DZIEŃ DWUDZIESTY PIERWSZY
praca autorstwa: magdacubbins
❝BRING ME THE LIGHT❞
Praca znajduje się także na profilu autorki, więc zachęcam Was, abyście do niej zajrzeli.
Unoszący się zapach pierników, mandarynkowej skórki i jemioły kojarzą się z tymi świętami. Ze świętami pełnymi uroku, magii, ale też stresu i braku koncentracji. Święta Bożego Narodzenia to czas, w którym ludzie się jednoczą i pokazują sobie wzajemnie, że znaczą dla siebie dużo więcej, ale tego nie okazują na co dzień.
— Tak, tak niech pan przywiezie dwa pudełka. — Oparła telefon o ramię i docisnęła go do ucha, ręką zapisując odpowiednie dane. — Kiedy?Dlaczego dopiero w lutym? — zapytała zdenerwowana, rzucając długopisem i wstając z rozdrażnieniem.
W tym momencie do gabinetu weszła drobna blondynka, która nerwowo ściskała teczkę, trzymaną w dłoniach. Zapukała w otwarte drzwi i cicho odchrząknęła.
— Pani prezes, ktoś do pani — odparła niepewnie, a w momencie, gdy jej szefowa zaszczyciła ją wzrokiem, ta omal nie wyzionęła ducha. Młoda kobieta nigdy nie czuła takiego stresu będąc w tym gabinecie, ale wiedziała, że okres przedświąteczny jest wystarczająco napięty.
— Rozmawiam, nie widzisz? — zapytała wściekła. — Oddzwonię do pana — oznajmiła i rzuciła aparat na biurko. Wypuściła głośno powietrze i usiadła na fotelu, przykładając dłonie do skroni. — Kto przyszedł? — Uniosła ociężale wzrok na młodą kobietę, która patrzyła na nią dużymi oczami. Ocknęła się po chwili i zawołała gościa.
Asystentka wyszła, a chwilę później jej miejsce zajął wysoki mężczyzna. Jego głowę przyozdabiał ciemny kapelusz, równie ciemny długi płaszcz i uśmiech wydobywający spod nakrycia głowy.
Eliza podniosła na niego zmęczony wzrok, który szybko zastąpiła zdziwionym spojrzeniem, a jej oczy otwarły się szerzej.
— Co ty tutaj robisz? — zapytała drżącym głosem, a mężczyzna westchnął i zdjął kapelusz, odsłaniając swoją nieskazitelną twarz i powalający uśmiech.
— Stęskniłem się — oznajmił krótko, pozbywając się płaszcza, który wraz z kapeluszem wylądował na krześle.
Zmierzył ją wzrokiem z góry do dołu i lekko zwilżył usta.
— Chyba się pomyliłeś — odparła, przyjmując maskę obojętności i usiadła ponownie na swoim fotelu.
— Nie udawaj — odparł i zaśmiał się krótko. — Wiem, że mnie pragniesz i za mną tęsknisz. — Podszedł do niej wolnym krokiem i kucając przy jej miejscu, gdy ta nie zwracała na niego uwagi, położył dłoń na jej udzie i zaczął je delikatnie gładzić.
Eliza czując dotyk na swojej skórze, westchnęła cicho i szybko odwróciła się do uśmiechniętego mężczyzny.
— Jesteś bezczelny! — wyrzuciła z siebie i strąciła jego dłoń. — Domyślam się, że tak naprawdę przyszedłeś tutaj, bo pieniądze już ci się skończyły, a na mnie nie licz. Masz minutę żeby stąd wyjść, w innym wypadku sprowadzę tu ochronę, a tego nie chcesz.
Słuchał jej uważnie, wpatrując się w jej nogi, a gdy skończyła, analizował jej słowa i jednak postanowił wybrać mniej inwazyjną opcję. Wstał na równe nogi, wygładził dłonią białą koszulę i bez słowa wyszedł z gabinetu, zabierając swoje rzeczy.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, kobieta, aż jęknęła i skrzywiła twarz. W duszy podziwiała się za odwagę, ale również była zawiedziona. Przez chwilę, przez jeden ułamek sekundy chciała uwierzyć, że ten człowiek ma w sobie choć odrobinę przyzwoitości.
Wraz z jego nagłym pojawieniem się, wróciły również wspomnienia. Te, kiedy spędzali czas we dwoje i było całkiem miło i te, w których on stawał się jej utrzymankiem, a miły czas zamienił się w mękę.
„Przecież każdy może mieć chwilę słabości i nie zawsze jest się w stanie wszystkiego ogarnąć. Przynajmniej w ten sposób mu pomogę." Powtarzała sobie te słowa niczym mantrę, choć jej pomoc już dawno przekroczyła granicę dobrego smaku, co on zgrabnie wykorzystał, żyjąc na jej rachunek. W końcu Eliza przejrzała na oczy, jednak ból rozstania został i zakopał się głęboko w jej wnętrzu.
Otworzyła przed nim i tak już poranione serce.
Zawiodła się. Nie pierwszy raz.
Rzuciła długopisem na biurko i westchnęła rozżalona. Przez nagłe pojawienie się swojego byłego kochanka, nie mogła się już skupić na poważnych sprawach. Spakowała swoje rzeczy i wyszła z gabinetu.
— Proszę pani, mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia, związanych z... — Nie było dane jej dokończyć, gdyż Eliza położyła na jej ramieniu swoją rękę i uśmiechnęła się do swojej asystentki.
— Idź do domu, ogarniemy to po świętach — oznajmiła, a młoda kobieta tkwiła w chwilowym szoku. — Zresztą, wszyscy idźcie już do domu, jest późno, za dwa dni święta, odpocznijcie. Widzimy się po nowym roku! — krzyknęła na odchodne i z uśmiechem wyszła z firmy.
Sama nie wiedziała skąd u niej taki przypływ dobroci. Zwykle była ostra, nieustępliwa,a czasem zła, niczym czarownica na miotle. Święta ją rozmiękczyły, czy może całkowite odcięcie się od byłego kochanka dodały jej pewności siebie?
Sama nie wiedziała, ale była pewna, że ten stan jej się podoba.
Odetchnęła głęboko, zamykając za sobą drzwi swojego mieszkania. Rozejrzała się po wnętrzu, jakby upewniając się, że weszła do właściwych drzwi. Na jej ustach zagościł uśmiech, kiedy zza rogu wybiegło małe stworzenie. Kucnęła uśmiechnięta i wzięła psiaka na ręce.
— I co, przystojniaku? Kupiłam ci coś na święta, a ty mi od siebie co takiego dasz? — Popatrzyła na jego duże oczka, a on ją polizał po nosie. — Dziękuję — zaśmiała się i delikatnie odstawiła pieska na podłogę.
Zdjęła płaszcz i czarne botki. Przebrała się szybko w swoje ulubione luźne ubrania i z kubkiem parującej herbaty, zasiadła w fotelu, przed oknem, z którego widok rozciągał się na miasto. Co jakiś czas spoglądała na swojego przyjaciela, który ze smakiem zajadał zawartość miski. Uśmiechała się na widok, że jego duże uszy, wpadają mu do jedzenia... Odrywając od niego wzrok, wbijała go w szybę, za którą białe płatki śniegu zasypywały miasto.
Mimowolnie z jej oczu popłynęło kilka łez. W tej chwili nie przypominała silnej, władczej i budzącej respekt szefowej. Przekraczając próg swojego azylu, jakim jest jej mieszkanie, wychodziła z niej krucha, samotna kobieta, która tylko marzy o szczęściu.
Coroczne spędzanie świąt w towarzystwie wyłącznie małego beagla było dla niej przytłaczające. Żywiła nadzieją, że rodzina się do niej odezwie bezinteresownie. Przeprosi za wyrządzone krzywdy i nastąpi między nimi rozejm. Jednak później przypominała sobie, że wcale tak nie będzie. Zawsze się okłamywała. Sama nawet próbowała się z nimi pogodzić, ale bezskutecznie.
Dni do świąt mijały jej spokojnie. Wychodziła na spacery z pieskiem, jeździła na zakupy i oglądała filmy. Cały ten czas było jej czegoś brak, mimo że grała twardą przed samą sobą.
Wzięła swojego przyjaciela na ręce i usiadła przy stole. Głaskała go czule, gdy ten lizał ją po dłoni. Wiśniowa sukienka, którą założyła na siebie tego wieczoru idealnie opinała jej ciało, a szpilki podkreślały smukłe nogi. Długie włosy zostawiła rozpuszczone, a pomalowanymi oczami patrzyła na udekorowaną choinkę.
— Tylko ty i ja? — Popatrzyła na swojego pupila i uśmiechnęła się do niego.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Wstała pomału i trzymając na rękach pieska, otworzyła je.
— Witaj — przywitał się młody mężczyzna. Eliza spojrzała nie niego w lekkim zdziwieniu. — Przyszedłem do ciebie z propozycją — dodał i uśmiechnął się czule.
— Propozycją? Z jaką propozycją? — Wpuściła go do środka i zamknęła drzwi. Kucnęła, puszczając swojego pieska i stanęła naprzeciwko mężczyzny.
On złapał głęboki oddech, jakby ćwiczył w głowie to co ma powiedzieć. Spojrzał głęboko w jej oczy i złapał za jej dłonie.
— Chciałbym zapytać, czy zechciałabyś spędzić ze mną i z moją rodziną wigilię? — wydusił w końcu i patrzył na nią niepewnie.
Eliza wpatrywała się w swojego sąsiada z lekko otwartymi ustami. Nie wiedziała co odpowiedzieć, nie spodziewała się takiego obrotu spraw. W dodatku trzymał jej dłonie w sposób w jaki uwielbia.
— Wprawdzie mam z kim. — Spojrzała w stronę swojego pupila, który radośnie machał ogonkiem. — Jednak przyjmę twoją propozycję i dziękuję za nią z całego serca. — Mężczyzna uśmiechnął się, gdy kobieta wypowiedziała te słowa i mocniej ścisnął jej dłonie. — Jednak mam warunek. — Wyrwała swoje dłonie z jego uścisku i wzięła na ręce pieska. — Czarek idzie z nami, jeśli tylko może.
Krystian patrzył na nią w chwilowym osłupieniu, a zaraz odetchnął z wyraźną ulgą i zaśmiał się krótko. Zbliżył się do niej i uśmiechnął się delikatnie.
— Chodźmy już — odparł po chwili i zaproponował jej ramię.
Kobieta szybko wróciła do sypialni, aby zabrać stylowe futerko, które zarzuciła na ramiona i wolnym krokiem szła z mężczyzną piętro wyżej. Trzymając Czarka w swoich rękach i mając obok siebie sąsiada nie mogła przestać się uśmiechać. Nigdy nie sądziła, że zaprosi ją do siebie w tak uroczystym dniu. Znali się stosunkowo długo, ale łączyło ich tylko wspólne bieganie po parku i układanie sobie wzajemnie jadłospisów. Oboje lubili sport i dbanie o siebie. Niby nic, a jednak sprawiło, że ta dwójka jest obok siebie. Nigdy jakoś szczególnie nie opowiadała mu o sobie. Wspominała tylko między wierszami o swojej samotności. Sądziła, że robiła to umiejętnie, jednak on to wyłapał z kontekstu, czym ją zaskoczył. Gdyby tego nie odgadnął, najprawdopodobniej kobieta kolejne święta spędziła by w swoim azylu. To było pozytywne zaskoczenie.
— W końcu jesteście. — Usłyszeli ciepły kobiecy głos, gdy weszli w głąb mieszkania. Uśmiechnięta starsza brunetka podeszła do Elizy. — Mój syn wspominał o tobie, ale nie wspomniał, że masz taką nietuzinkową urodę i uroczego towarzysza. — Zaczęła głaskać Czarka. Eliza popatrzyła na Krystiana, a on tylko wzruszył ramionami.
— Nazywam się Eliza Nowakowska i bardzo miło mi panią poznać. Krystian wiele razy również o pani wspominał — przyznała, uśmiechając się szczerze i wyciągnęła dłoń, którą kobieta z ochotą przyjęła.
Nagle dwójka dzieci wstała od stołu i od razu podeszła do Elizy, rozradowana widokiem psiaka.
— Jaki śliczny, można pogłaskać? — zapytał chłopiec, a kobieta wypuściła zwierzę na podłogę, a uśmiechnięte dzieci od razu zaczęły się z nim bawić.
Eliza została miło przyjęta przez rodzinę sąsiada. W trakcie kolacji odpowiadała na pytania dotyczące jej pracy, samopoczucia i relacji z Krystianem. Omijali temat rodziny, jakby wiedzieli, że ten temat jest dość grzązki. Wywarli na kobiecie bardzo dobre wrażenie, a jednocześnie było jej smutno i zazdrościła mężczyźnie takiej rodziny. Sama chciała zaznać takiego wsparcia i uczuć.
Trzymając w dłoniach kubek z parującą herbatą, stała przy oknie i wpatrywała się w sypiący za oknem śnieg. Czarek spał na dywanie zwinięty w kłębek, zmęczony zabawami z dziećmi.
Nagle kobieta usłyszała za sobą cichy szmer, a w odbiciu ujrzała sylwetkę Krystiana, który stał i się jej przyglądał.
— Bałem się, że odmówisz — odezwał się w końcu i nerwowo podrapał po karku.
— Dobrze, że tego nie zrobiłam. Masz cudowną rodzinę — przyznała, odwracając się w jego stronę. Upiła łyk z kubka i popatrzyła w jego oczy. — To był jeden z lepszych wieczorów i dziękuję ci za to, że mnie zaprosiłeś. — Odstawiła kubek na parapet i położyła dłonie na jego ramionach. On zbliżył się nieco i z uśmiechem położył niepewnie dłonie na jej talii.
— Wesołych świąt, moja droga. — Usłyszała tylko, a jego miękkie usta dotknęły jej, a cały świat jakby zatrzymał się w miejscu.
Najlepsze święta. On zwrócił jej światło jakiego jej brakowało, aby rozświetlić swoje uczucia.
cztery dni do Świąt
Bożego Narodzenia🎅🏼
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro