Rozdział 2. Totalnie Normalne Rozmowy w Pociągu
UWAGA!
Zawiera spojlery z wielu publikacji!
Lista dzieł zapożyczonych:
# Final Fantasy XV
# Devil May Cry 1-5
# Naruto oraz Naruto Shippuden [bez Boruto]
# Strażnicy Marzeń
# X-Men oraz Wolverine
Cameo:
# Overwatch
# Genshin Impact
Imię - Blah blah blah - chat myślowy
OSTRZEŻENIE: przekleństwa [na razie]
PS: głównie wzoruję się na książkach HP, nie na filmach
############
Dość powiedzieć, że po zakończeniu opowieści Pottera (i Ginny, która dodawała wstawki komentatorskie) sporo było zbierania szczęk z podłogi. Jedyna widoczna brew Night uniosła się o całe dwa milimetry do góry, co było w jej wykonaniu równoznaczne z wytrzeszczonymi oczami i szczęką na podłodze.
— To ja mam tylko jedno pytanie — Naruto skrzyżował ręce na piersi — CO DO MADARY??? To bardziej poplątane niż fabuła "Mody na Sukces"! Mózg mi się przegrzał!
— Skąd znasz "Modę na Sukces"? — jedyna widoczna brew Night podjechała kolejne dwa centymetry wyżej kiedy skierowała wzrok na blondyna. Jack przytomnie poratował Naruto, kładąc mu na głowę bryłę lodu. Za trzy sekundy z lodu nic nie zostało.
— Nie wiem co to "Moda na Sukces", ale tak wygląda sytuacja. Jesteśmy w przysłowiowej dupie i nie mamy bladego pojęcia jak z niej się wygrzebać — Ginny zjechała tak nisko w fotelu, że praktycznie siedziała na podłodze. — Znając Harry'ego będzie chciał to wszystko wziąć na siebie i trzeba będzie go ratować.
— Hej!
— Co Harry odwalił i od czego trzeba go ratować? — padło od strony drzwi do przedziału, w których właśnie stanęła Hermiona z Ronem zapuszczającym jej żurawia przez ramię. Nie, że bardzo musiał się wysilać, przewyższał ją o dobre pół głowy.
— Na razie jeszcze nic, wtajemniczaliśmy nowych znajomych w sytuację — Ginny omiotła ręką przedział, poprawiając się na siedzeniu — Jak tam spotkanie prefektów? Malfoy bardzo psioczył?
— Był jakiś taki zaskakująco przygaszony. — Hermiona padła obok Ginny, Ron usiadł koło Harry'ego. Pan Potter głośno i teatralnie wciągnął powietrze, przesadnie okazując szok.
— Musi coś kombinować!
Ron i Hermiona, jak jeden mąż odwrócili głowy w stronę trzeciego członka Złotego Trio i z rozdrażnieniem przechodzącym w antyczne zmęczenia, w idealnej synchronizacji huknęli:
— Harry, nie!
— Harry tak! — odparł Harry, szczerząc zęby w uśmieszku.
— A~ Szkolne nemezis~ — zamruczała wręcz Night, podpierając podbródek na dłoni i uśmiechając się krzywo — Kochasz go i nienawidzisz, ale nie zapomnisz go nigdy~
Co zwróciło na nią uwagę dwójki prefektów, którzy przez sekundę patrzyli osłupieni na wyraźnie nieludzko wyglądająca osobę. Uśmiech Night powoli się poszerzył do granicy ludzkich możliwości. Zatrzepotała lewym uchem, aż rozbrzęczał się maleńki, srebrny dzwoneczek w kolczyku na samym jego koniuszku.
Wesołe dzyń-dzyń wyrwało dwójkę prefektów z osłupienia.
— Kim/Czym jesteś? — zapytali jednocześnie na dwa głosy.
— Jestem Night. — odparła właścicielka imienia z aurą samozadowolenia. Jack zaczął chichotać w rękaw, Logan wyglądał, jakby powstrzymywał głupawkę siłą woli. Naruto wsadził twarz w swoją książkę i próbował nią zdusić śmiech.
Harry miał wrażenie, jakoby omijał go jakiś wewnętrzny żart.
— Jesteś wampirem? — zapytała Hermiona entuzjastycznie — Jesteś blada, wychudzona i masz długie kły, więc pasuje. Nie martw się, na podstawie Wytycznych w sprawie traktowania nieczarodziejskich, częściowo ludzkich istot...
— Hermiona, wampiry nie mają takich długich uszu, raczej jest elfem. — wtrącił Ron
— Elfy nie istnieją. — odparowała Hermiona, z pewnością osoby, która przeczytała wszystkie książki z hogwardzkiej biblioteki. Dwa razy.
— Dobrze, że ciebie Fëanor nie słyszy, bo ło-bogowie, strzeliłby focha trwającego tak z dwie Ery i parę królobójstw oraz wygłosiłby kazanie na pięćset stron. W zestawie z ilustracjami. — Night zgasiła ją szybciej niż poseł świecznik.
Naruto i Jack już się nie kryli z głupawką, otarcie zanosząc się śmiechem i usiłując utrzymać żebra w jednym kawałku. Logan ukrył twarz w dłoni, co kompletne nie ukrywało jego podrygujących od śmiechu barków.
Night wyglądała jak kot co się dobrał do kanarka. Albo do kocimiętki.
— To czym jesteś? — spytał Ron z ciekawości.
— Jesteśmy studentami z wymiany, z wyjątkiem Jack'a, on dopiero odkrył magię — Logan ratował sytuację, jako jedyny trzeźwo myślący/normalny w obecnym towarzystwie — Jestem Logan, blondasek próbujący się naćpać książką to Naruto.
— Hej! — Naruto wyraził swój sprzeciw, wyciągając twarz spomiędzy kartek.
— Hermiona Granger, to jest Ron Weasley, jesteśmy prefektami Gryffindoru oraz mózgiem i zdrowym rozsądkiem tego tu wariata — to mówiąc wskazała Harry'ego, który dramatycznie chwycił się za pierś z przesadnie obrażoną miną.
— Chyba chciałaś powiedzieć "szlama" oraz "zdrajca krwi" Granger, ale czego się spodziewać po brudnej krwi.
Głowy obróciły się w stronę otwartych drzwi do przedziału, gdzie w najlepsze stał sobie pewien blondasek z zielonym krawatem i szydzącym wyrazem twarzy. Szare oczęta na chwilę błysnęły zaskoczeniem, widząc Harry'ego z różowymi włosami.
— Co jest, Potter, za mało ci uwagi? Jeśli chciałeś uwydatnić swoją głupią bliznę i głupie oczy to mogłeś się zrobić na rudo. Przynajmniej byś się wtopił w tabuny Weasleyów.
Harry uniósł jedną brew do góry, (zaciskając dłoń na ramieniu Rona i siłą powstrzymując go od przywalenia Ślizgonowi w twarz) bardziej rozczarowany niż oczarowany przytykiem Draco. Czerwone włosy w przypadku Harry'ego kompletnie odpadały, nie zamierzał wyglądać jak męska wersja swojej matki. Już gotował odpowiedni docinek, kiedy zwrócił uwagę na wygląd Malfoya, ale tak naprawdę. Przez ich wieloletnią rywalizację dobrze znał Malfoya, i można by pomyśleć, że powrót największego Mrocznego Czarodzieja ich czasów tchnie wiatr w żagle Draco. A zapowiadało się, że stało się zupełnie odwrotnie. Malfoy był bledszy niż zwykle (co było wyczynem samym w sobie, tylko Night i Voldemort, oboje trupiobladzi, dorównywali karnacją Draco), srebrno-blond włosy miał lekko zaniedbane. Pod oczami czaił się cień worów, jakby Pan Perfekcyjny Ślizgon nie mógł się wyspać. Oraz najważniejsze, stał w taki sposób, że nieświadomie chronił lewą rękę. Jakby była zraniona.
Zmieniając strategię i darując sobie zjadliwą kpinę, rzucił tylko rzeczowym tonem:
— Malfoy, z łaski swej wykop się za drzwi. Chyba, że chcesz powtórkę z czerwca.
Malfoy się skrzywił na wspomnienie, jak to w pociągu powrotnym z Hogwartu on z Crabbem i Goylem zaczaili się na Harry'ego, gdy ten wracał z toalety. Pech chciał, że zasadzkę urządzili tuż obok przedziału pełnego członków Gwardii Dumbledore'a. Skończyło się tak, że GD narzucało na Ślizgonów tyle uroków i przekleństw, że resztę drogi do Londynu skończyli na półce bagażowej, przypominając bardziej przerośnięte i kolorowe ślimaki. Bezmuszlowe na dodatek.
— A co, bez przyjaciół już nie jesteś taki twardy, co Potter? Chyba nie muszę ci przypominać, że przewyższam cię w szkolnej hierarchii? Chyba nie chcesz zarobić minusowych punktów już pierwszego dnia? Jakże to byłby wielki cios dla was, głupków myślących tylko i wyłącznie pięściami. — zadrwił, zadzierając nosa i próbując zachować twarz. Jednocześnie dyskretnie, acz uważnie zlustrował czworo nowych uczniów, zbyt starych jak na pierwszy rok.
— O, a co, boisz się, że wygramy Puchar Domów? — Ron zaśmiał się, szczerząc zęby w niemiłym uśmiechu — O nie, leć płakać do Snape'a, jeszcze nie odjął nam punktów za poprawnie wykonane eliksiry.
— A ja chciałabym ci przypomnieć, ze już nie ma Brygady Inkwizycyjnej, więc jesteś tylko prefektem. Tak samo, jak ja oraz Ron. — dodała zimno Hermiona.
— Jak chcesz się bić, to chętnie ci przypomnę nasze ostatnie starcie — Ginny się wyszczerzyła — Jeden upiorogacek dla pana Malfoya zaraz gotowy~
Mina Draco wyrażała więcej niż tysiąc słów.
— To jeszcze nie koniec, Potter. Masz szczęście, że w tym roku mam ważniejsze sprawy niż ty — warknął Malfoy, chwytając klamkę od drzwi i wycofując się z przedziału.
— Na workowate gacie Merlina — Ron parsknął dramatycznie za Ślizgonem — Świat się kończy, jeśli odpuszczasz drażnienie się z Harrym!~
Malfoy trzasnął drzwiami, zamykając je z większą siłą niż to było potrzebne. Sekundę później Harry, Ron, Hermiona oraz Ginny razem głośno odetchnęli. Harry przeczesał dłonią włosy, czując pod palcami lakier i żel. Oraz wreszcie puścił Rona, już nie martwiąc się o ewentualne złamane Ślizgońskie nosy.
— Na gacie Merlina, przypomnijcie mi dlaczego Dumbledore mianował Malfoya prefektem? Czemu nie mianował kogoś spokojniejszego i mniej wrednego, jak Blaise Zabini? — westchnął.
Jack - Czemu od razu nie Krystynę Czubównę?
Night szybko wypuściła powietrze nosem, co brzmiało nieco jak prychnięcie a odrobinę jakby próbowała odetkać nos podczas kataru. Na szczęście Jack znał ją trochę dłużej i wiedział, że ta drobna reakcja to odpowiednik parsknięcia śmiechem u kogokolwiek innego.
— Mówiąc o Dumbledorze — Ron zmarszczył brwi, zwracając uwagę na parę niepasujących elementów układanki — Wciąż jest dyrektorem Hogwartu? Bo myślałem, że po tej całej nieudanej akcji w Departamencie Tajemnic Ministerstwo mianuje nowego.
— Chyba musiał się dogadać z Ministrem. Tiara Przydziału siedzi w gabinecie dyrektorskim, bez niej nie odbędzie się Ceremonia Przydziału.
— Co ma piernik do wiatraka? — Logan przerwał wywód Hermiony, nie rozumiejąc kontekstu.
— Ceremonia Przydziału jest kluczowym elementem rozpoczęcia nauki w Hogwarcie — Hermiona pospieszyła z wyjaśnieniami — Bez Tiary nie można przydzielić uczniów do domów. Tiara przez resztę czasu siedzi w gabinecie dyrektora. W zeszłym roku Ministerstwo próbowało zastąpić Dumbledore'a Umbridge, z marnym skutkiem. W rezultacie gabinet dyrektora się zamknął na cztery spusty i nikt nie umiał go otworzyć.
— Aaa, utknęli między młotem a kowadłem. Czaję, czaję — Naruto pokiwał poważnie głową, krzyżując ręce na piersi. Hermionie przez moment mocniej zabiło serce, gdyż niemal zapomniała o istnieniu blondyna.
Ponieważ nikt już nie miał ochoty na poważne rozmowy, Ginny wyjęła talię kart i zaproponowała parę rund Eksplodującego Durnia. Już po paru rundach dało o sobie znać szczęście Naruto, bo praktycznie zawsze wygrywał. Kiedy Eksplodujacy Dureń im się znudził, a zostało jeszcze dobrych parę godzin drogi, Night zaproponowała grę w Uno.
W zasadzie, Harry miło spędził całą podróż pociągiem. Żadnych dementorów, nie spóźnił się, żadnych śmierciożerców, o co się najbardziej martwił.
Już niedługo się ściemniło, musieli się przebrać w szkolne szaty, a Ekspres powoli wtoczył się na Stację Hogsmeade.
Uczniowie zaczęli wyskakiwać z wagonów i zmierzać w stronę zaprzężonych w testrale karet, albo, jak większość była przekonana, zaczarowanych powozów jeżdżących samodzielnie.
Pech chciał, że podczas wychodzenia z pociągu pod Night się ugięła noga z metalowym wichajstrem owiniętym dookoła kolana (ortezą, ale czarodzieje raczej nie wiedzieli co to jest) i wywinęła widowiskowego orła.
- KURWA JEGO JEBANA MAĆ! - zaklęła szpetnie poprawną polszczyzną, wypluwając z ust swoje włosy i pierwsze opadłe liście. Czyli nikt nie zrozumiał co powiedziała, ale ewidentnie była to wiązanka przekleństw.
— Żyjesz? — spytał Harry, podając jej dłoń i pomagając jej wstać.
— Nie, umarło mi się kilka wieków temu i tylko nawiedzam swojego trupa — odparła Night kompletnie poważnym tonem. Szybko otrzepała się z ziemi, trzepocąc połami szkolnej szaty.
— Ale to niemożliwe — zauważyła Hermiona, zamierając z nogą na stopniu karety i odwracając się w ich stronę — Nekromancja to jedna z najczarniejszych sztuk magicznych znanych czarodziejom, a wszelkie jej próby są skazane na porażkę.
— Miej trochę wiary — rzekła Night, monotonnie i z kamienną twarzą — Są takie rzeczy na niebie i ziemi o których nie śniło się waszym filozofom.
Hermiona otaksowała wzrokiem nową znajomą, próbując zrozumieć czy ta jest poważna czy nie.
— Night, przecież wiesz, że zwykli ludzie nie umieją rozpoznać, kiedy żartujesz! — zawołał Logan, stojąc dwa metry dalej i jak gdyby nigdy nic głaszcząc testrala po grzywie.
— Albo kiedy wali sarkazmem, albo kiedy wskazuje rzeczy tak oczywiste, że ślepy by zauważył — Jack wyliczał na palcach, siedząc już w środku karety — Albo kiedy odczuwa jakąkolwiek emocję, albo kiedy nie wyolbrzymia teatralnie swoich reakcji, albo kiedy nie próbuje kogoś przestraszyć, albo generalnie cały czas. — wyciągnął rękę i poklepał Hermionę przepraszająco po ramieniu — Nie przejmuj się, Nighti cierpi na ciężki przypadek paraliżu twarzowego powszechnie znanego jako "resting b!tch face". Oraz generalnie na brak serca. Więc nie bierz tego do siebie.
Jakoś dali radę się zapakować do powozów (Logana trzeba było odklejać od testrala) i już wkrótce mknęli drogą w stronę majaczącego w oddali zamku.
################
Trochę matmy i tyrada:
Jeśli wojna z Voldemortem trwała jedenaście lat, a tata Harry'ego umarł mając 21 lat (1981), to zaczęła się kiedy James miał 10 lat (1970).
Zakon Feniksa został założony w 1970.
Eeeeee, coś mi tu nie klika.
Jak zaczęła się w ogóle ta wojna? Pierwszym atakiem Tomcia? Tomcio wpadł do Hogwartu/ Ministerstwa i oficjalnie ogłosił wojnę? Rzucił rękawicę?
I dlaczego, do jasnej ciasnej, głownie walczyli z nim cywile wcieleni do podziemnej organizacji Dumbledore'a zaraz po ukończeniu szkoły? A nie, no wiecie, AURORZY? Ja wiem, aurorzy współpracowali z Zakonem, ale to nie zmienia faktu, że walczyła obrona cywilna.
A tych cywilów rekrutował ich własny szkolny dyrektor (pewnie jeszcze jako nastolatków, nie ważne co Rowling mówi, siedemnaście lat to WCIĄŻ DZIECKO!) świeżo po szkole!
Poza tym, łał, trwa wojna w najlepsze, a w Hogwarcie sielanka! Uczniowie się zrzeszają w grupę i nazywają śmierciożercami, przeklinają innych uczniów, wymyślają klątwy (patrzę na ciebie, Smarkeus!) i nikt nic z tym nie robi.
Patrz: HP i Insygnia Śmierci, rozmowa Lily i Snape'a pod portretem Grubej Damy. Książka, bo film nie zawiera tej sceny.
A to niby Huncwoci to chuje. (Biorąc pod uwagę, że chodzili do szkoły z Wewnętrznym Kręgiem Tomcia Zagadki.... daje to pewną perspektywę)
PS: Na zdjęciu z "pierwszym składem Zakonu Feniksa" mamy Huncwotów i Lily Evans. Coś mi się tu nie zgadza z matmą.
PPS: W mediach mamy Nighti mojego autorstwa podczas rozmowy o szkolnej nemezis :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro