'' Kapelusz"
Budzą mnie poranne promienie słońca, przebijające się przez zasłony. Od razu na moich ustach pojawia się uśmiech, bo zapowiada się kolejny wyśmienity dzień na tej farmie. Podnoszę się do pozycji siedzącej. Ziewam i przeciągam się.
- Słodko wyglądasz, gdy ssiesz kciuk - zagaja Rafael, dzięki czemu przypomina mi, że nie jestem przecież w swoim pokoju. Cholerka, to dlatego tak dobrze mi się spało. Materac w tym łóżku jest naprawdę wygodny.
- Ja, co? - przecieram oczy.
- Ssiesz kciuk. - spoglądam na niego. Włosy sterczą mu we wszystkie strony, naga klatka piersiowa spokojnie się unosi, a na ustach formuje się kpiąc uśmieszek.
- To chyba fajnie, nie? - opadam z powrotem na poduszki, ale nie spuszczam spojrzenia z czarnowłosego, a zwłaszcza z jego tatuażu na piersi. Jest naprawdę intrygujący. Mam ochotę śledzić kontury tego arcydzieła każdym palcem u ręki. Ewentualnie mogłabym do tego zadania użyć ust.
- Słodkie - kwituje.
- Bo ja cała jestem słodka. - drwię. - A ssać to ja mogę nie tylko kciuk, maleńki. - pod wpływem impulsu składam pojedynczego buziaka na jego gładkim policzku, a następnie czerpię satysfakcję z jego zaszokowanej miny, bo doskonale rozszyfrował drugie dno mojej wypowiedzi.
- Pewności siebie ci nie brakuje, maleńka. - odpowiada.
- I seksapilu. - dodaję z uśmiechem, a następnie wygrzebuję się z koca i wstaję z łóżka. Nie mam zamiaru spędzić tak pięknego dnia na siedzeniu w domu. Chcę wykorzystać słońce i trochę nabrać brązowego koloru. Mam dość swojej jasnej karnacji.
- No cycki to masz niezłe. Dziewięć na dziesięć. - zatrzymuję się przy drzwiach z ręką na klamce. Powoli odwracam się do czarnowłosego.
- Dlaczego dziewięć? Czego im brakuje? - wydymam wargę.
- No nie wiem - śmieje się. - Już nie pamiętam. Możesz je pokazać ponownie. - zakłada ręce za głowę, a po wyrazie twarzy widać, że właśnie rzucił mi wyzwanie. Co za kawał sztywnego gnoja.
- Chciałbyś.
- Bardzo - szczerzy zęby w uśmiechu. - Póki ich nie zobaczę, to będę je oceniał na osiem.
- Było dziewięć, ośle! - tupię nogą jak mała dziewczynka, ale nie potrafię ukryć rozbawienia. Nic nie poradzę na to, że zaczęłam go lubić. Jest naprawdę w porządku i miło się z nim rozmawia, nawet jeśli ciągle pracuje. Miło jest poznać zarówno Rafaela poważnego szefa, Rafaela sztywnego jak widły w gnoju i Rafaela rozluźnionego chłopca, który ma ochotę na figle. Trzy jego twarze, a wszystkie mają w sobie coś wyjątkowego.
- Ale już zapominam jak wyglądały. Z każdą sekundą obraz się rozmywa.
- Niech będzie to osiem. - pokazuję mu język. - Żeby je zobaczyć ponownie musiałbyś sobie zasłużyć, maleńki. - z tymi słowami opuszczam jego pokój i od razu wchodzę do swojego. Szybko przebieram się w białe spodenki i żółtą bluzeczkę z frędzelkami na dole. Włosy czeszę w wysokiego kucyka, a na nadgarstek zakładam złotą bransoletkę ze znaczkiem nieskończoności. Dostałam ją od mamy, gdy umierała. Powiedziała wtedy, iż jej miłość do mnie jest silniejsza niż śmierć i będzie mnie kochać już na wieki.
- Rachel. - śpiewny ton Molly rozbrzmiewa pod moimi drzwiami.
- Tak? - kobieta wchodzi do środka ubrana dość odświętnie, czyli nie ma na sobie fartucha, z którym właściwie się nie rozstaje.
- Nie słyszałam was wczoraj - oskarża z rękoma ułożonymi na biodrach.
- Bo poszliśmy spać.
- Tacy młodzi a tacy nieenergiczni. - kręci głową. - No nic! Chcesz się wybrać ze mną na bazar? Pomyślałam, że pokażę cię moim przyjaciółką.
- Po co? - dziwię się.
- Jak to po co? - śmieje się. - Zobaczysz.
****
Spodziewałam się, że napotkam tutaj tylko kilka małych straganów z ubraniami i kilku ludzi, ale to co mam przed sobą wcale nie jest małe. Mogłabym porównać to do Central Parku w Nowym Jorku. Tłumy ludzi przeciskają się pomiędzy stoiskami. Sprzedawcy konkurują między sobą i wykrzykują ceny swoim towarów. W jednej chwil czują się przytłoczona. Naprawdę nie miałam świadomości, że wiejskie bazary są tak wielkie i gwarne.
- Chodź, złotko - Molly trzyma mnie za rękę jak małą dziewczynkę, ale wcale mi to nie przeszkadza. Nie chciałabym się tutaj zgubić, tym bardziej, że ci wszyscy ludzie są dla mnie zupełnie obcy. - Muszę sobie kupić nowy kapelusz.
- Też chcę kapelusz! Taki słomiany - rozpromieniam się.
- No to trafiłaś w dobre miejsce, bo tutaj są najlepsze kapelusze. Najlepsza jakość, najlepszy krój i najlepsza stylizacja.
- Brzmisz jak prezenterka reklamowa. - stwierdzam. Zatrzymujemy się przed straganem z kapeluszami, gdzie od razu rzuca mi się w oczy upragniony kapelusz ze słomy. Zawsze chciałam taki mieć.
- Molly - obok nas staje kobieta mniej więcej w wieku babci Rafaela, ale znacznie od niej wyższa i chudsza.
- Joan. Miło cię widzieć.
- Wcale nie - odpowiada kobieta. - Nie potrafisz kłamać.
- I dobrze. Po co mam udawać, że lubię twoje towarzystwo, jak nie lubię. - uśmiecham się pod nosem, bo powiedziałabym zupełnie tak samo do osoby, za którą nie przepadam. Molly nie zwraca uwagi na znajomą, tylko przegląda kapelusze z dużym zainteresowaniem.
- A z kim ty dzisiaj przyszłaś? - wskazuje na mnie.
- To Rachel.
- Czyli kto? - dopytuje z dziwnym uśmiechem. Już wiem! Joan rywalizuje z Molly. One są swoimi rywalkami. Jak ja mogłam nie zauważyć tego wcześniej? - Twoja służąca? Już nie masz siły sama zajmować się swoją farmą? Może w końcu sprzedasz ją mojemu mężowi?
- Rachel jest...
- Narzeczoną Rafaela - wtrącam, chcąc ratować Molly, która swoją drogą wygląda na zadowoloną z takiego zwrotu akcji.
- Tak właśnie - kwituje. - Prawda, że ładna?
- W takim razie niech pojawi się z Rafaelam na naszym corocznym pikniku w ogrodzie. Będzie mi niezmiernie miło oglądać ich razem.
- Ależ oczywiście, Joan. Pojawią się. - zapewnia Molly.
- Z przyjemnością. - dopowiadam. - Hej, Molly. Powinnaś ubrać ten czerwony kapelusz z kokardką.
- Tak myślisz?
- Tak
- Do zobaczenia wieczorem, Rachel. - wtrąca Joan. - Miło cię poznać.
- Bez wzajemności. - odpowiadam. - Ale dziękuję za zaproszenie. Na darmowe jedzenie zawsze się wybiorę.
- Wezmę ten czerwony! - kwituje Molly, a potem obie spoglądamy za odchodzącą chudą zołzą. - Taaa...To kiedy ślub?
------
Hej misie ❤️
Jeśli chodzi o upływ lat to na chwilę obecną nie mam weny żeby pisać, tak samo jest z zabójcza misją, ale za to artystka jest dla mnie miłą odmianą i na razie rozdziały będę pojawiać się tutaj. Może pod koniec tego tygodnia dodam coś do Neila i Jacksona😘
Buziole 😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro