Rozdział V
Zaraz po śniadaniu Slendy wraz z proxy wyszli załatwić "swoje sprawy". Ja za to skoczyłam po jakąś książkę z biblioteki Slendy' ego. Położyłam się na kanapie w salonie i zaczęłam czytać. Jeff też gdzieś wyszedł, a Sally bawi się z Jane, którą poznałam niedawno. Jest bardzo miła i opiekuńcza. Myślę że jeszcze się zaprzyjaźnimy. Jest tu tak cicho i spokojnie, kiedy chłopców nie ma. Nagle usłyszałam trzask drzwiami.
-To tyle ze spokoju - powiedziałam do siebie
Do pokoju wbiegli proxy. Oczywiście Toby i Masky znów musieli się pokłócić.
- Czy im to nigdy się nie znudzi? - zapytałam Briana (Hoodie) nie odrywając wzroku z książki
- W-wątpię - odpowiedział ze spuszczoną głową
- A o co tym razem? - przewróciłam stronę książki
- Toby' ego mało co nie złapano
- Jestem tu od niedawna, a wiem że ich zachowanie będzie mnie irytować - powiedziałam spokojnie
Zamknęłam książkę, uprzednio zakładając stronę na której skończyłam. Wstałam i już chciałam wyjść
- A-a t-ty gdzie? - spytał Hoodie
- Do Slendy' ego. Poradzisz sobie z tą dwójką - nie czekając na odpowiedź wyszłam.
Ruszyłam w stronę gabinetu. Slendy obiecał, że mnie gdzieś zabierze jak wrócą, a skoro jego proxy już są on też powinien być. Uśmiechnięta szłam i zastanawiałam się gdzie mnie zabierze. Dobrze mnie znał i wiedział co lubię. Wciąż uśmiechnięta weszłam do gabinetu. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do biblioteki, odłożyć książkę. Nie zauważyłam nawet Slendy' ego, który podszedł do mnie. Szukałam miejsca skąd ją wzięłam, ale bez skutecznie. Naglę jedna z macek wyrwała mi ją z ręki i odłożyła na miejsce.
- Slendy... - pomyślałam odwracając się.
Złożył na moich ustach pocałunek.
- Idziemy? - spytał, a ja pokiwałam głową.
Wzięłam jego wielką dłoń i razem ruszyliśmy w stronę lasu. Szliśmy między wysokimi drzewami i rozmawialiśmy. Uwielbiam spędzać z nim czas. Nie wiem jak ludzie mogą się go bać, przecież jest taki dobry. Żal mi tych ludzi, oceniają innych tylko ze względy na wygląd. Byliśmy już bardzo oddaleni od rezydencji, a ja zastanawiałam się gdzie mnie prowadzi. Pytałam, ale nie chce mi odpowiedzieć.
- Slendyyy - ktoś krzykną
Przed nami pojawiły się dwie dziewczyny. Jedna była blondynką o niebieskich oczach, zaś druga to brunetka z brązowymi włosami. Obie wyglądały jak wariatki. Posłałam Slendy' emu pytające spojrzenie.
- Fangirl... - usłyszałam głos w swojej głowie
Patrzyły na mnie jak na wroga. Teraz uświadomiłam sobie że dalej trzymam za rękę Slendy' ego.
- Trzeba ją zlikwidować - powiedziała blondynka wskazując na mnie
Nie wiedziałam co zrobić. Popatrzyłam na Slendy' ego. Widać że był zły. Ja też byłam, mieliśmy spędzić czas razem. Chciał mi pokazać jak bardzo cieszy się że zostałam przy nim, a teraz przylazły jego zwariowane fanki i zepsuły taką miłą atmosferę.
- Zaraz wracam - powiedział i podszedł do dziewczyn
Rzuciły się na niego, a ja byłam cholernie zazdrosna. Jednak nie minęło pięć sekund, a zawisły na drzewach.
- Przepraszam - powiedział i wziął mnie za rękę
- Popsuły taką miłą atmosferę - powiedziałam patrząc na ich ciała
- Wiem - on również nie był zadowolony
Położył swoją dłoń na moim policzku i pocałował mnie. Pocałunek był długi i namiętny. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam byłam już w zupełnie innym miejscu. Była to polana otoczona lasem. Zobaczyłam piękne jezioro i pomost. Na środku polany znajdowało się rozłożyste drzewo, a pod nim ławka. Ustawiona tak by patrzeć na zachód słońca nad jeziorem. Od razu zapomniałam o niemiłej sytuacji i uśmiechnęłam się.
- Pięknie - powiedziałam i spojrzałam na Slendy' ego
- Witaj w moim ulubionym miejscu - powiedział a ja pocałowałam go znów
Usiedliśmy na pomoście, zdjęłam buty i zaczęłam moczyć sobie nogi. Patrzyłam w przestrzeń.
- Ciekawe ile czasu już nas niema - westchnęłam
- Parę godzin na pewno - odpowiedział patrząc w przestrzeń
- Mógłbyś coś dla mnie zrobić? - spytałam
- Coś się stało? - spytał
- Wtedy w lesie kiedy wkurzyłeś się na mnie pierwszy i jedyny raz zobaczyłam twoje usta. Mógłbyś pokazać je jeszcze raz? - spytałam
Slendy był widocznie zdziwiony moją wypowiedzią. Popatrzył na mnie i zaraz odwrócił wzrok.
- Wystraszysz się - powiedział
Pokręciłam przecząco głową, jak wtedy i położyłam rękę na jego policzku. Poczułam coś dziwnego. Popatrzyłam na niego i zobaczyłam go takiego jaki był wtedy. Jego usta i macki wystające z pleców. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go jak wtedy. Poczułam jego szorstki język, jego macki, które oplotły mnie. Trwaliśmy tak długo. Odsunęłam się trochę od jego twarz i ostatni raz spojrzałam na jego usta. Widziałam jak zamykają się i znikają. Jakby zlepiały się ze sobą. Przytuliłam go mocno. Przestałam czuć macki na swoim ciele. Gdy znów spojrzałam na niego, był jak zawsze.
- Nie było tak źle, co nie? - popatrzyłam na niego z pewnym uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro