Rozdział XIII
- Tęskniłem za tobą cały ten czas - szepną mi do ucha
- Odsuń się - powiedziałam odchodząc od niego
Jednak on nie dawał za wygraną. Znów do podszedł i złapał w tali. Czułam jego oddech na sobie. Jest taki jak zawsze, ale to mi teraz nie pomoże. Nie chcę mieć w nim wroga, ale nie może sobie na za dużo pozwalać. Już z nim nie jestem i nie będę. W końcu mam wszystko, nawet on tego nie zepsuje. Próbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale to na nic.
- Puść mnie - powiedziałam znów próbując się wyrwać, ale nie jestem silną osobą.
Wybrał sobie idealną okazję. Proxy są na treningu, E.J gdzieś wyjechał, Jane wyszła na plac zabaw z Sally, która nie wiem jakim cudem, namówiła Bena żeby też poszedł. Jeff pojechał do brata, co mnie zdziwiło, a Slendy jest u braci. Podsumowując jestem tylko ja, on i L.J. Niestety nie wiem gdzie on ma pokój. Udało mi się wyrwać z jego objęć, ale niechcący potknęłam się o jedną z zabawek i upadłam na jego łóżko. Zanim zdążyłam wstać on już mnie przygwoździł do niego.
- Dlaczego nie chcesz ze mną być?! - wręcz krzykną
W jego oczach widzę ból i smutek.
- J-ja już cie nie kocham - powiedziałam przestraszona
- Czemu?! Co robię nie tak?! - krzyczał a jego oczy zrobiły się zielone
- To nie twoja wina - powiedziałam delikatnie i położyłam rękę na jego policzku.
Muszę go uspokoić, inaczej będzie źle.
- Dlaczego? Ja cię potrzebuje - powiedział, a jego oczy znów stały się złote.
Te piękne złote oczy, w których kiedyś się tak zatraciłam.
- Jestem przy tobie, ale już nie tak jak kiedyś - powiedziałam uśmiechając się smutno
- Ale ja chcę żeby było tak jak kiedyś! Chcę być dla ciebie najważniejszy! - znów zaczął krzyczeć, a jego oczy znów stały się zielone.
Jednak nie patrzyłam na nie długo, gdyż był już za blisko. Napierał na mnie całym swoim ciałem, a jego usta były za blisko. Próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam. Jego żelazny uścisk nie miał zamiaru łagodnieć. Wręcz przeciwnie przywar jeszcze mocniej. Nie jestem w stanie już się ruszyć. Poczułam jego wargi na swoich. Wyrywałam się, nie dawałam mu pogłębić pocałunku, ale Jason znał moje słabe punkty i polizał moją dolną wargę. Mimowolnie otworzyłam lekko usta, a on to wykorzystał. W moich oczach pojawiły się łzy. Płakałam, nie mogłam na niego patrzeć, więc zamknęłam oczy. Nagle poczułam ulgę. Nie czułam już jego. Nie czułam bólu. Mogłam znów spokojnie oddychać. Wzięłam głęboki wdech i poczułam ręce. Te wielkie dłonie, które mnie chwyciły. Dobrze je znam. Slendy. Wtuliłam się w jego tors. Poczułam to uczucie jakie towarzyszy przy teleportacji. Po chwili leżałam na miękkim łóżku. Lekko otworzyłam oczy i zobaczyłam go. Nie wiem co bym bez niego zrobiłam, co by się ze mną stało. Pocałował mnie w czoło i już chciał się teleportować, ale go powstrzymałam.
- Zostaw go. Zostań przy mnie - powiedziałam spokojnie
- Ale on... - nie dokończył
Pocałowałam go mocno. Patrzyłam na niego i uśmiechałam się lekko. Przejechałam palcem po miejscu gdzie powinny być usta.
- Pokarz , chcę znów je zobaczyć. - obserwowałam jego reakcję
Najpierw był zaskoczony, ale po chwili zobaczyłam je ponownie. Dawno ich nie widziałam, ale nie przyglądałam się im długo. Pocałowałam go namiętnie. Oddał gest. Lubiłam gdy pokazywał to oblicze. Zawsze chodził opanowany, ale teraz nie był. Poczułam macki oplatające mnie. Tym razem przytulił mnie inaczej, jakby bał się że zniknę.
- Nie bój się - powiedziałam, gdy oderwaliśmy się od siebie - Nie odejdę - dodałam i pocałowałam go znów
Nie odzywał się tylko nachylił się nade mną. Czułam jego język, macki które mnie oplatały. Przestaliśmy się całować dopiero po dłuższej chwili. Patrzyliśmy się na siebie w milczeniu.
- Kocham cię i powinienem cię bronić - powiedział z wielkim smutkiem
- Dla mnie wystarczy że jesteś przy mnie - powiedziałam i nim zdążył zamknąć usta powstrzymałam go - Nie zamykaj jeszcze
Ostatecznie zasnęłam nad ranem. Mimo tego że nie potrzebuje snu, to lubię czasem zasnąć wraz z nim. Slendy jest taki ciepły. Kocham go,jest dla mnie najważniejszy. Nawet jeśli zerwiemy, to osobą która tak zdecyduje nie będę ja. Chcę zostać z nim na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro