Sobota. Wszechobecna nienawiść.
Wszystko się skończyło. Wojna, strach, niepewność. Wszystko miało być już dobrze. I było. Hermiona Granger ukończyła ostatni rok nauki w Hogwarcie, do którego powróciła po wojnie pełna energii i niezwykle szczęśliwa z powodu jego szybkiej odbudowy. Oczywiście nie musiała tego robić, bo i tak dostałaby bardzo dobrą posadę w Ministerstwie Magii, ale nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
Czekała na korytarzu, aż przyjaciółka opuści klasę. Ona już skończyła. Napisała właśnie swój ostatni egzamin. Miała nadzieję, że godziny spędzone nad książkami opłacą się, gdyż zrezygnowała na rzecz nauki z wielu różnych przyjemności. Była przekonana, że dobrze jej poszło i noga jej się nie powinęła, ale już chciałaby poznać wyniki, by nabrać pewności.
- To już - sapnęła Ginny, rzucając się jej na szyję po wyjściu z sali eliksirów.
- To już - powtórzyła Hermiona w jej włosy, nie mogąc uwierzyć w to, że pewien etap w jej życiu właśnie dobiegł końca.
Odsunęły się od siebie i wybuchły śmiechem, kiedy zobaczyły, że obie zachowują się jak małe dzieci. Hogwart to był ich drugi dom, a teraz kiedy był taki bezpieczny, musiały go opuścić już na zawsze. Przyjaźniły się odkąd się poznały, ale to w ciągu ostatniego roku ich przyjaźń nabrała jeszcze większego obrotu. Spędzały ze sobą praktycznie każdą chwilę, siedząc w tej samej ławce na wszystkich zajęciach, spacerując po błoniach w ciepłe dni lub grzejąc się wspólnie przed kominkiem zimną. Hermiona powtarzała ostatni rok nauki, który opuściła wcześniej, więc dołączyła teraz do młodszego rocznika. Ruda uśmiechnęła się szeroko, myśląc o niedalekiej przyszłości, która miała się zaraz ziścić.
- Teraz wszystko się zmieni - szepnęła, ciągnąc Hermionę na słoneczne błonia. - Zamieszkam z Harrym - ucieszyła się, łapiąc się za głowę. - Ty z Ronem - spojrzała na przyjaciółkę przejęta. Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła.
Wszystko miało być dobrze. Hermiona miała dostać pracę w Ministerstwie, którą zaproponował jej Minister już rok wcześniej, Ginny miała zacząć tak wyczekiwaną przez nią karierę sportową. To działo się naprawdę... Pora dorosnąć.
Radość powinna rozpierać ją od środka po zdanych wybitnie egzaminach i znalezieniu bardzo dobrej posady w Ministerstwie Magii. Według McGonagall była najlepszą uczennicą od czasów Roweny Ravenclaw. Od upadku Lorda Voldemorta nikt nie zginął w tajemniczych okolicznościach. Żyła jak w bańce mydlanej, którą ktoś musiał kiedyś przebić. Ron Weasley się jej oświadczył, kiedy po powrocie z Hogwartu wyjechali na miesiąc zwiedzać świat i odnaleźć jej rodziców. Wyjdź za mnie, chcę spędzić z tobą resztę życia. Uwierzyła mu. I jej nieopisane szczęście wypełnione rozmowami o zbliżającej się przyszłości trwało zaledwie dwa miesiące. To nie tak, że jest słaba. Hermiona Granger nigdy nie była słaba. Ale jak żyć dalej, kiedy oddaje się serce komuś, kto rozdeptuje je bez żadnego ostrzeżenia jak jakiegoś ohydnego robaka? Nie należała jednak do osób, które się nad sobą użalają. Nigdy. Ron Weasley po prostu już dla niej nie istniał. Wymazała z pamięci wszystkie dobre chwile, które spędzili razem i próbowała zapomnieć, jacy szczęśliwi byli, jak jej się oświadczał. Jak planowali wspólną przyszłość... Nie przypuszczała, że Gryfon zdolny jest do zdrady z jedną z ważniejszych osób w jej życiu. Luna Lovegood w ciągu sekundy zniknęła z jej życia na dobre. Jak to jest stracić dwie ważne osoby naraz? To uczucie wprost nie do opisania.
Wróciła do domu wcześniej po urodzinach Ginny, które spędziły razem w jednej z londyńskich kawiarni. Przyjaciółka nie czuła się bowiem najlepiej, odprowadziła ją więc do domu i sama czym prędzej teleportowała się do siebie, by wypocząć u boku ukochanego. Kiedy przeszła przez próg ich wspólnego domu, usłyszała śmiejące się głosy z góry. Pomyślała, że może któryś z Weasleyów odwiedził Rona, bo nie widzieli się już jakiś czas, ale nie była przygotowana na widok, jaki zastała. Na schodach znajdowała różne części garderoby rzucone niedbale co kawałek. Kiedy doszła na górę, drzwi sypialni były uchylone, a na łóżku pościel unosiła się i opadała szybko, wprawiona w jednostajny ruch. O nie. Pchnęła drzwi, a one z łoskotem odbiły się od ściany. Ron zepchnął z siebie blondynkę i szybko podniósł się na łokciach.
- Hermiono - wysapał przestraszony, okrywając się kołdrą.
Włosy dziewczyny zaplątane miała w palcach, kiedy wyszarpała ją z ich wspólnego łóżka. I wtedy zobaczyła, kim ona jest. Zwykłą szmatą, którą posuwał przed chwilą jej narzeczony. Świat się skończył. Puściła Lunę na podłogę, a ta pisnęła łapiąc się za głowę w miejscu, które przed chwilą sponiewierała Hermiona. Na ich widok poczuła jak serce łamie się na milion kawałków, oddech zatrzymuje się gdzieś w gardle, a każdy nerw usiłuje ją obalić na ziemię.
- Hermiono - powiedział szybko Ron, ubierając bokserki leżące na podłodze obok łóżka. - Przepraszam - dodał, a jej oczy zaszkliły się momentalnie.
- Przepraszasz? - pisnęła podłamanym głosem.
- Hermiono - powiedziała ostrożnie Luna, ale ona już nie słuchała.
Chwila wściekłości pozwoliła jej spakować wszystkie rzeczy byłego partnera do walizki i wyrzucić za drzwi. Bez zbędnych pytań i tłumaczeń. Na zdradę nie ma bowiem żadnych wyjaśnień. To był koniec. Jej świat runął jak domek z kart.
Pokaleczone serce zakleiła plastrami, przez co już po kilku dniach na twarzy udało jej się umieścić uśmiech. Nie jest pierwszą zdradzoną kobietą na tym świecie, musi żyć dalej. Ron zniknął z jej życia na dobre. Wyjechał na drugi koniec świata ze swoją zdradziecką kurwą, by mogli żyć długo i szczęśliwie jak tchórze, nie potrafiący spojrzeć w oczy nikomu ze swoich bliskich. Odcięli się od każdego. Dostała długi list z przeprosinami, jednak spaliła go po kilku przeczytanych słowach.
Siedziała w salonie i owinięta ciepłym kocem sączyła gorącą, malinową herbatę z miodem. Łzy spływały po jej zaróżowionych policzkach, kiedy przypomniała sobie wydarzenia sprzed kilku miesięcy. Wmawiała sobie, że nie są one oznaką słabości. Przecież radziła sobie nadzwyczaj dobrze. Rozwiązała w Ministerstwie kilka kluczowych spraw, pomogła Harry'emu w ujęciu najniebezpieczniejszych śmierciożerców i tak bardzo ucieszyła się, kiedy Ginny wyznała jej, że urodzinowe mdłości oznajmiły jej, że jest w ciąży. Życie toczyło się dalej. Szkoda tylko, że wszyscy układają swoje życia podczas, gdy jej jedynym wyznacznikiem szczęścia była tylko praca i to jak układa się jej przyjaciołom. Bała zaufać się jakiemukolwiek mężczyźnie. Od czasu rozstania z Ronem, wdała się w jeden niezobowiązujący romans, który skończył się szybciej niż się zaczął. Kiedy zaczynało się robić poważnie, uciekła jak oparzona, nie chcąc znowu się rozczarować.
Usłyszała dzwonek do drzwi, a było jej tak przyjemnie i ciepło, że nie chciało jej się ruszać z fotela. Wiedziała, że to Harry, więc krzyknęła głośno, by wszedł do środka. Był sobotni kwietniowy wieczór, jeden z tych zimniejszych, wiosennych dni, siedziała więc z rozczochranymi włosami, bez żadnego makijażu w starych dresach. Harry widział ją już w gorszym wydaniu, jednak nie przypuszczała, że pojawi się z kimś jeszcze.
- Harry - zaczęła niepewnie, szczelniej okrywając się kocem. - Co on tutaj robi? - zapytała, wbijając wzrok w blondyna. Ten również zaszczycił ją spojrzeniem.
- Granger, wyglądasz jakby cię piorun trzasnął - zaśmiał się, siadając bezceremonialnie na kanapie.
Hermiona rzuciła mu groźne spojrzenie. Draco Malfoy był ostatnią osobą, którą chciała w tym momencie oglądać. Musiała go znosić w Ministerstwie, gdzie razem z Harrym zaczęli współpracować i chcąc, nie chcąc, mijali się kilka razy dziennie, bo Harry często prosił ją o pomoc. Przyjaciel twierdził, że Ślizgon robił wszystko, by schwytać wszystkich możliwych śmierciożerców i przynosiło to bardzo dobre rezultaty, ale co ona ma z tym do cholery wspólnego?
- Jesteś w moim domu, więc stul dziób, Malfoy - warknęła, podnosząc się w fotelu.
- Przestańcie - powiedział Harry, przegarniając swoje włosy. - To poważna sprawa - dodał, opierając się o kominek. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Mamy nowy trop. Draco dowiedział się, gdzie ukrywa się Lestrange i Rookwood - wyjaśnił Harry, a Hermiona przeniosła zaskoczone spojrzenie na blondyna.
- Harry, chyba za bardzo mu ufasz - przyznała szczerze Hermiona, nie zważając na obecność Ślizgona. Draco świdrował ją złośliwym spojrzeniem. - Chyba nie sądzisz, że wyda swoją rodzinę? - zmarszczyła czoło.
- Hermiono, rozmawialiśmy już o tym - warknął Harry poirytowany. Gryfonka skrzyżowała ręce na piersi i zdmuchnęła z twarzy kosmyk niesfornych włosów. - Draco pokazał swoją lojalność, zeznając przeciwko swojemu ojcu. Ufam mu, to prawda - przyznał, przytakując też głową. - Jest naszą jedyną szansą na wyłapanie wszystkich śmierciożerców, którzy nadal nie wiedzą, że z nami współpracuje.
Hermiona parsknęła śmiechem. Draco nie odezwał się jednak ani słowem. Nadal nie wiedział, jaki jest plan Harry'ego i dlaczego w ogóle przywlókł go do Granger. Wolał już spędzać nudny wieczór w towarzystwie Astorii, a musiał wysłuchiwać przemądrzałego tonu tej zapchlonej wariatki.
- Wybacz, chyba nie sądzisz, że próbuje być drugim Severusem Snapem? - zapytała Hermiona, nie kryjąc rozbawienia.
- Granger, zaraz stracę cierpliwość - warknął Draco, przewracając oczami. Gryfonka przeniosła na niego spojrzenie. - Wybacz, Potter, ale chyba nie zniosę kolejnych minut w jej towarzystwie.
Hermiona triumfalnie się uśmiechnęła. Niepotrzebnie tu w ogóle przyszedł. Wolała żeby wyszedł, a nie siedział w jej salonie i ją obrażał. Palant.
- Będziesz musiał - powiedział stanowczo Harry, a wtedy oboje spojrzeli na niego zdziwieni. - Taki jest plan. Ja nie mogę zostawić Ginny na tak długo samej. Nie wiadomo, ile to wszystko zajmie, a ona w każdej chwili może zacząć rodzić - wzruszył ramionami i mimowolnie się uśmiechnął na myśl o swojej ciężarnej żonie. - Musicie załatwić to razem.
- Słucham? - zapytała Hermiona z niedowierzaniem. - Czyś ty zwariował? - dodała jeszcze głośniej. Draco parsknął śmiechem, myśląc, że to jakiś głupi żart. - Harry, przecież ja prędzej go zabiję zanim znajdę jakichkolwiek śmierciożerców! - wrzasnęła, wstając z fotela. - Poza tym ja nie jestem aurorem - powiedziała pewnie z rękoma ułożonymi w geście obronnym, jakby miało jej to w czymkolwiek pomóc.
Harry spojrzał na nią skruszony. Wiedział, że taki plan ma nikłe szanse na powodzenie, ale musiał spróbować.
- Hermiono, błagam cię - powiedział spokojnie. - Wiesz, że gdyby to nie było ważne, nie prosiłbym cię o to - dodał, a mina blondyna zrzedła, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że Potter wcale nie żartuje.
- Harry, ja się zaopiekuję Ginny - powiedziała szybko Hermiona. - Mogę się nawet do niej przeprowadzić, ale w życiu nie zgodzę się na to, żeby współpracować z tym bezmyślnym bałwanem - warknęła, wskazując palcem na blondyna.
Ten wstał z miejsca i stanął przed nią. Był od niej wyższy o głowę, ale nie urwała spojrzenia, chociaż wyglądała przy nim jak mała, skruszona dziewczynka.
- Powtórz to jeszcze raz, Granger - wycedził blondyn, mrużąc oczy. No dalej.
Harry usiadł już zrezygnowany, opierając łokcie na kolanach. Spuścił głowę, tracąc nadzieję, by cokolwiek z jego planu wypaliło. Ta dwójka nigdy się nie dogada i głupi był, że w ogóle wpadł na taki pomysł.
- Jesteś bezmyślnym bałwanem, Malfoy - powtórzyła pewnie, nadal patrząc mu w oczy. - Jesteś żałosną ciemną masą, aroganckim burakiem i cynicznym zarozumialcem - dodała i uśmiechnęła się, widząc jego okropny wyraz twarzy.
- Zapchlona swawolnica - parsknął, odsuwając się od niej. - Potter, czy ciebie do reszty pogięło? - zapytał, patrząc na niego i wskazując ręką na rozjuszoną dziewczynę. - Mógłbym przez przypadek podpalić jej włosy albo związać sznurówki, by walnęła tą swoją przemądrzałą główką o moje kolano.
- Posłuchajcie mnie - warknął Harry, prostując się. - Draco jest jedyną osobą, która może doprowadzić cię do Lestrange'a i Rookwooda - zwrócił się do Hermiony, po czym spojrzenie przeniósł na blondyna. - Hermiona jest jedyną osobą, której ufam bezgranicznie i która w każdej sytuacji uratuje ci tyłek - warknął. - Gdyby coś poszło nie po naszej myśli - dodał szybko, gestykulując dłońmi.
- Potter, nie przesadzaj - sapnął Draco urażony. Jakaś durna Gryfonka będzie ratować mi tyłek, dobre. - Sam umiem o siebie zadbać.
- Doprawdy? - zakpiła Hermiona, jednak szybko spojrzała na przyjaciela. - Harry, błagam - pisnęła, kopiąc bosą stopą w fotel. Skrzywiła się i przymknęła oczy, gdyż w pełni nie przemyślała tego ruchu. Faktycznie, najmądrzejsza panna Granger.
- Hermiono, jesteś moją jedyną szansą - zaczął Harry spokojnym tonem. - Przebywają w Glasgow i udają mugoli. Boję się, że jak Ginny urodzi i będę sam mógł się tam wybrać, ich już tam nie będzie - dodał przekonująco. - Znasz wszystkie możliwe zaklęcia, przez rok szukaliśmy horkruksów i nie raz ratowałaś nam tyłek. Jak ich znajdziecie, zawiadomisz mnie i zaraz będę na miejscu - przekonywał Harry, kiedy Hermiona wlepiała w niego swój przestraszony wzrok.
Usiadła zrezygnowana na fotelu i ułożyła nogi na stole. Zamknęła oczy, by chwilę pomyśleć. Chciałaby, żeby ich tu nie było, kiedy ponownie je otworzy. Ale byli. Ślizgon z paskudnym wyrazem twarzy i Gryfon z przeszywającym spojrzeniem wyrażającym nieme błagania. Szczerze wątpiła w powodzenie tego wypadu, ale nie potrafiła odmówić przyjacielowi.
- Na czym to by niby miało polegać? - zapytała cicho Hermiona. Draco rozsiadł się na kanapie obok Harry'ego i również ułożył nogi na stole.
- Gdzie z tymi buciorami? - warknęła Hermiona, na co blondyn tylko złośliwie się zaśmiał.
- Wyluzuj, szkarado - powiedział z uśmiechem. - Posprzątasz - wzruszył ramionami.
- Draco - powiedział szybko Harry, by uniemożliwić Hermionie odpyskowanie, bo już otwierała usta. - Możesz powiedzieć, co wiesz? - poprosił spokojnie.
- Sam nie wiem za dużo - przyznał szczerze. - W zasadzie to Blaise dowiedział się tego od swojej matki, bo Rookwood miał z nią jakiś kontakt. Wiem, że przebywają w jednym z hoteli, których w Glasgow są pewnie setki i udają jakichś bogatych cudzoziemców. Zaszyli się tam jakiś czas temu i bardzo odpowiada im takie życie - zaśmiał się, wzruszając ramionami. Hermiona bacznie go obserwowała, studiując każde jego słowo. - Wszyscy ich obsługują, sprzątają po nich, pełno alkoholu, imprezy, niewinny seks - zaśmiał się.
- Musicie ich złapać - warknął Harry ze spojrzeniem zabójcy. Zacisnął pieści i szczękę z ogromną siłą. - Zanim zrobią komuś krzywdę.
- Mamy przeszukać wszystkie hotele w Glasgow? - zdziwiła się Hermiona. Chyba tylko jej wydawało się to absurdalne. - Pewnie rzucili na siebie szereg zaklęć, żeby nie można było ich namierzyć - stwierdziła.
- To na pewno - przyznał Draco niechętnie. Spojrzał na Pottera z nutą niepokoju, ale i z nieustającym rozbawieniem. - Ona pęka - skomentował Draco, widząc jej przestraszony wyraz twarzy.
- Oczywiście, że pękam, Malfoy - warknęła rozjuszona. - Wizja spędzenia z tobą takiego szmatu czasu mnie po prostu przeraża, nie chcę trafić do Azkabanu, jeżeli przez przypadek zepchnę cię z jakiegoś hotelowego balkonu - wycedziła przez zęby.
- Będziecie udawać turystów - zaczął Harry, ignorując ich wymianę zdań. - Jak ich spotkacie, będziesz tak zaskoczony jakbyście wpadli na nich przypadkiem - spojrzał na blondyna i kontynuował dalej. - Musisz zmienić coś w swoim wyglądzie, Hermiono - spojrzał na nią z zamyśloną miną, na co niechętnie skinęła głową. - Musisz przedstawić się innym imieniem jako jego przyjaciółka albo dziewczyna - powiedział jak gdyby nigdy nic, wskazując głową na blondyna, a Hermiona w tym momencie schowała twarz w dłoniach. Super, po prostu świetnie. - Oni nigdy nie widzieli cię na żywo, nie wiedzą więc jak wyglądasz, ale lepiej trochę zmienić wizerunek, w przypadku gdyby widzieli cię kiedyś w Proroku.
- Boski plan, Harry, nie ma co - pokiwała Hermiona głową i poczuła nagle jak robi się jej niedobrze na myśl o tym wszystkim.
- Dostaniecie pieniądze z Ministerstwa na hotele, jedzenie i tego typu rzeczy. Zabalujecie z nimi kilka dni, żeby nie nabrali żadnych podejrzeń - wyjaśnił Harry, gestykulując dłońmi. - Rozmawiałem już z Ministrem i dostaniesz miesiąc wolnego, które w razie potrzeby będzie można przedłużyć - powiedział jej, a ona spojrzała na niego z niemałym szokiem.
- Serio? - warknęła. - Czyli co, od razu wiedziałeś, że się zgodzę? - zapytała z wyrzutem, patrząc mu prosto w oczy.
No cóż. Dlaczego miałabym się nie zgodzić? Może dlatego, że plan uwzględnia spędzanie większości czasu z tym palantem! Ale tak naprawdę nie miała nikogo, za kim mogłaby tęsknić. Jej życie było kompletną porażką.
- No cóż, miałem przynajmniej taką nadzieję - Harry wzruszył ramionami z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Jutro macie świstoklik - oznajmił niepewny jej reakcji. - O 11 musisz się zjawić w Malfoy Manor - dodał, a w jej oczach dało się zobaczyć niepokój.
Nienawidziła tego miejsca. Mimowolnie zacisnęła dłoń na swojej bliźnie, którą została naznaczona właśnie w tym strasznym miejscu. Nie sądziła, że będzie musiała się tam jeszcze kiedykolwiek pojawić. Wyprostowała się w fotelu i zwęziła usta, próbując nie ukazywać im swoich emocji.
- Dobrze - powiedziała oschle. - Ale ostrzegam was obu - warknęła z wyciągniętym przed twarzą palcem. - Jeden fałszywy ruch tego palanta i wracam.
Na twarzy blondyna pojawił się złośliwy uśmiech. Wstała i pokazała mu dłonią drzwi. Chciała spędzić swoją ostatnią noc w spokoju, bez czającego się gdzieś niedaleko blondyna. Musiała się spakować. To nie dzieje się naprawdę. Draco podniósł się z miejsca, a po chwili Harry uczynił to samo. Podszedł do niej i zamknął ją w czułym uścisku.
- Wiem, że to dla ciebie będzie trudne, Hermiono - szepnął w jej włosy. - Chcę, żebyś wiedziała, że będę ci dozgonnie wdzięczny - dodał, odsuwając się od niej. Spojrzała na swoje bose stopy. - Bądź u nas o 10, później razem wybierzemy się do Dracona - dodał na odchodnym i skierował się w kierunku drzwi.
- Do jutra, Granger - zaśmiał się Draco, jednak w odpowiedzi wściekła Hermiona kazała mu się wynosić i trzasnęła za nim drzwiami.
Nie wiedziała jak to będzie. Czy będą potrafili razem współpracować? Wiedziała, że nie. Pozabijają się. Ile to wszystko zajmie zanim złapią Lestrange'a i Rookwooda? Ziściły się jej największe koszmary. Ruszyła na górę do swojej sypialni i położyła się na łóżku, by trochę pomyśleć. Harry zawsze wiedział, co robić. Musiała mu zaufać, bo jeszcze nigdy się nie zawiodła. Cieszyła się, że będzie miała okazję pożegnać się z Ginny. To za nią będzie tęskniła najbardziej. Ginny Potter była dla niej jak siostra. Zawsze była przy niej, kiedy ta tego potrzebowała. Nie mogła uwierzyć, że nie będzie jej na miejscu, kiedy przyjdzie na świat mały Potter.
Siedziały razem w salonie, a Ginny czule głaskała swój brzuch. Była taka szczęśliwa, że termin porodu wciąż się zbliża i niedługo na świat przyjdzie James, za którym tak cierpliwie czekała. Nagle uniosła wzrok i spojrzała na Hermionę z czułością.
- Wiem, że jeszcze się nawet nie urodził - wzruszyła ramionami, przykładając obie ręce do brzucha. - Ale zostaniesz matką chrzestną, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie, delikatnie się uśmiechając.
Hermiona spojrzała na nią z wymalowaną radością na twarzy i objęła ją mocno.
- Oczywiście, Ginny - szepnęła w jej włosy szczęśliwa.
Tuliła ciężarną przyjaciółkę przez dobre parę minut, głaszcząc raz po raz jej brzuch. Spodziewała się tego, ale w tym momencie nie mogła powstrzymać wzruszenia.
Podniosła się z łóżka i rozejrzała się po sypialni. Panował tu niezły bałagan. Rzeczy walały się wszędzie, więc wyciągnęła różdżkę i je odświeżyła. Ułożyły się same w kilku szeregach, tworząc piętrowe góry. Westchnęła głęboko podchodząc do szafy, by przejrzeć resztę swoich rzeczy. Musiała wybrać ubrania na każdą pogodę. Za oknem padał deszcz, ciemne chmury snuły się po niebie i nie było cienia słońca. Ale niedługo maj, być może słońce przygrzeje tak mocno, że trzeba będzie się chować w lokalach, by uniknąć poparzenia. Strasznie ją to denerwowało. Pogody nigdy nie dało się przewidzieć. Wybrała kilkanaście bluzek, kilka par jeansów, sukienek, kurtkę zimową i pełno innych rzeczy, które układała na łóżku. Wyjęła dużą torbę spod łóżka i wszystkie rzeczy umieściła w środku. Znalazło się tam też kilka par butów, cały karton bielizny, jej ulubione kosmetyki i zapachy. Czy to dzieje się naprawdę? Pakuję się na wyjazd z Draco Malfoyem, który prawdopodobnie skończy martwy w swoim łóżku, kiedy postanowię go w końcu ukatrupić we śnie? Za co Harry tak mnie ukarał? Rozumiała, że łapanie śmierciożerców to teraz jego najświętszy cel, ale dlaczego ona musiała mu w tym pomagać? Co za głupia idiotka. To jej przyjaciel, nigdy nie usłyszał od niej odmowy w jakiejkolwiek sprawie. Dołożyła do torby parę okularów przeciwsłonecznych, czapkę, parasol i trochę swojej biżuterii. Kilka książek ułożyła na samej górze, a kiedy zapięła torbę z niemałą trudnością, rzuciła na nią zaklęcie, dzięki któremu zmniejszyła się do rozmiarów torby na ramię. Wydawało jej się, że tej nocy nie uda jej się z nerwów nawet przymknąć oka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro