Początek
Na samym poczatku chcialam podziękować pewnej osobie za wykonanie prześlicznej okładki, a jest nią KmKida8.
Dziekuje 😘
Państwo Carver są to bardzo zamożni i dobrze usytuowani w świecie ludzie. Mieszkają w wielkim mieście, w jednej z najlepszych i zarazem najdroższych dzielnic. On jest prezesem bardzo dobrze prosperującej firmy logistycznej, ona zaś jest adwokatem i to najbardziej rozchwytywanym. Maja oni jedna córkę, którą jak zawsze twierdzili bardzo kochają, a na imię jej Ariadna, ale bliscy mówili do niej Ana bądź Dana. Dziewczyna jest bardzo poukładaną osoba i mądrą, w szkole zawsze ma najwyższe wyniki. Lecz życie tego małżeństwa nie do końca jest takie kolorowe jak wydawać by się mogło. A to dlatego, ze ich jedyne dziecko jest chore. Jedyną nadzieją na jej wyzdrowienie jest trzytygodniowy wyjazd do sanatorium położonym bardzo daleko od ich miejsca zamieszkania. Lecz zdeterminowani rodzice zdecydowali się wysłać ją tam i właśnie dzisiaj postanowili poinformować o tym fakcie nastolatkę. Zawołali, więc Ane do salonu, a kiedy dziewczyna usiadła na sofie ojciec zaczął rozmowę:
- Córeczko, postanowiliśmy z matką wysłać cię na kuracje do sanatorium, które znajduje się w Catalunie. Przygotuj się, za tydzień wyjeżdżasz.
- Ale tato, mamo ja nie chcę nigdzie jechać! Jestem zdrowa. Nie róbcie mi tego.
- Bez dyskusji, już jest postanowione. Pojedziesz i koniec kropka. Termin jest ustalony, transport załatwiony, bilet kupiony. Nie masz wyjścia, to dla twojego dobra różyczko. Musisz jechać.
- No to zajebiście. Jesteście okropni! - Odparła wściekła dziewczyna i bez dalszej dyskusji, która i tak na nic by się zdała udała się na piętro do swojego pokoju. Wściekła na rodziców usiadła na łóżku, po drodze chwytając laptopa ze stołu. Włączyła urządzenie i weszła na Facebooka oraz Tweetera. Na jednym portalu jak i na drugim dodała posta "Kochani rodzice chcąc sie mnie pozbyć i wysyłają mnie daleko, nie wiadomo na ile, mam nadzieję że będziecie tęsknić miśki". Po krótkiej chwili pojawiło się pełno komentarzy na ten temat. Dziewczyna nie mając najmniejszej ochoty na odpisywanie po prostu to olała. Wszystkie koleżanki zawsze zazdrościły jej tego, że nosi oryginalne ciuchy, ma najnowszy sprzęt oraz jeździ z rodzicami na wakacje po świecie. Jednak jej życie nie było usłane różami. Czuła się samotna. Rodzice Any ciągle pracowali, nie mieli dla niej zbyt wiele czasu. Dla nich bardziej liczyła się praca i pieniądze. Dlatego jej wyjazd pewnie był im trochę na rękę.
Dni do jej wyjazdu mijały nie ubłaganie szybko. W tym czasie ona musiała się spakować, zdążyła pogodzić się z faktem, że wyjeżdża i zrozumiała, że rodzice chcą dla niej dobrze, przecież jest ich jedynym dzieckiem. W końcu nadszedł czas podróży. Ariadna czekając na transport z mamą, pożegnała się i wsiadła w metro, które miało zawieźć ją do Cataluny. Droga tam minęła jej spokojnie. Gdy wysiadła udała się na postój, gdzie czekał na nią wynajęty przez ojca samochód, który miał zawieźć dziewczynę pod sam budynek. Będąc już na miejscu, zobaczyła wielki gmach niczym Hogward, a nazwa jego to było "Navio". W środku, gdy była przy dyżurce dostała od starszej pani klucz do pokoju z numerkiem 108. Jak była pod drzwiami pomieszczenia to nacisnęła na klamkę, a te otworzyły się. Natomiast ona ujrzała w pierwszej chwili taras z kolorowymi kwiatami, a pod oknem połączonym z balkonem prowadzącym na właśnie owy taras znajdował się stolik z drewna i szklanym blatem. Obok znajdowały się trzy pufy. Ściany pokoju były w kolorach: od sufitu do połowy ścian błękitne, natomiast druga ich część miała kolor szary. Na ścianie znajdującej się sie na prawo od wejścia znajdowała się duża szafa z lustrem, a przy przeciwnej były trzy łóżka, obok każdego z nich były szafki nocne z lampką. Całe pomieszczenie emanowało ciepłem. Pokój ten już na pierwszy rzut oka wydawał się być przytulny. Kiedy Dana była w środku zauważyła również inne zakwaterowane już osoby. Były to dwie nastolatki. Gdy ją zobaczyły zaczęły od razu rozmowę z nowo przybyłą dziewczyną.
- Część mam na imię Liv - odezwała się średniego wzrostu blondynka.
- A ja jestem Hope - powiedziała druga, niska z różowymi włosami.
- Hejka, ja jestem Ariadna, ale mówcie mi Ana, albo Dana jak możecie.
Gdy dziewczyna się rozpakowywała, Liv nie mogła wyjść z podziwu jakie piękne ubrania oraz obuwie przywiozła ze sobą Dana. Dziewczyny po formalnym przywitaniu i rozpakowaniu swoich rzeczy zaczęły ze sobą rozmawiać i okazało się, że Ana i Liv miały ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Po jakiś trzech godzinach musiały udać się na kolację, i tak to całą trójką poszły na jadalnie i siedziały razem przy stoliku. Podczas jedzenia zauważyły, że pewien brunet przypatrywał się cały czas Liv. Gdy wracały po skończonym posiłku do swojego pokoju, wcześniej wspomniany chłopak zaczepił blondynkę i zaczął z nią rozmowę. Widząc co się kroi Hope i Ana udały się do miejsca ich zakwaterowania, aby dać parze trochę prywatności. Radosna Liv wróciła do pokoju późnym wieczorem. Jednak Ariadna nie miała dziś już ochoty na rozmowę, bo była zmęczona całym tym dniem. Powiedziała koleżance że porozmawiają jutro, po czym poszła wziąć szybki prysznic, a następnie położyła się na łóżku i odpłynęła w objęciach Morfeusza chwilę później.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro