Środa. Niegasnące pożądanie.
Właśnie transmutował swoje bokserki w kąpielówki, bo namówił Granger, żeby przeszli się na basen. To faktycznie przypominało bardziej wakacje niż jakąś bardzo ważną misję. Hermiona z rozbawieniem przyglądała się jego poczynaniom, jedząc kanapkę, którą sama dzisiaj zrobiła. Blondyn jeszcze spał, kiedy się obudziła, więc postanowiła odwdzięczyć mu się za te poprzednie śniadania i przyniosła mu pełnowartościowe kanapki z wędliną, jajkiem i pomidorem, kawę z mlekiem i maliny na deser. Sama przetransmutowała już swoją bieliznę w czarny strój kąpielowy i kończyła właśnie śniadanie. Blondyn od rana miał dosyć dobry humor, mimo tego, że wieczorem miała wrażenie, że coś jest nie tak. Nie domyślała się, że myślał przed spaniem o tym samym, co ona z wyłączeniem wyrzutów sumienia co do Astorii, bo takowych wcale nie posiadał.
- Pomożesz mi w końcu? - zapytał poirytowany, gdyż jego kąpielówki były dziurawe i nie potrafił z tym nic zrobić.
- Chyba marny z ciebie czarodziej, jeśli nie potrafisz zrobić tak prostej rzeczy - zaśmiała się i rzuciła zaklęcie na kąpielówki, które po chwili nie były już dziurawe, ale miały na sobie różowe serduszka.
- Zabawne, Granger, naprawdę - zaśmiał się blondyn i rzucił nimi w roześmianą dziewczynę.
Uchyliła się przed nimi i rzuciła ponownie zaklęcie, po którym zrobiły się całe czarne.
- Proszę - powiedziała, z politowaniem kręcąc głową. Uśmiechnął się szeroko, zgarniając je i poszedł do łazienki się przebrać.
Hermiona wykorzystując chwilę jego nieobecności, odłożyła kanapkę i szybko zaczęła się przebierać w swój strój kąpielowy, który składał się z zwykłych czarnych majtek i stanika. Naciągnęła spodnie na nogi i właśnie sięgała po bluzkę, kiedy blondyn wyszedł z łazienki z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie krępuj się - rzucił na luzie i usiadł się na kanapie, rozkładając ramiona na oparciu i nie spuszczając z niej wzroku. Założyła bluzkę na krótki rękaw i rzuciła mu obrażone spojrzenie. - Co? Jestem tylko facetem - wzruszył ramionami.
- Nie da się ukryć - powiedziała do siebie i wyciągnęła z torby świeży ręcznik. - Ja jestem gotowa - stwierdziła, wsuwając na stopy czarne, gumowe, sportowe klapki z białym logiem adidasa.
- Zadziwiające tempo, Granger - stwierdził, podnosząc się z kanapy. - Za długo nie posiedziałem.
- Nie powinieneś narzekać - warknęła, patrząc w jego stronę ponaglająco.
- Nie jestem do tego przyzwyczajony - skomentował.
Spojrzała na niego z politowaniem i wyszła na korytarz, przewieszając sobie ręcznik na ramieniu. Draco również zgarnął swój i wyszedł za nią. Nie sądził, że tak łatwo namówi Gryfonkę na basen. Oczywiście nie zależało mu zbytnio na jej obecności, ale przynajmniej będzie mógł bez skrępowania na nią popatrzeć, w dodatku w samym stroju kąpielowym. Uśmiechnął się złośliwie, ale tego nie zauważyła, bo szła kilka kroków przed nim.
- Tego mi brakowało w Hogwarcie - mruknął Draco, opierając się o lustro, kiedy wszedł za dziewczyną do windy. - Kilka razy Pokój Życzeń mi do tego posłużył.
- Zrobiłeś sobie z niego basen? - zdziwiła się Gryfonka rozbawiona.
- Oczywiście - powiedział od razu.
- Szkoda, że nie wykorzystywałeś go tylko do celów rekreacyjnych - warknęła, wciskając guzik na panelu.
- Granger, odwal się, staram się to odpokutować, jasne? - zapytał zrezygnowany. - Jestem tu z tobą, to niezwykłe poświęcenie.
- Ciekawe w takim razie za co ja płacę - powiedziała, kręcąc głową.
- Może Potter tak naprawdę cię nie lubi - zaśmiał się, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
Nie odpowiedziała już mu na te prowokujące zaczepki. Zjechali w ciszy na sam dół, gdzie znajdował się basen, sauna i siłownia. Przeszli przez szklane drzwi i ukazał im się ogromny basen wypełniony błękitną wodą. Z jednej strony był płytki, z dużą zjeżdżalnią dla najmłodszych, a z drugiej strony głęboki z kilkoma drabinkami przy brzegu.
- Teraz już raczej nie będziemy potrzebowali drugiego pokoju - powiedział Draco, rozkładając swój ręcznik na jednym z plastikowych leżaków, stojących koło basenu.
Hermiona spojrzała na niego, robiąc to samo. Zsunęła ze stóp klapki i rozbierała spodnie, kiedy blondyn bezczelnie się jej przyglądał.
- Tak myślisz? - zapytała, siadając na leżaku.
- Skoro Lestrange tu jest, wolałbym nie ryzykować, Granger - powiedział, ściągając bluzkę. - To raczej trudne do wyjaśnienia, dlaczego tak napalona na siebie para zamieszkuje osobne pokoje.
Hermiona odwróciła wzrok, by się nie zarumienić na widok jego idealnego pod każdym względem brzucha i słów, które wypowiedział.
- Chciałabym trochę od ciebie odpocząć - warknęła Hermiona, również ściągając bluzkę. - Na razie nie mam takiej możliwości.
- Staram się jak mogę, żeby jak najmniej zatruwać ci życie - powiedział, sprawdzając stopą temperaturę wody.
- Jasne - zaśmiała się, układając się na leżaku. - Przynajmniej sto razy dziennie słyszę jakieś komentarze na swój temat. W większości przypadków mam ochotę cię zdzielić po nich w twarz - dodała rozbawiona.
Miała idealną figurę. Pod każdym względem. Jej ciało wyglądało cholernie dobrze w tym czarnym, najzwyklejszym na świecie bikini. Gładka skóra była jasna, nieopalona jeszcze po zimie i mógł zauważyć kilka małych pieprzyków na nogach i ramionach.
- Chcesz usłyszeć jeszcze jeden? - zapytał, przyglądając się jej. Uniosła głowę, by spojrzeć mu w twarz.
- Myślę, że obejdzie...
- Jesteś cholernie seksowna - przerwał jej, wywołując u niej zaskoczenie i skrępowanie.
Sam był zdziwiony, że potrafił wymówić to na głos, ale była to najszczersza prawda. Była cholernie pociągająca, co go aż wkurwiało.
- Mógłbyś przestać się na mnie gapić? To trochę krępujące - przyznała, uciekając spojrzeniem.
- Teraz też masz ochotę zdzielić mnie w twarz? - zapytał rozbawiony, siadając na leżaku obok.
- Zdecydowanie - szepnęła, oglądając jakąś parę skaczącą do wody. - Nie jestem przyzwyczajona do tego, że rzucasz w moją stronę jakiekolwiek komplementy, Malfoy.
- To było jednorazowe - rzucił obojętnie. - Usłyszałaś to pierwszy i ostatni raz, następnym razem powiem, że przydałaby ci się jakaś sesja z trenerem personalnym, bo brzuch wylewa ci się ze spodni - dodał, na co ona spojrzała na niego rozbawiona.
- Nic mi się nie wylewa, Malfoy - powiedziała zaskoczona, ukazując zęby w szerokim uśmiechu.
- Wiem o tym - przyznał, kątem oka ją obserwując.
- Jesteś dziwny - powiedziała, przymykając oczy i ułożyła wyżej stopy, zginając nogi w kolanach.
- Po prostu lubię cię wkurwiać - rzucił na luzie. - A ty jesteś na to niezwykle podatna.
Czuła się skrępowana w jego towarzystwie, będąc jedynie w stroju kąpielowym. Zauważyła kątem oka, że wstaje z leżaka i staje na krawędzi basenu, by zaraz wskoczyć na główkę i wypłynąć parę metrów dalej. Włosy mu oklapły, jednak po chwili potrząsnął głową, by znowu ustawić je w nieładzie. Wyszedł z basenu, podciągając się o jego brzeg i stanął nad nią, pozwalając kapać zimnym kroplom wody na jej skórę. Otworzyła oczy i usta z zaskoczenia, kiedy poczuła jak przechodzą ją ciarki i podniosła się, stając na palcach.
- Pogięło cię?! - wrzasnęła. - Przecież ta woda jest lodowata - sapnęła, strzepując ją ze skóry.
- Zaraz będzie ci lepiej - uśmiechnął się złośliwie, chwytając ją szybko pod kolanami, nie dając jej szans się wyrwać i wrzucił do basenu.
Skrzyżował ręce na piersi i czekał, aż wypłynie na powierzchnie wody i zacznie się na niego wydzierać. Zrobiła to po kilku sekundach z dłońmi przyciśniętym do twarzy. Przetarła oczy i spojrzała na niego rozbawiona. Nie poznawał jej. To zdecydowanie źle.
- Nienawidzę cię - wysapała z uśmiechem na ustach. - Pożałujesz tego - dodała, podpływając do brzegu basenu, jednak uwiesiła się go i nie wychodziła.
Usiadł obok niej i spojrzał na nią zafascynowany. Co się z nim do cholery dzieje... Zabiję Pottera. Była taka słodka, kiedy oparła podbródek na kafelkach, wyciągając przed siebie ręce. Zsunął się do wody i zajął taką samą pozycję jak ona.
- Ciepło? - zapytał rozbawiony, a ona opryskała go wodą.
- Gorąco - zażartowała, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Jak wrócimy do Londynu wszystko wróci do normy, co nie? - zapytał, chcąc się upewnić. - Nadal będziesz drzeć na mnie ryja, jaki to jestem beznadziejny? - zapytał, bo prawdopodobnie sam tego chciał.
To co tu się odwalało zaczynało robić się niebezpieczne. Wybuchła śmiechem na jego słowa, przez co nie mógł przestać na nią patrzeć. Jej śmiech był rozkoszny. Podpłynął do niej i musnął jej skórę swoimi dłońmi. Spojrzała na niego zaskoczona i ponownie opryskała go wodą, mrużąc przy tym oczy.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała zszokowana, kiedy ujął jej twarz w swoich dłoniach. - On jest tutaj? - szepnęła przestraszona.
Ale on już jej nawet nie odpowiedział, tylko zatopił się w jej ustach i korzystając z okazji wsunął do nich swój język. Zaskoczona nie wiedziała, co ma o tym myśleć, ale ten pocałunek był tak delikatny i powolny, że nie mogła mu się oprzeć. Oddała go z podwójną mocą, na co on zamruczał z zadowolenia. To zdecydowanie nie była gra aktorska. Gra aktorka polega na tym, by całować się bez całowania, a to było pożeranie się bez możliwości złapania potrzebnego im powietrza. Woda w basenie wypychała ich w górę, przez co bez zastanowienia oplotła nogi wokół jego bioder. Było jej tak przyjemnie, kiedy poczuła jego dłonie na swoich plecach. Mimo tego, że woda chłodziła ich ciała, w środku cali się gotowali pod wpływem wzajemnego dotyku i smaku swoich ust. Przymknęła oczy, kiedy masował jej usta i podniebienie, czując jak się rozpływa. Była wspaniałą aktorką. Tyle, że przed sobą mogła się przyznać, jak bardzo pragnęła jego dotyku. Jemu tego powiedzieć nie mogła.
Odsunął się od niej niepewnie i położył dłoń na jej policzku, odgarniając mokre włosy za ucho. Hermiona rozejrzała się wokoło, szukając wzrokiem śmierciożercy, ale nigdzie go nie było.
- Gdzie on jest? - zapytała, odsuwając się od niego.
- Musiało mi się przewidzieć - odparł, również rozglądając się wokoło. - Wybacz - zaśmiał się, próbując się opanować.
Pożądanie rozdzierało jego duszę. Dlaczego ona? Odpłynął od niej, zostawiając ją w osłupieniu. Wypuściła z siebie powietrze, obserwując jak blondyn zbliża się do drugiego brzegu, po czym zawraca. Przewidziało mu się? Jaki problem trzeba mieć ze wzrokiem, żeby przewidziało mu się, że widzi Lestrange'a skoro nigdzie go tu nie było i żadnego mężczyzny choć trochę do niego podobnego? Zaczęła szczerze w to wątpić, obawiając się, że zrobił to specjalnie, co było dla niej kompletnie niewytłumaczalne. To nawet śmiesznie brzmi. Poza tym nie musieli się całować na jego oczach, by uwierzył w to, że jest jego kochanką. Podciągnęła się na powierzchnie i usiadła na brzegu, podpierając się z tyłu rękoma. Blondyn pływał z jednego końca basenu na drugi, a ją zostawił tu z bałaganem w głowie. Żebyś była lepszą kochanką niż wrogiem. Merlinie, muszę wracać. Lestrange był słabym pretekstem do takich zbliżeń. Nie była tu wcale potrzebna. Wstała z miejsca i skierowała się do leżaka. Wsunęła na stopy klapki i owinęła się ręcznikiem, biorąc w dłoń swoje rzeczy. Skierowała się do wyjścia nawet na niego nie patrząc i szła szybkim krokiem w kierunku windy. Kiedy zbliżała się do niej usłyszała za sobą kroki, ktoś ewidentnie biegł w jej stronę i modliła się, by to nie był on. Ale był. Zauważyła go w samych kąpielówkach, jak wbiegł w ostatniej chwili do windy. Woda skapywała z jego ciała i włosów. Wbiła wzrok w swoje stopy, błagając w duchu, by nie odzywał się do niej ani słowem.
- Co ci odbiło? - zapytał blondyn, unosząc palcami jej podbródek.
- Proszę cię, nie dotykaj mnie - warknęła, odsuwając się. - Wcale go tam nie było - powiedziała, patrząc mu w oczy. - I nic ci się nie przewidziało - warknęła.
- Skąd możesz to wiedzieć, Granger? - zapytał blondyn, stając znowu przed nią.
- Po prostu to wiem - szepnęła, uciekając wzrokiem.
- To może chciałem poćwiczyć? - zapytał zażenowany. Przełknęła głośno ślinę zupełnie zaskoczona jego zachowaniem.
- Sądzę, że improwizacja idzie nam całkiem dobrze - powiedziała cicho, spoglądając mu głęboko w oczy.
- Miałabyś coś przeciwko, gdybym chciał jednak znowu poćwiczyć? - zapytał jej na ucho, na co przymknęła oczy. Nie miałabym.
- Obawiam się, że tak - szepnęła rozemocjonowana, opierając się o lustro za nią.
- Zaryzykuję - powiedział ledwo słyszalnie, kładąc usta na jej szyi. - To tylko niewinny trening, mówiłaś, że aktorzy tak robią, prawda? - zapytał w jej szyję, a ją przeszły dreszcze i nie miała nawet siły wykrztusić z siebie słowa.
Trening. Przywarł do jej ciała tak dokładnie i wplątał wolną rękę w jej mokre włosy, drugą obejmując ją mocniej w talii. Co ja wyprawiam? Nie potrafiła się mu oprzeć, kiedy przeniósł usta na jej twarz, całując każdy centymetr jej twarzy, w końcu docierając do jej ust, które rozszerzył swoimi, wsuwając w nie swój ciepły język.
To tylko trening. Wcisnął niedbale przycisk na panelu, przez który winda się zatrzymała i zaczął całować ją coraz zachłanniej, tak jak nigdy nie całował Astorii. Ona coraz bardziej mu się oddawała, sapiąc mu w usta, kiedy masował dłońmi jej ciało, nie przerywając pocałunku. On ma narzeczoną. I to było to, właśnie tego było jej trzeba. Świadomości, że w tym momencie to ona jest tą złą. Ale to tylko gra. W tym momencie to nie była gra. To było prawdziwe. Całowała swojego wroga, a on całował ją. On ma narzeczoną. Odepchnęła go z premedytacją i zakryła twarz dłońmi, odwracając się do niego plecami.
- Co ty wyprawiasz, Malfoy? - zapytała bliska płaczu.
- Sprawdzałem cię - powiedział, podchodząc do niej.
Windę wypełnił odgłos plaśnięcia, kiedy jej dłoń spotkała się z jego bladym policzkiem. Na jego twarzy pojawiła się wściekłość pomieszana z rozbawieniem.
- Dobra, zasłużyłem - przyznał niechętnie, kładąc dłoń na pulsującym policzku. - Siebie też sprawdzałem - powiedział po chwili, a ona podniosła na niego wzrok.
- Jesteś chory - warknęła. - Masz narzeczoną.
- To o to ci chodzi, tak? - zapytał z uśmiechem. - O to, że mam narzeczoną? Narzeczoną, która nigdy nie kręciła mnie tak jak ty w tym momencie - powiedział szczerze.
- To nie ma znaczenia, Malfoy - syknęła wściekła. - To jest zdrada, a zdrada to największe gówno na tym świecie, wiem coś o tym.
- Nie kocham jej - wzruszył ramionami, nie widząc w tym wszystkim nic strasznego.
- Ale może ona kocha ciebie, co? Z resztą to nadal jest zdrada - warknęła zła na samą siebie. - To nie jest gra, Lestrange nas nie widzi i wmawianie sobie, że to jakaś gra jest zwykłym świństwem - dodała, wciskając przycisk.
- Mówiłem ci, że mamy wolny związek - powiedział, opierając się o lustro.
- Wracam do Londynu - powiedziała nagle, a jego oczy zmieniły wyraz na wyczuwalną nawet w powietrzu wściekłość.
- Nie możesz - warknął. Jak nie mogę? Muszę.
- Oczywiście, że mogę - syknęła. - Ostrzegałam cię, Malfoy. Jeden fałszywy ruch i...
- To wszystko przez ciebie, Granger - wyrzucił z siebie, waląc pięścią w lustro, które pękło i rozsypało się po podłodze.
Odskoczyła i spojrzała na niego zszokowana. Wyjęła różdżkę schowaną w rzeczach i i rzuciła zaklęcie, a wtedy wszystkie stłuczone kawałki podniosły się i powróciły na swoje miejsce.
- Uspokój się - powiedziała przestraszona.
- Przepraszam - powiedział szybko. - Przepraszam, już więcej cię nie dotknę, ale zostań - dodał przekonująco, wyciągając przed siebie dłonie. - Po powrocie do Londynu wszystko będzie jak dawniej, obiecuję - dodał, odsuwając się od niej jeszcze dalej.
Spojrzała na niego niepewnie. To jakiś koszmar, jak bardzo pragnęła tego mężczyzny w tym momencie, jego ust, dotyku. Ale on miał narzeczoną i nie mogła zapomnieć o tym, że to był Draco Malfoy. Nie chciała wyjeżdżać, ale z drugiej strony bała się, że jak zostanie wydarzy się coś więcej, czego nigdy by sobie nie wybaczyła, najbardziej ze względu na Astorię.
- Po powrocie do Londynu? - zapytała poruszona. - Malfoy, nie jesteśmy tu po to, żeby przeżyć niezapomnianą przygodę i wrócić, by mogło być jak dawniej - powiedziała zakłopotana, mając wrażenie, że właśnie o to mu chodzi. Blondyn wyczekiwał dalszej części jej wypowiedzi z niemniejszym zakłopotaniem niż ona, marszcząc przy tym czoło. - Już teraz będzie jak dawniej, nie pocałujesz mnie więcej - dodała dobitnie. - Nawet przy nim.
- Ma się rozumieć - odetchnął i wyszedł za nią z windy, która właśnie podjechała na ich piętro.
Zostawił na basenie wszystkie swoje rzeczy. Na szczęście różdżka została w apartamencie, więc gdzieś miał te spodnie i bluzkę. Musiał się powstrzymywać. Najgorsze, że nigdy nie czuł takiego pociągu do żadnej kobiety. Jej usta były jak magnes, ona cała była jak magnes. Żałował, że nie wymyślił niczego innego, kiedy zobaczył tu Rudolfa po raz pierwszy. Wtedy nic takiego by się nie odjebało. Pomyślał o narzeczonej. Oni naprawdę się nie kochali. Wątpił, by darzyła go jakimkolwiek uczuciem. Oświadczył się, bo nie wiedział, że kiedykolwiek jakaś inna kobieta zawróci mu w głowie. Nigdy nie miał dziewczyny, którą kochał. Nigdy nie był zakochany. Wszystkie jego związki to były przygody, o których zaraz zapominał. A ta cała akcja z Granger to była po prostu jedna z nich i jak wrócą do Londynu, znowu będzie między nimi jak dawniej. Wrócą do swojego dawnego życia, zapominając o tym co się tu wydarzyło. Hermiona natomiast nie myślała o niczym innym jak o jego zachowaniu. Nie wiedziała skąd zaszła w nim taka zmiana. Czuła się skrępowana, niezwykle skrępowana. Nienawidzili się i po prostu wstydziło ją to, co się wydarzyło. Jak mogła oddać ten pocałunek i pokazać mu tym samym, że działa na nią tak samo jak ona działa na niego? Miała ochotę się najebać i to ostro. Do nieprzytomności, by nie myśleć o nim w ten sposób już nigdy więcej. Blondyn wziął swoje rzeczy z torby i skierował się wprost do łazienki, żeby się przebrać. Ona nie czekała. Przebrała się w ciągu kilku sekund i wyszła z apartamentu, korzystając z jego nieobecności, by odpocząć od tego całego gówna. Czy to możliwe, żeby jeden udawany pocałunek zmienił wszystko? Przecież tak bardzo nienawidzi tego człowieka. Po wyjściu z hotelu szła ulicą wprost przed siebie, nie wiedząc do końca gdzie. Mijała setki, tysiące ludzi i nikt nie wyglądał na tak nieszczęśliwego jak ona w tym momencie. Była Luną. Nienawidziła Luny. Doszła do rzeki i zaczęła iść wzdłuż niej, dochodząc do jakiegoś parku. Jej włosy nadal były mokre, ale w ogóle w tym momencie nie przejmowała się tym, że może się przeziębić. Usiadła na trawie i spojrzała na płynącą wodę. Jacyś ludzie co chwilę przechodzili obok niej z pupilami na smyczach. Musiała poszukać jakiegoś baru albo pubu, żeby czegoś się napić. Co on miał w sobie, że nie umiała się opanować? To nie powinno być trudne, zważając na całą tą niechęć między nimi. Co w ogóle odbiło jemu, że tak bezceremonialnie ją całował? Zupełnie jakby nigdy nic się między nimi nie wydarzyło, a wydarzyło się przecież tak wiele. Brakowało jej Ginny, to z nią potrzebowała teraz porozmawiać, ale twarzą w twarz, a nie przez ten głupi telefon. Znalazła bar niedaleko hotelu, w którym się zatrzymała. Był pusty, w końcu była pora obiadowa, nikt normalny nie upija się w tych godzinach. Usiadła przy ladzie, wdając się w dyskusję z chłopakiem, który ją obsługiwał. Piła mugolską wódkę w tak zawrotnym tempie, że niedługo po tym zaczęła już seplenić jak rasowy alkoholik, a wtedy barman już miał opór, żeby podawać jej więcej, o co bardzo go prosiła. Zrezygnowana wybrała numer Ginny, bo musiała z nią mimo wszystko porozmawiać.
- Hermiona! - usłyszała uradowany głos przyjaciółki i szeroko się uśmiechnęła.
- Ginny, jestem pijana - sapnęła, kładąc głowę na blacie.
- Żartujesz? Co się stało? - zapytała zaniepokojona.
- Ten pan nie chce mi już dać więcej alkoholu - jęknęła, wskazując na barmana, jakby chciała pokazać Ginny, o kogo jej chodzi.
- Jaki pan? - zapytała ruda zestresowana. - Hermiono, co się do cholery stało?
- Uciekłam - wyjaśniła, śmiejąc się pod nosem. - Ale wrócę tam i pokażę mu, jak bardzo go nienawidzę - warknęła, przymykając oczy.
- Hermiono, co on ci zrobił?! - zapytała szybko i niezwykle głośno, przez co Gryfonka aż odsunęła telefon od ucha.
- Pocałował mnie - powiedziała, śmiejąc się przy tym nerwowo.
- Co? Słucham? - zapytała zaskoczona. - Harry, ten telefon chyba nie działa - usłyszała stłumiony głos, kiedy przyjaciółka odsunęła telefon od ust. - Hermiono? Co mówiłaś?
- Pocałował mnie, Ginny! - powtórzyła głośniej. - Trzy razy - dodała, przypominając sobie każdy z tych cudownych, ale mimo wszystko niechcianych pocałunków.
W holu. W basenie. W windzie.
- Jak to cię pocałował? Kto? Malfoy? - zapytała skołowana.
- Ginny, on jest taki... - przerwała, zastanawiając się nad tym głębiej. - Skomplikowany.
- Hermiono, otrzeźwiej w tej chwili i mów, co się stało! - krzyknęła, na co Gryfonka podniosła głowę.
- Ginny, to miała być gra - powiedziała powoli. - Zmyłka dla Lestrange'a - dodała po chwili, czując jak jej powieki robią się coraz cięższe. - Dzisiaj wszystko wymknęło się spod kontroli - pokręciła głową. - Wszystko. Pocałował mnie tak... Tak naprawdę. Astoria mnie zabije.
- Astoria nigdy się o tym nie dowie - syknęła Ginny. - Oprzytomnij natychmiast.
- Nie dam rady - jęknęła, znowu kładąc głowę na blacie.
- Mam nadzieję, że skopałaś mu dupę - powiedziała Ginny z nadzieją w głosie.
- Tak, dostał w twarz, oczywiście - przyznała jej, szybko kiwając głową. - Ale ja uwielbiam jego usta.
- Jesteś pijana - warknęła. - O Merlinie, nawet James sądzi, że zwariowałaś - dodała zaniepokojona, kiedy poczuła jak synek kopnął ją w brzuch. - Hermiono, do jasnej cholery, przecież ty go nienawidzisz.
- Wiem o tym - przyznała, wystukując na blacie jakiś rytm. - On mnie też, dlatego nie wiem, co się tu właśnie odpierdoliło.
- Gdzie ty w ogóle jesteś? - zapytała ruda niespokojnie.
- Nie wiem - wzruszyła ramionami, rozglądając się. - Chyba gdzieś niedaleko.
- Musisz wracać natychmiast - powiedziała Ginny niechętnie. - Tam przynajmniej będziesz z tym palantem, a jak zaraz zaśniesz gdzieś po drodze i cię zgwałcą albo porwą? - zaniepokoiła się, jak zwykle wyobrażając sobie najgorsze możliwe scenariusze.
- Ginny, uspokój się - zaśmiała się Hermiona. - Już pędzę do hotelu, prosto w jego ramiona - zakpiła.
- Proszę cię - szepnęła. - Nie chcę, żeby coś ci się stało, martwię się o ciebie - dodała błagalnie.
- Och, dobrze - wykrztusiła zrezygnowana, wstając powoli z miejsca. - Ile płacę? - zwróciła się do barmana, który wydrukował jej rachunek.
Uregulowała go i podziękowała mu, że nie podał jej więcej alkoholu, mimo tego, że w pewnym momencie zaczęła mu grozić, że go pozwie, ale nie wziął tego na poważnie. Gdyby nie jego upór prawdopodobnie nie miałaby siły wrócić do hotelu. Rozłączyła się z Ginny, która odwaliła jej monolog na temat nieodpowiedzialności i alkoholu, po czym wydarła się na nią, że ma dać znać jak wróci do hotelu, i wyszła z lokalu, starając się nie przewrócić. Doszła na miejsce niecałe 20 minut później, zasapana i zmęczona. Alkohol zawsze tak na nią działał. Kiedy weszła do windy, a ta ruszyła w górę, poczuła mdłości, ale udało jej się je opanować. Najgorszy zawód spotkał ją, kiedy doszła do apartamentu, który był pusty, bo pomimo wielu pukań w drzwi i wołań, nikt jej nie otworzył. Usiadła więc na podłodze i oparła się plecami o ścianę, czekając aż blondyn wróci. Nie miała już siły iść na dół i prosić recepcjonistkę o drugą kartę. Po chwili już jej nie było. Zasnęła z otwartymi ustami i podkulonymi nogami.
Blondyn w tym czasie niespokojnie biegał po hotelu, szukając Gryfonki, która zniknęła bez słowa. Jeszcze tego brakowało, by coś jej się stało z jego winy. Potter by go zabił i sam miałby wyrzuty sumienia do końca życia. Przeszukał bar, restaurację, każdą damską toaletę znajdującą się w tych miejscach i kilkukrotnie pytał recepcjonistki, czy jej nie widziała. Miał zamiar wychodzić z hotelu, kiedy kobieta krzyknęła za nim i oznajmiła mu, że przed chwilą pojawiła się w hotelu i nie wyglądała najlepiej. Pędem skierował się na górę i całe powietrze z niego zeszło, kiedy po wyjściu z windy zauważył ją skuloną pod drzwiami. Nie spała długo, obudziły ją szarpania, krzyki, ktoś uniósł ją i postawił na nogi, jednak wtedy znowu się zatoczyła.
- Gdzie ty kurwa byłaś?! - wrzasnął blondyn, łapiąc ją za ramiona, by nie upadła.
- Co cię to w ogóle interesuje? - zapytała sennie, kładąc dłonie na jego torsie, by go odepchnąć, jednak nie miała na to siły lub blondyn po prostu trzymał ją zbyt mocno.
- Kurwa, myślałem, że coś ci zrobił! - wrzasnął, obejmując ją mocno ramieniem, by drugą ręką mógł otworzyć drzwi.
- Kto? - zapytała zdziwiona.
- Lestrange, idotko! - jego głos rozniósł się po całym apartamencie, kiedy przeprowadził ją przez próg i zamknął za nimi drzwi.
- Dlaczego miałby mi coś zrobić? - nie rozumiała sensu tego, co do niej mówi. Usadził ją na kanapie i oparł się o blat.
- Może dlatego, że pożera cię wzrokiem i w dupie ma, że jesteś tu ze mną! - wrzasnął, kiedy ona ułożyła głowę na oparciu.
- Umiem o siebie zadbać, Malfoy - warknęła, mrużąc oczy.
- W takim stanie? Szczerze w to wątpię, Granger - syknął zdenerwowany.
- Musiałam się napić - wzruszyła ramionami.
- Chyba ostro napierdolić - wycedził.
- Jak wolisz - rzuciła obojętnie. - Chciałam o tym wszystkim zapomnieć - wysyczała, mrużąc oczy.
- Rozumiem - powiedział szybko ze zmarszczonymi czołem. - Ale mogłaś kurwa powiedzieć, że masz zamiar opuścić hotel!
- Dobra, nie warcz już tak i wyluzuj - powiedziała poirytowana. - Jestem tu cała i zdrowa, szczęśliwy? - zapytała, rozkładając ręce.
- Bardzo - zakpił. - Myślałem, że jesteś bardziej odpowiedzialna, Granger.
- Myślałam, że się nienawidzimy, Malfoy - warknęła, wbijając w niego swoje pijane spojrzenie. - Nienawiść nie obejmuje troski o swojego wroga, a przede wszystkim całowania go, kiedy ma się na to ochotę!
- Nie sądzisz, że nienawiść to trochę za duże słowo? - zapytał bez emocji.
- Od kiedy? - prychnęła. - Sądzę, że nienawiść to słowo, które opisywało naszą relację odkąd tylko nazwałeś mnie szlamą! - syknęła, nie kontrolując tego, że z jej oczu popłynęły łzy.
Odwróciła głowę w drugą stronę, kiedy poczuła, jak jej policzki robią się mokre. I tu już nie chodziło o tą całą nienawiść i to jak się traktowali przez te wszystkie lata. Chodziło bardziej o to, jaka bezsilna była chcąc go nienawidzić, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiąc. Draco stał zdezorientowany, nie wiedząc, co ma zrobić. Usiadł obok niej na kanapie i ostrożnie położył dłoń na jej ramieniu.
- Słuchaj, Granger - zaczął powoli. - Wiem, że jeszcze nigdy cię za to nie przeprosiłem i chciałbym zrobić to teraz - powiedział cicho, głaszcząc jej ramię. Wziął głęboki oddech i przymknął delikatnie oczy, by pewnie powiedzieć to, co chciał jej przekazać. - Przepraszam cię za to, że byłem takim aroganckim, zarozumiałym, zapatrzonym w ojca i jego poglądy kmiotem, bezczelnym idiotą, cynicznym kretynem, opryskliwym debilem, podłym i wulgarnym imbecylem - wymieniał, a Hermiona zaśmiała się delikatnie pod nosem. - Chcesz coś dodać? - zapytał jej również się uśmiechając.
- Nie, całkiem dobrze ci idzie obrażanie się - powiedziała, spoglądając na niego.
- No cóż, wiem jaki byłem i już taki nie jestem - powiedział, a Hermiona uniosła brew zaskoczona, a na jej twarzy błąkał się rozbawiony uśmiech. - No może trochę - zaśmiał się. - Zmieniłem się, kiedy... - zaczął, ale nie przemyślał do końca tego, co chciał powiedzieć.
- Kiedy co? - dopytywała się Hermiona.
- Nieważne - warknął, kręcąc głową.
- Kiedy zacząłeś być z Astorią, tak? - zapytała nieśmiało, a on kiwnął potwierdzająco głową. - Wiem o tym - przyznała niechętnie. Przez to zrobiło jej się jeszcze gorzej. To dzięki Astorii był lepszym człowiekiem, a ona się z nim bezczelnie całowała za jej plecami!
- No cóż, pobudziła we mnie pewne dobre strony i pomogła mi przyćmić te złe - wzruszył ramionami.
Czuła się podle. Ona była wspaniałą osobą, odmieniła go. Nie czuł wobec niej żadnej wdzięczności, że wyciągnęła go z tej czarnej dziury, w której się wcześniej znajdował? Jak mógł jej nie kochać? Wolny związek? Co to ma w ogóle być? Wstała z kanapy i chwiejnym krokiem skierowała się do łóżka, by na nie bezceremonialnie upaść i wtulić się w grubą kołdrę, którą umiejscowiła między nogami i i objęła ramionami. Leżała plecami do niego, mając ochotę zapaść się pod ziemię albo chociaż od razu zasnąć. Mimo wczesnej godziny, alkohol znowu ją usypiał.
- Dobranoc - zaśmiał się delikatnie. - Przyniosę ci coś do jedzenia, żebyś później mogła się najeść - dodał, jednak ta nawet nie drgnęła ani nie wypowiedziała żadnego słowa.
Znowu to samo. Jak wrogów może łączyć taka relacja? Przynosił jej śniadania, miał zamiar przynieść jej obiad... Współpracowali razem, martwił się o nią... To nie była nienawiść. Po spotkaniu się w Ministerstwie po tak długiej przerwie, automatycznie rzucali w siebie obraźliwymi epitetami, podważając swoje umiejętności i traktując się wzajemnie jak obrzydliwe robaki. To była ich wyuczona przez wszystkie szkolne lata reakcja na swoje osoby. Nigdy nie miała czasu zastanowić się nad tym, jakim jest przystojnym mężczyzną, jak bardzo pomógł Harry'emu, jak się zmienił po szkole, bo do niej wciąż zachowywał się tak samo i był wciąż tym samym człowiekiem, który omiótł sobie Pottera wokół palca, a później zadepcze go przy najbliższej możliwej okazji. Dopiero w Glasgow zauważyła, że on faktycznie jest po tej dobrej stronie i to wszystko dzięki Astorii, która namówiła go do tego, by pomógł Harry'emu wyłapać wszystkich śmierciożerców. I to był błąd, żeby tu przyjeżdżać. Zdecydowanie wolała go nienawidzić, co było o wiele prostsze. Przygoda w Glasgow nie była warta tego, by później do końca życia nienawidziła się za to, co zrobiła Astorii. Oczywiście, nie przyjaźniły się. To była tylko czysta znajomość, gdy poznały się bliżej, kiedy rozmawiały o planach Harry'ego i Dracona, gdy jego narzeczona wpadła do Ministerstwa kilka razy z wizytą, ale mimo wszystko sprawiała wrażenie bardzo do niego przywiązanej. Usłyszała jak wchodzi do pokoju, więc szybko zamknęła oczy zdziwiona, że jeszcze nie zasnęła, a on zdążył już wrócić. Usłyszała ciche zamykanie drzwi, dźwięk kładzionej na blacie tacy i klekot sztućców. Wzmagała się, by zasnąć. Obudziłaby się wtedy trochę trzeźwiejsza, bo nadal czuła jak wiruje, gdy leżała na tym łóżku bez ruchu. Poczuła jak materac ugina się pod jego ciężarem, kiedy usiadł powoli za nią. I wtedy wydarzyło się coś jeszcze, coś co znowu nie powinno mieć miejsca. Poczuła jego delikatny dotyk na swojej twarzy, kiedy odgarniał jej włosy, czule i powoli pieszcząc jej policzek. Z całej siły starała się, by nie drgnąć, a w jej głowie myśli znowu toczyły walkę na smierć i życie.
Była piękna. Piękna i bezbronna. Każdy mięsień napinał się i rozluźniał, kiedy powstrzymywał się, żeby nie położyć się obok niej i jej po prostu nie przytulić. Pokręcił głową z niedowierzaniem i wstał z łóżka, kierując się do wyjścia. Był skończonym idiotą, że zaczął myśleć o niej w inny sposób niż dotychczas. I jego samego dziwiło to, jakie było to silne, a wystarczył jeden, udawany z resztą pocałunek. Bez zastanowienia skierował się na drugie piętro i odszukał pokoju Lestrange'a. Musiał to jak najszybciej zakończyć, dowiedzieć się czego tylko mógł i go przymknąć, by móc wracać do Londynu i wrócić do Astorii, przy której być może te odczucia co do osoby Granger wyblakną i się rozpłyną. Sam wiedział jakie to absurdalne i najzwyczajniej w świecie chore. Oni mieli zapisane gdzieś w chmurach, by się nienawidzić i tak było dobrze. To było już normalne, bo od wielu lat to praktykowali, dlatego był roztrzęsiony, że coś takiego dzieje się w jego głowie i nie tylko, kiedy na nią patrzył lub dotykał. Zapukał w jedne z hotelowych drzwi i oparł się o futrynę, kiedy czekał aż ktoś mu otworzy. Po kilku chwilach zrobił to Rudolf z szerokim uśmiechem na twarzy.
- No proszę, nie spodziewałem się, że kiedykolwiek opuścisz tą ślicznotkę - zaśmiał się, gestem zapraszając go do środka.
Blondyn po przejściu przez próg poczuł odór alkoholu pomieszanego z potem. Pokój wyglądał strasznie, wszędzie walały się puste butelki po mugolskich trunkach i papierki po prezerwatywach.
- Daj spokój, pokłóciliśmy się - wzruszył ramionami i zajął miejsce na kanapie, na której było akurat trochę miejsca.
- O co? - zdziwił się Rudolf, wyszczerzając zęby w szerokim uśmiechu. - Wyglądaliście na takich, co się nie kłócą - zauważył, a blondyn zaśmiał się niechętnie. Faktycznie jesteśmy dobrymi aktorami.
- Sam nie wiem - przyznał Draco, kładąc jedną nogę na stole. - Chyba o Astorię.
- No stary, wiedziałeś na co się piszesz - powiedział Rudolf, podchodząc do lodówki, z której wyjął dwa schłodzone piwa. - Dobrze ci to zrobi - powiedział, wręczając mu jedną butelkę, którą wcześniej otworzył zaklęciem.
- Dzięki - szepnął blondyn i od razu pociągnął zdrowego łyka.
- Kobiety nie lubią być tymi drugimi - stwierdził Lestrange, siadając obok niego.
- Nie wiem, jeszcze nigdy nie byłem w takiej sytuacji - warknął, kręcąc głową. - Chyba oszalałem.
- No co ty? - zdziwił się śmierciożerca, rozkoszując się schłodzonym trunkiem. Blondyn wzruszył tylko ramionami. - Chociaż chyba też bym dla niej oszalał - zaśmiał się, przypominając sobie jej figurę. Draco spojrzał na niego poddenerwowany. Czy ona naprawdę była taka idealna? Jak wcześniej mógł tego nie zauważać?
- Dobra, nie gadajmy o niej - rzucił szybko, podpierając łokieć na oparciu. - W zasadzie przyszedłem tu po to, żeby przez chwilę o niej nie myśleć. Co u ciebie?
- Po staremu - wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę. - Tak sobie teraz żyję, ukrywając się przed Potterem i bandą jego walniętych aurorów - zaśmiał się gardłowo.
- Prawidłowo - wyszczerzył się blondyn, stukając o jego butelkę swoją. - Ale sam tu jesteś?
- Z Rookwoodem - wyjaśnił. - Jest w pokoju obok. Jakby co to jest teraz Tomem Collinsem - zaśmiał się.
- Tak, wiem, wiem, pamiętam, Philipe Morris i Tom Collins - powiedział Draco na luzie.
- Rowle ukrywa się gdzieś we Francji, a Travers chyba uciekł gdzieś do Ameryki Północnej - dodał po chwili, a na twarzy blondyna pojawił się delikatny uśmiech z powodu tego wyznania. Nie musiał nawet o nic pytać. - Musieliśmy się rozdzielić, żeby nie tak łatwo było nas znaleźć - wzruszył ramionami, zupełnie nieświadomy tego, że będzie to wykorzystane również przeciwko tej dwójce, Potter już o to zadba.
- Potter nie jest taki głupi na jakiego wygląda, musicie być ostrożni - powiedział Draco, chcąc potwierdzić swoją przynależność do nich. - Cały czas organizuje jakieś akcje, żeby was przymknąć.
- Jestem tego świadom - zaśmiał się Lestrange. - Nie będzie mu łatwo nas znaleźć i jestem pewny, że mu się to nie uda - wyszczerzył się, po czym wypił prawie całą zawartość butelki na raz.
- Planujecie jakieś akcje? - dopytywał blondyn, na co Lestrange spojrzał na niego podejrzanie.
- Nie mów, że chcesz się przyłączyć - powiedział poważnie. - Myślałem, że z tym skończyłeś skoro zostałeś w Londynie.
- Po części tak, Astoria nalegała - warknął Draco.
- Chyba nie do końca jednak przejmujesz się zdaniem Astorii - powiedział Lestrange i spojrzał
na niego wymownie. - Kiedy wesele? - zapytał, przez co blondyn spojrzał na niego spode łba.
- Jeszcze nie ustaliliśmy - oznajmił Draco zmieszany. - Prawdopodobnie w przyszłym roku, o ile nic się nie zmieni.
- Jedyne co może się zmienić to twoja partnerka życiowa - zauważył Lestrange, unosząc brew.
- O czym ty mówisz, pogięło cię? - zapytał blondyn, nerwowo się śmiejąc.
- Daj spokój, Draco - pokręcił głową i wstał z kanapy, kierując się w stronę balkonu. - Widziałem jak na nią patrzysz.
To tylko aktorstwo. Jestem dobrym aktorem. Wymagała tego sytuacja, w której się znajdowali.
- Niby jak? - zadrwił Draco. - To tylko zabawa, Rudolf.
- Oczywiście - uśmiechnął się, po czym zniknął za drzwiami balkonu.
Usłyszał pstryknięcie mugolskiej zapalniczki, więc stwierdził, że dołączy do niego i również zapali, by się po prostu trochę odstresować. To uczucie towarzyszyło mu praktycznie od początku ich pobytu w Glasgow. Wyciągnął papierosa z paczki, która leżała na parapecie i oparł się łokciami o barierkę, wyrzucając ręce za balkon, co chwilę się zaciągając.
- Nasza akcja nie obejmuje żadnych morderstw - zaczął Lestrange. - Ale w szczegóły wprowadzę cię jak będzie z nami Rookwood - wyjaśnił krótko z łobuzerskim uśmiechem, patrząc przed siebie na wysokie budynki, otaczające hotel.
- Nie ma sprawy, planujemy zostać tu jeszcze parę dni - powiedział, by nie wzbudzać w Rudolfie żadnych podejrzeń i go nie pospieszać.
Ten uśmiechnął się do niego delikatnie i ponownie zaciągnął się papierosem.
- Jak matka, trzyma się jakoś? - zapytał po chwili bez większych emocji. - Nasza akcja będzie dotyczyć właściwie tego, jak wyciągnąć twojego ojca z Azkabanu - rzucił, na co blondyn aż się skurczył.
W życiu nawet nie tknie palcem, by go stamtąd wyciągnąć, w końcu sam go tam wsadził, ale wiedział o tym tylko on, Potter i banda jego aurorów, Astoria i Granger, i oczywiście Rada Wizengamotu i Minister Magii. Nie zdążą go wyciągnąć ani nawet obmyślić planu, bo sami się tam zaraz znajdą. Z resztą on chyba nie myślał trzeźwo, Azkaban jest teraz pilnowany bardziej niż kiedykolwiek, nie ma możliwości ucieczki.
- Ciężko jej, ale nie daje tego po sobie poznać - powiedział Draco, wzruszając ramionami i doskonale kryjąc frustrację, która w nim narastała.
- To silna kobieta, jej siostra była taka sama, to chyba u nich rodzinne - zaśmiał się Lestrange, wyrzucając niedokończonego papierosa za barierkę.
Przesiedzieli jeszcze trochę czasu w swoim towarzystwie, ale blondyn niczego ciekawego się już nie dowiedział, jedynie o podbojach śmierciożercy, których średnio chciało mu się słuchać. Dowiedział się, że właśnie zaraz ma spotkać się z kolejną ofiarą jego nieudolnego flirtu. Obawiał się, że rzucał na nie jakieś zaklęcia, bo raczej żadna normalna kobieta nie poszłaby z nim od tak do łóżka, chyba że miała w głowie tylko jego pieniądze, którymi tak się chwalił.
- Dobra, Draco - powiedział w końcu, wstając z kanapy i odkładając pustą, trzecią już butelkę po piwie. - Idź się godzić z tą swoją Lavender, ja muszę się zbierać - dodał z uśmiechem gwałciciela.
- No jasne, przecież ona wydrapie mi oczy - mruknął niezadowolony. - Spotkamy się jutro?
- Pewnie, w końcu mam kompana do picia, bo Augustus codziennie znika gdzieś z jakąś panienką - zaśmiał się. - Może jutro albo pojutrze uda nam się pogadać, to wprowadzimy cię w nasz wstępny plan - wyszczerzył się. - W końcu tobie powinno najbardziej zależeć na wyciągnięciu ojca z więzienia, prawda? - zapytał, puszczając mu oczko.
- Taaak - powiedział szybko. - Chciałbym go w końcu zobaczyć, ale najbardziej chodzi o matkę - dodał przekonywująco.
Blondyn wstał niechętnie, bo w tym momencie nawet towarzystwo Rudolfa było lepsze niż Granger, która była na niego prawdopodobnie wściekła po tym wszystkim, co się wcześniej wydarzyło. Pożegnał się z nim jednak i wyszedł z pokoju, by po chwili znaleźć się w ich apartamencie. Nie spała już. To musiała być krótka drzemka. Właśnie siedziała przy stole, nogami opierając się o drugie krzesło i jadła powoli obiad, który wcześniej jej przyniósł. Uśmiechnęła się nieśmiało, widząc jego troskliwy wyraz twarzy.
- Dzięki za obiad - powiedziała w końcu, patrząc w talerz.
- Nie ma sprawy - szepnął do siebie, siadając na kanapie. - Lepiej ci już?
- Nieznacznie - wzruszyła ramionami, bawiąc się jedzeniem, które przesuwała widelcem z jednego końca talerza na drugi. - Gdzie byłeś? - spojrzała na niego.
- Widziałem się z Rudolfem - wyjaśnił, na co Hermiona poprawiła się na krześle. - Żebyśmy szybciej mogli wrócić do Londynu.
- I co? - zapytała szybko.
- Dowiedziałem się tylko, że Rowle ukrywa się we Francji, a Travers w Ameryce - wzruszył ramionami. - Żadnych szczegółów. Będą szykowali jakąś akcję, ale dowiem się o tym dopiero jak spotkamy się z Rookwoodem - dodał, wyciągając się na kanapie.
- Domyślasz się co to może być? - zapytała Hermiona poruszona.
- Nie mam pojęcia - pokiwał przecząco głową. - Znaczy wiem, że dotyczy mojego ojca. Chcą go wyciągnąć z Azkabanu, ale nie wiem, co planują.
- Przecież to niewykonalne - zdziwiła się Hermiona.
- Wiem o tym - zaśmiał się Draco. - No cóż, za dużo z niego nie wyciągnąłem - przyznał niechętnie.
- Chociaż coś zrobiłeś - powiedziała cicho Hermiona, wstając z krzesła. - Podczas gdy ja zachowałam się jak skończona idiotka - dodała niechętnie, siadając na skrawku kanapy, w miejscu gdzie trzymał nogi. - Przepraszam, nie powinnam się tak upijać i przede wszystkim znikać bez słowa - dodała, uśmiechając się nieśmiało. - Teraz gdy wszystko już sobie wyjaśniliśmy, będzie już chyba w porządku, co?
- W porządku? Co masz na myśli? - zapytał zaintrygowany, układając ręce pod głową.
- Och, Draco - jęknęła poirytowana. Na jego usta od razu wślizgnął się uśmiech, kiedy wypowiedziała jego imię i to w taki sposób.
- Co? - zapytał rozbawiony i zdziwiony jednocześnie.
- Nie utrudniaj - warknęła. Doskonale pamiętała na sobie jego dotyk, kiedy myślał, że spała. - Uzgodniliśmy, że po powrocie do Londynu wszystko będzie jak dawniej, że już teraz tak będzie.
- Ty to uzgodniłaś - powiedział od razu.
- Sam to powiedziałeś! - krzyknęła poirytowana, wskazując na niego dłonią.
- Bo tego wymagała sytuacja - wzruszył ramionami. - Chciałaś uciekać do Londynu.
- Och, przestań - jęknęła znowu, chowając twarz w dłoniach. - Zawsze jesteś taki skomplikowany?
- Właśnie sobie nie przypominam - powiedział dobitnie. - Powiedziałem też, że więcej cię nie dotknę - dodał, na co spojrzała na niego załamana. - Granger, nie możesz po prostu przyznać, że chcesz tego tak samo bardzo jak ja?
- Przestań, po prostu przestań! - zdenerwowała się, wstając z kanapy.
- Sprawdziłem cię - zaśmiał się. - Trochę ci zajęło zanim zdołałaś się ode mnie odkleić - powiedział, patrząc jak zakłopotana próbuje na niego nie patrzeć.
- I co z tego? Możemy już skończyć o tym rozmawiać? - wydukała, opierając się o blat.
- Takie to dla ciebie niekomfortowe? - zdziwił się.
- Oczywiście, że tak! - warknęła, unosząc spojrzenie. - Na chwilę straciłam głowę i teraz będziesz mi to wypominał do końca pobytu tutaj? Och, mogłabym pomarzyć, do końca życia!
- Taki już jestem, zapomniałaś? - zapytał, unosząc się na kanapie. - Straciłabyś ją za każdym kolejnym razem.
- Nieprawda! - jęknęła, chociaż obawiała się, że on ma całkowitą rację.
- Chcesz się przekonać? - zapytał niebezpiecznie, a ona ze strachem obserwowała jak wstaje z kanapy i zmierza w jej kierunku.
- Nawet nie próbuj! - zagroziła, wyjmując różdżkę i celując prosto w jego serce.
Na jego twarzy pojawił się rozbawiony wyraz, kiedy chwycił w dłoń za jej koniec, a ona nie była zdolna do rzucenia w niego jakiegokolwiek zaklęcia. Bezceremonialnie uniósł ją i posadził na blacie, nie robiąc nic innego poza spojrzeniem prosto w jej oczy, stojąc pomiędzy jej rozszerzonymi nogami.
- Czemu to robisz? - zapytała roztrzęsiona, kładąc ręce na jego szyi.
Przejechała po niej palcami z narastającym bólem w sercu. Tak bardzo chciała po prostu zanurzyć palce w jego włosach i skosztować ponownie jego ust. Była tylko kobietą, która również zasługiwała czasem na trochę czułości.
- Bo chcę - wzruszył ramionami. Cierpliwie czekał na jakiś jej ruch, a był przekonany, że ona zaraz nie wytrzyma. Patrzyła na niego z rosnącym wciąż pożądaniem, a on zatopił się w jej cudownym spojrzeniu. - No dalej, nie krępuj się - szepnął i miał wrażenie, że już była jego. Zacisnęła usta i przymknęła oczy z całych sił powstrzymując się, by się na niego nie rzucić.
- To niedorzeczne - powiedziała z zamkniętymi oczami, śmiejąc się nerwowo.
- No co ty nie powiesz? - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Odsuń się - powiedziała spokojnie. - Zanim otworzę oczy.
- Bo co? Co mi zrobisz? - zapytał rozbawiony. - Rzucisz się na mnie? Powiedziałem już, nie krępuj się.
Otworzyła oczy i widząc jego roześmianą twarz znowu poczuła wściekłość. Odepchnęła go z całej siły i zeskoczyła z blatu, podchodząc do niego z wciąż zaciśniętymi ustami.
- Nie waż się mnie więcej tknąć, Malfoy! - wysyczała, okładając pięściami jego twardy, umięśniony tors. - Nie będziesz traktował mnie jak jakąś pierdoloną odskocznię albo kolejny obiekt do zaliczenia! - wycedziła, patrząc mu prosto w oczy.
- Myślisz, że traktuję kobiety tak przedmiotowo? - zapytał zdziwiony, chwytając jej nadgarstki.
- Oczywiście - wybuchnęła śmiechem. - A potem wracasz do narzeczonej i patrzysz jej w oczy, ty ohydny kretynie!
- Nigdy nie zdradziłem Astorii - powiedział szczerze, a ona uspokoiła się nagle, jednak nie przerwała spojrzenia.
- To co niby znaczy ten wasz wolny związek? - warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Żartowałem, Granger - syknął, puszczając jej nadgarstki. Hermiona parsknęła i zakryła oczy dłonią, nie mogąc uwierzyć w to, jakim jest idiotą. - Bo myślisz, że tak dobrze mnie rozgryzłaś, bo chciałem sobie poflirtować z jakąś recepcjonistką - dodał rozbawiony. - Jakby mnie interesowały jakieś puste idiotki, cieszące się z nie wiadomo czego.
- Jasne - warknęła, odwracając się od niego. - Wszyscy jesteście tacy sami.
- Nie musisz nienawidzić wszystkich mężczyzn za to, co zrobił ci Weasley - warknął, na co ona spojrzała na niego przez ramię.
- Nie rozśmieszaj mnie - wycedziła. - Co by się stało, gdybym cię teraz pocałowała, co?
- Chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak to działa - wzruszył ramionami.
- Więc tak po prostu byś ją ze mną zdradził? - zapytała zszokowana.
- Tak na mnie działasz, Granger - warknął. - Zupełnie nie wiem, dlaczego. Jak pokażesz te swoje pazury to jesteś strasznie nieznośna.
- Nie wierzę - jęknęła. - Jesteś dokładnie taki sam jak on, Malfoy. I naprawdę szkoda mi Astorii, nie zasługujesz na nią.
- Możliwe - wzruszył ramionami. - Nie jesteś w stanie zmusić nikogo do miłości, Granger.
Nie wierzyła, że ta rozmowa przybrała tak niebezpieczny kierunek. Co tu się odpierdalało, że nagle rozmawia z Malfoyem o miłości?
- To po co wciąż z nią jesteś? Traktujesz ją jako koło ratunkowe, czekając aż w końcu się w kimś zakochasz? By wyrzucić ją wtedy jak jakąś niepotrzebną zabawkę?
- Nie sądzę, bym kiedykolwiek spotkał kogoś takiego, Granger - pokręcił głową i opadł na kanapę. - Nie jestem zdolny do miłości. Nie nauczono mnie tego.
Spojrzała na niego i nagle poczuła, że zrobiło jej się go żal. On był po prostu samotny. Otrząsnęła się z myśli, by przypomnieć sobie, że powinna go nienawidzić i w żadnym wypadku nie powinna czuć względem niego żadnego żalu.
- Malfoy, miłości nie da się nauczyć - powiedziała po dłuższej chwili. - To nie w porządku, ona pewnie ma nadzieję na to, że kiedyś ją pokochasz.
- Wiem - przyznał i spojrzał w jej oczy, które przeszywały go na wylot. - Naprawdę bardzo ją szanuję i wielokrotnie jej to powtarzam, ale ona ma świadomość, że może tego nigdy nie usłyszeć. Nie ode mnie. Powiedziałem jej kiedyś, że jeżeli na jej drodze pojawi się ktoś, kto będzie w stanie dać jej więcej niż ja, ma mi tylko powiedzieć, a zniknę z jej życia.
- Może ona nie chce nikogo innego - powiedziała powoli, siadając obok niego. - Malfoy, może nie dałam tego po sobie poznać - zaśmiała się. - Ale ja też zauważyłam, że się zmieniłeś - spojrzał na nią totalnie zdziwiony.
- No tego bym się po tobie nie spodziewał - wydukał, opierając nogi na stole.
- Super - powiedziała skrępowana. - Także wyjaśniliśmy sobie co nie co. Upominam raz jeszcze, byś się do mnie nie zbliżał - dodała, włączając telewizor, a on nie mógł powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.
- Nie odważę się już na pewno - powiedział, szturchając ją w ramię. - Błagam, tylko nie jakieś romanse - dodał, kiedy Hermiona zaczęła przełączać kanały.
Wręczyła mu więc pilot i pozwoliła wybrać jakiś film. Rozmowa z blondynem była dziwna, przez chwilę czuła jakby znali się od zawsze. Było to na tyle osobliwe, że chwilę przed tym istniała możliwość, że rzucą się na siebie bez opamiętania. Ten typ naprawdę ją pociągał. Gdyby nie Astoria zabawialiby się pewnie aktualnie na tym ogromnym łóżku w rogu pomieszczenia. Co było szalone. Kilka dni wcześniej wyśmiałaby osobę, która potrafiłaby przewidzieć tą przyszłość, sądząc że najzwyczajniej w świecie zwariowała. Blondyn przełączył na film, którego nie znała, a pasek na dole ekranu pokazywał tytuł Zakochana złośnica.
- Nic nie ma w tej mugolskiej telewizji - warknął blondyn, rzucając pilot na drugi koniec kanapy. - Masz te swoje romansidła - dodał, a ona się zaśmiała.
- Nie widziałam tego wcześniej - przyznała, ale rozsiadła się wygodniej na kanapie.
Jak się okazało, film był trochę krępujący, bo między dwójką głównych bohaterów panowała niechęć zanim zdążyli się w sobie zakochać. Blondyn oglądał film ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy, nie mogąc się powstrzymać od głupich komentarzy.
- Może przeniosę się do łóżka zanim znowu na tobie zasnę - powiedziała, zmieniając pozycję na kanapie.
- Nie przeszkadzałoby mi to - skomentował, na co obrzuciła go poirytowanym spojrzeniem.
- Nawet nie zaczynaj, Malfoy - odparła krótko i wstała z kanapy.
Wzięła piżamę, a raczej ciuchy które za nią służyły, i skierowała się do łazienki, żeby się przebrać. Nie chciało jej się nawet kąpać, wiec stwierdziła, że zrobi to rano. Spięła włosy w wysokiego koka z którego i tak pojedyncze włoski wypadały na jej twarz i się przebrała, po czym wróciła do pokoju, w którym blondyn cały czas oglądał film.
- Spodobała ci się mugolska telewizja, Malfoy? - zapytała rozbawiona, wspinając się na łóżko.
- Nie wypinaj na mnie tyłka, Granger - warknął, niechętnie odwracając wzrok.
- Odwal się - syknęła, chowając się pod kołdrą. - Dobranoc, życzę ci samych koszmarów.
- Dzięki, będę więc śnił o tobie - mruknął cicho, prawie do siebie. - W takim razie wzajemnie, Granger.
Poczekał aż film się skończy, zanim poszedł się wykąpać. Oczywiście miał szczęśliwe zakończenie. Wziął ciuchy z torby i kątem oka spojrzał na dziewczynę, która cicho spała. Dziewczynę przez którą do reszty mu odwaliło. Nie mógł uwierzyć w to, że go odepchnęła. Może dobrze się stało. Na pewno dobrze się stało. Jeszcze tego by brakowało, żeby przespał się z Granger, byłyby z tego same problemy. Nie mógł jednak nic poradzić na to, jak na niego działała. Jeszcze chodzi ubrana w tą swoją skąpą piżamkę, nie zdając sobie sprawy z tego, jak na niego działa. Chciał już wrócić do Londynu, żeby nie musieć jej oglądać, bo nie wiedział, czy znowu coś mu nie odbije. Gadała z sensem o jego związku z Astorią, ale on nigdy jej nic nie obiecywał. Wiedziała, co ich łączy do cholery. Z resztą ona też nigdy mu nie powiedziała, że go kocha. Po szybkiej kąpieli wyszedł z wanny i wrócił do pokoju, po czym rzucił się na kanapę. Chciał jak najszybciej zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro