''Znalazłem narzeczoną...''
Biel..dokoła widzę biel... Idę wzdłuż długiego korytarza, który nie ma końca. Mijam białe krzesła i drzwi. Dokładnie wiem, gdzie mam iść...wiem, które drzwi powinnam wybrać.
Po chwili, która równie dobrze mogłaby trwać wiecznie widzę je. Mój cel wędrówki jest bliski.
Zaraz ją zobaczę.
Bez lęku otwieram skrzypiące drzwi, a słabe światło oświetla sylwetkę najwspanialszej kobiety na świecie.
- Mama - wyszeptuję. Dokładnie taką ją pamiętam. Niziutką szatynkę o niebieskich oczach, a uśmiechem tak promiennym, jakby chciała uszczęśliwić cały świat. - Mamo, tak bardzo tęsknię za tobą. - wpatruje się we mnie z matczyną miłością i dotyka klatki piersiowej w miejscu, gdzie znajduje się serce. Rozumiem, co chce mi przekazać. Zawsze potrafiłyśmy porozumiewać się bez słów.
- Zawsze będziesz w moim sercu, mamusiu. - odpowiadam. - Zawsze. - wykonuję taki sam gest, a wyraz jej twarzy pozostaje niezmienny. Ta sama miłość bije od niej z ogromną siłą. - Ale bądź ze mną, dobrze? Nie opuszczaj mnie. - ledwie zauważalnie przytakuje głową. Wyciąga do mnie rękę, którą bez wahania chwytam, lecz nie czuję nic. Nie czuję jej ciepła, nie czuję siły uścisku. Po prostu trzymam dłoń w powietrzu, aczkolwiek widzę wszystko doskonale. Widzę przed sobą kobietę, która włożyła całą swoją siłę i energię na wychowanie mnie i Aidena. Widzę tą silną kobietę, która walczyła z rakiem przez pięć lat. Widzę swoją mamę, lecz nie mogę jej dotknąć. Ona już nie należy do tego świata.
Jej nie ma...
- Mamo za szybko odeszłaś. - podchodzi do mnie i kładzie swoje dłonie na moich ramionach, mimo że nic nie czuję. Nachyla się nad moim czołem i składa na nim pocałunek. Tak bardzo chcę poczuć jej usta na mojej skórze. Dlaczego nie mogę tego czuć? Dlaczego jej tu nie ma!
- Proszę, powiedz coś. Proszę. Zanim znikniesz. - uśmiecha się, a jej sylwetka zaczyna blednąć. - Nie! Proszę! Zostań jeszcze chwilę. - wyciągam do niej dłoń, aby ją zatrzymać, ale to nic nie daje. Znika z każdą sekundą coraz bardziej. Blednie, zanika, rozmazuje się. Lecz jej ostatni uśmiech mówi za nią. Jestem z ciebie dumna, kochanie. Bądź szczęśliwa. A potem...Potem już jej nie ma... Stoję sama w pustym, sterylnie białym pomieszczeniu.
Jestem sama... nie! Chwila...Czuję kogoś Odwracam się nieśpiesznie i widzę...
- Rafael! - gwałtownie unoszę się do pozycji siedzącej. Moje serce bije tak mocno, jakby samodzielnie chciałoby przebiec dziesięciokilometrowy maraton. Pośpiesznie rozglądam się po okolicy. Drzewa, las, droga, wnętrze samochodu i Rafael.
- Wszystko w porządku? - pyta zatroskany i czuję jak samochód traci prędkość, a po chwili staje na poboczu. - Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
- Śniła mi się mama - przygryzam delikatnie dolną wargę, aby odzyskać nad sobą kontrolę. - To było takie realne. Stałam z nią pośrodku pokoju, widziałam ją, uśmiechała się do mnie - czuję jak po policzku płyną słone łzy. - ona tak mocno mnie kocha, jest ze mnie taka dumna...
- Cii - czarnowłosy odpina swoje pasy, a następnie wychodzi z samochodu. Nie mija trzydzieści sekund, a otwierają się moje drzwi, a silne ramiona wyciągają mnie na zewnątrz. Nim mój mózg zdąży zarejestrować, co się dzieje, czuję miękkie wargi na moich ustach. Ja czuję! Jego czuję! TAK! CZUJĘ! Moje galopujące serce zaczyna się stopniowo uspokajać, a z mojego ciała zaczynają ulatywać smutki. Odwzajemniam pieszczotę, cieszę się tą chwilą, bo wiem że czeka na nas ogromna burza z gradem w postaci mojego ojca i Marshalii, jednakże teraz jestem z Rafaelem i nic, co dzieje się obok, mnie nie obchodzi. Odsuwam się od niego dopiero, gdy czuję całkowity spokój.
- Dziękuję - pierwszy raz od kilku dni szczerze się uśmiecham.- Ukoiłeś moje nerwy.
- Od tego jestem, nieprawdaż? - pyta i całuje mnie w czoło. - Sama sobie wybrałaś narzeczonego, a ten narzeczony chce sprostać swojemu zadaniu. A teraz wracamy do samochodu i za dwadzieścia minut powinniśmy być już na farmie. Aha i wiesz, dlaczego twoja mama jest z ciebie dumna? - kręcę przecząco głową. - Ponieważ jesteś sobą. Jesteś dobra, słodka i niewinna. Nikogo nie chcesz skrzywdzić, walczysz o to, co ci się należy. Tylko nieliczni mają taką siłę, dlatego twoja mama jest tak z ciebie dumna. - nim zdążę dobrze pomyśleć, przyciągam go do siebie za poły jego marynarki i ponownie smakuję jego warg.
- Jestem tobą zauroczona - wyznaję szczerze. - I jeśli tak dalej pójdzie, zakocham się w tobie.
- To źle? - pyta poważnie i delikatnie gładzi kciukami moje policzki. Głębia jego czarnych oczu, gubi mnie. Przepadam w nich całkowicie.
- Nie - przyznaję. - Ani trochę. - na jego twarzy pojawia się chłopięcy uśmiech, jakby właśnie dostał idealny prezent urodzinowy.
- Jestem tobą zauroczony - całuje mnie w czoło. - I jeśli tak dalej pójdzie, zakocham się w tobie - powtarza mój tekst, lecz ten romantyczny moment przerywa nam klakson samochodu. Obok nas przejeżdża zielony, stary garbus i zatrzymuje się zaraz przed Hummerem. Okno powoli się uchyla, a w nim pojawia się głowa Molly.
- Rachel, złotko! - jej pulchna twarz nabiera radosnego wyrazu.- Ten ćwok pojechał po ciebie, a nie do Malcoma! Wiedziałam, że nie możecie bez siebie żyć! - cmoka i siłuje się z drzwiami, aby wyjść z samochodu. - Hugo, te drzwi się zacięły. - żali się.
- Naciśnij za klamkę, kobieto - słyszę stłumiony, ale rozbawiony głos pana Rivera.
- Ah, no tak! - odpowiada Molly i tym razem sprawnie wychodzi z garbusa. - załatwiłeś coś z Malcolmem ? - zwraca się do Rafaela.
- Nie rozmawiałem z nim.
- To coś ty robił w Lenox? - pyta lekko poirytowana.
- Znalazłem narzeczoną...
------
Hej misie ❤️
Wiem, że Polsat ☀!
Ale reklamy też są potrzebne😂
Buziole ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro