rozdział trzeci
Error rozglądał się po AU, które zamierzał zniszczyć. Nikogo w nim nie było. Cicho westchnął. Znowu trafił na jedno z TYCH AU. Nienawidził ich całym sobą.
-Chcesz mnie zabić?- Error usłyszał za sobą cichy głos.
Odwrócił się. Za nim stał Sans z tego AU. W ręku trzymał nóż, a z oczodołów wypływała mu czarna substancja. Jego dusza miała kształt celu.
-chcesz mnie powstrzymać?- zapytał Error.
Szkielet z nożem pokręcił głową.
-ja chcę to wszystko zakończyć. Całe to szaleństwo. Zabiłem wszystkich i tkwię tutaj sam. A...nie mam odwagi, by sam to zakończyć. Więc zrób to szybko.
Error nie wiedział, co zrobić. Widział w tym szkielecie samego siebie. Osobę, której życie nie oszczędzało. Osobę wyklętą przez resztę multiversum. A w końcu osobę, która chce wszystko zakończyć, ale sama nie ma odwagi tego zrobić.
Nie potrafił go zabić. Kolejny szkielet, którego oszczędzi, któremu każe żyć w takim świecie, mimo, iż śmierć jest dla niego wybawieniem. Nienawidził się za to, że nie potrafił im pomóc ani ich zabić...chociaż w tych przypadkach te dwie rzeczy są sobie równe.
-dlaczego Ink do tego dopuścił...- powiedział cicho Error- przecież miał chronić AU...
Error nienawidził tych wszystkich wiecznie szczęśliwych światów i niszczył je z dziką satysfakcją. Czuł, że w ten sposób wyrównuje pewną niesprawiedliwość. Ale nie potrafił zabić kogoś, w kim widział samego siebie.
-Kto to Ink?- zapytał szkielet.
Error westchnął.
-jestem Error- powiedział Error.
-a ja Killer- odparł szkielet.
*****
-więc mówisz, że są inni tacy jak my?- zapytał Killer.
Error skinął głową.
-znam szkielet o imieniu Dust. Jest taki jak my. Inny. Ink na to wszystko pozwala. Reszta multiversum jest ślepa i uwielbia go, bo chroni ich przed nami. Innymi, tymi, co zabijają i niszczą. Złem, mordercami. A to, że jesteśmy jacy jesteśmy jest jego winą.
Killer spojrzał na Errora.
-a ty niszczysz Au, których mieszkańcy uwielbiają Inka. Nie myślałeś o tym, by to zmienić? By pomóc tym, którym Ink nie pomoże?
-uważasz, że powinienem przestać niszczyć i pomóc takim jak my?- zapytał Error.
-uważam, że należy pomóc tam, gdzie dzieje się źle, zanim ktoś jeszcze stanie się taki jak my- odparł Killer.
Error zamyślił się. To miało sens. Ink zawiódł jako obrońca, a on jako niszczyciel nie potrafił zabić osób, w których widział siebie. I może... w końcu zdobyłby przyjaciół? Co prawda często rozmawiał z osobami takimi jak on, ale przyjaźnią tego jeszcze nie można było nazwać. Jednak wiedział, że nie nadaje się do tego. On potrafił tylko niszczyć. Nie potrafił pomóc. Pokręcił głową.
-nie dam rady im pomóc. Potrafię tylko niszczyć.- rzekł Error.
Killer zaśmiał się. Error spojrzał na niego zaskoczony. W tej chwili Killer nie wyglądał jak morderca czy osoba doświadczona przez los. Wyglądał jak każda normalna osoba. Uderzyło go, że twarz Killera mogła się w jednej chwili tak bardzo zmienić.
Killer z kolei czuł się o wiele lepiej po tym, jak w końcu z kimś normalnie porozmawiał. Było mu lżej na duszy. I bawiły go słowa Erorra, kiedy ten powiedział, że nie da rady pomóc. Już bardzo pomógł, po prostu będąc i rozmawiając. Zapewne pomógł już wielu osobom, nawet o tym nie wiedząc.
-co cię tak bawi?- zapytał Error.
-ty- odparł Killer- uważasz, że nie potrafisz pomagać. A mi już bardzo pomogłeś. Nawet nie wiesz, ile szczęścia i spokoju daje zwykła rozmowa. Zapewne pomogłeś już wielu osobom, nawet o tym nie wiedząc.
-naprawdę?- zapytał Error, a Killer kiwnął głową- czyli potrafię nie tylko niszczyć...
Error uśmiechnął się. Może nie musiał być tylko niszczycielem AU? Może potrafił robić coś innego?
-mam pewien pomysł- powiedział Error. Pomożesz mi?
*****
Nightmare otworzył oczy. Spróbował unieść głowę, jednak natychmiast przeżyła ją błyskawica bólu, więc zrezygnował z tego. Pod policzkiem czuł chłodną trawę. Poruszył dłonią i poczuł, że trawa jest mokra od rosy. Czyli musiał leżeć nieprzytomny kilka godzin. Znowu spróbował unieść głowę, tym razem obyło się bez bólu. Usiadł i spojrzał na jabłoń. To, co zobaczył sprawiło, że zakręciło mu się w głowie. Krzyknął i uderzył pięściami w ziemię. Nie, to nie mogło być prawdą. To niemożliwe.
Wstał i podszedł do drzewa. Obejrzał je dokładnie z każdej strony. W oczodołach zebrały mu się łzy. Oparł czoło o chłodną, wilgotną korę.
-przepraszam mamo- szepnął Nightmare- zawiodłem... miałem cię chronić, miałem chronić jabłek, ale nie dałem rady...dałem się głupio podejść od tyłu... Już tego nie naprawię, już jest za późno... przepraszam...
Usiadł, opierając się o pień drzewa, schował głowę między kolanami i zapłakał. Czuł, że zawiódł. Nie wypełnił powierzonego mu zadania. Bał się, co się teraz stanie. Co będzie, gdy mieszkańcy Dreamtale zobaczą, co się stało? Na pewno stwierdzą, że to jego wina. Bo zawsze, gdy działo się coś złego, to była jego wina. Raz ktoś nawet stwierdził, że to wina Nightmare'a, iż mu nie wyrosły marchewki w ogródku.
Musiał stąd uciekać. Gdy mieszkańcy wioski zobaczą, co stało się z drzewem, zabiją go. Albo będą go torturować, dopuki nie umrze.
Zamknął oczy i uspokoił oddech. Jeszcze nigdy się nie teleportował, nie mówiąc już o przenoszeniu się pomiędzy światami. Sięgnął magią poza granice swojego świata. Wyczuwał mnóstwo negatywnych emocji. Te silniejsze mocniej go przyciągały. Otworzył oczy. Wstał, przeszedł kilka kroków i odwrócił się, patrząc po raz ostatni na jabłoń, całkowicie ogołoconą z jabłek.
-żegnaj, mamo- powiedział Night- i jeszcze raz przepraszam...
Zamknął oczy, skupił się na intensywnych, negatywnych emocjach, które wyczuwał niedaleko swojego AU, po czym pozwolił im się przyciągnąć.
*****
Przewrócił się i poczuł pod palcami coś zimnego i mokrego. Otworzył oczy. Wszytko wokół pokryte pyłu dziwnym, białym puchem. Pierwszy raz widział coś takiego. A drzewa wokół wcale nie miały liści. Czy je też okradziono, jak jego mamę? Tylko dlaczego ktoś miałby zabierać liście, a nie owoce? Czy te drzewa miały magiczne liście i dlatego ktoś je wszystkie zabrał?
Rozejrzał się i dojrzał za drzewami szkielet. Uśmiechnął się, w końcu pozna kogoś, kto nie zakłada z góry, że jest zły.
-hej!- krzyknął Nightmare, biegnąc z uśmiechem w stronę szkieleta.
Szkielet odwrócił się w jego stronę. Nightmare zobaczył, że świeci mu się jedno oko, a w czaszce ma dziurę. Potknął się i wylądował twarzą w śniegu.
To uratowało mu życie. W miejscu, gdzie przed chwilą była jego głowa przeleciała siekiera i wbiła się w drzewo.
-widzę, że tym razem obiad sam do mnie przyszedł- powiedział szkielet.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro