rozdział drugi
Ink siedział w Doddle Sphere i patrzył na AU, które miał chronić. Z biegiem lat rola Obrońcy AU coraz mniej go satysfakcjowała. Światy coraz mniej dla niego znaczyły.
To była już rutyna. Error niszczył, on walczył z Errorem. Raz on pokonał Errora, raz AU zostało zniszczone...
Westchnął, po czym zdjął swój pasek z fiolkami z farbą i zważył go w dłoniach. Przeleciał wzrokiem po farbkach. Chciałby móc odczuwać emocje bez nich. Prawdziwe emocje. Chciał wiedzieć, co to znaczy naprawdę kochać, naprawdę się czymś przejmować, bać się, smucić...
Chciał być prawdziwą, czującą istotą, a nie tylko pustą skorupą, zaprogramowaną na ochronę AU.
Podniósł wzrok i spojrzał na światy, które miał chronić. Dlaczego w ogóle to robił? Nie znaczyły dla niego nic. Zwykłe kartki papieru zawieszone w pustce, nic więcej. Nie obchodziły go te wszystkie istoty żyjące w tych kartkach. Wszystkie były tylko mignięciem w jego długim życiu jako strażnika AU. Przyjaźń z tamtymi istotami też nie miała sensu. Za każdym razem, gdy nawiąże z kimś znajomość przychodzi człowiek, robi reset i znajomość trzeba zaczynać od nowa. Znudziło go już ciągłe zaczynanie znajomości od początku. To nie miało sensu.
Nagle jego wzrok zatrzymał się na Dreamtale. W głowie Inka zrodził się pewien pomysł. Uśmiechnął się lekko. To powinno zadziałać.
*****
Nightmare rozejrzał się. Bał się o brata. Nie widział go od kiedy ten odszedł, przekazując mu rolę Strażnika Pozytywnych Emocji. Nightmare obawiał się, że odszedł na dobre. Przeniósł się gdzieś, do jednego z innych światów...
Cicho westchnął. Czyli Dream jednak nie żartował i raczej już nie wróci, by wszystko odkręcić. Teraz to on, Nightmare, musiał zostać Strażnikiem Pozytywnych Emocji. Było to coś, o czym marzył od dawna, nieraz przed snem zastanawiał się, jak by to było być swoim bratem, wyobrażał sobie, że to on jest na miejscu Dreama....ale nigdy nie chciał, by stało się to kosztem jego brata. Chciał, by obaj byli szczęśliwi. Ale to widocznie nie było możliwe. Zawsze już jeden z nich będzie szczęśliwy kosztem drugiego. Położył dłoń na pniu drzewa.
-przepraszam, mamo- szepnął Nightmare- nie chciałem, by tak się stało. Nie chciałem, by on odszedł... Nigdy nie chciałem być szczęśliwy jego kosztem...kocham Dreama i zrobiłbym dla niego wszystko. Co mam teraz zrobić? Czy mam grać rolę Dreama?
Tak jak się spodziewał, nie było żadnej odpowiedzi. Usiadł, opierając się plecami o pień drzewa i spojrzał na koronę brata, którą cały czas nosił przy sobie. Pokręcił lekko głową.
-coś ty najlepszego zrobił, Dream...- szepnął Nightmare.
Nagle liście nad nim zaszeleściły, a na głowę Nightmare'a spadły dwa jabłka, czarne i złote. Night delikatnie podniósł obydwa, po czym spojrzał na jabłoń.
-czy to znaczy, że mam sam wybrać, co mam teraz zrobić?- zapytał, po czym spojrzał na swoje odbicie w obydwu jabłkach. Z każdego z nich patrzyła na niego ta sama twarz, te same zagubione, lekko wystraszone lawendowe oczy.- nie umiem wybrać... Rozsądek każe mi dalej być tym, kim byłem do tej pory, ale dusza...ona każe mi skorzystać z szansy, by robić to, czego od zawsze chciałem... A skoro Dream chce być teraz Strażnikiem Negatywnych Emocji, to co mi szkodzi pobawić się w bycie tym dobrym, skoro on już tego nie chce? Przecież to nikogo nie zabije...prawda?
Delikatnie odłożył czarne jabłko na trawę i przytulił złote. Spełni swoje marzenia, a gdy Dream wróci, odda mu jabłko i koronę. Uśmiechnął się do swojego odbicia w złotej skórce jabłka.
Zamknął oczy i wsłuchał się w emocje, które wyczuwał. Dalej były to tylko negatywne emocje. Jak miał być Strażnikiem Pozytywnych Emocji, skoro nadal wyczuwał tylko negatywność?
Nagle poczuł mocne uderzenie w tył głowy. Przewrócił się na ziemię. Spróbował się unieść na łokciach, jednak drugie uderzenie w głowę pozbawiło go przytomności.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro