Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 "Firma z bakaliami"

- No, Sherlocku, myślisz, że gdzie powinniśmy zacząć śledztwo? - Spytał czarnego kota, Gienio.

- Miau! - Zamiauczał w odpowiedzi kot.

- Masz racje! Skoro ten złodziej kradnie bakalie, powinniśmy iść do jakiejś firmy bakaliowej! Tylko..., eee..., którędy? - Gienio rozejrzał się, ale nie zobaczył nic, oprócz jakiegoś człowieka, siedzącego na ławce, który obierał banana, najwyraźniej nie wiedząc, że już go obrał.

- Eee..., dzień dobry, czy wie pan może gdzie jest jakaś firma z bakaliami? - Spytał Gieniu.

- Tak..., jeśli pójdzie pan do skrzyżowania i skręci za hotelem, będzie pan na miejscu! - Odpowiedział człowiek.

- A..., do widzenia! Bardzo mi pan pomógł! - Gienio poszedł na skrzyżowania, i pogłaskał Sherlocka.

- Dobra, eee..., gdzie teraz? O nie! Sherlocku, czy myślisz, że mam alzheimera? Powiedz, że nie! - Przestraszył się. Kot tylko pokazał łapką duży hotel i miauknął.

- A, masz racje. Tędy! - Gieniu ruszył w stronę hotelu, a Sherlock potruchtał za nim. Skręcili za hotelem w prawo, i... byli na miejscu.

- Sherlocku! Jesteśmy! Patrz! To jeden z największych budynków na świecie, i w dodatku tu robią bakalie! - Gieniu zachwycał się budowlą, a potem weszli ( Dzięki Sherlockowi ) do wielkiego "bloku" .

- Wow, Sherlocku! Tylko popatrz! Wszystko tu wygląda jak u nas! - Powiedział Gieniu. Zaraz jednak przypomniał sobie, że kot jeszcze nie widział jego "domu" . Nagle przed Gieniem pojawił się strażnik:

- Stać! Kto idzie? -

- Cuż, eee..., jestem Gieni..., to znaczy Eugeniusz! Tak, Eugeniusz Grill! A to jest mój kot Sherlock! - Aha, a może mi pan powiedzieć jak się pan tu dostał? - Spytał podchwytliwie strażnik.

- Eee..., no..., były otwarte drzwi, więc weszliśmy, i... -

- I? -

- ... I, no, dlatego tu weszliśmy ( A raczej on wszedł )... - Gieniu pokazał palcem na kota. - ... Ponieważ sam kiedyś chciałbym mieć własną firmę bakaliową! - To nie była prawda : Gieniu pracował w firmie bakaliowej, a poza tym niedawno stał się prywatnym detektywem.

- Mhm..., a ma pan upoważnienie? - Spytał strażnik.

- Eee..., cóż, widzi pan, jestem przyjacielem twojego szefa. Bardzo, bardzo bliskim przyjacielem... - Hmm..., w takim razie, niech pan powie jak się mój szef nazywa. - Gienia wmurowało w podłogę. Jak on może się nazywać, jak on może się nazywać? - Myślał gorączkowo. - Romek, Jaś, Zygmunt, a może Cecyl?

- No? Wie pan? - Spytał strażnik, uśmiechając się szyderczo.

- Ja..., no..., tego..., on nazywa się..., eee..., Roman? - Strzelał Gieniu. Strażnik osłupiał. Przez chwilę Gieniu myślał, że źle odpowiedział, ale nie wiedział co go czeka.

- P-p-pan w-w-wie? Przecież... - Jąkał się strażnik.

- W takim razie zostawię pana samego, miłego dnia. - Powiedział Gienio, omijając strażnika.

- A-a-ale proszę pana!  - Wrzasnął za Gieniem strażnik.

- Niech się pan nie trudzi! Lepiej zrób sobie przerwę w pracy! - Krzyknął Gienio. Strażnik chwilę się zastanowił i poszedł do pobliskiej kawiarni.

- Uff! Już myślałem, że nas nie wpuści, co nie Sherlocku? - Kot spojrzał na niego z pogardą i polizał swoją łapę.

- Eh..., nie ważne... . - Zrezygnował Gieniu. Poszli czerwonym dywanem, a potem Gieniu znalazł na drugim piętrze drzwi z tabliczką "Szef Roman" .

- Dobra, Sherlocku, musisz tu zostać, bo nie wiem jak oni tu reagują na zwierzęta. - Powiedział. Kot popatrzył na niego niezadowolony, ale pozostał przy wejściu. Gieniu zapukał. Usłyszał kroki, a potem otworzyły się drzwi i zobaczył młodego człowieka z  długą, brązową brodą.

- Eee..., dzień dobry. Jestem Eugeniusz Grill i... no, podobno prowadzi pan firmę która robi bakalie! Bo wie pan, jestem od niedawna prywatnym detektywem i szukam pewnego złodzieja bakalii..., czy ten złodziej okrada też pana? - Spytał Romana. Przez chwilę człowiek gapił się na niego, a potem odpowiedział :

- Tak, jakiś złodziej co tydzień mnie okrada! Zawsze w środy! -

- Yhm, a widział go pan może? Chociaż przez sekundę? -

- Tak, widziałem go. -

- A czy mógłby pan mi go opisać? -

- Oczywiście! Miał białe spodnie w kolorowe kropki. Wczoraj zaś miał białe spodnie w czerwone serduszka. -

- To już wiem. Widział pan może jego twarz? Kolor włosów? Czy miał zarost? - Dopytywał Gienio.

- Niestety nie. Miło, że mogłem pomóc, ale muszę zajmować się fabryką, do widzenia! - Roman zatrzasnął mu przed nosem drzwi.

- Świetnie, no i co mam teraz zrobić? - Westchnął Gienio. Sherlock popatrzył na niego z irytacją i wskazał łapką na Gienia, a potem przebiegł spojrzeniem po całym budynku.

- Sherlock, jesteś geniuszem! Przecież ja sam mieszkam w Firmie bakaliowej! Chodź, jedziemy do domu! - Powiedział, ciągnąc za sobą Sherlocka za łapkę. Kiedy wyszli, Gieniu zatrzymał się. Kot popatrzył na niego zdziwiony, po czym wyjął łapkę z jego ręki i zaczął ją starannie myć. "Te koty to zawsze takie same" - Pomyślał Gieniu, a potem rozejrzał się dookoła.

- Wiesz co, chyba zostaniemy tu jeszcze kilka dni. Kto wie, może mieszkańcy coś wiedzą. - Powiedział, z szyderczym uśmiechem, rozbawiony nagłą reakcją  kota : spojrzał na Gienia przerażony, a potem skoczył na niego z podniesioną łapą, żeby wybić swojemu właścicielowi z głowy ten pomysł. Oczywiście, nie udało mu się to tak jak planował i walnął łapą jedynie brzuch Gienia. Gieniu był bardzo wysoki, więc skok jego kota był dla niego bardzo mały : a Sherlock myślał totalnie inaczej : ledwie zdołał ułożyć swoje ciało w parasol, a już spadł na chodnik.

- Miał!!!!!!!!! - Wrzasnął, a jak już znalazł grunt pod łapami, wstał, otrzepał się z piasku wciśniętego pomiędzy płytki, a potem zaczął drapać się pod uchem. Gieniu odebrał to jako drapanie się po głowie, więc powiedział :

- I jak następnym razem zachcę ci się zrobić to jeszcze raz, zastanów się co zaraz zrobisz! - Kot miał taki wyraz pyszczka, że wydawało się, że mówi "Okej" .


Gieniu wziął kota na ręce i tak przeszli razem przez ulicę, a potem skierowali się do wielkiego domu z kwiatkami przy drzwiach...

Mam nadzieję, że podoba wam się "Złodziej Bakalii" . No i, przepraszam, że przez  kilka dni ( no dobra, miesiąc ) mnie nie było, ale zajmowałam się "Eweliną - Pandorią":) :>-----)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro