Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piątek. Poważne rozmowy.

     Obudziła się w jego cudownych ramionach, z głową opartą na jego nagim torsie. Nie chciała otwierać oczu, bo chciała by ta chwila trwała wiecznie. Wszystko zaczęło do niej docierać, cały wczorajszy dzień aż po cudowny wieczór, który fizycznie i psychicznie prawdopodobnie wykończył ich obojga. Uniosła się na ręce, by spojrzeć na jego przystojne oblicze, śpiące jeszcze słodko po ich upojnej nocy.

Przez chwilę była szczęśliwa. Przez chwilę sprawił, że czuła się piękna w jego oczach, bezpieczna w jego ramionach, po prostu szczęśliwa. Dlaczego to takie trudne? To była tylko przygoda, o której nikt poza nimi prawdopodobnie nigdy się nie dowie, bo nie miała zamiaru zwierzyć się nawet Ginny. On wróci do narzeczonej i o niej zapomni. Odwróciła się do niego plecami i nie potrafiła powstrzymać łez, które gromadziły się w zawrotnym tępie i bezszelestnie spływały po jej twarzy. Znowu zostanie sama, chociaż przez chwilę uwierzyła, że może być inaczej. Nie trwało długo, a jej trzęsące się ciało zbudziło blondyna, który przytulił się do jej pleców, całując czule szyję i płatek ucha. Zamarła.

Przeniósł dłoń na jej biodro, głaszcząc z rozkoszą jej ciepłą skórę, przesuwając palce aż do talii, na którą później zarzucił rękę.

- Co jest? - zapytał cicho do jej ucha, co nie uspokoiło jej wcale. Jeszcze bardziej zaczęła drżeć, usiłując z całych sił nie płakać. - Nie płacz, proszę - powiedział błagalnie. Jednym ruchem odwrócił ją do siebie, po czym zaczął całować jej mokrą od łez twarz, ujmując ją w dłoniach. - O czym myślisz?

Nie opierała się. Jego dotyk był kojący. Spojrzała w jego spokojne oczy i wiedziała, że chce budzić się przy nim już zawsze, co było po prostu niemożliwe.

- O twojej narzeczonej - szepnęła, chowając twarz w jego szyi. Nie potrafiła wyrzucić jej z głowy. Poczuła, że naprawdę stała się Luną, której tak strasznie nienawidziła. - Nienawidzę siebie.

- Nie mów tak - szepnął w jej włosy. - Możesz nienawidzić jedynie mnie.

- Po tym wszystkim chyba nie umiem cię nienawidzić - szepnęła, przytulając się do niego jeszcze bardziej.

- Co teraz będzie? - zapytał jej, odsuwając się trochę, by móc spojrzeć w jej piękne oczy. Zaśmiała się nerwowo, nie wiedząc co ma powiedzieć. Chciałaby czuć się tak zawsze.

- A co chcesz, żeby było? - odpowiedziała pytaniem, na co jego usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, który położył na jej czole.

- Nie wiem - powiedział krótko i całkiem szczerze. Wypuściła z siebie całe powietrze. - Wiem, że nie chcę wychodzić z tego łóżka przynajmniej do jutra rana i robić z tobą same niegrzeczne rzeczy - mruknął do jej ucha.

Leżeli tak jeszcze dobrą godzinę, ciesząc się swoją obecnością. To było takie niemoralne. Zamienili ze sobą tylko parę słów, w większości czasu delektując się ciszą i bliskością swoich ciał. W końcu jednak zgodnie stwierdzili, że wypadałoby się odświeżyć i zjeść śniadanie. Prawie tradycją było to, że blondyn wybrał się do restauracji po jedzenie dla nich obojga, kiedy Hermiona poszła zanurzyć się w gorącej wodzie, którą napuściła sobie do wanny. Usłyszała dźwięk swojego telefonu, który leżał na wyciągnięcie ręki, więc sięgnęła po niego i zobaczyła numer przyjaciela.

- Harry? - zapytała niepewnie, kiedy przyłożyła telefon do ucha.

- No cześć, Hermiono - powiedział uradowany. - Jak tam się mają sprawy?

- Draco dowiedział się kilku ciekawych rzeczy, ale lepiej by było, gdyby sam ci o tym opowiedział - stwierdziła Hermiona.

Jak na zawołanie drzwi łazienki się uchyliły i ukazała się jego uśmiechnięta twarz, kiedy przekraczał próg, zdejmując pospiesznie bluzkę.

- Dostaniesz śniadanie, jak umyjesz mi plecy - oznajmił z błyskiem w oku, rzucając górną część swojej garderoby w kąt, a ona w ogóle nie usłyszała, co mówił przez telefon jej przyjaciel.

O Merlinie. Zrobiła najbardziej dziwny grymas, jaki potrafiła, ukazując mu telefon, by zrozumiał, że rozmawia z Harrym i to nie najlepsza pora na wspólną kąpiel.

- Co mówiłeś, Harry? - zapytała Hermiona, włączając głośnik.

- To był Draco? - zdziwił się Potter.

- Tak, jak zwykle strasznie bezpośredni - warknęła Hermiona, próbując powstrzymać śmiech. Ślizgon uśmiechnął się dumnie.

- Czyli nic się nie zmieniło - zaśmiał się. Zmieniło się wszystko. - Mówiłem, że dobrze się składa, bo właśnie wpadła Astoria i nie może się doczekać, żeby z nim pogadać - zaśmiał się Potter, a z twarzy blondyna zniknął uśmiech, a pojawiło się przerażenie. Hermiona szybkim ruchem złapała telefon, który prawie wpadł do wody. - Chyba się za nim stęskniła, bo już próbuje mi wyrwać telefon - dodał, a jej żołądek wywinął się boleśnie.

Podała mu telefon bez słowa. To pierdolony znak. Draco wziął od niej ostrożnie telefon i odwrócił się plecami, mierzwiąc swoje włosy palcami. Wolał wyłączyć głośnik, ale nie umiał tego zrobić i chwilowo stracił odwagę, by spojrzeć na Hermionę, by wyjaśniła mu jak się to robi. Oparła głowę o tył wanny i przymknęła oczy.

- Co tam, Potter? - zapytał, wychodząc pospiesznie z łazienki, nawet nie zamykając za sobą drzwi.

- Proszę, Astorio, jest cały twój - zaśmiał się Harry. - Pogadam z nim jak już skończycie - dodał i usłyszał szelest, który wykręcał mu żołądek. - Draco? Kochanie, jesteś tam? - usłyszał głos swojej narzeczonej.

- Astoria - rzucił przestraszony, zdając sobie sprawę jak dziwnie to brzmi. - Co u ciebie?

- Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że będę tak bardzo za tobą tęsknić - oznajmiła smutno, a on opadł na kanapę. - Jak wam idzie? Mam nadzieję, że wszystko jest na dobrej drodze, żebyś jak najszybciej do mnie wrócił - dodała, a on nagle poczuł się strasznie.

- Też za tobą tęsknię - powiedział cicho, zaciskając mocno powieki, a Hermiona która przysłuchiwała się całej rozmowie z łazienki, poczuła jak serce bije jej jak oszalałe. - Dobrze, że ich już znaleźliśmy. Teraz tylko parę dni, by wyciągnąć z nich, ile tylko się da i do ciebie wracam - dodał, a jej serce pękło boleśnie.

- Jestem z ciebie taka dumna - powiedziała radośnie. - Jak Hermiona? - zapytała, a on oparł łokieć na kolanie i opuścił czoło na swoją dłoń, drugą mocniej ściskając telefon. - Mam nadzieję, że jesteś dla niej uprzejmy, pewnie nie ma z tobą łatwo - zaśmiała się. Uprzejmy? Chyba aż za bardzo.

- Tak, dogadujemy się - powiedział spokojnie, ale jego głos zadrżał niebezpiecznie.

- Trudno mi w to uwierzyć, Draco - powiedziała poważnie.

- To uwierz do cholery - zdenerwował się, jednak od razu próbował się zreflektować. - Przepraszam, skarbie, naprawdę wszystko jest w porządku. Granger nie jest taka tragiczna, jak myślałem - powiedział spokojnie.

- No dobrze, chciałam się upewnić, że nie zatruwasz jej życia, co masz w zwyczaju - powiedziała obrażona. - Blaise też się pytał, kiedy będziesz z powrotem i twoja mama, Teo, Pans, Dafne - wymieniała. - To był tak nagły wyjazd, że nawet nie zdążyli się z tobą pożegnać.

- To już nie moja wina tylko Pottera - zauważył Draco. - Skarbie, mogłabyś mi go podać do telefonu? Muszę kończyć, a chciałbym jeszcze z nim pogadać - powiedział poddenerwowany, bawiąc się serwetką na tacy śniadaniowej, którą przyniósł niedawno do pokoju.

- No dobrze - powiedziała niechętnie. - Wracaj szybko i bądź grzeczny - zaśmiała się słodko. - Harry, Draco chce z tobą rozmawiać - usłyszał jej głos po raz ostatni. - Już idę! - krzyknął Potter, odbierając telefon. - Ginny, zaraz do ciebie wrócę. No opowiadaj, co wiesz, Draco - rzucił zaciekawiony.

Hermiona zaczęła myć włosy, kiedy Draco rozmawiał z jej przyjacielem. Czuła się podle, słysząc radosny głos Astorii, mówiącej jaka dumna jest ze swojego narzeczonego, którego ona bezczelnie sobie wypożyczyła. Tęskniła za nim, kiedy oni zabawiali się razem w łóżku. Nie mogła się doczekać, żeby go usłyszeć, kiedy on właśnie chciał władować się jej do wanny. Bądź grzeczny. Byli strasznymi ludźmi. Oboje. Tyle że po sobie nigdy nie spodziewała się czegoś takiego. Wyszła z wanny i owinęła się ręcznikiem, a drugim zaczęła dokładnie wycierać swoje długie włosy. Umyła zęby, po czym wyszła z łazienki bez słowa i skierowała się do swojej torby z której wyjęła świeżą bieliznę i pierwsze, lepsze ciuchy. Kątem oka widziała blondyna leżącego na kanapie, który miał twarz zakrytą poduszką, a jej telefon leżał na stole. Ubrała szybko bieliznę, wsunęła na nogi luźne, szare, dresowe spodnie, a na górę czarną bokserkę i skierowała się do stołu, by wziąć z tacki jeden talerz z uszykowanymi kanapkami i poszła z nim do łóżka, na którym usiadła po turecku, biorąc się za jedzenie śniadania. Żołądek bolał ją strasznie, chociaż prawdopodobnie ze stresu i poczucia winy aniżeli z głodu. Blondyn nawet na nią nie spojrzał, nie odezwał się, nie zwracał w ogóle uwagi, kompletnie jakby jej tu nie było. No cóż, skończyło się szybciej niż się zaczęło. Albo dopadły go wyrzuty sumienia albo zrozumiał, jaki błąd popełnił, robiąc to akurat z nią. Nie miała nawet ochoty się nad tym zastanawiać, bo czuła jak smutek kaleczy jej serce, kiedy o tym myśli. Z trudem przychodziło jej przełykanie kolejnych kęsów. Miała ochotę wymazać mu pamięć, ale jeszcze większą wydrzeć się na niego za tą totalną zlewkę na nią po rozmowie z Astorią. Tym bardziej, że podniósł się z kanapy i zamknął się w łazience, nadal nie uraczając jej choćby spojrzeniem. Żałowała, że odebrała ten telefon. Mogła go wyłączyć, by nikt im nie przeszkadzał w rozkoszowaniu się sobą. Poczuła się strasznie, kiedy pomyślała o tym, że chciałaby, żeby Astoria po prostu w tym momencie znikła z jego życia. Była taka samolubna, chciała go tylko dla siebie, chociaż do końca ich pobytu tutaj. Blondyn opuścił łazienkę dopiero po godzinie, która dla niej trwała niemalże nieskończoność. Spojrzała na niego posępnie, kiedy wyszedł taki świeży, przystojny, seksowny, ubrany jedynie w świeże bokserki.

- Powiesz cokolwiek? - zapytała w końcu, wbijając wzrok w jego osobę. Spojrzał na nią niepewnie.

Podszedł do łóżka i usiadł na przeciwko niej, nadal nie odzywając się ani słowem. - Odebrało ci mowę? - zapytała zdenerwowana jego zachowaniem. Myślała, że zaraz znowu zwyzywa ją od szlam, ale potem pocałował ją w czoło, co sprawiło, że zdezorientowana rzuciła mu się w ramiona.

- Pierwszy raz w życiu nie wiem, co mam zrobić - sapnął w jej włosy. Trzymał ją tak mocno, jakby bał się, że zaraz mu ucieknie.

Przekrzywiła głowę, by pocałować jego cudowne usta, które wczoraj przyprawiły ją o tyle dreszczy. Nie opierał się temu, mimo wyrzutów sumienia, które towarzyszyły mu, odkąd tylko usłyszał głos Astorii, dotyk jej ust był dla niego cudownym ukojeniem. Ona desperacko pragnęła go zatrzymać przy sobie chociaż przez te kilka dni, zanim wróci do narzeczonej, kiedy to ona będzie go całowała. Wszystko się zmieniło po wczorajszej nocy. Oddała mu się i teraz nadal była uległa na każdy jego dotyk. Tak dawno nikt jej nie traktował w taki sposób jak on wczoraj, już od dawna czuła się najzwyczajniej w świecie niepotrzebna, przy nim to się zupełnie zmieniło. Być może chodziło mu tylko o ten pierdolony seks, ale chciała się tak czuć chociaż jeszcze przez parę dni.

- Wiem, co zrobisz, Draco - powiedziała cicho, gryząc jego wargę. - Zapomnisz o mnie i o tym, co się tu wydarzyło - szepnęła w jego usta, czując jak smutek ponownie zalewa jej serce.

- Granger, błagam - wymruczał, sadzając ją na sobie. - Nie byłbym w stanie o tobie tak po prostu zapomnieć - przewrócił oczami. - Tym bardziej po tym, co wydarzyło się wczoraj - dodał, składając mokry pocałunek na jej szyi. Zarumieniła się na to wspomnienie.

- Nie będę twoją kochanką, Malfoy - powiedziała pewnie, odsuwając twarz, by uchwycić jego spojrzenie. Już ostatnio mu to powiedziała.

- Rozumiem - zaśmiał się rozbawiony jej oficjalnym tonem, co trochę ją zabolało.

- Cieszę się - odburknęła, schodząc z niego.

Ułożył głowę na poduszkach i przyciągnął ją do siebie, splatając ich dłonie.

Czuł potrzebę, by cały czas być blisko niej. On także nie miał czegoś takiego w związku z Astorią. Ich zbliżenia po prostu się odbywały. Nic specjalnego, bez niezliczonej ilości pocałunków, wybuchu namiętności, po prostu by w jakiś sposób zaspokoić swoje seksualne potrzeby. Hermiona czuła się nieswojo będąc tą drugą. Nigdy nie chciała być tą drugą. To beznadziejne. Nie mogła niczego od niego wymagać. Nie chciała, bo oni i tak nie mieli racji bytu. To się po prostu stało i być może stanie się jeszcze raz i kolejny, ale po powrocie do domu, będzie mogła o nim jedynie pomarzyć.

- Najwyżej wymażemy sobie pamięć - wzruszyła ramionami. - Wtedy wrócimy do Londynu i na pewno będzie jak dawniej - dodała pewnie, a on rzucił jej przestraszone i równocześnie oburzone spojrzenie.

- Nigdy w życiu - warknął. - Zobacz, ile lat zajęło mi, żeby zauważyć w tobie tą cudowną kobietę, którą jesteś - syknął wściekły sam na siebie. - Nie mogę tak po prostu o tym zapomnieć, chociaż umierałbym z tęsknoty za tobą każdego dnia - jęknął. Nie odpowiedziała, ciesząc się w duchu z wypowiedzianych przez niego słów. Trwali tak chwilę, kiedy ich umysły intensywnie pracowały. - Nie wracajmy tam w ogóle. Ucieknijmy - szepnął w jej włosy, a ona się zaśmiała. - Zostawimy Potterowi wszystkie informacje, a później po prostu zwiejemy na drugi koniec świata.

- Oszalałeś - jęknęła. Nie mogła uciec. Nie mogła zostawić swoich przyjaciół, rodziców, Jamesa który niedługo miał się pojawić na świecie. Nie chciała być tchórzem, takim jakimi okazali się Ron i Luna. Z resztą stwierdziła w końcu, że on po prostu żartował.

- Możliwe - sapnął, przyciągając jej podbródek do siebie. - Przez ciebie.

- Jasne - prychnęła, kciukiem masując wierzch jego dłoni.

- Jak mam tam wrócić i o tobie zapomnieć? - zapytał, patrząc w sufit.

- Normalnie - wymruczała w jego ucho, a nim ponownie zawładnęły emocje, kiedy przyciągnął ją do siebie i oplótł ramiona wokół niej. Zachichotała, gdy poczuła jego dłonie na swoich pośladkach. - Draco, to co się tu dzieje to jakaś abstrakcja. Jesteśmy tu tylko po to, żeby przymknąć tych zapchlonych dupków i po prostu znaleźliśmy sposób, by umilić sobie czas - zaśmiała się. Musiała wyłączyć emocje i uczucia jakie jej towarzyszyły i nie pokazywać mu, że jest jej smutno, kiedy o tym mówi. - Jak wykonamy swoje zadanie, wrócimy do Londynu i będzie jak dawniej. Ja wpadnę w wir pracy, jak mam to w zwyczaju ostatnimi czasy, a ty będziesz pomagał Harry'emu w złapaniu kolejnych śmierciożerców i oczywiście wrócisz do Astorii, która strasznie za tobą tęskni - wydukała to najobojętniej jak tylko mogła. On kiwał powoli głową, gdy mówiła i uśmiechnął się niepewnie, kiedy zakończyła.

- Ciężko będzie wykonać to zadanie, kiedy totalnie nie mam ochoty opuszczać łóżka - wzdychnął, ściskając jej pośladek. Zaśmiała mu się w szyję.

- To zaraz zostaniesz z niego wykopany - stwierdziła obojętnie, próbując się wyrwać z jego objęć.

- Gdzie uciekasz jak jeszcze z tobą nie skończyłem? - zapytał oburzony, obserwując jej roześmianą twarz. - Nawet nie zdążyłem się za ciebie zabrać.

- Przykro mi bardzo, ale mamy tu zadanie do wykonania - powiedziała oficjalnym tonem, na co się zaśmiał. - Harry pewnie czeka na jakieś ciekawe informacje, które będziesz musiał z nich wyciągnąć.

- Ta, muszę spotkać się z nimi jak będą razem - westchnął, podnosząc się niechętnie z łóżka. - Swoją drogą, ciekawe co planują - zastanowił się.

- Pewnie nic dobrego, więc trzeba będzie ich jak najszybciej powstrzymać - wzruszyła ramionami, sięgając do jego torby, z której wyjęła jakieś ciuchy. - Ubieraj się - wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, rzucając w niego spodniami i bluzką.

Wstał, zwinnie łapiąc swoje rzeczy i zaczął naciągać spodnie na nogi. Spojrzał na Gryfonkę, która mu się bacznie przyglądała.

- Z czego się cieszysz? - zapytał rozbawiony, nakładając bluzkę przez głowę.

- Z niczego - powiedziała, jednak jej twarz rozjaśnił jeszcze większy uśmiech. - Po prostu mam nadzieję, że dopisze ci szczęście.

- Tak ci się spieszy do tego Londynu? - zapytał rozbawiony. - Mnie jakoś nie bardzo - dodał, a ona wzruszyła ramionami.

- Dobrze wiesz, że im szybciej tym lepiej - stwierdziła, podchodząc do lodówki, by wyjąć schłodzony sok.

- Czy ja wiem - rzucił luźno, podchodząc do niej, kiedy ta wyciągała dwie szklanki. - Chciałbym spędzić tu z tobą tyle czasu, ile tylko się da - dodał, przytulając się do niej od tyłu.

- Dobra, starczy tego - zaprotestowała, wyrywając mu się. - Proszę - wskazała na szklankę, do której nalała soku. - Pij, a później wiesz, gdzie są drzwi - dodała, nalewając napoju do drugiej.

- Pójdę od razu do Rookwooda - stwierdził.

- Jak uważasz - wzruszyła ramionami, siadając na krześle. - Bylebyś wyciągnął z nich, jaki mają plan. Możesz wyciągnąć ich później do restauracji, powiedzmy koło 15, na obiad i ja tam do ciebie dołączę - powiedziała.

- A później - mruknął, odkładając szklankę na blat. - Liczę na jakąś nagrodę - powiedział, rzucając jej głodne spojrzenie.

- Z takimi rzeczami to się kieruj do Harry'ego, nie do mnie - zaśmiała się.

- Wątpię, żeby Potter potrafił robić takie rzeczy jak ty - rzucił ze zniesmaczoną miną. - A mnie interesuje właśnie taka forma nagrody.

- Nie pierdol, wynocha - zaśmiała się, wypychając go na korytarz.

- Do później - rzucił słodko, całując ją czule w usta.

Nim zdążyła się rozpłynąć, odsunęła się od niego i zamknęła drzwi przed jego twarzą. Stała z dłońmi opartymi o drzwi i zaczęła zdawać sobie sprawę z tego wszystkiego. Oni mają romans. Identyczny jaki mieli Ron i Luna, kiedy oboje ją zdradzali. Narzeczony i jedna z najbliższych przyjaciółek. Może ten trwał dopiero jedną noc, ale na tym na pewno się nie skończy. W sumie nie mogła się już doczekać kolejnego razu, by całkowicie mu się oddać i zapomnieć o wszystkim. Podeszła do kuchenki i wstawiła wodę na herbatę, po czym usiadła na stołku i rzuciła spojrzenie na łóżko, w którym tyle się działo tej nocy. Jeżeli jednak oni naprawdę mają wolny związek i się nie kochają, nie powinno jej to zaboleć. Z resztą to wszystko zostanie w Glasgow, więc Astoria nigdy się o tym nie dowie. Czuła się strasznie, jednak to uczucie, które w niej wywoływał, gdy tylko ją całował było zdecydowanie silniejsze i wiedziała, że nie będzie umiała mu się oprzeć. Zalała kubek z herbatą gorącą wodą i wzięła się za czytanie książki, ustawiając uprzednio budzik, bo zdawała sobie sprawę, że mogłaby się zaczytać i spóźnić się na obiad. Nie potrafiła się skupić na książce i co chwilę musiała wracać wzrokiem do wcześniejszych akapitów, bo w ogóle nie wiedziała o czym czyta, w myślach cały czas mając tą niezapomnianą noc. Czy to możliwe, żeby z tak żałosnej relacji jaką mieli powstało takie pożądanie i namiętność? I to wszystko za sprawą jednego, udawanego, nic nieznaczącego pocałunku? Podniosła się z kanapy chwilę przed zadzwonieniem budzika i poszła się przebrać w coś bardziej eleganckiego, bo była w dresach. Spojrzała przez okno, za którym zobaczyła ładną, słoneczną pogodę i nagle nabrała ochoty na spacer. Ubrała obcisłe, czarne spodnie i ładną, koronkową bluzkę w odcieniach bladego różu i wcisnęła telefon do kieszeni, po czym skierowała się do drzwi i wyszła na korytarz. Zastanawiała się, czy Draco zdołał wyciągnąć coś z Lestrange'a i Rookwooda. Trzeba działać, by jak najszybciej ściągnąć tu Harry'ego i ich zamknąć w Azkabanie. Od razu wypatrzyła blondyna z śmierciożercami, kiedy przechodziła przez próg restauracji. Uśmiechnęła się do niego szeroko, kiedy szła między stolikami w ich stronę.

- Nie spóźniłaś się - zauważył blondyn, wyciągając rękę w jej stronę.

- Starałam się - zaśmiała się, ujmując ją i całując go w policzek na przywitanie. Odwróciła głowę w stronę pozostałej dwójki i zaszczyciła ich wymuszonym uśmiechem. - Witam panie Morris - powiedziała, a on wstał i uścisnął jej dłoń.

- Witam piękną panią - powiedział ucieszony.

- Tom - uśmiechnął się Rookwood, również podnosząc się z miejsca.

- Miło mi, Lavender - powiedziała i zajęła miejsce obok blondyna. - Co tam ciekawego, kochanie? - zwróciła się do blondyna.

- Właśnie się zastanawiałem, na co masz dzisiaj ochotę - powiedział, a ona otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. Ten rozbawiony wskazał jednak na menu restauracyjne, a na jej policzki wkradł się szkarłatny rumieniec.

- Nie wiem, wybierz mi coś - wzruszyła ramionami. - W sumie zjadłabym naleśniki.

- Na obiad? - zdziwił się.

- Tak, a czemu nie? Z gyrosem - powiedziała, przeglądając menu.

- Dobra, to pójdę szybko domówić - stwierdził i szybko skierował się do lady.

Ta tęsknie odprowadziła go wzrokiem, bo została z nimi sama. Skrępowała spojrzała na nich z delikatnym uśmiechem.

- Na długo zostajecie? - zapytał jej Rookwood przeszywającym spojrzeniem. Wyglądał jakby jej nie ufał, chociaż jeszcze nie zamieniła z nim nawet żadnego słowa.

- Sama nie wiem - wzruszyła ramionami. - Draco nie spieszy się do domu - dodała, rzucając szybkie spojrzenie w jego stronę. Właśnie rozmawiał z kelnerem, więc za moment powinien już wrócić.

- Nic dziwnego - powiedział Lestrange uśmiechnięty. - Pogodziliście się już? - zapytał, a ona spojrzała na niego zdziwiona.

- Och, tak - zaśmiała się zawstydzona.

- Kobiety nie tak łatwo udobruchać - zaśmiał się Rudolf, szturchając Rookwooda w ramię, na co ten również się zaśmiał.

- Z czego się śmiejecie? - usłyszała głos blondyna, który właśnie siadał obok niej. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.

- Tak sobie żartujemy - rzucił jeden z nich, opierając łokcie na blacie. - Jakieś plany na później? - zapytał.

- Raczej nie - powiedział blondyn, kiwając przecząco głową.

- W zasadzie jest tak ładna pogoda, że pomyślałam, że wybierzemy się gdzieś na miasto po obiedzie - powiedziała Hermiona, spoglądając na blondyna.

- Na miasto? - zdziwił się blondyn. - Masz na myśli spacer, tak? - zapytał, a ta potwierdziła skinieniem głowy. - No dobrze, skarbie - zgodził się, całując ją w czoło, a jej przypomniała się rozmowa z Astorią, kiedy tak do niej mówił. Przymknęła oczy, by szybko wyrzucić to z głowy.

- Świetnie, niedaleko jest taki ładny park nad rzeką - ucieszyła się. - Zwiedzaliście już tu coś? - zwróciła się do mężczyzn, siedzących na przeciwko.

- Nie jesteśmy tu po to, by zwiedzać - powiedział chłodno Rookwood. Hermiona spojrzała na niego zdegustowana.

- A co, też się przed kimś ukrywacie? - zaśmiała się, a blondyn zakrztusił się sokiem, który właśnie upijał.

- Nie, po prostu jesteśmy tu, by wypocząć - rzucił szybko Lestrange wyraźnie przestraszony.

- Powiedziałam coś nie tak? - zdziwiła się Hermiona. - Panowie, ja tylko żartowałam - zaśmiała się. - No wiecie, miałam na myśli nas - pokiwała palcem kilkakrotnie wskazując na siebie i blondyna. - W końcu Astoria nie wie, że ten przystojniak doprawia jej tu ze mną rogi - zaśmiała się słodko, całując go w usta.

Blondyn spojrzał na nią zszokowany jej jadowitym tonem, a obu śmierciożercom nagle ulżyło. Hermiona tylko wzruszyła ramionami, chichocząc pod nosem. Nie poznawała samej siebie. Ucieszyła się, że temat się uciął, kiedy kelner przyniósł im zamówione dania. Lestrange bacznie ją jednak obserwował i miała wrażenie, że chce to jakoś skomentować.

- Znasz ją? - zapytał, kiedy kelner zostawił ich znowu samych. Blondyn poruszył się niespokojnie.

- Astorię? - zapytała, chwytając za widelec. - No cóż, w szkole raczej za sobą nie przepadaliśmy, ale teraz niedawno zaczęłyśmy ze sobą normalnie rozmawiać - powiedziała niepewnie. - W sumie to ona pchnęła mnie w jego ramiona, za co chyba powinnam jej podziękować - zaśmiała się, rzucając blondynowi zakochane spojrzenie.

- Przez nią się poznaliście? - zdziwił się Rookwood.

- No tak jakby - powiedziała skrępowana tymi pytaniami. - Wpadłam raz do niej i zaczęły się ukradkowe spojrzenia, znaczące gesty, przypadkowe szturchnięcia i w końcu się stało, kiedy na parę minut zostawiła nas samych - wzruszyła ramionami. - Oczywiście znaliśmy się już wcześniej, ale niestety trafiłam do Gryffindoru i wtedy totalnie się nie znosiliśmy - zaśmiała się, pstrykając blondyna w nos. Granie słodkiej, niewinnej dziewczynki wychodziło jej niesamowicie. Sama stwierdziła, że trochę przesadziła, więc chciała się jak najszybciej zreflektować. Odchrząknęła i spojrzała na dwójkę siedzącą na przeciwko. - Wy też mieszkacie w Londynie?

- Chwilowo mieszkamy tutaj - oznajmił Lestrange, krojąc swój stek. - Ale nie rozmawiajmy o nas - pokręcił głową. - Mugole są wybitnymi kucharzami, nie sądzicie? - zapytał, a Hermiona zachichotała. Śmierciożerca wychwalający ludzi niemagicznych? To się nie dzieje naprawdę.

- Tak, ma pan całkowitą rację - przyznała mu. - Teraz po upadku Voldemorta, kiedy już nie ma takiej nagonki na mugoli, często jadamy w takich miejscach, prawda misiaczku? - zapytała, patrząc na blondyna.

- No tak, to prawda - zaśmiał się nerwowo. Bacznie obserwował jej zachowanie i albo rzeczywiście była genialną aktorką albo próbowała go zdenerwować swoimi komentarzami na temat jego związku z Astorią, kiedy on faktycznie doprawiał jej rogi.

- Kochanie, czemu tak przygasłeś? - zapytała rozbawiona, krojąc kolejny kawałek swojego naleśnika.

- Wydaje ci się - skomentował. - Jedz szybciej jak chcesz iść na ten swój spacer - pospieszył ją, a ona zmarszczyła czoło.

Nie skomentowała tego i faktycznie wzięła się za jedzenie obiadu, kiedy śmierciożercy rozmawiali o recepcjonistce i kilku innych nieznanych jej kobietach. Nie czuli żadnego skrępowania jej obecnością, co skutecznie pospieszyło ją jeszcze bardziej. Kiedy odłożyła widelec i nóż na prawie pustym talerzu, spojrzała wyczekująco na blondyna, który rzucił szybkie spojrzenie śmierciożercom.

- Dobra, panowie - zaczął, prostując plecy. - Zobaczymy się jutro - uśmiechnął się, podnosząc się z krzesła. - Wstawaj, kochanie, zabieram cię na spacer - spojrzał na Hermionę i wyciągnął dłoń w jej stronę. Ta uśmiechnęła się szeroko i podała mu swoją.

- Do zobaczenia - uśmiechnęła się do nich i uwiesiła się ramienia blondyna.

- Trzymajcie się - powiedział Lestrange, a Rookwood kiwnął głową. - Jutro obgadamy szczegóły, Draco - rzucił na pożegnanie, a blondyn skinął głową.

Pociągnął Hermionę w stronę wyjścia i skierowali się do dużych, szklanych drzwi przez które wyszli na słoneczną ulicę. Nie zamienili ze sobą ani słowa dopóki nie zniknęli za rogiem ulicy, kiedy ten rzucił jej podejrzliwe spojrzenie.

- O co ci chodzi? - zapytała zdziwiona.

- O nic - wzruszył ramionami, a jego usta wykrzywił rozbawiony uśmiech. - Jesteś naprawdę genialną aktorką.

- Mówiłeś mi to już - stwierdziła, krocząc przy jego boku.

- Mam wrażenie, że naprawdę nie lubisz Astorii - zaśmiał się.

- Wręcz przeciwnie - zaprotestowała. - Jest wspaniałą kobietą i źle mi z tym, co jej zrobiłam - powiedziała, patrząc na swoje buty.

- Mnie też jest źle - przyznał Draco, mocniej ściskając jej dłoń. - Ale naprawdę nie potrafię zrobić nic z tym, że coś mnie do ciebie przyciąga - warknął, a ta spojrzała na niego niechętnie.

- Ona też ma takie relacje z innymi? - zapytała z nadzieją, chociaż wiedziała jaka będzie odpowiedź.

- Nie sądzę - blondyn pokiwał głową.

Spojrzała na niego podejrzliwie, jednak wolała już skończyć ten temat, gdyż nie był on dla niej zbyt komfortowy. Szli ulicą, cały czas trzymając się za ręce. Słońce świeciło im w oczy, jednak mimo wszystko cieszyli się, że się w ogóle pojawiło, gdyż ostatnie dni przeważnie były deszczowe i zimne.

- Czekaj - powiedział, szybko całując ją w usta, a następnie puścił jej dłoń i podszedł do starszego pana sprzedającego watę cukrową. Ta zaśmiała się na ten widok, jednak posłusznie czekała oparta o ławkę. - Co to jest? - zapytał jej, kiedy wrócił z patykiem obtoczonym watą.

- Wata cukrowa - wyjaśniła mu, odrywając kawałek. - W sumie to po prostu jest cukier - wzruszyła ramionami. - Ta maszynka go topi, a później szybko ostudza, więc robią się takie cienkie nitki. Spróbuj - powiedziała rozbawiona, widząc jak uważnie się temu przygląda. Oderwał kawałek i ostrożnie włożył do ust. - I co?

- Słodkie - stwierdził. - Strasznie się lepi - dodał, oblizując po chwili palce.

- Jak byłam mała tata kupował mi watę cukrową na każdym szkolnym festynie - powiedziała, biorąc kolejny kawałek, a ten spojrzał na nią zdziwiony. - Zanim trafiłam do Hogwartu, chodziłam do mugolskiej szkoły, Malfoy - zaśmiała się.

- Co ty opowiadasz? - zdziwił się. - I czego tam uczą?

- Wszystkiego - zaśmiała się. - Matematyki, angielskiego, fizyki, chemii, biologii - wymieniała. - Czarodzieje są strasznie tępi, jeżeli chodzi o takie sprawy - stwierdziła. - Najbardziej lubiłam francuski.

- Ja też najbardziej lubię francuski - skomentował, szeroko się uśmiechając.

- Oczywiście - zakpiła, również się uśmiechając. - To chyba coś, co umiesz najlepiej.

- Tak sądzisz, Granger? - ucieszył się, jednak ta spojrzała na niego oburzona.

- Nie, chodzi mi o to, że w innych dziedzinach jesteś po prostu niedouczony - wyjaśniła, a ten spojrzał na nią rozbawiony, gdyż w ogóle go to nie interesowało.

- Jak wyglada mugolska szkoła? - zapytał po chwili, po raz kolejny odrywając watę.

- W porównaniu do Hogwartu jest strasznie mała - zaśmiała się. - Chodzi się tam codziennie rano i spędza parę godzin, a później normalnie się wraca do domu - wzruszyła ramionami. - I najważniejsze, jest ich w każdym mieście całe mnóstwo, a nie jedna na cały kraj - dodała, omijając dziurę w chodniku. - I masz kilka etapów, więc mugole w swoim życiu uczęszczają do kilku szkół w zależności od wieku.

- Która jest lepsza? - zapytał, spoglądając na nią.

- Oczywiście, że Hogwart - powiedziała od razu. - Nie ma nawet żadnego porównania. Wróciłabym tam od razu, gdybym tylko mogła - rozmarzyła się. - Ty chyba nie za bardzo lubiłeś tą szkołę, co? Ojciec chciał cię wysłać do Durmstrangu, czyż nie?

- Tak, ale matka nie chciała nawet o tym słyszeć. Stwierdziła, że nie pozwoli mi się wynieść na cały rok szkolny tak daleko od domu - zaśmiał się. - Ale ty chyba masz jakiś zapęd do chłopaków z Durmstrangu, co nie? Czy może bardziej chodzi o narodowej sławy graczy Quidditcha? - wyszczerzył się.

- Odwal się - zaśmiała się. - Już ci mówiłam, nie każdy widzi we mnie strach na wróble - warknęła, waląc go z piąstki w ramię.

- No już się nie obrażaj - powiedział rozbawiony. - Może Krum też miał jakieś problemy ze wzrokiem.

- Tak, zdecydowanie, dlatego został szukającym drużyny narodowej, jesteś po prostu genialny - wybuchła śmiechem, obserwując jak blondyn zjada ostatni kawałek waty cukrowej.

- Dobra, masz rację - powiedział szybko. - Widocznie w Durmstrangu nie mieli zbyt urodziwych dziewczyn, więc zadowolił się tobą - zażartował, a ona spojrzała na niego rozbawiona. - Nie no, tak naprawdę jesteś piękna - powiedział niespodziewanie, wyrzucając patyczek do kosza. Ujął jej dłoń i poprowadził w stronę jakiejś uliczki za jedną z restauracji.

Zaskoczona Gryfonka prawie się przewróciła, potykając się o nierówny chodnik. Blondyn zaśmiał się z jej niezdarności i zatopił się w jej słodkich od waty ustach, jednocześnie łapiąc ją pod pupą i unosząc do góry. Usadził ją na kamiennym parapecie i stanął pomiędzy jej nogami, całując zachłannie jej soczyste usta. Ułożyła dłonie na jego gładkich policzkach, próbując złapać oddech. Gładził dłońmi jej uda, kiedy ona przeniosła swoją dłoń za jego szyję, mocniej go do siebie przyciskając. Blondyn przeniósł pocałunki na jej szyję i odsłonięty dekolt, gdzie po chwili pojawiła się gęsia skórka. Spojrzał na nią nienasycony, a wtedy zeskoczyła z parapetu i złożyła na jego ustach krótki pocałunek.

- Idziemy - zaśmiała się głośno, ciągnąc go za rękę w stronę głównej ulicy.

- Daleko jeszcze? - zapytał oburzony. - Nie chciałbym się za bardzo zmęczyć, żeby mieć siły na wieczór - powiedział, zarzucając rękę na jej ramiona.

- Ciekawe, co ty chcesz robić wieczorem - powiedziała, udając że nie wie, o co mu chodzi. - I nie, już niedaleko - dodała, wbijając się w tłum na głównej ulicy.

- Nie wiem, może poukładamy puzzle? - zażartował, ściskając jej pośladek, jednak szybko się uchyliła.

- Przestań - zaśmiała się.

- Puzzle nie? - zapytał rozczarowany, chociaż wiedział, że nie o to jej chodzi. - To może klocki? Czekaj, wiem, będziemy się po prostu bzykać aż do samego rana - mruknął do jej ucha, a ją przeszły ciarki po całym ciele.

- Jesteś taki bezwstydny - warknęła, udając obrażoną.

- Och, wybacz - zreflektował się. - Jesteś jedną z tych, która używa określenia kochać się?

Ta spojrzała na niego oburzona i nie odpowiedziała, a blondyn dźgnął ją w bok, by się rozchmurzyła. Zauważyła już rzekę, kiedy skręcili w inną ulicę. Przeszli przez długi most, dochodząc do zielonego pola, na którym spędzało czas wielu ludzi, cieszących się ładną pogodą. Pociągnęła go za sobą jak najbliżej brzegu i głęboko wdychała świeże powietrze. Objęła go mocniej, kiedy kroczyli wzdłuż rzeki, a on zostawił pocałunek gdzieś we włosach.

Czuła się tak bezpiecznie w jego ramionach. Nie chciała, by ją puszczał, a jeszcze bardziej przycisnął do siebie. Ten jakby to wyczuł, wzmocnił uścisk, oglądając przelewającą się przez szerokie koryto wodę.

- Kochałaś go? - zapytał nagle, sprawiając że na niego spojrzała.

- Kogo? - zdziwiła się.

- Weasleya - powiedział krótko, patrząc w jej oczy.

- Oczywiście, że tak - powiedziała cicho.

- Dlaczego? - zapytał znowu. Teraz to już kompletnie nie wiedziała, do czego zmierza.

- Po prostu - powiedziała cicho. - Był dla mnie wszystkim. Był czuły, sprawiał że się śmiałam, czułam się przy nim wyjątkowo, zasypiał ze mną i był zawsze przy mnie, kiedy się budziłam - wymieniała. - No i bardzo dużo razem przeszliśmy - dodała, wymownie na niego patrząc.

- To jest właśnie miłość, tak?

- Tak naprawdę kocha się za wszystko i za nic - szepnęła, stając w miejscu i patrząc na wodę.

- To co się stało? - zapytał, siadając na trawie i ciągnąc ją za rękę, by usiadła przed nim i oparła się o jego tors plecami.

- Musiałbyś jego zapytać - wzruszyła ramionami, układając głowę na jego brzuchu. - Myślałam, że wszystko jest w porządku, po czym przyłapałam go w łóżku z nią. Najgorsze, że my robimy to samo.

- Nie uważasz, że tak po prostu musiało być? - zapytał, delikatnie opierając brodę na czubku jej głowy. - Może oni byli sobie przeznaczeni?

- Draco, to nie jest wytłumaczenie na zdradę - prychnęła. - I jestem tak samo beznadziejna jak Luna.

Przymknął oczy i objął ją swoimi ramionami. Miał wrażenie, że jak wróci do Londynu i nie będzie mógł więcej tego zrobić, to po prostu jego życie straci sens. Jej osoba go po prostu zauroczyła. Nie wyobrażał sobie już w tym momencie zasypiać i budzić się przy kobiecie, której nie kocha. Wcześniej mu to nie przeszkadzało, ale teraz chciał by tą kobietą była ta, którą właśnie tuli do piersi. To było kompletnie niemożliwe, by poczuł coś do
niej w ciągu tych kilku dni, ale ona działała na niego tak, jak jeszcze nikt inny wcześniej. Wpakował się w kompletne gówno, bo dla niej była to pewnie tylko przygoda. Ale ona czuła dokładnie to samo co on. Może nie aż tak bardzo intensywnie, bo po nieszczęśliwej miłości miała do tego dystans, ale mimo wszystko chciałaby trwać w jego ramionach do końca życia. Mimo wszystkich lat spędzonych na obrażaniu się, był jedną z nielicznych osób, którym w tym momencie ufała.

- Jak miałem dziesięć lat miałem kota - powiedział, przerywając ciszę. - To była chyba jedyna istota poza moją matką i ojcem, którą kochałem - stwierdził, a ona zachichotała wyobrażając sobie małoletniego chłopca czule zajmującego się zwierzątkiem. Oparła głowę niżej, by unieść na niego spojrzenie. - Jednego dnia zapomniałem go nakarmić i uciekł gdzieś do ogrodu w poszukiwaniu jedzenia, ale później najprawdopodobniej opuścił granice i już go nigdy nie znalazłem. Płakałem za nim chyba z miesiąc, nie chcąc w ogóle wychodzić ze swojego pokoju i wtedy matka powiedziała mi, że jak się kogoś kocha, trzeba robić wszystko, by zatrzymać go przy sobie, że trzeba o niego dbać, zawsze być obecnym w jego życiu i nigdy nie zapomnieć, by pokazywać mu jak ważny jest w naszym życiu - powiedział, składając na jej ustach długi pocałunek.

- Nie sądziłam, że twoja matka jest taka mądra - zażartowała. - W końcu wyszła za Lucjusza Malfoya - wybuchła śmiechem, jednak w środku jej serce rozpłynęło się po jego krótkiej historii.

Zaśmiał się w jej włosy, okręcając ją do siebie i zaczął dźgać ją w żebra. Ta wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem i przewróciła się na bok, by przestał, jednak blondyn przycisnął ją do trawy, odgarniając z twarzy jej miękkie włosy.

Spojrzał w jej czekoladowe oczy, które wyrażały tyle emocji jednocześnie, że nie był w stanie nic z nich wyczytać. Czuł się przy niej tak swobodnie, że sam siebie nie poznawał.

- W szóstej klasie, kiedy spotykałaś się z tym idiotą, McLaggenem i chodziliście na te śmieszne spotkania do Slughorna, Blaise mi powiedział, że jesteś całkiem ładna - wyznał jej z uśmiechem. - Wiesz co wtedy zrobiłem? Wykrzyczałem mu w twarz, że już nie jest moim przyjacielem, bo prawdopodobnie kopyto centaura spotkało się z jego mózgiem - zaśmiał się. - Ciekawe co powie, gdy jednak przyznam mu rację po tych paru latach - dodał, całując każdy centymetr jej pięknej twarzy.

- W szóstej klasie mogłabym się umówić nawet z tobą, gdybyś tylko był w stanie uwolnić mnie od tego idioty, McLaggena - powiedziała, ujmując jego twarz w swoich dłoniach.

- Gdybym był mądrzejszy, umówiłbym się z tobą już w pierwszej - zażartował, patrząc w jej oczy. - Chociaż wtedy naprawdę wyglądałaś jak nastroszona miotła - dodał, całując ją w nos.

- Wiem - wyszczerzyła się. - Ale ty wcale nie wyglądałeś lepiej, Malfoy - zaśmiała się, przypominając sobie jego ulizane włosy.

- Błagam cię, Granger - oburzył się. - Parkinson świata poza mną nie widziała - wybuchnął śmiechem.

- Bo zgrywałeś niegrzecznego chłopca - stwierdziła Gryfonka, gryząc go w wargę. - Dziewczyny lubią takich.

- Ale nie ty - powiedział, czule jej się przyglądając.

- Nie ja - przyznała, kręcąc przecząco głową.

- Granger, co ty tu ze mną robisz? - zaśmiał się, wtulając twarz w jej szyję.

- Sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie - powiedziała w jego włosy. - Ale chyba masz rację, powinnam uciekać - stwierdziła, wyrywając się z jego objęć. Wstała szybko z trawy i zaczęła biec wzdłuż rzeki, śmiejąc się głośno.

Blondyn wstał rozbawiony i zaczął gonić ją najszybciej jak potrafił. Skubana była bardzo szybka, jednak on miał dłuższe nogi i bez problemu dogonił ją, kiedy akurat odwróciła się, by sprawdzić, gdzie jest. Pisnęła, kiedy objął ją i uniósł, wtulając się w jej piersi i obrócił ją kilkukrotnie wokół własnej osi.

Czuł się przy niej tak beztrosko, jakby miał 17 lat i dopiero skończył Hogwart. Całkowicie zapomniał o tym, że są tu po to, by pomóc złapać Potterowi dwóch bardzo niebezpiecznych ludzi.

- Postaw mnie - zawyła. - Kręci mi się w głowie - sapnęła, mocno zaciskając wokół niego ramiona.

Postawił ją na nogi, jednak wcale nie poluźnił uścisku. Uniósł jej podbródek dwoma palcami i pocałował czule jej usta.

- Jutro będzie po wszystkim - powiedział cicho, wdychając zapach jej włosów.

- Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona, patrząc na niego.

- Potter może ich zamknąć - powiedział i nie wyglądał wcale na szczęśliwego z tego powodu.

- Naprawdę? - ucieszyła się. - Już wszystko wiesz?

- Wiem, co planują - potwierdził. - To i tak nie wypali, więc nie ma na co czekać.

- Muszę do niego zadzwonić - powiedziała szybko, wyrywając mu się, jednak on nadal mocno ją trzymał.

- Nie teraz - szepnął.

- Draco - jęknęła, próbując wyciągnąć telefon z kieszeni.

- Proszę - powiedział cicho w jej włosy. - Daj mi się tobą nacieszyć - mruknął, całując jej ucho.

Uśmiechnęła się do siebie, ponownie wtulając się w jego tors. Poczuła na twarzy krople deszczu, który zaczął spadać z nieba, spojrzała więc w górę i przymknęła oczy. Jego usta spoczęły na jej, kiedy zaczął całować ją chciwie i tęsknie.

Deszcz coraz mocniej padał, mocząc ich włosy i ubrania, jednak kompletnie ich to nie interesowało. Byli pochłonięci sobą i dotykiem swoich ust. Cały park opustoszał, gdyż ludzie uciekali przed zimnym deszczem, zostali więc tylko oni, nie widząc nic i nikogo poza sobą. Miał ochotę wykrzyczeć, jak bardzo chciałby, by była jego i tylko jego już zawsze, ale wiedział, że to nie jest możliwe i nigdy nie będzie. Nigdy się na to nie zgodzi. Nie po wszystkim przez co musiała przez niego przejść. Odsunęła się od niego i szczerze uśmiechnęła.

- Wracajmy - powiedziała, mrużąc oczy przed deszczem.

Przytulił ją najmocniej jak potrafił i pocałował ostatni raz.

- Trzymaj się - ostrzegł, po czym teleportował się z nią pod sam hotel.

Zachwiała się, kiedy ją puścił, ale złapała jego ramię i się wyprostowała. Objął ją rozbawiony i weszli przez szklane drzwi do hotelu, by potem skierować się w stronę windy, która zatrzasnęła się za nimi.

- Od teraz będę miło wspominał mugolskie windy - skomentował, rzucając jej niegrzeczne spojrzenie.

- To ja chyba polubię deszcz - zaśmiała się, opierając głowę o jego ramię.

- Jesteś cudowna, wiesz o tym? - zapytał, przeczesując palcami jej mokre włosy. - Jak będziesz się z kimś wiązać, pomyśl nad tym dziesięć razy, żeby cię skurwiel nie zranił, jasne? - zarządził, wywołując u niej cichy śmiech.

- Nie chcę się z nikim wiązać - wzruszyła ramionami.

- Dlaczego? - zapytał, unosząc jej podbródek.

- Bo te szczęśliwe chwile nie są warte tego bólu, który rozdziera duszę, gdy nadchodzi koniec - stwierdziła obojętnie.

- Dlaczego miałby nadejść koniec? - zdziwił się.

- Bo zawsze nadchodzi - powiedziała cicho, wtulając się w niego.

Chciał jej udowodnić, że nie zawsze, ale wiedział, że nie mógł. Nie chciał jej robić nadziei, mając świadomość, że ich związek pewnie skończyłby się właśnie rozstaniem. Nie chciał jej ranić. Była na to zbyt cudowna. Kiedy drzwi windy się rozchyliły, przeszli przez korytarz, by dojść do swojego apartamentu. To był taki cudowny dzień, Draco miał wrażenie, że znają się całą wieczność, a nie kilka dni. Hermiona otworzyła drzwi, przykładając kartę do czytnika.

- Jutro spotkasz się jeszcze z nimi? - zapytała, zdejmując przemoczoną bluzkę.

- Tak, chcą obgadać plan - potwierdził, z uśmiechem ją obserwując. - Może na koniec dowiem się czegoś jeszcze. Bardzo możliwe, że będą umawiać spotkanie z pozostałą dwójką.

- Harry byłby w siódmym niebie, gdyby udało mu się złapać też Rowle'a i Traversa - ucieszyła się, rozpinając przemoczone spodnie.

- Pomóc ci? - zaśmiał się, ściągając swoją bluzkę.

- Tak przywarły do skóry, że mógłbyś nie dać rady - stwierdziła, siadając na kanapie, gdzie zaczęła
się siłować z materiałem.

- Nie chcę wracać do domu - powiedział nagle przerażony tą wizją. - Pierwszy raz czuję, że jestem we właściwym miejscu.

- Możecie się przeprowadzić z Astorią do Glasgow - wzruszyła ramionami, patrząc na niego nieśmiało.

Skinął głową, zdając sobie sprawę z tego, że ona naprawdę sądzi, że tak będzie lepiej. Nie chodziło mu o pierdolone Glasgow, tylko o nią. I on wcale kurwa nie sądził, że tak będzie lepiej. Skierował się do łazienki, by się wykapać, jednak stanął w połowie drogi i spojrzał na nią wyczekująco.

- Umyjesz mi plecy? - zapytał z uśmiechem.

- Z przyjemnością - zaśmiała się, po czym wstała z kanapy w samej bieliźnie, która również cała przesiąkła zimnym deszczem.

Przytulił ją od tyłu i przeprowadził przez drzwi, zostawiając na jej szyi kilka mokrych pocałunków. Odkręcił gorącą wodę, która wypełniała dużą wannę z hydromasażem. Odpiął jej stanik, całując z czułością ramiona i obsuwając powoli ramiączka. Tak bardzo do niego pasowała. Rozpływał się pod jej dotykiem, kiedy przejeżdżała dłonią po jego zarysowanych mięśniach. Zsunął jej majtki, z czułością całując każdy centymetr jej skóry, który właśnie dotykały.

Stała przed nim, wplątując palce w jego włosy i głaskała go delikatnie po głowie. Chciało jej się płakać. I tu już nie chodziło o Astorię, tylko o nią samą. Nie wiedziała, czy poradzi sobie bez niego po powrocie do domu, kiedy znowu zostanie sama. Uzależniła się od jego delikatnych dłoni, które z taką czułością błądziły po jej ciele. Wstał i niecierpliwie zaczął całował jej usta, pchając ją do ściany, do której mocno ją docisnął. Zaczęła rozpinać jego spodnie, po czym bezceremonialnie wsunęła dłoń w jego bokserki, zauważając jaki gotowy już na nią był. Masował jej ramiona, mrucząc groźnie w jej usta, a ona przeniosła ręce z powrotem za jego głowę, drapiąc go po niej.

Odsunęła się od niego i skierowała się do wanny, wchodząc do niej ostrożnie, kiedy on z zachwytem obserwował każdy jej ruch. Zsunął z siebie spodnie i bokserki, następnie to samo zrobił ze skarpetkami i dołączył do niej, a woda uniosła się jeszcze wyżej, kiedy się w niej zanurzył. Namoczył jej ramiona gąbką, którą umieścił uprzednio w wodzie, by nasiąkła gorącą wodą. Patrzyła na niego z uśmiechem na twarzy, kiedy nakładał na dłonie płyn i zaczął go spieniać, a później przełożył go na jej skórę, delikatnie ją przy tym masując. Zaczął od ramion, zjeżdżał w dół nich na przedramiona, by na końcu wymasować każdy jej palec, zostawiając przy tym powolny pocałunek na jej czole. Nałożył na dłonie więcej płynu i przeniósł je na piersi, brzuch, by na końcu umyć jej plecy.

- Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał, zostawiając na jej ustach szybki pocałunek.

Wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego szeroko.

- Nikt mnie wcześniej nie mył - zaśmiała się. - Zawsze potrafiłam poradzić sobie sama.

- Robię coś nie tak? - zaniepokoił się. Pokiwała przecząco głową.

- Wręcz przeciwnie - powiedziała, podnosząc się powoli, by spocząć na kolanach i teraz namoczyć jego ciało.

Robiła to powoli tak jak on wcześniej, zaczynajac od ramion, przedramion i umięśnionego brzucha. Zamknęła go w objęciu, kiedy myła gąbką jego plecy, a potem odłożyła ją i nałożyła na dłonie trochę płynu, by umyć powoli jego męskość, a wtedy on zacisnął jedną dłoń na jej udzie, szukając drugą dojścia do jej czułego miejsca między jej nogami. Masował ją tam powoli, jeszcze bardziej się podniecając, a ona myła go długo, doprowadzając do tego, że aż znieruchomiał.

- Poczekaj - sapnął, biorąc jej dłonie w swoje, bo wiedział, że jest już blisko.

- Dlaczego? - zdziwiła się, zbliżając swoje usta do jego.

Pokręcił przecząco głową i zaczął myć pospiesznie jej uda, stopy, a potem zrobił to ze sobą, by tylko jak najszybciej mógł się już z nią położyć na łóżku. Patrzyła na niego z rozbawieniem, kiedy z tego pośpiechu i gwałtownych ruchów wylewał wodę na płytki. Odkręciła wodę i opłukała swoje ciało, a później strumień skierowała na niego, spłukując nim spieniony żel do mycia. Wstał, podając jej obie ręce, by i ona się podniosła. Trzymał ją mocno, by się nie poślizgnęła, kiedy wychodziła na mokre kafelki. Wzięła ręcznik w dłoń i zaczęła wycierać całe swoje ciało i włosy, a on zrobił to samo ze swoim tylko dwa razy szybciej.

- Zliżę z ciebie tą wodę, jak nie zrobisz tego szybciej - mruknął żartobliwie, przytulając ją od tyłu.

- Jesteś strasznie niecierpliwy - pokręciła głową z dezaprobatą i chwyciła za różdżkę, rzucając niewerbalne zaklęcie na swoje włosy, które momentalnie osuszyły się i wyprostowały.

Uniósł ją na rękach i wyniósł z łazienki, stawiając ją przed samym łóżkiem, na które pchnął ją mocno, a ona aż pisnęła i wybuchła śmiechem, kiedy opadła głową na materac. Rozszerzyła nogi, kiedy zauważyła że się nad nią wspina, a on zaczął całować jej skórę od samych stóp, wewnętrzną stronę jej uda, kierując się w stronę jej kobiecości. Rękoma rozszerzył jej nogi, jak tylko mógł, boleśnie zaciskając palce na udach, by masować jej intymne miejsce językiem, kiedy ona przycisnęła do twarzy poduszkę, by choć trochę zagłuszyć jęki wydobywające się mimowolnie z jej gardła. Zacisnęła dłoń na białym prześcieradle, drugą szarpiąc go za jego jasne włosy. Przerwał, kiedy pociągnęła go do siebie, jednak nadal nie odrywał ust od jej skóry, całując jej brzuch z zamiarem zatrzymania się na piersiach, które po chwili masował dłońmi, całując natrętnie jej sutki, czasami je przygryzając.

W końcu doszedł do jej ust, w które wpił się tak namiętnie i zachłannie, że przymknęła oczy, oplatając go nogami i rękami. Wsunął rękę pod jej plecy przesuwając ją na łóżku i sam opadł na nie, przyciągając ją na siebie. Wspięła się na niego, a on z czułością gładził całe jej wygięte nad nim ciało, by po chwili znowu mogli się złączyć w jedność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro