Rozdział 19. Co my jesteśmy, Komisja Do Spraw Kryzysowych?!
UWAGA!
Zawiera spoilery z różnych publikacji
Spoilery pochodzą z:
# Harry Potter
# Jak wytresować smoka, część 1 i 2 (bez HTTYD 3)
# Strażnicy Marzeń oraz lore z serii książek "Guardians of the Childhood"
# Naruto/ Naruto Shipppuuden (ban na wszystko związane z "Boruto")
# Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy + Olimpijscy Herosi
# X-Men Geneza Wolverine, X-Men
# Batman
# Yu-Gi-Oh!
# Auta 1-3
# Shingeki no Kyojin
# Legend of Zelda
# Kuroko no Basket
# Boku no Hero Academia
# Ansatsu Kyoshintsu
OSTRZEŻENIE: przekleństwa, krew, przemoc, yaoi, motywy LGBTQ+, fandomów wiele
###################################################################
Na jednym z czarnych koni siedziała (jak oryginalnie) czarna postać. Mężczyzna o czarnych włosach, ubrany w czarną szatę. Jego złote oczy wierciły dziury w Jack'u.
Jack lekceważąco oparł się na swojej lasce, dalej świecąc gołą klatą.
- Więc, co cię tu sprowadza? Bo chyba nie przyjacielskie spotkanie po siedmiu latach~
Zadziwiająco przystojną twarz mężczyzny wykrzywił grymas wściekłości. Po czym zawitał na niej przebiegły uśmieszek. Zbijając Jack'a z pantałyku.
- Wiesz, Jack, długo się zastanawiałem nad twoim wyczynem tej nocy, kiedy zabiłem drogiego Sandersona...
- Ale dzieci go uratowały. - wciął się Frost.
- I wreszcie doszedłem do zaskakującej konkluzji - mężczyzna ciągnął dalej, niewzruszony. Jego głos, niewiele głośniejszy od szeptu i gładki jak aksamit, miał w sobie ukrytą moc. Nie musiał się wysilać, by usłyszała go cała klasa zebrana na błoniach.
- No to podziel się z klasą - padło od kłębka smoko-ludzkiego, a raczej od profesora Haddocka, ledwo widocznego spod smoczego skrzydła. Tannløs mocniej zacisnął się wokół Czkawki, warcząc. Na jego ciele powoli pokazały się świecące niebieskie znamiona. Czkawka trzymał w ręku rękojeść bez ostrza, z palcem nad guzikiem aktywującym płomienną klingę.
Mroczna, rozbawiona ekspresja ani na moment nie zeszła z twarzy Mroka, kiedy ten odwrócił twarz w stronę Wikinga.
- Chłopiec, którego zdrowie psychiczne polega w całości na niegdyś bezmyślnej bestii... fascynujące. Jak ty funkcjonujesz z tak ogromnym strachem ciążącym ci nad głową?~ Strach przed byciem odrzuconym, porzuconym... strach przed nieubłaganym rozstaniem z najlepszym przyjacielem?~ Przytul swojego przyjaciela i nie bój się~ Właśnie miałem przejść do wyjaśniania~
- No i nie wyjaśniasz. - odbiła piłeczkę Vesy, z wyłączoną piłą łańcuchową na ramieniu. Posłała jeden ze swoich jokerowych uśmiechów do Jack'a, a Frost spojrzał z pewnością siebie w oczy Mroka.
- Jak widzisz, Mrok, jest sześciu na jednego...
- Chwila moment.
Percy wyciągnął przed siebie rękę z gestem STOP. Z zamieszaniem w oczach policzył osoby stojące najbliżej Koszmarów. Nikogo nie zdziwi fakt, że zespół osób broniących tyłki Hogwardczykom przed Księciem Koszmarów składał się z:
1. Jack'a Frosta
2. Logana Howletta
3. Percy'ego Jacksona
4. Reapera w ciele Neku Sakuraby
5. Vesy Daredevil, gotowej komuś skopać dupę na trzynaście sposobów
6. Jakiegoś blondynka w czerwonym szaliku, wyraźnie chorego i wściekłego
7. Izuku Midoryi iskrzącego energią
8. trójki Ślizgonów, czyli Diany, Clarka i Bruce'a
9. Czkawki i Tannløsa w trybie Alfy
10. Naruto
Reszta klasy odsunęła się ze strefy rażenia i bezpiecznie schowana za Bijącą Wierzbą oraz mgłą starała się nie przyciągać uwagi. Draco starał się dołączyć do walki, ale Seamus oraz Blaise trzymali go za ręce i nie puszczali. Hermiona rozstawiała dookoła zaklęcia obronne, jako jedyna z trzema szarymi komórkami w grupie. Brendon, uzbrojony w tasak i patelnię, dzielnie strzegł tego żłobka.
Percy poczuł wewnątrz siebie początki sztormu tysiąclecia. Jego twarz była w tym momencie idealnym przykładem "marsowego oblicza".
- Dlaczego, kiedy sytuacja leci za łeb na szyję z klifu, to zawsze my musimy sprzątać tą Stajnię Augiasza?! Co my jesteśmy?! Komisja Do Spraw Kryzysowych?
- Jesteśmy.... Brygada Kryzysowa! - Vesy olśniło.
Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę. Jej szczęśliwa aura zrobiła dziurę w ponurej atmosferze. Mrok został totalnie zbity z pantałyku.
- Przeszkadzam w czymś?~ - zapytał z nutką groźby. Która kompletnie nie dotarła do Kółka Wzajemnej Adoracji w postaci Brygady Kryzysowej, która niczym banda chibi rodem z Hetalii.... robiła harmider.
- Tak, przeszkadzasz. Ić pan sobie. - ostra riposta przecięła atmosferę jak klinga z najczystszego lodu. Jack uraczył lodowym spojrzeniem Mroka, po czym go zlekceważył.
- "Jack: Vesy, zepsułaś!"
- "Vesy: Uuuuuuuups?"
- "Naruto: To aż takie ważne, żeby nie być w tej samej brygadzie?"
- "Logan: Lisiek, żadne z nas nie jest nawet w tej samej ZAŁODZE, a co dopiero w brygadzie"
- "Reaper: O co chodzi z załogami i brygadami? Bo znowu przestaliście mieć sens."
Książę Koszmarów teatralnie westchnął, po czym sięgnął pod swój płaszcz.
- Więc nie rozpoznajesz.... - coś błysnęło w jego ręce, jak światło odbite w soplu lodu - ...tego?
Banda chibi przestała się tarabanić. Jack rzucił spojrzeniem, z zamiarem dalszego zignorowania... i zamarzł. Jego oczy rozszerzyły się w szoku, wzrok odmówił odklejenia się od przedmiotu w dłoni Mroka.
- Jack, co się dziej..... - Logan również zamarł. Uwaga wszystkich z nowo nazwanej Brygady Kryzysowej została przykuta do mężczyzny ujeżdżającego Koszmar. Do przedmiotu, który trzymał w dłoni.
Uśmieszek znów zagościł na twarzy Mroka. Znów miał ich niepodzielną uwagę.
- Skąd... ty to masz?! - wyszeptał Jack. Błękitny blask jego laski przygasł, uścisk palców na drewnie się rozluźnił.
- Nie wiesz?~ - Mrok dziecięco przekrzywił głowę w bok - Wszak to ty mi go podarowałeś~ A raczej... wbiłeś go we mnie aż po rękojeść~
W dłoni Księcia Koszmarów błyszczało kryształowe ostrze. Ukształtowane jak skrystalizowana łza, mające rozmiar sztyletu.
Jack znał to ostrze. Jego dłonie pamiętały jego rękojeść. Wiedział, że powstało z prawdziwej łzy. I z tym ostrzem wiązała się przysięga.
- Jesteś tak potężny, Jack, ponieważ nigdy nie byłeś człowiekiem~ Zostałeś wybrany przez Księżyc na długo, zanim wpadłeś do tego jeziora i utonąłeś~
Reaper poczuł, jak zimy dreszcz przeszedł mu po kręgosłupie. Jack... umarł? Utonął w jeziorze. Reaper chciał krzyknąć, wstrząsnąć Jack'iem, żeby ten zaprzeczył. Żeby słowa Mroka okazały się być kłamstwem. Żeby mroczny mężczyzna przestał mówić, zatrzymać ten potok słów. Żeby ktokolwiek zrobił cokolwiek.
Ale cała Brygada stała jak zamieniona w lodowe statuy. Przerzedzająca się, poranna mgła tylko dodawała sytuacji dramatyzmu. Wszyscy zamarli, zasłuchani w głos Księcia Koszmarów. Który bez przeszkód kontynuował monolog.
- Nigdy do głowy by mi nie przyszło, że jeszcze to spotkam~ Najprawdziwszą magię ze Złotej Ery~ Pamiętasz, Jack? Nigdy nie byłeś człowiekiem, tylko takiego udawałeś. Dopiero niedawno do mnie to dotarło... jesteś tak starym bytem jak ja, czy sam Człowiek w Księżycu. Nawet starszym od Księżyca~ Jesteś jego byłym opiekunem... czyś nie, Nocne Światełko?
Nocne Światełko.
Jack znał to imię. To było jego dawne imię. Imię, które odrzucił, pogrzebał głęboko w mrokach swojej pamięci, żeby Książę Koszmarów nigdy go nie znalazł i nie skrzywdził jego bliskich.
O ironio losu.
Ignorując aksamitny śmiech Pana Mroku i powiadomienia z telepatycznego linku, Jack wziął głęboki, stabilizujący oddech. Zamknął oczy. Po czym sięgnął głęboko w siebie.
Nie po magię Złotego Wieku, po coś znacznie starszego, wykraczającego poza wymiar Strażników Dzieciństwa, Strażników Marzeń. Mrok również był istotą Złotego Wieku, potrzebował czegoś innego, by go pokonać.
Albo przytrzymać go, żeby mieć chwilę, by rzucić odpowiednie zaklęcie. Bo naprawdę nie chciał zabijać uosobienia Strachu. Strach był potrzebny, tak samo jak Nadzieja, Zachwyt, Wspomnienia, Sny i Zabawa.
Otworzył oczy i spojrzał prosto w oczy Mroka.
Mrok przestał się śmiać.
A Brygadę Kryzysową odmroziło. Wszyscy poczuli się jak w obecności drapieżnika. Dało się słyszeć ciche "K*rwa" od blondynka i od Vesy. Logan się już nie patyczkował w ukrywanie i wysunął oba zestawy swoich pazurów. Percy trzymał Orkan a na jego ramieniu, niczym parodia Pikachu, siedział Stitch z blasterami.
Reaper sięgnął do kieszeni, starając się znaleźć Łuk Pioruna. Zamiast tego znalazł masę przypinek z graffiti. Szybko zaekwipował Pyrokinesis, Shockwave, Psychokinesis oraz Thunderbolt. Lewą rękę wyciągnął przed siebie, prawą położył na głośniku od słuchawek. Nawet nie zauważył, że zaczął lewitować.
- "Ves do Night: Cholero, gdzie ty jesteś!? Jack zaraz pójdzie Full Łotr Super Saiyan!"
- "Night: *chrupie churros z Cheshirem*"
- "Ves: Masz churros?!!! Dej jednego!!!"
- "Night: Lol, nope."
- "Ves: Za co to???!!!!"
- "Night: Za bubble tea."
- "Vesy: Jaką bubble tea!?"
- "Night: To moja sprawa wiedzieć, a twoja tracić."
Mrok się wzdrygnął. Ale nie od ilości Morderczych Intencji wypuszczanych przez Brygadę Kryzysową. Ze znajomej twarzy Strażnika Zabawy wyzierała para nieznajomych oczu.
Oczu drapieżnika.
Jack miał czarne białko i kocią źrenicę, ale to tylko połowa zmian. Lodowy błękit jego tęczówki zastąpiło księżycowe srebro. Mrok, patrząc na to, miał wrażenie patrzenia na dwa księżyce w pełni. Laska Jack'a pokryła się błękitnym światłem, by następnie płynnie zmienić się w łuk.
Jack, z tą samą gracją, podniósł Łuk Marzeń i naciągnął cięciwę. Na cięciwie zmaterializowała się strzała z księżycowego blasku.
- Kozmotisie Pitchinierze, odejdź, albo wyciągnę konsekwencje. - ostrzegł lodowatym tonem.
Mrok wtedy ogarnął, że to nie przelewki. Dziesiątka nadnaturalnych osób była gotowa z nim walczyć, więcej siedziało za barierą Hermiony (Ekhem, Draco, ekhem). Niebo natomiast zasnuły ciemne, burzowe chmury. W ograniczonym oświetleniu oczy Jack'a naprawdę wydawały się być dwoma, miniaturowymi księżycami.
- Thor! - dało się słyszeć gorączkowy szept, dobiegający gdzieś ze środka bariery.
- To nie ja! - odparł równie zdenerwowany szept.
Mrok uspokoił swojego nerwowego wierzchowca, który już chciał wierzgać. Nerwowy uśmiech wpłynął na jego oblicze, kiedy spojrzał na nieruchomego (i śmiertelnie poważnego, tak dodam~ ) Frosta.
- Co, Jack.. zamierzasz mnie zabić? Nie zniszczysz Strachu~
Drwiny Księcia Koszmarów padły na głuche uszy. Żaden z Brygady nie zamierzał dać się zwabić w bezmyślny atak. Tylko Vesy uśmiechnęła się szeroko; szerzej, niż na to pozwala ludzka anatomia.
ŚWIST!
Jack wypuścił strzałę z łuku. A ta, zgodnie z celem, wbiła się Mrokowi tuż nad sercem... gdyby serce było z prawej strony.
Książę Koszmarów zatoczył się. Krzyknął z bólu. Zamachnął, chcąc cisnąć sztyletem prosto w Jack'a.
- A-a-a, zabiorę to - Logan pojawił się znikąd i zręcznie odebrał mu kryształowe ostrze. Robiąc przewrót do tyłu z końskiego grzbietu, wylądował na ziemi i śmignął za "linię frontu".
Jack nawet nie opuścił łuku.
- Wither and decay - zaintonował a z rany postrzałowej Mroka wyciekł mróz - End this Destiny... Break these earthly chains.... and set the Spirit free. Take what has been hurt, grant it true mercy... End their suffering, and set the Spirit free... the Spirit free.
Ostatnim, co Mrok zobaczył, były dwa, zimne księżyce.
Książę Koszmarów z głuchym łupnięciem spadł z konia na ziemię. Koń nie zaoferował wsparcia swojemu panu, gdyż razem z resztą pobratymców rozsypał się w kupę czarnego piachu. Amortyzując upadek Mroka.
- Czy... już po wszystkim? - spytał skołowany Reaper. Vesy wypełniona determinacją pomaszerowała do mężczyzny leżącego na boku w kupie piachu.
I sprzedała mu kopniaka. Tam, gdzie faceta najbardziej boli a słońce nie świeci. Wspomnę, że Ves nosi glany.
Wszystkie samce w ekipie skrzywiły się we współczuciu.
- Film mu się urwał! - oznajmiła z radością. Łotry eksplodowały okrzykami szczęścia, skokami i szarym konfetti. To ostatnie to może moja sprawka~
Jack i Logan spojrzeli po sobie... po czym rzucili się sobie w ramiona i zaczęli namiętnie wymieniać śliną.
- Ewwww, nie publicznie, chłopaki! - Naruto zasłonił ręką oczy, nie chcąc tego oglądać. Oczyma pamięci widział scenę bardzo podobną, z udziałem siebie oraz pewnego kaczkowłosego Księcia Emo. Zwanego nie w kij dmuchał - Sasuke Uchiha.
Obok niego nagle pojawili się Czkawka i Tannløs.
- No to mam na to rozwiązanie~ - Wiking oraz smok nosili podejrzane wyszczerze na twarzach. Były większe, niż przewiduje ustawa!
Frost i Howlett odkleili się od siebie z ostrzeżeniem na ustach... ale wtedy ziemia się pod nimi zapadła. I dwójka zakochanych ptaszków pooooooleciała w dół.
- Uwaga na tyłki, twarde lądowanie!~ - zawołał za nimi Czkawka z łopatą przewieszoną przez ramię. Tannløs pomachał za nimi łapą, w zębach trzymając drugi egzemplarz narzędzia grabarskiego.
- Ładny ten szyb - pochwalił Naruto.
- Postaraliśmy się~ - wokół pary ludzko-smoczej można było zobaczyć fruwające, błyszczące gwiazdki. To, plus podniesiony do góry kciuk Wikinga przypomniało Naruto pewien niepokojący duet. Brakowało tylko zielonych, spandeksowych kombinezonów, włosów obciętych w miskę, oraz nieustannego pitolenia o Płomieniach Młodości. Uwaga do Naruto: Ogranicz flashbacki. Dwa dziennie to przesada.
Klasa powoli wyściubiła nosa zza Bijącej Wierzby, obczajając zagrożenie. Kiedy nie znaleźli żadnego, opuścili kryjówkę.
TRZASK!
Huknął piorun, błysnęła fioletowa błyskawica... i w środku Kółka Wzajemnej Adoracji pojawiła się Night. W piżamie, boso. Długie spodnie w nietoperze i za duża koszulka z czerwonym symbolem Batmana. Chwyciła Ves za przedramię i zaczęła paplać w dziwnym języku, pełnym "ą" i "ę". I nawet córka Jokera nie była w stanie odcyfrować tego potoku słów.
Wiec zrobiła najbardziej logiczne, co mogła wymyślić. Chwyciła twarz przyjaciółki w dłonie i zmusiła ją do kontaktu wzrokowego, zmuszając ją do zaprzestania paplaniny.
- Night, k*rwa, nic nie rozumiem. Coś się pali? Luka? Widmo się zalogował? Który mamy rok?
Night spojrzała na kumpelę, skonfundowana. Przechyliła głowę na prawo, odsłaniając dwie pionowe blizny przechodzące przez prawą połowę jej ust. Ale nie wyplątała się z uścisku jej dłoni.
- 2006, czemu pytasz? Geesus, dalej jest 2006? Black Parade?
Reaper zobaczył ten błysk w oczach Vesy. Zielonowłosa coś zaplanowała, bo wypuściła Night z objęć. Wypchnęła bioderka bardziej na lewo i oparła na nich rękę. Uśmiech zbyt szeroki jak na człowieka nie zszedł jej z ust nawet gdy je otworzyła, by wygłosić odpowiedź.
- Nah, nie chcę być killjoyem i psuć wszystkim zabawy... ale jest 2019~
- Duh - Night klepnęła się w czoło otwartą dłonią - Murci właśnie zadzwoniła, żeby ponabijać się z mojego życia. Albo jego braku. I mojego wykorzystania social media...
flashback, PW Night
- Oh, she's sweet, but psycho~ / A little bit psycho~
Telefon dzwoniący na nutę "Sweet but Psycho" od Ava Max może oznaczać tylko jedno.
- ...troya, czego może Murci chcieć.... - enigmatycznie wygrzebałam się z kochającego łóżka pełnego puchowych pierzyn, ciepłych koców i kotów. Ósemka prychnęła, obudzona ruchem, i poszła napastować Siódemkę. Zielona słuchawka i telefon do ucha.
- CHOLERO OGARNIJ SOCIAL MEDIA!!!!
Zaraz tego pożałowałam. Telefon na odległość ramienia. Dwójka, przestraszona, wbiła się pazurami w sufit.
- Luv, prawie ogłuchłam
Śmiech, delikatny i czysty niczym ostrze z najczystszego diamentu rozbrzmiał w słuchawce. Aha, już można bezpiecznie wrócić go na odpowiednią pozycję.
- Moje najszczersze przeprosiny, Golondrina~ Ale naprawdę powinnaś sprawdzić Instagrama, Tweetera, RockSound, cokolwiek~ Zaskoczysz się~ I może znajdziesz motywację, by wstać z łóżka~
/klik/
Co do?... Z westchnięciem przewróciłam się na plecy, bardziej plącząc w pościel. Dwunastka postanowił wleźć mi na twarz. Leniwie go zepchnęłam na poduszkę.
Sprawdzić, czy nie sprawdzić?
Nie chce mi się, chcę cały dzień leżeć w łóżku i spać....
Ale przydałoby się wstać i coś zrobić....
Ale nie mam energii... spać mi się chce.... łóżko ma grawitację czarnej dziury...
Później będę się źle czuła, że zmarnowałam czas na leżenie...
Naprawdę jestem wyczerpana, czuję to nawet w kościach...
Czemu ten czas leci tak szybko?... Nie mam czasu na nic....
W końcu z kolejnym westchnięciem wysunęłam rękę po telefon. Nie po mój sentymentalny, niezniszczalny model z klapką. Po smartfon.
Ał, mam za jasny wyświetlacz, a za ciemny pokój.
...
Co w imię Phoenix Witch?!
Zastrzyk energii i nagle czuję się, jakbym miała jej za dużo. Co z logicznego punktu widzenia jest niemożliwe, bo mam cały czas ten sam poziom energii, nie czarowałam ani nie walczyłam.
Ale HOLY GEESUS, TO DZISIAJ!
Wait... SQUARE WYPUŚCIŁO OSTATECZNY ZWIASTUN KINGDOM HEARTS RE MIND???!
Muszę to pokazać Vesy!
JEB!
Zrolowałam się z wyrka.... prosto w Króliczą Norę.
CHOLERA, ZAPOMNIAŁAM ORTEZY!
koniec flashbacku, Nieuchwytna przejmuje stery
- I nie mogłaś tego wysłać Pocztą Pantoflową? - było jedyną reakcją Ves.
Night spojrzała w bok, nerwowo przygryzając wargę i przekładając ciężar ciała na prawą nogę.
- There, there - Ves poklepała Night po czuprynie - To kto chce iść na wagary i oglądać koncert na żywo?
Brygada Kryzysowa wydała z siebie pozytywne okrzyki
- Oki~ - Blackheart wyciągnęła rękę w stronę ciała Mroka. Cienie drzew wyskoczyły ze swoich pozycji i połknęły go w całości. Grupowe emo odwróciła się do Brygady i powoli ruszyła w stronę zamku... nie zauważając czarnego ogona spoczywającego na ziemi - Jedna anonimowa przesyłka na Biegun Północny gotowa, teraz tylko dojść do Pokoju Życzeń, tam będzie najlepsza jaKOOOŚĆ!
No i wywinęła orła, potykając się o owy ogon, należący do Tannløsa. Wpadając prosto na Reapera. Poturlali się dalej w dół pagórka, po drodze zgarniając jeszcze resztę Brygady Kryzysowej. Minus Bruce, bo się w porę odsunął i uniknął losu włożenia do "pralki" i sturlania się w kłębowisku kończyn aż do Czarnego Jeziora. Efekt tego był taki, że wszyscy ubłocili się i przemoczyli od stóp do głów.
Tylko nie Night, która jak gdyby nigdy nic, jezuskowała sobie po wodzie.
Finalnie na Kurs Walki Wręcz wlekli się, ociekając wodą i błockiem. Unikając Filtcha. Zabrakło czasu, żeby skoczyć do dormitoriów i się przebrać.
- STOP! - wrzasnął Naruto w połowie drogi - Przecież Kakashi spóźnia się co najmniej pół godziny na każdą lekcję!
Odgłos facepalmów i facewallów rozległ się po korytarzu.
- Do Wieży Gryffindoru! - zakomenderował Reaper, biegnąc na czele i odgrywając parodię lecącego Supermana. Bruce przezornie błysnął Clarkowi zielonym klejnotem na łańcuszku na szyi. Tak na wszelki wypadek, żeby Krypto się nie argumentował o prawo trzepnięcia Reaperowi w łepetynę. Clark z tym argumentem nie umiał walczyć.
Po przybyciu na miejsce okazało się, że na stanie nie ma czystych mundurków. Night (która pozbyła się swojego jakiś czas temu) tylko wzruszyła ramionami i zmieniła się w czysty komplet czarnych, skórzanych ciuchów (tunika z wysokim kołnierzem, bojówki i glany z czerwonymi podeszwami). Podczas gdy reszta biegała jak bezgłowe kurczaki i w pośpiechu kompletowała ubrania. Vesy zaraz dołączyła do gapienia się, gdy wygrzebała z szafki Night stary garniak tatusia Jokera. Naruto z braku laku chwycił ciuchy swojego taty, a Percy zadowolił się bluzą, kurtką i dziurawymi dżinsami. W kapturze schował Stitcha. Reaper chwycił czysty komplet ciuchów Neku.
Tak wyszykowani biegiem ruszyli na Kurs Walki Wręcz, wybierając najszybszą trasę.
Ale kłopoty już czyhały tuż za rogiem....
- THIS SH*T IS EASY PEASY, PUMPKIN PEASY, PUMPKIN PIE, MOTHERF*CKER!
Co do....?
# WYMIAR ASTRALNY #
Ramuh przerwał swoją poker face, kiedy poczuł charakterystyczne pociągnięcie.
- Ramuh, wykładasz? - Ifrit się niecierpliwił, widać to było po wzmożonej aktywności otaczających go płomieni. Co się dziwić, rozgrywała się dramatyczna rozgrywka o wielkiej ważności!
Ramuh, Ifrit, Bahamut oraz Shiva mieli po jednym papierku w ręce. Titan miał trzy, zaś Leviathan... czternaście.
Jak można się domyślić, szóstka Astrali.... grała w karty.
A w środku decydującego starcia Ramuh nagle zamarł, jakby przeżywał szok w skarpetkach!
- Co jest, Ramuh? Nie masz odpowiedniej karty? Jaka szkoda~....
Bahamut zapewne nabijałby się przez kolejne stulecie, gdyby Shiva go nie zmieniła w sopel lodu. Ta dwójka nie cierpiała się serdecznie od śmierci ich ostatniego przywoływacza. Shiva obwiniała Bahamuta o jego śmierć.
Tymczasem Ramuh rzeczywiście przeżywał mały atak paniki. Uczucie, które go przeszyło było identyczne z wezwaniem jego mocy przez przywoływacza. Tylko, że Astrale nie były już przywoływane. Bahamut się o to postarał.
To, co się stało z tym odważnym, młodym człowiekiem.... Ramuh wolał o tym nie myśleć. Samobójstwo to jedno, ale być zmuszonym do samobójstwa dla dobra innych...
Otrząsnął się mentalnie, odrzucając obrazy śmierci. Była jego kolejka. Zerknął na karty na stole i na swoją. Uśmieszek rozciągnął jego starą twarz.
- Hej, makao, po makale! - krzyknął radośnie Ramuh, rzucając swoją ostatnią kartę na stos.
- Ale gramy w Uno!
#############################
16.11.2020 : Edycja: Inkantacja Jack'a została zmieniona na dłuższą, angielską wersję
Zdjęcia referencyjne dla nowych ubrań Brygady:
Night:
(art w trakcie, wkleję, gdy skończę)
Vesy:
Naruto:
Percy:
Reaper (Neku Sakuraba):
Fanary pochodzą z Pinteresta, z wyjątkiem rysunku Night.
Szczęśliwego Narodowego Dnia Emo i pierwszego od sześciu lat koncertu My Chemical Romance!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro