Rozdział 14 "Szturmem ich!"
UWAGA!
Zawiera spoilery z różnych publikacji
Spoilery pochodzą z:
# Harry Potter
# Jak wytresować smoka, część 1 i 2
# Strażnicy Marzeń
# Naruto/ Naruto Shipppuuden
# Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy + Olimpijscy Herosi
# X-Men Geneza Wolverine, X-Men
# Batman
# Yu-Gi-Oh!
OSTRZEŻENIE: przekleństwa, krew, przemoc
Rozdział dedykowany fanom Alicji w Krainie Czarów oraz Gwiezdnych Wojen.
################################################
- Nienawidzę mojego życia - wymamrotał Percy, przytulając stół w Wielkiej Sali podczas śniadania. Minęło cztery dni nieobecności profesora Kenobiego i na oko wszystko było w normie. Znaczy, w hogwardzkiej normie.
- Oj, nie jest tak źle - Harry z energią klapnął obok niego z podręcznikiem do Egiptologii. Profesor Mutou poprosił o minimum trzysta słów na temat czczenia faraonów jako wcieleń Horusa i Ra. Percy zerwał się do pionu na siedząco, wpatrzony w Reapera jakby ten oznajmił, że morze jest suche a Posejdon ma tajny romans z Zeusem,
- NIE JEST TAK ŹLE??! Człowieku, dzisiaj Chwarny Dzień!
Jak na zawołanie łby Naruto, Jamesa i Jack'a zaliczyły bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze stołem. Harry znów poczuł się jak niedoinformowaniec.
- Eeeee.... co to ma do rzeczy?
- Wszystko - odparł Naruto, jak już pozbierał się z talerza, w który przypadkiem walnął głową podczas facetable'a. Ciemne kręgi pod oczami zdradzały noce przesiedzone w Pokoju Życzeń przy nieprzytomnym Sasuke - Dzisiaj jest tak zwane "Święto Wariatów", lub, jak się wolą nazywać, "Święto Upadłych w Króliczą Norę". Czytałeś Alicję w Krainie Czarów?
Reaper pogrzebał w mózgu, starając się przypomnieć książkę o tym tytule.
- Chyba... miałem to w podstawówce... to ta książka o logice wariatów?
- Fani Alicji dzisiaj nie krępują się pokazać swojej bardziej zwariowanej strony - dobiegł ich głos Vesy. Zielonowłosa klapła obok Jack'a, nalewając sobie kawy z dużą ilością mleka, piorunując wzrokiem herbatę z jakiegoś powodu. - A Night jest jedną z nich. Jak ją znam, to wparuje bez mundurka i będzie się zachowywać jak pani na zamku.
- O czym tak plotkujecie za moimi plecami?
- O wilku mowa - westchnęła Ves, mentalnie przygotowywując się na zobaczenie przyjaciółki. Rok temu nosiła steampunkową kreację w komplecie ze skrzydłami na parę wodną. Wszyscy się obrócili, i zaraz musieli podnosić sobie nawzajem szczęki z podłogi.
- I jak wyglądam? - Night się obróciła, prezentując ubrania - Wreszcie mi uszczelka pękła od noszenia tych mundurków. Jakoś tak wyszło, że je spaliłam.
- Osz ty w mordę Supermana - zaklęła Ves. SIedzący po drugiej stronie Wielkiej Sali Clark wypluł herbatę na Dianę, bo Bruce oczywiście zdążył się odsunąć. Zaczęła się szarpanina, do której włączył się Malfoy, któremu przepalił się bezpiecznik po usłyszeniu słów "ty mały kurduplu".
- Jak chcecie, to w swoim pokoju mam tonę różnych kreacji. Możecie popróbować. Szczególnie ty, Reaper.
Głowy wszystkich zrobiły zwrot w jego stronę tak gwałtowny, że strzeliły kręgi szyjne. Harry się skulił, wciąż mając w pamięci wzrok Zjawy, i nieśmiało wzruszył ramionami. Sygnał o możliwości zrealizowania prośby chyba z zupełności wystarczył Blackheart, bo chwyciła cały imbryk herbaty, nalała naparu do filiżanki z wysokości metra, wsypała cukier i ruszyła do drzwi.
- To fajwędru. Mam coś do zrobienia przed lekcjami. Widzimy się na Egiptologii~!
Panna Granger ruszyła za nią nadęta jak balon, piszcząc coś o regulaminie i zasadach i szlabanie, ale Blackheart była już w drzwiach. Pani prefekt Gryffindoru jednak się nie poddawała. Chwyciła Weasleya za ucho, odciągając go od ukochanych kurczęcych udek i szturmując za zbuntowaną uczennicą. Przy okazji potrąciła jakiegoś piątorocznego Puchona o włosach w dwóch odcieniach brązowego, w najlepsze rozmawiającego z Grubym Mnichem. Nastolatek przeleciał prosto przez ducha i upadł na podłogę. Zaraz też spojrzał na Granger nienawistnym wzrokiem heterochromatycznych, zielonych i czerwonych tęczówek. Prefekt oczywiście tego nie zauważyła, bo już była dwadzieścia metrów dalej.
- Dlaczego ten wzrok mi tak przypomina tę białowłosą zjawę na Wieży Astronomiczniej?... - Potter oparł głowę na skrzyżowanych ramionach, kompletnie nie zauważając reakcji Vesy, Jack'a i Naruto. Wcześniej wymienieni wzięli jednocześnie zdziwiony wdech, wypuszczając powietrze w zsynchronizowanym krzyku.
- WIDZIAŁEŚ ZJAWĘ??!
Harry się zerwał z miejsca i odsunął na dwa metry, zdziwiony reakcją prawie pełnego składu paczki. Percy oczywiście zasnął z twarzą w niebieskich gofrach z niebieską bitą śmietaną. Klątwa Achillesa to nie radość.
- Noooo... tak?
- Dzieciaku, to wielki zaszczyt go spotkać - Logan wykopał Jamesa by poklepać Reapera po ramieniu - Nie wychodzi bez wyraźnego powodu od kiedy został uznany za trupa. Musiał się bardzo tobą zainteresować.
Eks-Potterowi stanęła przed oczami twarz Zjawy.
- No nie wiem, czy był ucieszony ze spotkania. Trochę tak jakby... uratował mi dupsko - postanowił przemilczeć fakt, że prawie odpalił na niego smoka z łuku.
W tym momencie zadzwonił dzwon, mówiąc im, że zostało im pięć minut na przebiegnięcie do klasy Egiptologii, która była we wschodnim skrzydle na trzecim piętrze.
- O nie - jęknął Jack, nie chcąc trzeci raz w tym tygodniu lecieć do klasy. - Percy, pobudka! Zaraz Egiptologia!
W odpowiedzi uzyskał tylko jakiś bełkot na wpół po grecku, na wpół po angielsku, zawierający standardowe zagrożenie Hadesem i inwokację głoszącą wyższość kultury greckiej nad egipską. Półbóg jeszcze nie przyjął do wiadomości, że kultura egipska przetrwała pięć tysięcy lat, a grecka tylko trzy. Wszak początki Egiptu sięgają 3500 roku przed naszą erą, natomiast początki Grecji jako takiej - około 800 roku przed naszą erą.
- No nie wierzę. On wciąż śpi - warknął Logan, zarzucając sobie Jacksona na ramię jak worek kartofli i wybiegając z resztą ekipy z prawie pustej Wielkiej Sali. Harry poprowadził ich tajnymi przejściami aż pod klasę profesora Mutou. Dokładnie na dzwonek. Zdążyli zająć miejsca i powyciągać przedmioty piśmiennicze wraz z pożyczoną od profesora książką "Wierzenia starożytnego Egiptu" autorstwa Malika Ishtara. Night już siedziała na swoim miejscu, w pierwszym rzędzie przed biurkiem profesora i obserwowała go wzrokiem orlej matki, jakby zaraz miał zejść na zawał. Egiptologia to chyba jedyny przedmiot, do którego się przykładała, a nawet odrabiała zadanie domowe.
#20 minut wcześniej, punkt widzenia Night#
O. To wy. Jesteście ciekawi, co robiłam przez te dwadzieścia minut, czy Autorka was nasłała? Dwadzieścia komentarzy, że i jedno i drugie. Dobra. Jak już tu jesteście, to przynajmniej zostawcie te komentarze. Zaspokoję waszą ciekawość chociaż częściowo.
Ignorując impertynencką Hermionę Granger, ruszyłam na punkt 666G-33N-7C, znajdujący się na przewężeniu odnogi C korytarza południowo-wschodniego. Umówiłam się tam ze znajomym. Ale pewnie przywlecze ze sobą swoją dziewczynę, więc raczej pasowałoby tutaj wyrażenie "umówiłam się ze znajomymi".
Już wkrótce w polu widzenia zamajaczyła mi ikona znajomego, podpisana Rebel. Jak zwykle stał oparty o ścianę, ze znudzenia bawiąc się nożem myśliwskim. Byłam około pięć metrów od niego, kiedy też mnie wyczuł. Spod kaptura w tym charakterystycznym odcieniu zielonego, kojarzącego mi się tylko i wyłącznie z nim, zerknęły na mnie różnokolorowe oczy.
- Rebel - przywitałam się, kiwając głową
- Yozora - odparł, odzwierciedlając mój gest.
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby w tym momencie nie przeszła przez lustro wiszące obok Rebela. Tak konkretniej, to mam na myśli jego dziewczynę. Prawa fizyki się jej nie imały.
- Kuroro-chan! Ohayo~! - wyszczerzyła się jak wariatka, wisząc do połowy zanurzona w tafli lustra
- Ohayo, Lizzie.
- Co tam masz? - spytałam, dyskretnie wkładając mu do ręki siedem piór. Jak wiedziałeś gdzie pójść, to te pióra stawały się cenne. Nawet na wagę złota. Nie są to zwykłe piórka. Wyrwałam je ze skrzydeł pokonanych przeze mnie Skrzydlatych. Wiem, trochę kręcę, ale tak właśnie nazywamy te istoty. Fakt faktem, ich pióra są bezcenne. Z kilku, różnych powodów.
- Regent Słońca tu jest. Raz widziałem Posłańca, ale szybko się zwinął...
- Natomiast Uri-kun wydaje się tu stacjonować. Ma ze sobą standardową jednostkę. Nic takiego na raz, ale jak zacznie się robić gorąco, to zadzwoni po kolegów. - płynne wcięcie Lizzie zostało zignorowane. Mieli w zwyczaju mówić jeden przez drugą. Rebel schował pióra, zanim jego ukochana miała szansę je zjeść. Wspominałam, że Liz jest metalożerna? Nie, to teraz mówię.
- Dzięki za informacje. Szczerze mówiąc, trochę mnie ścięło, jak się dowiedziałam, że tu jesteś.
Rebel odwrócił wzrok.
- Nic takiego. Robię sobie przerwę. Małe kłopoty rodzinne.
No to jakaś grubsza afera. Rebel wylądował w Hufflepuffie, więc nietrudno się domyślić, że jego dominującą cechą jest lojalność. Szczególnie, lojalność wobec swojej rodziny, nawet w sytuacji gdy brano go za lenia choć w rzeczywistości w tajemnicy chronił ich wszystkich.
- Więc się wyprowadziłeś. - kiwnięcie głową - na cztery lata Hogwartu?
- Pogryźli się całkiem nieźle - Lizzie przytuliła Rebela dyskretnie - Wiesz, z NIM.
Tak zaakcentowała ostatnie słowo, że od razu wyczaiłam o kogo chodzi. Błysk niebieskiego przeleciał mi przez umysł, ale szybko go wypędziłam, zanim rozwinął się w scenariusz. To było życie Rebela, nie chciałam w nim ingerować.
- Okej. To frajwędru. Muszę lecieć na Egiptologię przed czasem, złowić pewnego idiotę.
Lizzie wsiąkła w lustro, Rebel kiwnął mi na pożegnanie, schował nóż i poszedł korytarzem w stronę Historii Magii. Po przeskanowaniu korytarza, z obecnością innych ludzi i duchów na poziomie zero, wzięłam głęboki oddech i weszłam w cień za posągiem jakiegoś czarodzieja.
No dobrze, jak mam wytłumaczyć wam podróż w cieniu?
Zasadniczo, nie umiem. Jest to umiejętność którą wykorzystuję na poziomie instynktownym. Równie dobrze możecie mi tłumaczyć jak to jest się zakochać, bo nie posiadam czegoś takiego jak emocje wyższe. Shadow Travel może być porównana do wypływania na powierzchnię po zanurkowaniu na parę metrów lub do przechodzenia przez ścianę suchej piany. Nie wiem, jak inaczej to opisać.
Tak czy siak, wyszłam z cienia sarkofagu w klasie do Egiptologii. Raczej z dobrym wyczuciem czasu, bo rezydent tej sali właśnie dostał ataku krwawego kaszlu.
- Wyglądasz okropnie - stwierdziłam, podchodząc bliżej i oferując chusteczkę.
- Umieram, co się dziwisz - wziął ode mnie biały materiał i starannie wytarł twarz i ręce. Daleko mu było do niewinnego dziecka, jakim go poznałam. Nie myślę tylko o tym, że wydoroślał. Jako dwudziestolatek wyglądem bardziej przypominał swojego Mou Hitori no Boku. Wciąż jednak zachował to światło, które świeciło w nim dla jego ciemności. Gdy ciemność zniknęła, jego własne światło zaczęło go wypalać. Widziałam to w wyblakłych, ametystowych oczach, poszarzałej skórze, włosach, które straciły blask lecz uparcie dalej sterczały do góry. Schudł, widać to było nawet w szatach nauczycielskich.
Jak szybko nie znajdę tego cholernego Mou Hitori no Boku to mi wykituje za miesiąc, a tego sobie nie daruję. Przebywanie w atmosferze z silnym natężeniem magicznych cząsteczek trochę osłabiało symptomy powolnej śmierci. Już nie musiałam ładować w niego morfiny strzykawką, bo ból był zbyt duży by cokolwiek przełknął. Teraz wystarczył lek przeciwbólowy w tabletkach rano i wieczorem. Prawie tak silny jak morfina, ale nie musiałam go kłuć.
Tak, on był jednym z głównych powodów, dla których przyjęłam kontrakt ochrony Hogwartu. Wydało się.
- Night, spróbuj znowu. Musimy go znaleźć. - jego głos wytrącił mnie z rozmyślań.
- Hai - odparłam, siadając naprzeciwko niego i spoglądając głęboko w jego oczy. Normalnie nie musiałam tego robić, by nawiązać kontakt psychiczny, ale tym razem nie tworzyłam tylko "prostego" linku psychicznego.
Mrugnęłam, znajdując się nagle w na wpół rozwalonym, kamiennym korytarzu. Po mojej lewej znajdowały się drzwi do przestronnego, jasno oświetlonego pokoju. Kilka gier walało się po podłodze w towarzystwie pluszaków oraz Kuriboh. Druga strona korytarza wyglądała, jakby się zawaliła pod wpływem trzęsienia ziemi czy buldożera. Na przekór, to właśnie ona mnie interesowała. Kiedyś była tutaj ściana, wraz z drugim Pokojem Duszy. Drzwi były z piaskowca, jak od starożytnego egipskiego grobu, z Okiem Horusa wyrzeźbionym na górnej połowie.
Przez brak tego pokoju korytarz zaczął się rozpadać. W wielu miejscach brakowało kamieni, wzdłuż ścian ocalałego pomieszczenia ciągnęły się długie pęknięcia.
Pozwoliłam, by moja czarna para skrzydeł wyszła na "światło dzienne" i pofrunęłam w czarną pustkę roztaczającą się w miejscu brakującego pokoju. Szukałam czegokolwiek, co mogło pozostać po tym pomieszczeniu. Najdrobniejsza cząsteczka duchowej energii da mi poszlakę wystarczającą, bym wyśledziła właściciela nawet w Niebie. Bo wbrew pozorom, to właśnie tam najłatwiej się zgubić.
Poleciałam dużo dalej, niż za ostatnim razem. Przeskanowałam już bliższe tereny. Teraz latałam coraz dalej, powoli tracąc nadzieję. Robiłam to po raz n-ty z kolei, i jeszcze nic nie znalazłam. Próbuję go uratować od czasu wystąpienia silniejszych symptomów, kiedy zaczął nabierać podejrzeń, że nie był po prostu chory na zapalenie płuc. Czyli, tak od lutego bieżącego roku. Winowajca całego zajścia zwinął się do Duat* trzy lata temu. Rok po tym mój pacjent zaczął chorować. Na początku były to zwykłe przeziębienia. Po drugim roku zaczęły się problemy z kondycją, ciśnieniem krwi czy ilością czerwonych krwinek. Lekarze zdiagnozowali chorobę autoimmunologiczną. I wtedy mnie to zainteresowało. Dostałam cynk od pracodawcy, który się dowiedział od jego rywala. Na coś się w końcu przydała ta reinkarnacja kapłana od siedmiu boleści, ze zbyt dużą ilością pieniędzy i wolnego czasu. O, i obsesją na punkcie białych smoków.
Łoł, łoł, łoł, chwila! Tak się z wami zagadałam, że prawie ominęłam maleńki błysk złota.
Czy to to co mam na myśli?
Chyba tak.
Wciśnięty w pływającą skałę, jakich tu dużo, błyszczał niewielki, złoty puzzel.
Nie byle jaki puzzel. Był to ten najważniejszy. Ten z Okiem Horusa. Ten, który był częścią frontowej ściany Milenijnych Puzzli.
Wyciągnęłam go ze skały. Był nieco brudny, ale wciąż świecił.
- ...stroya..... nie no, nie wierzę...
Ale dowód znajdował się w moich palcach. Zimny, brudny kawałek złota.
Wtedy mój mentalny stoper przypomniał mi, że za pięć minut zaczyna się lekcja. Na najwyższej prędkości śmignęłam do ocalałego pokoju duszy. Jak zwykle, zastałam go w środku, wtulonego w futro Kuriboh. Jego oczy rozszerzyły się niemal do dawnej wielkości na widok złotego puzzla.
- Dziś w nocy. Lekcja, ETA. trzy minuty.
Z tymi słowami 'wylogowałam" się z jego umysłu, szybko wskakując na swoje miejsce w ławce i wyciągając podręcznik.
#Czas obecny, punkt widzenia Narratora#
Harry'emu zdarzało się zastanawiać, czy profesor Mutou nie jest przypadkiem wilkołakiem. Miał tą samą aurę zmęczenia, co profesor Lupin. Kontrargumentem był fakt, że nie brał wolnego podczas pełni księżyca oraz nie miał tych żółtych, wilczych oczu. (Autorka : Oj, Harry, a co ty możesz wiedzieć o wilkołakach?)
Egiptologia pojawiła się jako kurs dodatkowy w kwietniu jego piątego roku nauki w Hogwarcie, ale wtedy miał na głowie Zakon Feniksa i Umbitch. Dopiero teraz był w stanie docenić lekcje, na których profesor Mutou opowiadał o egipskiej magii, mumifikacji, faraonach i bogach. Naprawdę cieszył go też jeden prosty fakt. Ani Hermiona ani Ron nie chodzili na te zajęcia. Ron po prosu nie chciał z lenistwa, zaś Hermiona miała już pełny grafik, a w czerwcu zepsuli cały zapas zmieniaczy czasu jaki posiadało Ministerstwo.
Lekcja minęła całkiem spokojnie. (Klasa liczy dziewięć osób, to tak jest) Zgodnie z obietnicą dzisiaj omawiali proces mumifikacji zwłok faraona oraz budowę piramid. Profesor przy okazji zaznaczył, że w żadnym źródle historycznym nie ma wzmianki o hebrajskich niewolnikach pracujących przy budowie grobowców. W Egipcie prawie w ogóle nie było niewolnictwa. Przy piramidach pracowali rolnicy podczas wylewu Nilu, oczywiście za wynagrodzeniem.
Praca domowa? Panteon egipskich bogów, 400 słów.
Później nie było tak kolorowo.
Eliksiry:
- Night! Za trzy minuty mamy eliksiry!
- Umarli czasu nie liczą....
- Aha, tylko, że ty jeszcze żyjesz. Wstawaj, leniu śmierdzący...
- A kto powiedział, że nie jestem martwa? Będzie już szesnaście tysięcy lat...
- Bo żyjesz tylko raz!
- ... No chyba, że jesteś Winchesterem....
Historia Magii:
- ...i tak oto król goblinów Ragnarok XVIII...
- ...słowo na sześć liter, zamek w chmurach z tęczowym mostem?
- Bifrost?
- Na sześć, idjit!
- Au! To jest przemoc wobec duchów natury!
Transmutacja:
- Panie Malfoy, zamierza pan transmutować tego jeża w poduszkę do szpilek, czy nie?
- Coś mi się tu nie zgadza... Poduszka jest mniejsza od jeża, ma też mniejszą objętość i masę... No i jak to się ma do Toka Koka?
- O czym pan bredzi?
- Te, Ochibi-chan, magia ignoruje Toka Koka!
- Night, przecież wiesz, jak reaguje na ten konkretny pseudonim...
- KTO POWIEDZIAŁ, ŻE JESTEM TAK MAŁY, ŻE NIE UTONĘ, BO BĘDĘ ODDYCHAŁ ATOMAMI TLENU ROZPUSZCZONYMI W WODZIE???!!!!
- Gdzieś już słyszałam tę nutę...
Aż wreszcie nadeszła pora obiadu i godzina wytchnienia od lekcji. A raczej, miało to być wytchnieniem, ale zmieniło się w niezły cyrk.
Zaczęło się od tego, że dało się słyszeć głośne walenie w drzwi wejściowe. Walenie, bo pukaniem tego nazwać nie było można. Na początku wszyscy myśleli, że to jakaś masowa słuchowa fatamorgana. Gdy pukanie się powtórzyło, Vesy, nie czekając na Dumbledore'a zbierającego się jak sójka za morze, poleciała do drzwi. W asyście paczki, bo zielonowłosej nawet do toalety samej nie wolno było puszczać.
Otworzenie ich na paręnaście centymetrów dało podgląd na samotnie stojącą postać w dziwnie znajomej, białej zbroi z dopasowanym hełmem. Vesy otworzyła szerzej drzwi... A TAM CAŁY BATALION SZTURMOWCÓW!
- Eee... Na zjazd fanów Gwiezdnych Wojen to w tamtą stronę! - wypaliła dziewczyna z prędkością karabinu maszynowego i zamknęła drzwi. A raczej prawie zamknęła, bo przeszkodził jej w tym czyiś but, perfidnie wciśnięty pomiędzy drzwi a framugę. Krótka szarpanina z rzeczą martwą oczywiście nie przyniosła rezultatów.
- Ej, coś za czarny ten but jak na szturmowca... - stwierdziła Night, nagle doznając olśnienia, nirwany i oświecenia w jednym. Ale zanim zdążyła się podzielić spostrzeżeniem, wszystkich zmroził znajomy dźwięk, jakby ktoś oddychał przez rurę wydechową.
Daredevil otworzyła drzwi, odsłaniając postać w czarnej zbroi i pelerynie.
- Osz ty w mordę Kylo Rena! - zielonowłosa zaklęła i próbowała się cofnąć. Co było dosyć trudne, bo reszta ekipy wpakowała się jeden drugiemu na plecy tak, że biedny Clark musiał fruwać, udając, ze nie fruwa. Wtedy dotoczył się Dumbledore (Nyan Cat: Rychło w czas!) Przez twarz dyrektora przeszedł cień wściekłości, co nie uszło uwadze przybysza, ale postanowił to zignorować. Szaleni staruszkowie nie wchodzili w jego zakres obowiązków.
- Mamy podejrzenia, że ukrywacie tu wrogów Imperium Galaktycznego. Przeprowadzimy inspekcję za zgodą kierownika, lub użyjemy siły.
- Ja tu jestem dyrektorem, i nie godzę się na takie... - dyrektorowi jakby nagle zabrakło tchu w płucach, albo gardło się zablokowało. Po chwili odpłynął do krainy kucyków, a jego ciało wylądowało w niezgrabnej kupie na podłodze. Ves dostała niebezpiecznego wyszczerza na twarzy.
- Clark, weź na spółkę z Dianą i Bruce'm zanieście dyrcia do pani Pomfrey. Staruszek chyba dostał zawału, czy kiego wylewu. A może to udar jest? Lecę obwieścić szkole dobre nowiny.
"Zastrzeżony do Night: Ona tak zawsze?... /transfer danych/"
"Night do Zastrzeżony: /pobieranie/pobieranie zakończone/ Teraz pewnie leci zaanonsować was w Wielkiej Sali, więc jakbyś mógł być trooszkę cierpliwy..."
Daredevil bezceremonialnie wtarabaniła się na mównicę w kształcie sowy, normalnie wykorzystywaną tylko przez Albusa (ehem, Umbitch)
- Ludu Duloc! Mamy specjalną inspekcję! Ale nie przez szanowne, tfu! Ministerstwo Magii, tylko przez...
Nie zdążyła dokończyć, bo przez drzwi do WS wbiegli szturmowcy, białymi zbrojami skutecznie strasząc każdego, kto nie oglądał Gwiezdnych Wojen. Czyli, tak na oko 2/3 szkoły. Ale na tym nie koniec nocnych koszmarów.
Bo do sali weszła osoba, którą kojarzy każdy fan Star Wars.
Prawa Ręka Imperatora, Naczelny Dowódca Wojsk Imperialnych, Zabójca Jedi, Chodząca Śmierć, Generał, Taktyk, Najpotężniejszy Wojownik w Galaktyce, Mroczny Lord Sithów. Chodzący w czarnej zbroi, z migającym światłami panelem kontrolnym na piersi, peleryną powiewającą lepiej niż u Snape'a, czarnym hełmem i czaszkopodobną maską na twarzy.
Innymi słowy, Darth Vader w całej swej chwale.
Po sali rozniósł się dźwięk respiratora, zostawiając psychiczne blizny na uczniach. Ale nikt nie zauważył, jak jeden trzecioroczny Gryfon o blond włosach uśmiechnął się, jakby zobaczył długo nie widzianego rodzica.
- Nie wchodźcie w drogę, to nikomu nic się nie stanie. Moi żołnierze przeszukają zamek. Jeśli nie znajdziemy Jedi ani Rebeliantów, odejdziemy.
Głęboki, basowy i pozbawiony emocji głos był następnym dowodem, że osoba stojąca na środku Wielkiej Sali była w rzeczywistości Lordem Sithów, a nie fanem w oryginalnym kostiumie z jeszcze większą grupą fanów poprzebieranych w szturmowców.
Na znak Lorda biało ubrani ludzie rozbiegli się po zamku.
- Walcz ze mną
Nikt raczej nie spodziewał się takiego oświadczenia, tym bardziej nie od samego Nietoperza z Lochów. Snape stanął naprzeciwko Vadera i wyciągnął różdżkę.
- Nie po to tu jestem. - padła odpowiedź od Upadłego Jedi.
- Ale nie proszę cię o zgodę. Sectumsempra!
Zaklęcie pomknęło w stronę Lorda, tylko po to, by rozprysnąć się na niewidzialnej tarczy tuż przed jego klatką piersiową. Po tym nastąpił grad zaklęć i klątw, ale wszystkie skończyły jak to pierwsze, waląc w stoły, podłogę, ściany, Szarą Damę, oraz Bogu ducha winnych szturmowców zbierających się w międzyczasie. Po pięciu minutach można było wyczuć, że Vader się znudził, bo wyciągnął przed siebie rękę i wykonał ten charakterystyczny gest. Severus natychmiast poczuł, jak nagle zabrakło mu tlenu. Ciało profesora eliksirów uniosło się na metr w powietrze. Night stojąca pod drzwiami przewróciła oczami. Widziała tą sztuczkę tysiące razy. Uczniowie wciągnęli głośno powietrze, niektórzy ze strachu, inni z podziwu.
- Mówiłem ci, że nie po to tu jestem - Vader powtórzył swoje słowa, co stanowiło wskazówkę, że jest totalnie zirytowany. Na szczęście, a może i nieszczęście, w tym momencie do Vadera podszedł dowódca oddziału z meldunkiem.
- Sir, nie ma żadnych śladów obecności Jedi lub Rebeliantów, ani jakiejkolwiek technologii.
- Dziś jest twój szczęśliwy dzień - było to jedyne ostrzeżenie jakie dostał Severus, gdy znienacka został upuszczony na podłogę. Nacisk na tchawicę zniknął. Lord Sithów odwrócił się i wyprowadził swoich ludzi z Wielkiej Sali.
"Zastrzeżony do Harry'ego: Nie wierz w przepowiednie. Nie daj kontrolować swojego życia. Proroctwa mają tendencję do bycia błędnie zinterpretowanymi, gdyż mają wiele wariantów dróg prowadzących do celu. I na litość Mocy, nie daj się przytłoczyć strachowi, bo wtedy twój los jest przesądzony."
(Nyan Cat: ŚWIAT SIĘ KOŃCZY!! SITH DAJE ŻYCIOWE RADY!)
Przez to całe zamieszanie nikt nie zauważył, jak Vesy wytargała Night, Harry'ego, Jack'a, Jamesa i Percy'ego do Sali Wejściowej, oraz próbowała właśnie wcisnąć ich w zbroje szturmowcowych kadetów.
- Vesy, oszalałaś? - syknął Jack, podczas wyjątkowo nachalnej próby wciśnięcia mu garnka na głowę.
- Już dawno - padłą odpowiedź - Percy, nie śpij! - no i półbóg dostał z plaskacza w hełm, który właśnie udało mu się założyć. Tuląc obolałą rękę, zielonowłosa próbowała upchnąć kłębowisko zielonych kłaków we własnym garnku na głowę. W końcu skończyło się pomocą Night, bo jedną ręką nie szło sobie z tym poradzić.
- Pełen chill, dzieciaku - Harry mógł się założyć o miesięczny zapas papierosów, że Logan się szczerzył sadystycznie pod hełmem. W końcu, gdy wszyscy jako tako się przebrali, zaczatowali się przy drzwiach do Wielkiej Sali. Sądząc po odgłosach, reszta szkoły próbowała w miarę normalnie zjeść obiad i jakoś zagryźć te niezbyt przyjemne doświadczenie. Naruto odliczał.
- Yon... san... ni... ichi... zero!
- SZTURMEM ICH!!!
Z tym okrzykiem wpadli do sali, powodując nagłe krzyki, wyrzucanie jedzenia/sztućców/talerzy w górę i na boki, gorączkowe szukanie różdżek i chowanie się pod stoły. Przebiegli z karabinami całą długość pomieszczenia, by z okrzykiem triumfu wziąć do "niewoli" profesor Rascal. Różowowłosa miała minę, jakby odwołali Śmigus Dyngus.
- JAK ŚMIECIE!!! NA MOCY PRAWA...
- Oj, pani profesor, pani to się w ogóle na żartach nie zna - Vesy uratowała sytuację, zanim głos psorki ukatrupił czyjeś bębenki uszne. Zdjęła hełm, odsłaniając ptasie gniazdo w kolorze zielonym na głowie zamiast włosów i wyszczerz większy niż ustawa przewiduje.
- Panno Daredevil! - McGonagall odczekała, aż wszyscy zdejmą hełmy, zanim zaczęła wlepiać szlabany - Panno Blackheart! Panie Potter! Panie Uzumaki! Panie Howlett! Panie Jackson! Po minus 100 punktów za każdego z was i szlaban z profesorem Snape'm przez miesiąc!
- Whatever - pozbawiony emocji głos Night stanowił świetny kontrast dla ognistej wściekłości opiekunki Domu Lwa.
Wtedy drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się ponownie, odsłaniając profesora enobiego w brązowej, podróżnej szacie. Zdmuchnął grzywkę z szaroniebieskich oczu i powiódł nimi po uczniach, nauczycielach i przebranych pseudo-szturmowców. Następnie uśmiechnął się i zapytał:
- Więc, coś mnie ominęło?
############################################
*Duat - egipskia kraina podziemi/kraina zmarłych/raj/piekło/itd/ogółem zaświaty
Jako bonus, Kuriboh!
23.02.2020 Edycja: Małe szczegóły i poprawki ortograficzne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro