wściekle ujadać. W akompaniamencie nawału powiadomień w telefonie Night. 

Tymczasem Blackheart zbierała szczękę z podłogi.

- Carbuncle? - lisek ani myślał się uciszyć, więc Night w końcu chwyciła go za pyszczek i siłą go uciszyła - Cicho, cholero, własnych myśli nie słyszę. Teraz jestem zajęta. Możemy pogadać wieczorem. 

- KRYĆ SIĘ! 

Uczniowie jak jeden mąż rzucili się pod ławki, słysząc ostrzeżenie Vesy. 

Zwłaszcza, że drewienko panny Daredevil zzieleniało (bynajmniej nie z zazdrości) i dostało nóg. Oraz rąk. Oraz kolców. I Syndromu Niespokojnych Nóg na dokładkę, bo jak oszalałe zaczęło biegać dookoła klasy, strzelając kolcami w co popadnie.

- Ves, jakim cudem z buku wyszedł ci kaktus?! - rzuciła Night do swojej najlepszej kumpeli, której jakoś zamiast psa wyszedł kaktuar. Pośpiesznie schowała Carbuncle'a za pazuchę, mimo głośnych protestów.

- Magię mam w genach!~ - odparła radośnie Vesy, używając Blaise'a jako prowizorycznej tarczy. 

Night posłała jej spojrzenie pod tytułem "czy ty kurwa ze mnie kpisz?".

- Przecież, twoi rodzice...

- Dokładnie!~ 

Hermiona przykleiła się do Peina, który jako jedyny miał na wszystko wyrąbane, bo miał dookoła siebie rozłożone pole grawitacyjne odpychające wszystko. Poza Hermioną najwyraźniej. 

Reszta braci próbowała się jakoś bronić, ale kaktus okazał się za szybki. I wtedy zaczęły się cyrki, bo igły kaktuara są pokryte substancją wywołującą pomieszanie zmysłów. 

Więc pół uczniów biegała jak opętana wbijając się w ściany, ławki i krzesła. Parvati i Lavender goniły kaktuara, jedna żeby go sprzedać a druga by poświęcić go "Jashin-sama". Dean Thomas odwalał zaawansowany breakdance, próbując unikać igieł. Które i tak go przenikały jakby był duchem.

Theodore Nott trzymał swojego transmutowanego rekina za ogon i udawał że jest mieczem. Pansy Parkinson groźnie patrzyła na kaktuara i mamrotała coś o baka otouto. 

Ardyn z wrzaskiem zabunkrował się za katedrą profesor McGonagall do spółki z Seamusem w siódmym niebie, paplającym coś o sztuce.

W końcu profesor McGonagall dała radę unieruchomić żywego kaktusa, ku rozpaczy Parvati i Lavender zmieniając go z powrotem w kawałek drewna. 

W sam raz na przerwę.

I podwójne Eliksiry. Ze Slytherinem, bo z jakim innym domem?

Zaczęło się niewinnie. Ot, Snape wciąż był wredny bez powodu, Blaise próbował po kryjomu pichcić trucizny, Dean zamiast Wywar Żywej Śmierci robił lizaki, Lavender z bardzo alarmującym entuzjazmem patroszyła pancernika, a Night gotowała potki lecznicze.

Zwykła środa.

Prawo Murphy'go się kłania.

Bo nie minęło pół godziny, a dało się słyszeć głośny brzdęk. 

Oczy wszystkich skierowały się w stronę Oleny  ze Slytherinu, nad którą górował niczym wieżowiec Ivan, chowając ją w swoim cieniu. Kociołek Oleny leżał na podłodze, wywrócony przez uśmiechającego się jak psychopata Bragińskiego. 

Profesor Snape podniósł głowę znad katedry, zauważył krawat Slytherinu i dał se siana.

- Co ty robisz? - spytała zszokowana Olena.

- Stań się jednym z Matką Rosją albo zginiesz. - wycedził Ivan głosem lodowatym niczym Syberia, wciąż mając na twarzy ten swój cholerny uśmieszek. 

Cała klasa zgodnie pomyślała "co do jasnej cholery, Ivan?". Vesy podniosła głowę znad kociołka.

- Jeśli myślisz, że się poddam bez walki to się udław własnym kranem! - wycedziła Olena, od razu przechodząc do kontrataku.

- Jak tak śmiesz się odzywać do brata! - wrzasnęła Natalia Arlovskaya trzy ławki dalej, zrywając się do pionu w całej swojej białoruskiej chwale. 

- A ty czemu stoisz po jego stronie?! - odparowała Olena, również wstając - Nie widzisz co ta Czerwona Zaraza próbuje zrobić?!

Uśmiech Ivana tylko bardziej się poszerzył.

- Wkrótce wszyscy staniecie się jednym z Matką Rosją~ Nie macie innego wyboru~ Nam się to należy~  

Vesy złamała w palcach ołówek.

W ciszy ten dźwięk zabrzmiał jak wystrzał.

- Mirror, mirror on the wall~ - żółte oczy wbiły się w Ivana - I make sure you crack and fall~ 

Night, próbując choć raz być tą odpowiedzialną, założyła Vesy chwyt od tyłu.

- Ves, uspokój się - mimo spokoju w głosie Night wbijała wzrokowe sztylety w uśmiechającego się Bragińskiego, cicho prowokując go by ją wkurzył - Miałaś już takie odpały w 2016, 2012, 2008, 2005, '97, '95, '92, '89, a osobliwie w '66. I naprawdę nie potrzebujemy żebyś to robiła w 2022. 

Ivan palnął coś po rosyjsku. 

Nikt nie wiedział co, ale po minach Night i Vesy można się było domyśleć.

Night puściła Ves.

Vesy puściła się biegiem, wybijając się i zasadzając Rosji kopniaka w podbródek. Bragiński odleciał do tyłu, ciągnięty prawami Newtona. 

Vesy obróciła się w powietrzu i doprawiła mu Batarangiem między oczy. 

Trysnęła krew.

A Wania z chlupotem wylądował w zawartości kociołka Oleny. 

Syknęła wściekła reakcja chemiczna, topiąc już martwe zwłoki Iwana.

- NIEEEE! - wrzasnęła Białoruś, przerywając martwą ciszę (to już nie była martwa cisza, ta cisza żyła własnym życiem!~) - Braciszku!!!

Podbiegła do rozkładającego się w zatrważającym tempie ciała, nie bacząc na własne bezpieczeństwo. Najwyraźniej nie brała udziału w zajęciach EDB~

- Ja bym tego nie robiłaaaaa... - Ves przycichła widząc, jak Białoruś też zaczyna się topić - No głupia, no. 

- Chyba coś powinniśmy zrobić... - wymamrotał Harry, sam jakoś się nie paląc do pomocy.

- Nom... chyba tak... - dodała Lavender.

- Szlag, teraz ich nie sprzedam... - Parvati skreślała coś w swoich notatkach - Wiecie ile ciało jest warte na czarnym rynku?

- Mogłem z nich zrobić marionetki... teraz już za późno.. - Blaise beznamiętnie oglądał koniec reakcji. 

Reszta klasy też jakoś nie pałała chęcią pomocy. 

I tak oto zakończył się żywot Ivana Bragińskiego, zwanego Rosją, oraz Natalii Arloveskayi, zwanej Białorusią.

- Co tu się stało? - rozległ się słodki (tak naprawdę to nie) głosik psorka od Eliksirów, wkurzonego jak jasna cholera. Zdjął oczy z tej bandy niekompetentnych mazgajów na parę sekund i już gdzieś mu wsiąknęli dwaj Ślizgoni. 

Ves zaczęła przekładać batarang pomiędzy palcami. Uśmiech Jokera wykwitł na jej twarzy.

- Krajobójstwo~ 

Snape skupił swoją uwagę na Vesy ze skupieniem godnym charta czującego trop zwierzyny. Zmrużył "groźnie" oczy, wyglądając jakby potrzebował okularów grubości denka od butelki. 

- Coś. Ty. Zrobiła. - wysyczał pytający tonem - I skąd masz nóż.

- Oh, małe morderstwo~ - Vesy bezceremonialnie wbiła się w personalną przestrzeń psorka, patrząc na niego z góry mimo różnicy wzrostu - A jeśli chodzi o Batarang... to jestem z Gotham, wiesz ile Nietoperz gubi ich tygodniowo? Dużo. Na tyle dużo, ze chyba każdy w mieście ma co najmniej trzy~ 

Okropny grymas wykrzywił (jeszcze bardziej niż zwykle) twarz Snape'a.

- Pakuj się, Daredevil. Wylatujesz stad jak tylko zgłoszę to dyrektorowi.

- To ty nic nie rozumiesz, profesorze~ - uśmiech Vesy rozciągnął się poza granice ludzkiej anatomii, odsłaniając ostre kły - Wiesz kim jestem? Jestem cholerną córką cholernego Jokera. Jeśli mi choć włos z głowy spadnie, to mój ojciec cię dopadnie, będzie torturował, po czym cię zabije w baaaardzo bolesny sposób. - tutaj się nachyliła mu do ucha, nagle na tyle wysoka by móc to zrobić i ściszyła głos do szeptu - No chyba, że wcześniej znajdzie cię mój drugi ojciec. Wtedy nie zginiesz, lecz spotka cię los gorszy od śmierci. Mój drugi ojciec cię zniszczy. W każdy tego słowa znaczeniu. Emocjonalnie, psychologicznie, finansowo, społecznie. Będziesz błagał o śmierć, a on ci jej odmówi.

Zadzwonił dzwonek na przerwę. Vesy odkleiła się od Snape'a, wracając do zwykłej siebie.

- Do widzenia psorze!~ - zawołała do zamurowanego Snape'a, kiedy zarzuciła sobie Night na barana i razem z resztą Brygady Kryzysowej wybyła na przerwę. 

Kiedy wychodzili z lochów Vesy powiedziała co każdy miał na myśli:

- Wiecie co? Potrzebujemy wakacji.

***

# Tymczasem w Bardzo Tajnym Głównym Sztabie Śmierciożerców.... nie oszukujmy się, wszyscy wiemy, że to Malfoy Manor.

- Jesteś pewien, że wykonasz to zadanie?

- Oczywiście, milordzie. Tak jak mówiłem, to Night Blackheart powinieneś się przejmować. I tak się składa, że tylko ja jeden jestem w stanie ją zabić.

- Idź. I lepiej nie zawiedź Lorda Voldemorta. Nie toleruję porażek.

- Nie śmiałbym Cię zawieść, milordzie.

###################

17.09.2022

*Onegaishimasu - jap. błagam

*Kuchiyose no Jutsu - jap. Technika Przywołania

Carbuncle:

Kaktuar:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro