Rozdział 18
/Pov. Alex/
-Może pójdziesz się położyć? Jesteś zmęczona, siedzisz już tu kilkanaście godzin- spytał brunet stojący obok mnie, ale ja nie miałam zamiaru go posłuchać. Siedziałam już tu prawie piętnaście godzin i mogłam spędzić drugie tyle byle by być przy mojej przyjaciółce gdy się obudzi, jednak nic nie wskazywało na to by szybko się to stało.
-Chcę być przy niej, nie zostawię jej w takim momencie.
-Choć chociaż coś zjeść- przekonywał dalej.
-Nie rozumiesz, że nic nie chcę?! Idź sobie, to że jesteś moim mate nie oznacza, że muszę się ciebie słuchać!- nie wytrzymałam. Co on sobie myśli!
-Poza tym idź w końcu pracować, w końcu brat tobie powierzył sprawy stada pod jego nieobecność.
Nie usłyszałam już żadnej odpowiedzi, zamiast niej dostałam głośne trzaśnięcie drzwiami. Patrzyłam dalej na bladą twarz Niny i zastanawiałam się jak do tego doszło. Jak mogło się to stać i to tuż przed moim nosem. Myślałam, że przyjazd tu był dobrym rozwiązaniem, zamiast tego mam tu tylko ból, zranienie i bezradność.
Jednak bardziej współczułam przyjaciółce, w końcu to ona będzie mieć pamiątkę do końca życia. Praktycznie każde nasze zranienie goi się bardzo szybko i nie zostają ślady, jednak jest kilka substancji, które są wyjątkiem potwierdzającym tą regułę. Pazury i kły wilkołaka to na przykład dlatego zostaje ślad po oznaczeniu partnerki. Nina będzie mieć podłużne ciemne blizny na ramieniu, piersiach i części brzucha.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Przecież moja więź mate miała zapewnić trwały sojusz i naszą ochronę jednak na razie tylko na tym tracimy, już lepszą ofertę złożył mój były narzeczony Stephan. Może powinnam wraz z moim rodzinnym stadem wznowić z jego watahą kontakty?
Wszystkie te emocje spowodowały moją prawie natychmiastową przemianę. Wybiegłam szybko z lecznicy by nie zrobić jej większej krzywdy, mimo że obiecałam sobie zostać z nią do momentu, w którym otworzy swoje piękne duże brązowe oczy.
Szybko pokonywałam kolejne metry w mojej biało-rudej wilczej postaci. Postanowiłam skierować się w stronę lasu, który najbardziej mnie uspokaja, podobnie z resztą jak większość wilkołaków. Nie zwróciłam nawet uwagi na cienie innych wilków w oddali, uznałam że to mój godny pożałowania mate wysłał kogoś by mnie pilnował, i to był błąd. Po kilkudziesięciu minutach przekroczyłam już granice watahy Nick'a. Przystanęłam dopiero czując straszliwe pragnienie, miałem jednak szczęście i usłyszałam szum wody w pobliżu. Pobiegłam tam truchtem i zaczęłam łapczywie pić chłodną wodę.
Chwilę trwało zanim w pełni zaspokoiłam swoje pragnienie i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na osobnika płci męskiej, który stał nieopodal mnie skryty w cieni pobliskich drzew. Nie miałam jednak problemu by go rozpoznać, w końcu widziałam już go parokrotnie i zdawałam sobie sprawę, że i on wie kim jestem. Byłam jednak pewna, że nie skrzywdzi mnie. W końcu miał być do niedawna moim narzeczonym.
/Pov. Stephan/
W końcu. Po tylu długich i samotnych tygodniach znowu mogę ją ujrzeć. Jest piękna, zresztą jak zawsze. Kiedy miała pięć lat była urocza, gdy ukończyła dziesięć była słodka, gdy minęło kolejne pięć lat stała się piękną młodą kobietą, jednak teraz, gdy już ukończyła te przeklęte osiemnaście lat stała się prawdziwą kobietą gotową by połączyć się ze swym partnerem i urodzić mu szczeniaki. Ta piękna i seksowna kobieta stała zaledwie dwadzieścia metrów od mnie i patrzyła na mnie tymi swoimi sarnimi oczami. Jej wilczyca jak zwykle budziła mój niepohamowany zachwyt, duża białoruda wadera zbliżała się do mnie.
Miałem coraz lepszy humor.
Gdy była od mnie niecałe pięć metrów ściągnąłem z siebie moją czarną bluzę i rozłożyłem moje silne ramiona. Od razu zrozumiała o co chodzi. Po chwili wpadła w moje ramiona a ja nakryłem jej nagie ciało ciemnym materiałem.
Właśnie uświadomiłem sobie jedną ważną sprawę, kobieta mojego życia stała przed mną naga, sama i całkowicie ufna wobec mnie, jednak nie to teraz było najważniejsze. Ona była nieoznaczona.
Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej na tą myśl.
-Co ty tu robisz maleńka?- oczywiście wiedziałem o wszystkim. Ba ja to ukartowałem, jednak moja Alex nie musi o tym wiedzieć.
-Szkoda gadać, wszystko się sypie. Znalazłam mate, z którym nie mogę wytrzymać, musiałam zerwać nasze zaręczyny- na te słowa od razu się spiąłem, jednak najwyraźniej ona tego nie poczuła- ktoś zabił mojego brata a Nina została zaatakowana przez jakiegoś obcego wilka. Już nie wiem co mam robić- na szczęście ja wiedziałem.
-Choć, to nie miejsce na takie rozmowy. Dom mojej watahy znajduje się jakieś czterdzieści pięć minut drogi stąd a ja mam niedaleko zaparkowany samochód. Pojedziemy do mnie, odpoczniesz i wszystko na spokojnie mi opowiesz- a ja będę mógł podziwiać twoje piękno i przygotować idealny pokój dla ciebie.
/Pov. Cloud/
"Najgorszą torturą jest czekanie"
Czuje, mam już dość. W końcu ile można znieść?
Stróżka krwi spływa z mojego czoła, ramion i pleców.
Kolejna fala bólu zalewa moje ciało. Ale to dobrze.
To kara za moje grzechy. Za grzech, że żyje.
Słysze kolejny świst w powietrzu i już wiem co mnie czeka. Bat, nie wiem nawet jaki. Wszystko co wiem to to, że zaraz srebrne haczyki pozostawią kolejne blizny na moich poharatanych plecach.
Wiem też, że to mój koniec.
Słowa:807
Data:21.09.2018
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro