Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

" Kiedyś zastanawiałam się, co myśli człowiek w ostatnich chwilach życia"

Wydaję z siebie przeciągły jęk, spowodowany promieniującym bólem całego ciała. Powoli otwieram oczy, ale wszystko jest rozmazane i nie wiem, co się ze mną stało, ani gdzie jestem. Ostatnie, co pamiętam to pęknięta opona w moim wanie. Wyszłam z samochodu, żeby sprawdzić co się stało i nagle budzę się tutaj. Gdzie ja jestem? Otwieram ponownie oczy i tym razem obraz nieco się wyostrza i doznaję cholernego deja vu. Już tu kiedyś byłam.

Domek w lesie...

Cholerne miejsce, w którym poznałam Cassandrę...

- Obudziłaś się. - o wilku mowa. Bardzo powoli odwracam głowę, aby przyjrzeć się mojej porywaczce. Wygląda strasznie. Przekrwione oczy, jakby dopiero zażyła jakiś środek dopingujący, sińce pod oczami wskazują na to, że nie spała co najmniej dwa dni, sklejone włosy i odór z jej ciała dają mi odpowiedź, że omijała wszelkie zabiegi higieniczne od jakiegoś miesiąca. - Nareszcie, bo już mi się nudziło.

- Cassandra, o co tu chodzi? Dlaczego jestem związana? - próbuję poluzować sznur owinięty wokół moich kostek i rąk, ale bezskutecznie. Jestem całkowicie zdana na łaskę dziewczyny stojącej kilka metrów ode mnie.

- Jesteśmy przyjaciółkami - uśmiecha się tajemniczo. - Jesteś moją jedyną przyjaciółką.

- W takim razie, dlaczego mnie związałaś? Tak nie zachowują się przyjaciółki.

- Ale ja dbam, o to byś nie uciekła. Zrobimy to razem.

- Co zrobimy razem? - pytam ze strachem. Całe moje ciało zaczyna się trząść na samą myśl, że jestem więźniem, chorej psychicznie dziewczyny.

- Wejdziemy do Hadesu.

- Co ty pieprzysz? - w moich oczach pojawiają się łzy. - Ale ja nie chcę! Chcę żyć! Cassandra, słyszysz? Ja nie chcę umierać!

- Cii - podchodzi do mnie z białym kawałkiem materiału. - Będzie dobrze. Tam nam będzie lepiej. - przykłada mi chustkę do ust. - Zaraz to wszystko się skończy. - są to ostatnie słowa, które docierają do mojej świadomości...

***

- Rachel - czyjś głos dociera do mnie. - Rachel, zbudź się. To już czas. - Otwieram oczy w panice i znów nie wiem, co się ze mną dzieje. Czuję w głowie jedną wielką pustkę. - Rachel. - dociera do mnie głos Cassandry, więc odwracam głowę w jej kierunku.

- CASS! - krzyczę, gdy tylko zauważam, że dziewczyna stoi na krześle, ze sznurem na szyi, który jest przywiązany do grubej gałęzi. - Co się dzieje?

- Razem udamy się do Hadesu - odpowiada spokojna, a ja dopiero teraz zauważam, że znajduję się w takiej samem pozycji do Cassandra. Ja również mam na szyi sznur.

Nie, nie,nie,nie,nie,nie,nie!

- Cassandra! Błagam! Daj mi żyć! Proszę!

- Potrzebuję cię tam przyjaciółko!

- Nie! Wypuść mnie! Błagam! - płaczę. Jestem całkowicie bezradna. Nie mogę się uwolnić. Mam związane ręce, nogi, a gruby sznur zaciska się na mojej szyi.

- Nie mogę! Wejdziemy obie do tego świata. - nie kontroluję swoich łez. Zamykam oczy, poddając się.

- Cassandra, proszę. - głos mi drży. - Ja nie chcę umierać.

- To zrozumiałe, że się boisz, ale nie masz czego. Hades nas przywita. On tego właśnie od nas chce! On chce nas gościć w swoim domu.

- Jaki Hades? To przecież postać z mitu! - krzyczę.

- Hades istnieje! - spiera się. - Sama się o tym przekonasz, gdy tylko wydasz ostatnie tchnienie życia. - cała drżę ze strachu. Nie mam kontroli nad tą sytuacją. Po prostu muszę pogodzić się z końcem. Spoglądam przed siebie i jedyne o kim myślę, to Rafael.

Mój rycerz, który uratował mnie z opresji w deszczowy dzień. Dał mi schronienie, rodzinę i szczęście. Nie znam go długo. Zaledwie ponad dwa miesiące i jednym może wydawać się do dziwne, ale kocham go. Jest dla mnie wymarzonym mężem i zapewne będzie kiedyś cudownym ojcem.

Niech znajdzie sobie kobietę, która obdarzy go takim samym czuciem, co ja. Niech da mu szczęście i rodzinę, bo ja już tego nie mogę zrobić.

To śmieszne... Kiedyś zastanawiałam się, o czym myśli człowiek w swoich ostatnich chwilach życia. Teraz już wiem, że nie chce zostawiać ludzi, których tak cholernie mocno kocha.

Mamo, zaraz się spotkamy...

- Rachel, to już czas. - mówi Cassandra. - On nas wzywa! Chce nas w swoim domu!

- Cassandra. Masz urojenia! Nie myślisz racjonalnie! Proszę, nie! Nie rób tego! - spogląda w moim kierunku, uśmiecha się promiennie i skopuje krzesło, które jeszcze utrzymywało mnie przy życiu. Krzyczę i zawisam w powietrzu. Szamoczę się, walcząc ze sznurem. Błagam zerwij się! Błagam! Chcę żyć! Sznur mocno zaciska się na mojej krtani, dusząc mnie. Stopniowo tracę przytomność...

Rafael...

----
Hej misie ❤️
A jednak napisałam!
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro