Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


/Pov. Alexa/

Biegłam dobrze znanym mi szlakiem, codziennie pokonywałam tą trasę. Jak to wilkołak uwielbiałam naturę, kochałam zapach spróchniałych drzew czy dźwięk małego potoku, który znajdował się pomiędzy dwiema małymi polanami. Często jedna z nich służyła za miejsce spotkań nastolatków. 

Jeszcze niedawno sama jednym z nich byłam, obecnie jednak jestem dwudziestodwuletnią córką alfy. Miało to swoje korzyści, dzięki temu niektórzy patrzyli na mnie z przymrużeniem oka. Jednak dużo częściej spotykałam się z negatywami, ograniczenia, stała kontrola nad tym co robię i z kim. Tak teraz o tym myśląc to tylko z jednym z braci miałam super kontakt, starszy brat za to patrzył na mnie jak na stałe utrapienie. Miał mnie za rozbrykaną małolatę, no i w sumie miał rację. Wraz z moją przyjaciółką Niną uwielbiałam próbować nowych rzeczy. Ciągle razem chodziłyśmy i było nas zawsze pełno, nie ważne gdzie się ktoś odwrócił, byłyśmy wszędzie. Czy było to irytujące? Dla innych na pewno. Jednak Ninę traktowałam jak siostrę, której nigdy nie miałam.

Obecnie jednak kierowałam się w stronę głównego domu watahy.  By do niego dotrzeć musiałam kierować się w stronę przeciwną do mojego domu rodzinnego, gdzie tylko mieszkam  ja i moi bracia oraz z partnerka jednego z nich.

Mój najstarszy brat, Dave został alfą w wieku trzydziestu lat zaraz po tym gdy moja matka Mary i ojciec John zmarli . Było to cztery lata temu. Mimo już dość zaawansowanego wieku Dave nie posiada partnerki, a tym bardziej przeznaczonej. Jednak wie on, że za niedługo będzie musiał wybrać jedną z wilczyc by mogli razem przewodzić stadu. W sumie dość dziwne, że jeszcze nikogo nie znalazł. Samotny alfa, przystojny brunet z zielonymi oczami to nie lada gratka w naszej społeczności. Domyślam się jednak iż zwleka z związaniem się po to by znaleźć jak najbardziej odpowiedzialną wilczycę do tego.

John Junior, obecnie dwudziestosześcioletni beta oraz najbardziej godna zaufania osoba jaką poznałam. JJ z kolei od dwóch lat jest w szczęśliwym związku z Roxanne Owens, z którą spodziewa się potomka. Osobiście przepadam za Roxi, mimo iż mój brat nie jest jej bratnią duszą to widać, że kocha go całą sobą.

No i ja, ta najmłodsza Alexa Hamiton, szalony i wolny duch na początku swojej drogi, w sumie nie wiem dokąd. Od moich szesnastych urodzin jestem zaręczona z alfą innego stada, Stephan Curis. Przystojny blondyn o niebieskich oczach i prawie dwa metry wzrostu czystego uroku. Mimo iż jest siedem lat starszy to od razu złapałam z nim dobry kontakt i wciąż mam o nim dobre zdanie chociaż jest trochę zbyt poważny.


By dostać się do głównego domu watahy musiałam przejść przez pole treningowe, zawsze znajdowało się na nim sporo członków mojego stada, jednak teraz było tu aż ich za dużo. Wszyscy krzątali się w pośpiechu jakby nic innego się nie liczyło. Starałam się przypomnieć sobie czy któryś z braci nie wspominał mi o jakimś połączeniu członków stada czy innej uroczystości. Nic jednak nie przychodziło mi do głowy.

Wciąż pod wilczą postacią weszłam przez otwarte drzwi kremowego domu i skierowałam się schodami na górę by dotrzeć do mojego pokoju w tym wielkim budynku. Nie każdy miał tu swoją sypialnię. Dom główny służył do funkcji socjalizacyjnych, była tu ogromna stołówka, sale gier z bilardem czy lotkami i tarczą do której się rzuca. Członkowie stada wschodniego mieli swoje własne domy na najbliższym terenie.

Wchodząc do pokoju zauważyłam już w nim Ninę Shapes. Moją drobną rówieśniczkę, o strasznie ciętym języku i ostrym charakterze. Nie zwracając uwagę na konwenanse przemieniłam się i naga podeszłam do szafy by coś na siebie zarzucić. Brunetka na chwilę spojrzała z nad telefonu i rzuciła bez chwili zawahania.

-Nie, te spodnie strasznie spłaszczają ci dupę- i jak gdyby nigdy nic wróciła wzrokiem do małego urządzenia w jej dłoniach. Nic więcej i nic mniej. To jedno zdanie było kwintesencją tego niskiego potworka.

Niespełna pięć minut później, ubrana w zwykłe jeansy i niebieską koszulkę, z Niną pod ręką poszukiwałam jednego z moich braci by wyjaśnił mi co się obecnie dzieje na dworze. Rozglądając się się po beżowym wnętrzu nie zauważyłam żadnego z tych duch tłumoków, więc skierowałam się na dwór.

-JJ!- w końcu. Zauważając brązową czuprynę mojego ulubionego brata szybko zbiegłam po niewielkich schodkach i doskoczyłam do tego stu dziewięćdziesięcio centymetrowego potwora.

-Co tam młoda? Przygotowana na przyjazd północnej watahy?- spytał przez śmiech. Przyjazd innej watahy sporo tłumaczył, szkoda jednak, że nikt wcześniej mnie nie poinformował, miałam jednak co do tego swoje teorie.

Jakby za sprawą magicznej różdżki zjawił się Dave. Próbował wyglądać na spokojnego, jednak za długo go znałam by się na to nabrać.

-Dobrze, że was widzę. Dziś jest bardzo waży dzień dla całego stada i oczekuje od was największej dyspozycyjności i zachowania z godnością- tą ostatnią część mówił jakby do mnie i może miał na to wpływ jego wzrok, który na mnie skierował. Dalej kontynuował:

-Ty John powitasz ze mną tu gości, a ty Alexo pójdziesz odebrać ich z granicy- od razu się zebrałam by zaprzeczyć, jednak jego warknięcie mnie powstrzymało- Jeśli chcesz zdążyć to radze ci się już zebrać siostrzyczko.

Chcąc, nie chcąc skierowałam swoje kroki w stronę lasu mamrocząc pod nosem jak bym to ja nie połamała mu jego nosa. Oddalając się usłyszałam z tyłu chichot tej zołzy. Wchodząc do lasu słuchałam śpiewu ptaków by się uspokoić. Idąc po mokrej ściółce rozkoszowałam się odgłosami natury a jednocześnie ubolewałam nad tym, że nie mogę się tym upajać w mojej wilczej postaci. Zawsze się zastanawiałam do czego nam bliżej, do ludzkiej, uporządkowanej strony czy nieprzewidywalnego wilka, w którego tak chętnie się zmieniamy. Osobiście uważam, że to drugie, w końcu podczas przemiany bardziej przypominamy prawdziwe wilki niż ludzi z nadmiernym owłosieniem i długimi szponami.

Nad podobnymi myślami minęła mi prawie półtorej godziny i byłam już prawie na miejscu. Poprzedni przewodnicy stada, do którego należałam uznali, że lepiej mieć główne siły bliżej granicy by w razie ataku skuteczniej można odeprzeć atak wrogich klanów. Jak dla mnie logiczne, tylko czemu to ja miałam iść ponad trzy godziny po dorosłych facetów, co sami nie trafią? Albo czemu jakieś omegi nie mogli ich odebrać? 

I jakby na moje życzenie, poczułam zmiany zapachów co oznaczało granicę. Teraz muszę tylko zaczekać na wyczekanych gości.

***********************************************

I w końcu! Miałam już dawno się za to zabrać jednak zawsze było coś innego na tapecie: czy to studia, praktyki czy zdrowie. Jednak mimo bardzo długiej przerwy wciąż dostaje komentarze kiedy nowy rozdział( za co bardzo dziękuje <3 komentarze bardzo mnie motywują) Kiedyś napisałam, że to moja pierwsza książka i na pewno będę ją poprawiać, były nawet pogłoski, że nigdy tego nie zrobię. Więc oficjalnie mówię, NIGDY właśnie nastąpiło :P  

Pewnie będą błędy, będę wdzięczna za wasze rady, jednak spójność książki zdecydowanie na tym zyska, co mam nadzieje poprawi jej odbiór. Książka na pewno będzie skończona, bo mam już całą fabułę, jednak najpierw będzie korekta, nad którą będę stale pracować.

Więc kiedy nowy rozdział? Pewnie nie prędko, kiedy następny poprawiony rozdział? Dziś już pierwszy, a w ciągu 2 dni kolejny.  Ten rozdział jeszcze zostanie stary, więc jeśli ktoś chce śmiało można przeczytać starą wersję, bo w kolejnych rozdziałach ona zniknie.

Dziękuje za czekanie na to wszystko, postaram się byście się nie zawiedli! ^^




Biegłam a krajobraz się zmieniał. Nie byłam już koło wielkiej polany czy jeziorka, które skradło moje serce. Teraz drzewa były coraz rzadsze a ja już widziałam pierwsze budynki. Szybko przemieniłam się i udałam pod drzewo przy którym zostawiłam plecak z ubraniami. Gdy byłam już ubrana poszłam przez plac treningowy. O dziwo wszędzie było pełno ludzi, którzy nie trenowali a przenosili różne rzeczy-stoły, krzesła czy jedzenie. Szybko skierowałam się do głównego domu by zapytać co się dzieje. Ledwo przeszłam przez drzwi a ujrzałam swoją przyjaciółkę Nine. Nina była śliczna a jej niecały 160 i drobna postura były bardzo mylne. Była niska ale, potrafiła dać w kość niejednej osobie. Jej oczy były brązowe tak samo jak włosy do pasa, których bardzo jej zazdrościłam. 

-Wiesz co tu się dzieję? Czemu wszyscy są tacy zabiegani?-skierowałam swoje kroki w stronę schodów by dojść do swojego pokoju. Wiedziałam że za mną idzie i jednocześnie niesie jakieś owoce.

-Podobno jakaś wataha z innego stada przyjeżdża by świętować sojusz, który trwa już 10 lat i jednoczy 5 stanów razem- powiedziała spokojnie siadając na moim dużym dwuosobowym łóżku.- Mają się zjawić dziś wieczorem i zostać na trzy dni.

-To dlaczego ja dopiero teraz się dowiaduję?- zapytałam.

-Ponieważ zamiast uważać na lekcji to ty wolisz mazać coś w zeszycie. Dodatkowo od kilku godzin byłaś w lesie, nie dziw się więc, że nic nie wiesz. Nie licząc tego twoi rodzice są wściekli, że się spóźniłaś, miałaś być 2 godziny temu!

-Już nie przesadzaj, wezmę zaraz prysznic i przebiorę się w jakieś ciuchy. Za jakieś 30 minut zejdę i pogadam z rodzicami.

-Naprawdę ja kiedyś z tobą zwariuję-po tych słowach Nina wyszła z pokoju a ja wzięłam jakąś szarą podkoszulkę oraz czarne szorty i skierowałam się do łazienki.

Była ona całkiem duża, w kolorach beżu i szarości. W rogu, na przeciwko drzwi stał prysznic a koło niego zlew z szafkami.  Toaleta była po drugiej stronie łazienki razem z koszem na brudne pranie. Nie zwracając uwagi na nic zrzucam z siebie ubranie i idę pod prysznic, zajmuje mi on około 10 minut i wychodzę na zimną posadzkę bu później okryć się ręcznikiem, wysuszyć i założyć ubrania. Włosy były nadal mokre więc związałam je w warkocza i wyszłam z pokoju.  3 pokoje dalej było biuro mojego ojca. Zapukałam i weszłam gdy usłyszałam odpowiedz.

-Gdzie byłaś-zapytał alfa a jego zielone oczy patrzyły na mnie ze zdenerwowaniem

-W lesie.

-Mam już dość twojego zachowania! Ciągle się spóźniasz i nikogo nie słuchasz a nie tak cię wychowaliśmy. Jesteś betą, nie możesz się zachowywać jak dziecko. W przyszłości zostaniesz luną o ile Stephan się nie rozmyśli i nie znajdzie sobie odpowiedzialnej partnerki-jego słowa zabolały. Stephan nie był moją bratnią duszą ale, w pewnym sensie był dla mnie ważny, znam go od 3 lat i od jakiś 10 wiedziałam, że będę jego partnerką. To miał być sojusz pomiędzy kolejnymi stanami.

-Przepraszam to się już więcej nie powtórzy-rzekłam ze spuszczoną głową.

-Mam nadzieję, nasi goście będą za 2 godziny. Ty ich odbierzesz gości z wschodniej granicy, zanim to się stanie będziesz patrolować teren, a teraz możesz wyjść.

/ 1,5h później/

Przystanęłam koło jeziorka by napić się wody i chwilę odpocząć, jednak 1,5 godziny biegania bez przerwy to dużo. Podeszłam do jeziora i zobaczyłam swoje odbicie. Byłam całkiem dużą wilczycą bo miałam aż 180 cm a największe wandery osiągały 194cm. Oczy miałam w kolorze czekolady mlecznej. Z kolei futro białe choć miejscowo przechodziło w rudawe odcienie. Gdy piłam tak wodę poczułam nieznane zapachy a po chwili wyszły nieznane mi wilki.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro