Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

'' Gotowy na wszystko"

Aiden nie żartował. Oddał mi swoje udziały w firmie, przez co mam prawo zabrać głos na każdym zebraniu zarządu. Ponadto stoję na równi z ojcem, więc szanse na odzyskanie farmy są większe niż dwa dni temu. Ubrana w biało-żółtą sukienkę w paski, przemierzam wolnym krokiem korytarz filmy i bez pukania wchodzę do biura ojca. Zatrzymuję się w półkroku na widok Blancii, siedzącej na biurku i ojca stojącego między jej nogami.

- Martin wie, że go zdradzasz? - pytam bez emocji, ponieważ ten widok wcale mnie nie zaskoczył. Moja intuicja nigdy mnie nie zawodzi i prędzej czy później prawda dociera prosto do mnie.

- Rachel - spanikowana zeskakuje na ziemię i błyskawicznie poprawia swoją sukienkę w groszki. - To nie tak jak ci się wydaje. Przyszłam tutaj, aby prosić Malcolma o anulowanie umowy, którą podpisałam.

- A ja nigdy nie malowałam - fukam z ironią. - Kogo chcesz oszukać? Widziałam doskonale, co tu się działo.

- Blanca ma rację, naprawdę. - ojciec zabiera głos. Przenoszę swoje spojrzenie na jego zakłamaną twarz i mam ochotę zwymiotować. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego mama z nim była. Przecież traktował ją jak ostatnie gówno, a mimo to trwała u jego boku przez dwadzieścia lat.

- Przyniosłam to - podaję mu teczkę, w której znajduje się moja umowa z Aidenem. Odbiera ją ode mnie i natychmiast zagląda do środka. Podchodzę do zielonej palmy doniczkowej i ścieram odrobinki kurzu z jej liści, czekając na jego wybuch.

Tak naprawdę chciałabym już wrócić na farmę. To miejsce stało się moim domem, pomimo że należy ono do zupełnie obcych dla mnie ludzi, aczkolwiek stali się oni moją nową rodziną. Nie mogę wyzbyć się przekonania, że stałam się dla nich równie ważna, mimo że nikt mi tego teraz nie może zagwarantować. Mam tylko przeczucie...

- CO DO CHUJA? - wrzeszczy, na co podskakuję. - Jak to oddał ci swoje udziały?

- Umowa jest podpisana - odpowiadam. - Jesteśmy równymi udziałowcami. Cieszysz się, tatusiu? - pytam z przesadną słodyczą oraz spoglądam na niego z pogodnym, lecz sztucznym uśmiechem.

- To nie może być prawda! Gdzie jest Aiden?

- Daleko stąd. Gdzieś na Alasce ze swoją nową foczką.

- Foczką? - wtrąca Blanca.

- Dziewczyną? - sugeruję z przekąsem. - Zamknij się. - ojciec rzuca na biurko umowę i podchodzi do okna.

- Mam prowadzić firmę z córką wariatką. - prycha. - To chyba jakiś żart. Ja pierdolę! Adelaida kpisz sobie ze mnie! - wypowiada imię mojej mamy z taką wrogością, aż mam ochotę wyrzucić go przez okno.

- Mama nie jest niczemu winna!

- Przepisała udziały na dwóch debili - tu spogląda na mnie. - Nie mogę pozwolić, żebyś zajmowała się firmą! Rozpierdolisz ją!

- Oddam ci moje pięćdziesiąt procent w zamian za pięćdziesiąt procent udziałów Joan Marshall.

- Nie oddam ci mojej najlepszej inwestycji.

- W takim razie ja nie oddam ci firmy. - zabieram swoją umowę z biurka i z chytrym uśmieszkiem wychodzę z jego biura. - Miłego pierdolenia! - krzyczę do tej zakłamanej dwójki. - Aha! - zatrzymuję się. - Zrzekłam się prawa do podpisywania się parafką. Blanca nie podrobi mojego całego podpisu. - po tych słowach ostatecznie opuszczam biuro i szybkim krokiem zmierzam do windy. Nogi mnie bolą od tych butów, ale bycie piękną kosztuje, ale z drugiej strony po co mam cierpieć zakładając pieprzone szpilki, jak nikomu nie muszę się podobać? Następnym razem ubiorę do tej sukienki gumiaki. Co z tego, że nie będą pasować, jak będą wygodne. No i deszcz mnie nie zaskoczy. Same plusy.

Przed firmą natykam się na czarnego Hummera, zaparkowanego przy krawężniku.

Rafael...

Nie potrafię powstrzymać uśmiechu i zapewne wyglądam jak idiotka, która ślini się do samochodu. Nieśpiesznie podchodzę do drzwi pasażera i pukam w szybę, która niemal od razu się obniża i pojawia się on.

Czarne włosy zaczesane na tył, poważna, ale skupiona mina i czarny garnitur tworzą niesamowitą mieszankę. Gdybym nie wiedziała, że jest biznesmenem, to założyłabym, że jest szefem jakiejś mafii. No co? Tak sobie zawsze ich wyobrażałam!

- Rafael, co tu robisz?

- Przyjechałem błagać twojego ojca o litość. - wzdycha zrezygnowany. - Nic już mi nie pozostało. - momentalnie mój uśmiech rzednie, a pojawia się złość. Nim zdąży cokolwiek dodać gramolę się na siedzenie pasażera.

- Nie będziesz o nic błagał mojego ojca! Dasz mu w ten sposób satysfakcję.

- Ale to ostatnia deska ratunku. Przyszło kolejne pismo, że musimy się wyprowadzić wciągu dwóch miesięcy. - odpowiada zrezygnowany. Pierwszy raz widzę jak ten względnie silny mężczyzna poddaje się. Nie mogę mu na to pozwolić.

- Rafe, przez ten krótki czas jaki było nam dane spędzić, stałeś się dla mnie naprawdę bliski, dlatego nie mogę pozwolić ci na robienie głupot. Nikogo nie będziesz błagał.

- Rachel, jestem gotowy na wszystko. Na wszystko, rozumiesz? Najważniejsze by odzyskać farmę!

- Na wszystko? - dopytuję. W głowie rodzi mi się szatański plan, który może wkurzyć ojca jeszcze bardziej. Jest dość ryzykowany, ale na pewno da nam obojgu dobre profity.

- Tak - odpowiada poważnie. - Zrobię wszystko.

- W takim razie ożeń się ze mną...

-----
Hej misie ❤️
Tak wie, że znów Polsat 😂💪
No, ale ten... To miłej nocy 💪
Dobranoc 😘
Buziole ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro