Prolog - Koniec jest zaledwie początkiem.
W tym rozdziale występują cameo:
# Final Fantasy XV (już nie cameo XD)
# Silmarillion
# Devil May Cry
Na wąsy Marszałka Piłsudzkiego, obczajcie, że po prawie dziesięciu latach od zaczęcia pisania tego monstrum wreszcie wychodzi prolog XD
##########
Wszystkie istoty żywe mają silne pragnienie kontynuowania swojej egzystencji. Dlatego istnieje adrenalina, dlatego istnieje histeryczna siła pozwalająca choćby biec na obu złamanych nogach. Dlatego ludzkie ciało potrafi samo odskoczyć od zagrożenia, zanim świadomy umysł w ogóle zrozumie co się dzieje.
Żywy człowiek chce dalej żyć. I nic tego nie zmieni, jest to instynkt zakorzeniony głęboko w szpiku kostnym i synapsach mózgowych; instynkt starszy niż jakiekolwiek obietnice, prawa czy przepowiednie.
- Kings of Lucis, come to me!
Światło wypełniło martwą od dziesięciu lat salę tronową. Dwanaście awatarów poprzednich królów podniosło broń i skierowało ją na tego, który został wybrany Królem by umrzeć.
Trzynasty duch lewitował odwrócony plecami do tronu. Regis Lucis Caelum nie był w stanie patrzeć jak jego syn jest zmuszony zabić się, by zakończyć dziesięć lat ciemności. Mimo, iż znał przeznaczenie swego syna od kiedy ten skończył cztery lata. Wszak po to istniała linia Lucis Caelum, by w końcu jeden z nich zginął zgodnie z życzeniami bogów, by naprawić błąd jaki popełnili.
A jednak, było coś, co mógł w tym momencie zrobić dla syna. Mógł nie odwrócić wzroku i uhonorować jego poświęcenie. Mógł być świadkiem, jedynym świadkiem wydarzeń rozgrywanych w sali tronowej i świadkiem cierpienia młodego Króla; któremu przeznaczenie ukradło wszystko, łącznie z dziesięcioma laty życia. Zamiast tego Regis odwrócił wzrok, niczym dziecko chroniące się przed tym, czego nie jest w stanie pojąć.
Tymczasem owi "bogowie", cała Szóstka, ledwo materialna, oglądała ten spektakl z zewnątrz budynku. Oczekiwali momentu, kiedy Król Królów wreszcie wyzionie ducha i na zawsze odzieli wymiar "boski" od śmiertelnego. Astral Burzy mógł mieć swoje zastrzeżenia, ale został odgórnie uciszony przez Smoczego Opiekuna rodu Lucis Caelum.
Draconiana nie obchodził ból w jakim znajdował się Król Królów. Nie obchodziło go ukradzione dziesięć lat. Liczyło się tylko zabicie sfabrykowanego złoczyńcy, który został oszukany dwa milenia temu.
Ostrze za ostrzem zagłębiało się w tors Króla, za każdym razem uwalniając tsunami bólu i energii. Instynkty krzyczały, usiłując zrobić to, co do nich należy: uchronić organizm przed śmiercią. Król siłą je tłumił, przez dziesięć lat samotności i izolacji wewnątrz Kryształu wreszcie godząc się ze swoim losem. Miał dekadę na zamknięcie swoich emocji w ciasnym, szczelnym sejfie. Wszak czym było jego jedne życie w porównaniu do życia całej planety?
"Wielu poświęciło wszystko dla Króla, a więc i Król musi poświęcić się dla wszystkich"
Nie było innego wyjścia. Cała nadzieja jaką posiadał okazała się fałszywa. Nadzieja na odbudowę, na wyjście z tego konfliktu obronną ręką.
Powinien wiedzieć lepiej. Powinien się domyśleć wtedy, dziesięć lat temu, które dla niego wydawały się być dniami. Wtedy, kiedy jego ojciec poświęcił całe miasto dla jego bezpieczeństwa. Insomnia leżała w gruzach, jej mieszkańcy zaszlachtowani. Czy po dziesięciu latach Długiej Nocy istniała jeszcze jakakolwiek nadzieja, już nawet nie dla królestwa Lucis, ale dla całej planety?
Ostatnia klinga uderzyła, odbierając młodemu Królowi niemal wszystkie siły. Ostatkiem woli wyprostował się na tronie, podnosząc ostrze swojego ojca. Powoli, rysując końcem po podłodze, skierował rękojeść w stronę ducha odwróconego do niego plecami.
- Tato, uwierz we mnie.
Ostatni awatar zapłonął do życia, unosząc Sword of the Father.
Sekunda bezruchu.
Uderzył.
Przebijając serce Króla Królów i przyszpilając go do tronu niczym motyla szpilką. Głowa Króla uderzyła w oparcie, usta wydały z siebie ostatnie tchnienie.
W Sali Tronowej znów nastała cisza.
Pierścień spoczywający na palcu Króla rozpalił się białym światłem, uwalniając falę energii.
Lecz zadanie Króla jeszcze się nie skończyło.
Jego dusza pojawiła się tam, skąd ledwie kilka dni temu został wypuszczony. Bezkres błękitu, zieleni i bieli. Przed nim stał ten, od którego wszystko się zaczęło.
Błazen, Kanclerz, Uzdrowiciel, Przeklęty, Źródło Plagi, Pierwszy Wybrany Przez Gwiazdy.
Ardyn Lucis Caelum.
Przeklęty ukłonił się z dozą dramatu, nie do końca respektując młodego Króla; wszak zrobił wszystko by do obecnej sytuacji nie doprowadzić.
Zamrugał z niedowierzaniem, widząc przy Królu widma jego najbliższych, milcząco go wspierające.
Król wyciągnął rękę, na której palcu spoczywał Pierścień. Przeklęty zrobił to samo, ale Wyrocznia powstrzymała jego zapędy, jej magia bezpośrednio kontrastująca z jego Plagą.
Siła Pierścienia wybuchła, rysując świetliste błyskawice na ręce Króla, wspinając się na jego tors, szyję oraz prawą stronę twarzy. Ból niemal przytłoczył Króla, a to nie był jeszcze koniec. Bowiem z jego pleców wysunęło się trzynaście broni, które dopiero co go zabiły. Teraz wydostały się tak jak w niego wniknęły, niewzruszone rozrywaną duszą.
Wreszcie wydostały się na zewnątrz, każde wskakując w dłoń swojego właściciela.
Za niemym rozkazem Króla ruszyli do ataku. Dusza Przeklętego została zniszczona w sekundę.
Król Królów zachwiał się na nogach, wyczerpany w każdym tego słowa znaczeniu.
- To wreszcie koniec. - wydobyło się z jego ust, ciche niczym najdelikatniejszy powiew wiatru.
Ale to nie był koniec.
Bowiem Król jeszcze "żył". Jego dusza nie rozsypała się w drobny mak.
- Twe dzieło skończone, Królu Królów. Możesz odpocząć
Naprawdę chciał odpocząć.
Ale cichy głosik nie dawał mu spokoju.
Jeszcze żył.
A instynkt przetrwania jest silniejszy niż jakiekolwiek obietnice, prawa czy przepowiednie.
- Śpij
Głos. Z początku miękki niczym świeżo opadły śnieg, namawiający go do snu. Teraz zyskał cień stali. Cień tysiąca ostrzy cichutko dźwięczących.
I czemu Król nie powinien posłuchać Strażnika jego rodu? Bytu, który niegdyś trzymał jego jestestwo w dłoni i głosem tysiąca kling wyjawił mu jego Przeznaczenie.
- Śpij.
Król powinien posłuchać Tysiąca Ostrzy. Nie zostało już nic do zrobienia. Powinien zasnąć i przestać istnieć. Ale mała część się buntowała.
Król bał się przestać istnieć.
Każda żywa istota instynktownie chce żyć.
Jest to instynkt zakorzeniony głęboko w szpiku kostnym i synapsach mózgowych. Głębiej niż jest w stanie dotrzeć jakakolwiek przepowiednia.
Jest to siła silniejsza niż wola Astralnych Bytów, wszak czym jest fałszywy bóg wobec biologii?
Pusta klatka piersiowa Króla drgnęła, kiedy zaczęła ją wypełniać znana mu energia. Kryształ poddał się woli swego Króla, zareagował na napędzający go strach.
Król chciał żyć. Rozpaczliwie i desperacko.
- ŚPIJ.
Tysiąc Ostrzy zadźwięczało głośniej, domagając się posłuszeństwa.
- Nie.
Magia zaczęła się wlewać w Króla, Kryształ usłyszał bunt w jednym słowie, wycedzonym przez zaciśnięte zęby z siłą pocisku. Więcej i więcej, niekończący się potok. Więcej niż kiedykolwiek, więź silniejsza niż podczas dekady hibernacji.
Królowi już nie groził niebyt. Mógł się stąd wydostać, musiał wrócić do nich. Tak ciężko pracował, nie zamierzał się teraz poddać!
Musiał uciec. Tą samą drogą, którą tu przybył.
Rzeczywistość ryknęła ze wściekłością, dźwiękiem którego żaden śmiertelnik nie powinien umieć usłyszeć. Król usłyszał. Pomiędzy jednym pulsem magii wciąż wciskającej się w przepełnione żyły a drugim niebiańska postać zablokowała Królowi jedyną drogę na zewnątrz.
Byt wręcz krzyczał boskością, odziany w ornamentacyjną zbroję i rogaty hełm. Tysiąc ostrzy rozłożone niczym kości skrzydeł dźwięczało gniewem. W jednej, masywnej, opancerzonej i szponiastej dłoni trzymał miecz zdolny rozpłatać planetę na pół. Smoczy ogon motał się za postacią, zdradzając wściekłość bardziej niż twarz której śmiertelnik nie mógł odczytać.
Tytaniczne ostrze zostało uniesione w wyraźniej groźbie, wycelowane w Króla.
Był to Astral. Ten, który przepowiedział nadejście Króla Królów. Ten, który orzekł o ostatecznym poświęceniu Króla. Szef Wybranego Króla, boski patron rodu Lucis Caelum. Ten zwany The Bladekeeper, the Draconian. Ten, którego zwą Bahamut.
Teraz stał pomiędzy Królem a wyjściem, z ostrzem w dłoni i groźbą.
A to czyniło go Wrogiem. Zagrożeniem.
Król obnażył zęby (ludzkie, niegroźne, trzeba to zmienić, moc na wyciągnięcie ręki) w rękę wsunęło się znajome ostrze, jego ostrze.
Niebiańska klinga uderzyła, w parodii i bisie, kopiując ostrze, które uśmierciło śmiertelne ciało Króla. Rozpłatało go od obojczyka po miednicę, niczym szpilka motyla, ciągnąc go w d ó ł.
:TO NIE JEST CI PISANE, KRÓLU KRÓLÓW!:
Ale dusza Króla była zrobiona z innej "gliny" niż każda inna. Musiała być, by wytrzymać moc Kryształu, Pierścienia i Królów.
Bunt rozlał się w oczach Króla, barwiąc je po raz pierwszy w życiu na krwawą czerwień. Rzucił Ostrzem, które musnęło twarz Draconiana i poleciało w kierunku wyjścia.
Uwaga Tysiąca Ostrzy zachwiała się na ułamek sekundy.
Król potrzebował tylko tyle. Jego byt się rozproszył, podążając za Ostrzem w kierunku zewnątrz.
Tuż zanim zniknął skierował swoją uwagę do zdezorientowanego Draconiana.
- Jestem Noctis Lucis Caelum, Światło Nocnego Nieba. A ty nie masz już nade mną władzy.
***
Wschodzące słońce oświetliło Salę Tronową w zrujnowanej Cytadeli w Insomnii. Promienie wślizgnęły się przez zrujnowaną ścianę i rozbite okna, oświetlając figurę skuloną na tronie, przebitą mieczem przez serce.
Śmierć już zostawiła swoje znaki, nadając trupiobladej skórze siny odcień. Razem z mniej przyjemnymi oznakami rozluźnienia wszystkich mięśni. Śmierć to brudna sprawa.
Palce spoczywające na podłokietniku tronu drgnęły.
Powoli, na spokojnie wyczuwając sytuację, Król podniósł głowę i otworzył oczy. Spojrzał w dół, na wbity w klatkę piersiową miecz. Coś należało z tym zrobić.
Klinga błysnęła na błękitno, znikając wewnątrz Armigera. Uwolniony Król wstał z tronu, spoglądając przed siebie. Tam, u stóp tronu, Ciemność zaczynała się kłębić wokół tego, czego brakowało w jego pustej klatce piersiowej.
Minie parę tysięcy lat zanim Król pozna proces, który się teraz odbył.
Proces utraty Serca przez Kogoś. Jeśli Ktoś będzie dysponował wystarczającą Siłą Woli, to nie umrze przy utracie Serca. Zamiast tego pusta skorupa będzie kontynuowała swe istnienie, pozbawiona emocji, lecz zachowując swój Umysł, wspomnienia i jestestwo. Staje się Nikim, bytem paradoksalnym.
Tymczasem Serce zostaje pożarte przez Ciemność. Staje się stworzeniem agresywnym, pozbawionym logiki i wyższej inteligencji. Są znane w Historii Multiwersu tylko trzy przypadki kiedy owładnięte Ciemnością Serce kreuje istotę myślącą.
Seeker of Darkness, podróżujący w czasie by zapoczątkować pewien ciąg wydarzeń.
Sora, Dziecko Przeznaczenia, któremu przeznaczono zmienić Przeznaczenie.
Oraz Pierwszy z nich, który właśnie narodził się na oczach Króla Królów. Ten, którego zwą Mistrzem Mistrzów.
***
- Greetings, Lord of the Rings~
Annatar obrócił się na pięcie, zaskoczony swoim zaskoczeniem. Już dawno nikt nie zdołał się do niego podkraść. Tym bardziej ktoś posługujący się płynnie Quenyą, językiem powoli przechodzącym w stan martwy.
A na dodatek ta osoba nazwała go Władcą Pierścieni. Nikt nie wiedział o postępujących pracach nad Jedynym, wszyscy byli skupieni na Celebrimborze, Dziewięciu, Siedmiu oraz Trzech.
Istota mądrze wybrała też moment kiedy był sam w wielkiej kuźni Eregionu. To tutaj, na jego oczach, wyłoniła się z ciemności i stanęła przed nim.
Sam byt bardzo przypominał Annatarowi samego siebie. Istota była wątła, wręcz pajęcza w swej posturze. Blado-sine ciało odziane w czarne szaty tylko podkreślało iluzoryczną słabość i chorowitość. Czarno- czerwone włosy były ułożone w niespotykaną w tych stronach fryzurę, zasłaniającą prawą połowę twarzy. Ale jedno czerwone oko o pionowej źrenicy i czarnym białku przekonało Annanatara, że cała ta słabość była tylko iluzją.
- Masz nade mną przewagę, Milady. Znasz me imię, lecz ja nie znam twojego. - odparł, również posługując się Quenyą. - Jakież to powody popchnęły cię w moją stronę? Mam nadzieję, iż nie szkodzące mej pracy.
Mały uśmieszek wygiął usta istoty. Uniosła do góry prawą rękę, gdzie na środkowym palcu spoczywał czarny sygnet.
- Zwą mnie Noc. Nie przyszłom tu burzyć twe dzieło. Przyszłom tu poradzić się największego mistrza kowalstwa na Ardzie oraz Władcy Pierścieni, gdyż w Pierścieniu leżą me problemy.
Annatar z ciekawości sięgnął swymi zmysłami w Pierścień. Wyczuł ogromne skupisko energii, świadomość trzynastu potężnych bytów oraz to jak wysysał siły życiowe ze swojego właściciela, jednocześnie pozostając wobec niego niejako lojalnym. Klucz był w słowie "niejako". Pierścień był przywiązany do Nocy, pozwalał na używanie, ale coś tu było nie tak.
- Pierścień Lucii został podarowany mojemu rodowi przed wiekami przez bogów. Tylko król może go założyć, inni są uznawani za niegodnych przez duchy poprzednich władców i paleni świętym ogniem. Lecz nawet król nie ma lekko. Pierścień wysysa z niego siły życiowe, magazynując je na przepowiedzianą walkę z królem demonów. Z pokolenia na pokolenie zmieniał nas w celu wyprodukowania wybrańca mogącego w tej potyczce wygrać. Nawet po śmierci nie zaznali spokoju, uwięzieni w oczekiwaniu na ostateczną bitwę.
Annatar zaprowadził Noc do swojego miejsca w kuźni, powoli kalkulując potrzebne materiały i zaklęcia.
- Chcesz zmienić przeznaczenie? Uwolnić duchy swych poprzedników? Nie doprowadzić do ostatecznej bitwy?
Noc zaśmiało się bez humoru i Annatar już czuł co się wydarzyło.
- Ostateczna bitwa już się wydarzyła. Przeznaczenie również się dokonało. Zasiadłom na tronie jako król zrujnowanego królestwa, które mój ojciec przehandlował za moje bezpieczeństwo i umarłom z ręki mych poprzedników, w tym jego. A wszystko po to, by ma śmierć zakończyła dziesięcioletnią noc. Nie, Panie Darów, chcę zerwać lojalność Pierścienia wobec bóstw mojego świata. Nie podoba im się, iż miałom wystarczająco siły woli by scalić mą roztrzaskaną duszę i wstać z martwych. A nie mogę wypowiedzieć im wojny z nielojalnym sługą u mego boku.
- Mam jeszcze jedno pytanie - Annatar skrzyżował ręce na piersi. - Dlaczegóż sądzisz, iż ci pomogę?
Noc wyszczerzyło zęby. I w imię Władcy Ciemności Melkora, cóż to było za uzębienie! Dwa rzędy długich, ostrych jak brzytwa kłów!
- Ciekawość, Władco Pierścieni Maironie~ Jesteś ciekaw, czy jesteś w stanie nie tylko zmodyfikować istniejący ekwiwalent Pierścienia Władzy, ale także by nie podlegał władzy Jedynego czy twojej. By nie posiadał właściwości Dziewięciu, oraz był lojalny tylko wobec mnie. Jesteś największym kowalem jakiego kiedykolwiek nosiła Arda, nie oprzesz się takiemu wyzwaniu.
Sauron przeklął w myślach. Bo to, co mówiło Noc było prawdą. Zrobi to, choćby z samej ciekawości.
***
Albus "Wysyłam-Dzieci-By-Odwaliły-Za-Mnie-Brudną-Robotę" Dumbledore z ukrytym niesmakiem zlustrował front sklepu przed którym stał. Miasto Capulet samo w sobie cieszyło się złą sławą, czarodzieje zwykle się tu nie zapuszczali, a żeby tego było mało dyrektor aktualnie znajdował się w gorszej jego części.
Sam sklep też nie prezentował się ładnie. Odpadający tynk, popękane ściany, nawet parę dziur po mugolskich kulach. Parę solidnych drzwi oświetlał pojedynczy neon w krwistym odcieniu czerwieni.
Devil May Cry.
Albus odbierał niejasną aurę czarnej magii, co nie zwiastowało niczego dobrego. Ale dyrektor był zdesperowany, a sklep miał reputację.
Wszedł po schodkach i zdecydowanie pchnął drzwi. Otworzyły się, skrzypiąc nienaoliwionymi zawiasami i dzwoniąc dzwonkiem zawieszonym tuż za nimi. Popołudniowe słońce oświetliło wnętrze wyglądające jak mieszanina baru oraz biura. Błękitne oczy schowane za okularami połówkami otaksowały skórzane kanapy, stolik do kawy, szafę grającą, różne dziwaczne czaszki przybite do ścian mieczami wyglądającymi na prawdziwe, regały wypełnione książkami, gigantyczny miecz wiszący za biurkiem pokrytym papierami, by wreszcie spocząć na istocie siedzącej przy rzeczonym biurku.
Na pierwszy rzut niewprawionego oka kreatura mogła uchodzić za człowieka, za jednego z tych mugolskich nicponi i hultajów zwanych "Punkami". Ale Albus nie był byle kim, jego zmysły zdradzały prawdziwą naturę bytu rozłożonego w skórzanym fotelu za biurkiem: może kiedyś to coś było człowiekiem, ale dawno już swą ludzką naturę zatraciło. Miało przytłaczającą aurę czarnej magii i sztuk demonicznych. Najpewniej był to demon na usługach właściciela Devil May Cry.
Albusowi mimowolnie przypomniał się Tom Riddle. Ale jak to mówią: tonący brzytwy się chwyta.
- Jeśli musisz za potrzebą, łazienka jest z tyłu. - burknęło stworzenie, nawet nie podnosząc oka znad książki. Drugie oko ukrywała nastroszona czarna grzywka, poprzecinana czerwonymi pasemkami.
- Obawiam się, że jestem tu w sprawie kontraktu. Czy zastałem Tony'ego Redgrave'a? - Albus uśmiechnął się dobrotliwie, zapalając wesołe ogniki w swoich oczach.
Stworzenie podniosło na niego wzrok. Jedno, czerwone jak krew oko o pionowej źrenicy i czarnym białku przeszyło go na wylot. Czarno-czerwony cień tylko podkreślał jego nienaturalne światło. Widoczną połowę twarzy znaczyły blizny. Długie, szpiczaste uszy się poruszyły, cicho dzwoniąc złotymi kolczykami.
- Szefa nie ma. - odparło stworzenie głosem bez emocji, porzucając książkę i opierając brodę o splecione dłonie. Twarz również była bez wyrazu. Lekko znudzona. - I zanim spytasz, nie, nie mam sposobu skontaktowania się z nim. Jeżeli jest to jakaś robota, musisz zadowolić się mną.
Albus skrzywił się w myślach. Kontrakty z demonami wymagały dodatkowych zabezpieczeń i ostrożnego doboru słów, niemal jak podczas kontraktu z fae folk*. Ale naprawdę nie miał innego wyjścia, był zdesperowany.
Harry gdzieś zniknął, Ministerstwo wciąż nie chciało uwierzyć w powrót Toma z zaświatów (Albus podejrzewał Lucjusza Malfoya o przekupstwo) i na dodatek wysłało do Hogwartu kolejnego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Tak więc z ogromnym bólem dupy Albus wyjął pergamin z kontraktem oraz pióro i kałamarz.
- Chcę prosić o ochronę dla jednego z moich uczniów, Harry'ego Pottera. Kontrakt potrwa cały rok szkolny, aż do końca czerwca. Harry jest celem Mrocznego Lorda Voldemorta a także Ministerstwa Magii. Będziesz pozować jako uczeń z wymiany, spotkasz się z Harrym 1 września na Peronie 9 i 3/4. Jesteś jednym z kilku wynajętych przeze mnie ochroniarzy, więc liczę na waszą kooperację. Masz jakieś pytania? - Stworzenie szybko przeskanowało formularz, zatrzymując się na kwocie wynagrodzenia.
Jakimś cudem okazało rozbawienie nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Naprawdę myślałeś, że Szef zgodzi się dla ciebie pracować za taką sumę? Toż to ledwo połowa naszej zwyczajowej stawki za długoterminowe zlecenie. Naprawdę, szkołę tak prestiżową jak Hogwart nie stać na więcej? W końcu jesteśmy najlepszymi z najlepszych. Tak chciałeś opłacić usługi Legendarnego Łowcy Demonów?
Albus wewnętrznie zamarł na ułamek sekundy. Naprawdę miał nadzieję na brak informacji ze strony Devil May Cry. Samo wynajęcie Łowcy Demonów było źle widziane w Magicznym Społeczeństwie. Wynajęcie demona, nawet związanego paktem i trzymanego na łańcuchu magii, wiązałoby się z poważnymi konsekwencjami. Jeśli sprawa wyciekłaby do publiki.
No nic, skarbiec Potterów wciąż był bardziej pełny niż pusty, mógł sobie pozwolić na zadowolenie chciwości demona.
Dyrektor szybko naniósł poprawki na kontrakt.
- Czy masz jeszcze jakieś obiekcje?
Istota tylko pokręciła głową.
- W porządku. Musisz mi jeszcze tylko podać swoje imię i nazwisko.
- Możesz wiedzieć, że zwą mnie Night Blackheart - mały uśmiech rozciągnął usta stworzenia, jakoś w cale nie pokazując rozbawienia. Istota miała dwa rzędy ostrych kłów zamiast zębów.
Albus znowu ukrył swój zawód, kiedy oboje ukłuli się w palce i odcisnęli swoje odciski pod podpisami.
Fakt, że krew istoty była błękitna i świeciła zachował na później.
###############
*fae folk - rodzaj wróżek. Nie z gatunku Dzwoneczka. Mają fioła na punkcie zasad, więc przy kontakcie z nimi należy trzymać się reguł typu: nie podawać swojego prawdziwego imienia, uważać na interpretację słów, itp.
Media: "In the End" od Linkin Park do amv z Final Fantasy XV
Łotry vs Hogwart miały swój początek jako śmieszkowe opowiadanie w które nie wkładałam zbyt dużo przemyśleń. Potem w grudniu 2018 zagrałam w Final Fantasy XV. I opko szybko przeobraziło się w Noctis Revenge AU, zwłaszcza kiedy okazało się ile wspólnego sam Noctis ma z Night.
Tak oto śmieszkowe opko podłożyło podwaliny pod moje własne uniwersum, gdyż zaczęłam wymyślać background Night, co poszło niekontrolowanym strumieniem, aż skończyłam z czymś wielkości starego dobrego Rozszerzonego Uniwersum Gwiezdnych Wojen. I kurde nie przesadzam, linia czasowa ciągnie się na ponad 200 tysięcy lat.
Początkowa sekcja jest zainspirowana "Oh, I've Anger Enough." na AO3, tu macie link: https://archiveofourown.org/works/43581957/chapters/109579476
Rozdział ma dokładnie 3000 słów, XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro