Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25



/Pov.Nick/

Co się do cholery dzieje. Najpierw tracę mate teraz brata. I co ja mam zrobić. Wataha bez alfy się rozpadnie a z tym wszystkie wartości jakie wyznawaliśmy. Od czterech dni próbuję dodzwonić się do mojego brata Cloud'a, jednak wszystko idzie na marne. W tej sytuacji postanowiłem przejąć władzę w watasze. Nic innego mi nie pozostało. Nic prócz bólu w sercu po zaginięciu mojej małej mate. Może nam się na początku nie układało, jednak ja wierzę, że po pewnym czasie bylibyśmy szczęśliwym i zgranym duetem.

W czasie moich rozmyślań nawet nie zauważyłem, że do mojego biura wszedł jakiś omega.

-Beto, mamy złe wiadomości, musisz natychmiast udać się do południowej części lasu.

Bez zbędnych pytań wstaję, biorę kurtkę w dłoń i idę za dość młodym chłopakiem. Po drodze mijam innych członków mego stada jednak na ich twarzy widzę tylko żal i bezradność. Po pewnym czasie w lesie poczułem bardzo charakterystyczną woń, woń, którą nie można z niczym pomylić. Była to krew.

Gdy tyko spojrzałem w górę zobaczyłem mego brata, a raczej to co z niego zostało. Wisiał na wielkim krzyżu, zupełnie nagi. Jednak to nie był już mój brat a pusta skorupa. Skorupa z wieloma rysami. Mój były alfa miał obcięte uszy oraz wydłubane oczy. Wyglądał jakby każda jego kość została złamana, klatka piersiowa była rozcięta a każde z żeber wyrwane, zresztą tak jak jego płuca. Miał wyrwane wszystkie paznokcie i powykręcane palce, na rękach były ogromne blizny po oparzeniach. O dziwo nogi były w stanie nienaruszonym, czego nie można było powiedzieć o przyrodzeniu Cloud'a, właściwie nic nie można było o nim już powiedzieć, bo go już nie było.

-Ściągnijcie ciało, umyjcie i wyprawimy mu godny pochówek godny prawdziwego alfy.



/Pov. Alex/

Powoli otwierałam oczy, jednak musiałam zaraz je przymrużyć ze względu na nadmiar światła wpadającego do pokoju. Obok łóżka, na którym leżałam stały dwie osoby, Stephan i jakiś mężczyzna w bladoniebieskiej koszuli. Chyba nie zauważyli, że wstałam bo o czymś żywo dyskutowali. Ja jednak nie mogłam zrozumieć żadnego słowa przez wielki szum w uszach oraz niesamowity ból głowy. Podniosłam rękę do czoła i poczułam miękki opatrunek, który otaczał moje czoło.

-Stephan?

Mój były narzeczony natychmiast przerwał rozmowę i wręcz rzucił się do łóżka, na którym leżałam.

-Najdroższa, nic ci nie jest? Nie możesz mnie tak straszyć, prawie umarłem z obawy co ci się stało.

-Ja nic nie pamiętam. I kim jest ten mężczyzna?- spytałam. Stephan natychmiast mi odpowiedział.

-Jest to lekarz z mojej watahy, pomógł mi gdy znalazłem cię nieprzytomną w ogrodzie. Opatrzył cię.

-Straciłam przytomność? Matko, a co z dzieckiem, czy jemu nic nie jest?!- natychmiast zaczęłam obmacywać się po brzuchu, jednak mój były narzeczony natychmiast przytrzymał moje ręce.

-Nic dziecku nie dolega, jednak ty doznałaś wstrząsu mózgu i upadłaś na szklany stolik, który się rozbił i cię pokaleczył- powiedział brązowowłosy.

Przez chwile popatrzyłam na niego, próbując sobie cokolwiek przypomnieć. Na marne. Gdy już lekko doszłam do siebie spróbowałam wstać. Oczywiście musiał pomóc mi Stephan za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Czy on nie był przekochany? Żałuję, że to nie on jest moim mate tylko Nick. Swoją drogą ciekawe co u niego. Czy w ogóle mnie szukał, czy mu zależało? Gdyby tak było to już dawno by mnie znalazł. Nie potrzebuje tego cholernego Nick'a, teraz mam Stephana i on mi wystarcza. Przede wszystkim on mnie kocha i to jego szczeniaka noszę pod sercem, a on jest dla mnie najważniejszy.

Z czułością spojrzałam na mój brzuch, już za niecałe dwa miesiące będzie ze mną mój syn, wtedy już nigdy nie będę samotna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro