Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DZIEŃ SZESNASTY

praca autorstwa: lunatykowanie

Uwaga! Praca to fanfiction, ale wciąż
można ją przeczytać bez znajomości zespołu
Panic! At The Disco.

❝SPĘDŹ ZE MNĄ TE ŚWIĘTA❞

Brendon rzucił się na kanapę i owinął się w nieprany od wieków koc. Ostatnio robił to dosyć często. Gdy owijał się kocem wraz z zapachem Ryana napływały do niego wspomnienia.

Ryan był jednym z byłych członków jego zespołu – Panic! At The Disco. Odszedł ponad rok temu razem z Jonem. Oczywiście, został jeszcze Spencer – perkusista, ale od odejścia Jona było z nim coraz gorzej.

Tak jak Brendon był zżyty z Ryanem, tak Spencer z Jonem.

Tak czy inaczej to za Ryanem Brendon tęsknił najbardziej i to jego odejście najbardziej go zraniło.

Poprzednie święta, te pierwsze zaraz po ich odejściu, Brendon spędził właśnie ze Spencerem, siedząc w niezręcznej ciszy, bo choć sam Spenc nigdy tego nie przyznał, to obwiniał Brendona o odejście dwójki swoich przyjaciół. Albo po prostu nie wiedział, jak zacząć rozmowę.

Tegoroczne święta natomiast Brendon miał zamiar spędzić ze swoją dziewczyną, Sarah.
To właśnie ona podtrzymywała go przy życiu, gdy nawet Spencer się od niego odwrócił. Między momentami gdy miał ochotę być sam i płakać samotnie w kompletnej ciszy, to właśnie ona potrafiła go rozśmieszyć.

A to, za co Brendon najbardziej cenił sobie Sarah, to to, że doskonale wiedziała, przez co przeszedł (a raczej przez co wciąż przechodził) i akceptowała to, że ich związek nie miał się rozwijać tak szybko, jak by tego chciała.

Podczas tych świąt Brendon miał nadzieję, że uda mu się pozbierać. I prawdę mówiąc myślał, że Sarah trochę mu w tym pomoże. Niestety przechodził przez ten bardziej depresyjny, można by powiedzieć, miesiąc i Sarah nie wiedziała, jak do niego dotrzeć.

Siedział teraz z brodą opartą na parapecie i wpatrywał się w ulice, te wszystkie migające światła, ludzi biegnących z wypełnionymi po brzegi torbami, byle tylko nie spóźnić się na tak długo wyczekiwaną wigilię.

Właśnie wpadł mu do głowy pomysł na tekst piosenki do nowego albumu, który, bądźmy szczerzy, powinien być już dawno ukończony. Od opublikowania ich ostatniego albumu minęły już prawie trzy lata, a konto zespołu na Instagramie, Twitterze, YouTubie czy innych portalach było kompletnie wymarłe.

Ale jak miał coś napisać skoro mnie potrafił uporządkować myśli nawet we własnej głowie?
Jedną, depresyjną piosenką, w dodatku o tematyce świątecznej, tylko zrobiłby nadzieję ich fanom.

Brendon poczuł, że Sarah kręci się w jego pobliżu, więc odwrócił się, by zobaczyć co robi. Sarah włączyła radio. Pomieszczenie wypełniła świąteczna muzyka, ale Brendon wciąż nie czuł świątecznej atmosfery. Święta kojarzyły mu się raczej z wesoło spędzonym czasem, a przede wszystkim z czasem spędzonym z rodziną i najbliższymi.

A więc brakowało mu swojego zespołu.

Brendon patrzył na Sarah, na to, jak usilnie próbowała go rozweselić, i poczuł ogromny żal. Gdy ostatnim razem wyznał komuś, co do niego czuje, został odrzucony. A teraz? Co jeśli Brendon nigdy nie miał już być w stanie powiedzieć jej te dwa słowa (a tak teraz czuł)?

Też go zostawi?

Niespodziewanie do ich drzwi zadzwonił dzwonek. Oboje odwrócili się zaskoczeni, gdyż nikogo oprócz nich nie miało być na wigilii. Brendowi przeszło przez myśl, że może to Spencer, ale czemu nie powiadomił ich wcześniej?

Sarah pierwsza wstała i poszła otworzyć drzwi. Brendon nasłuchiwał, czekając, aż padnie coś w stylu: "Och, Spencer. Nie wiedzieliśmy, że przyjdziesz" albo "Witaj, Zach! Nie spodziewaliśmy się ciebie! Wejdź, Brendon na pewno się ucieszy."

Jednak wciąż było niepokojąco cicho. Brendon chciał już wstać, gdy coś usłyszał. Słychać było jakieś szepty. Niestety był zbyt daleko zrozumieć o czym rozmawiają Sarah i niezapowiedziany gość.
Nagle Sarah, jakby pod wpływem emocji, podniosła głos.

— Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. On wciąż się nie pozbierał.

— Jak to? Wszystko z nim okej? — odezwał się chłopak.

Rzecz jasna Brendon od razu rozpoznał jego głos. Natychmiast zerwał się z kanapy, robiąc przy tym ogromny hałas.

— Wpuść mnie — powiedział stanowczo chłopak. Sarah niechętnie odsunęła się.

Brendon podbiegł do drzwi i prawie na kogoś wpadł. Stał przez chwilę przed nieco wyższym od niego chłopakiem zastanawiając się, jak żałosne i desperackie miało być to, co zaraz zrobi.

Uniósł lekko głowę.

I jeszcze trochę.

Stanął na palcach.

Jego usta znajdowały się teraz na wysokości ust Ryana.

Brendon wstrzymał oddech.

— Tęskniłem — szepnął Ryan i schylił się, by objąć Brendona.

— Ja też — odpowiedział Brendon, wdychając zapach Ryana, który jeszcze nigdy nie działał na niego tak uspokajająco jak teraz.

— Ryan?

— Hm?

— Zrobisz coś dla mnie?

— Co takiego?

— Po prostu zostań tu ze mną.

dziewięć dni do Świąt
Bożego Narodzenia🎅🏼

TO JUŻ NAWET NIE JEST
DWUCYFROWA LICZBA, MOI DRODZY.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro