Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DZIEŃ JEDENASTY

praca autorstwa: iamsmileygurl

Praca inspirowana filmem „Speed".

❝PRĘDKOŚĆ ŚMIERCI❞

Holy Deeming nienawidziła świąt Bożego Narodzenia, choć wcale nie dlatego, żeby być inną od całej reszty, czy nawet nie dlatego, że miała słabe relacje z rodziną. Wręcz przeciwnie! Kochała ich całym sercem, ale uważała, że cała atmosfera grudniowa jest jednym wielkim fałszerstwem, a poza tym trudno jest lubić ten czas, kiedy zawsze dostaje się dyżur świąteczny, bo przecież "nie masz dzieci, męża".

W te święta jednak w końcu dostała upragniony tydzień urlopu i mogła wrócić do rodziców na wieś, zobaczyć się z bratem i chrześniakami... Tak, wszystko wskazywało na to, że tym razem nie będzie aż tak źle.

Kobieta uśmiechnęła się dopakowując ostatnią rzecz do torby. Jej rodzice mieszkali na wsi, więc musiała opuścić swoją malutką kawalerkę praktycznie w samym centrum miasta, ale już nie mogła się doczekać świeżego powietrza i uwolnienia się od miejskiego jazgotu.

Zostały tylko dobre dwie godziny w autobusie i po problemie, co wydawało się uczciwą ceną za tydzień spokoju.

— Gotowa — mruknęła sama do siebie, biorąc do ręki walizkę i stając przed lustrem, poprawiając płaszcz i szalik. Wyglądała naprawdę dobrze, dopóki ktoś nie zauważył jej twarzy, bo dopiero wtedy ktokolwiek mógł dostrzec jej przemęczenie, bo w istocie Deeming była wykończona. Była blada i właściwie wyglądała jakby nie spała co najmniej od tygodnia.

    Przeklęte bycie lekarzem, pomyślała i wysiliła się na uśmiech, i od razu poprawił jej się nastrój, nie bardzo wiedziała nawet dlaczego, ale wizja tygodnia spędzonego na dosłownie niczym bardzo jej odpowiadała.

    Nic więc dziwnego, że z prędkością światła znalazła się na przystanku autobusowym i całe szczęście, bo gdyby była choćby minutę później, musiałaby czekać około godziny na następny.

    — Dziękuję, że pan na mnie poczekał, jest pan wspaniały — podziękowała z uśmiechem i usiadła na jednym z wolnych miejsc, zakładając słuchawki na uszy i wyjmując szkicownik.

    Mało osób wiedziało, że oprócz bycia lekarzem, Holy dorabiała sobie jako ilustrator, bo od zawsze kochała sztukę i tak naprawdę od małego widziano ją z ołówkiem w ręku.

    I szczerze? Gdyby nie to, że nie chciała zawieść rodziców, mogłaby się utrzymywać tylko z tego i prawdopodobnie byłaby dużo szczęśliwsza i, na Boga, na pewno mniej zmęczona.

    — Kojarzę pani rysunki, jest pani ilustratorką, prawda? Jesteś świetna — zagadnął mężczyzna, siedzący za nią, który, jak się okazało, przyglądał się jej poprzednim dziełom, znajdującym się w otwartej od paru minut teczce.

    — Jestem i dziękuję — odparła krótko, ale z uśmiechem. Doprawdy uwielbiała mówić o tym, a gdy ktoś kojarzył jej prace, czuła swego rodzaju motyle w żołądku.

    — Ma pani talent. To pewnie musi być fantastyczne, zarabiać z pasji — powiedział, a kobieta uśmiechnęła się smutno.

    Pewnie tak właśnie było, ale nie, kiedy robiło się to jako coś dodatkowego i w ukryciu przed jedynymi osobami, którym na niej zależało... Kobieta była sfrustrowana takim obrotem spraw. W takich chwilach czuła się bezsilna i miała ochotę zacząć płakać jak mała dziewczynka, która w żaden inny sposób nie potrafi rozwiązać swoich problemów.

    — Hej! Otwórz drzwi! — wrzasnął jakiś mężczyzna, a Holy otrząsnęła się i wyjrzała za okno.

    Tuż obok nich, w czarnym kabriolecie jechał mężczyzna, który wydzierał się, Deeming nawet nie do końca wiedziała, co mówił.

    — Zamknij się, trzeba było zdążyć na przystanek — mruknęła rozbawiona, nie bardzo rozumiejąc jak można być aż tak walniętym, żeby mając taką brykę, chcieć się pchać do autobusu.

    — Wariat — mruknął ktoś z tłumu, a blondynka zaczęła szkicować coś, starając się z powrotem zebrać myśli.

    Na próżno.

    Dosłownie co chwila coś ją rozpraszało, a przypieczętowaniem tego był fakt, że ten dziwny gość dosłownie wskoczył do autobusu.

    Cóż, nie żeby Holy zwracała często na takie rzeczy uwagę, ale tego nie dało się nie zauważyć. Dawno nie widziała już tak przystojnego faceta i łatwiej było to dostrzec, kiedy nie widziało się go, po drugiej stronie szyby, wydzierającego się bez sensu.

    — Drodzy państwo, jestem z policji — wyjaśnił mężczyzna, a kobieta prychnęła znudzona.

    — I najwidoczniej mam nie po kolei w głowie, co? Czy to normalne, że wskakujesz do autobusu? — zapytała opryskliwie, nawet nie wiedząc do końca dlaczego. Choć potrafiła być naprawdę nieznośna, to na ogół starała się być miłą osobą i raczej teksty w takim stylu nie były typowymi dla niej odzywkami, więc nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak było teraz.

    Może to po prostu to zmęczenie?

    — Posłuchajcie, najważniejsze jest, żebyście wszyscy zachowali spokój — zaczął, a Deeming spojrzała na niego zdezorientowana.

    Dlaczego niby muszą zachować spokój? Co tu jest grane?

    — Ja nie dam rady — wyszeptał tylko kierowca, który chyba już wiedział, co było grane i zemdlał.

    Holy jako lekarka wiedziała, że w krytycznych sytuacjach trzeba zachować zimną krew. I pewnie dlatego bez zastanowienia podbiegła i usiadła za kierownicą.

    — Wszystko w porządku? Da pani radę prowadzić? — zapytał policjant, a Deeming westchnęła ciężko.

    — Dam — odparła pewnie, choć wcale tak nie uważała, ale wiedziała, że musi dać z siebie wszystko.

    Nawet jeżeli jedyny pojazd, jaki do teraz prowadziła, to mały Fiat.

    — Proszę nie jechać mniej niż pięćdziesiąt na godzinę. Inaczej wybuchnie bomba — wyjaśnił spokojnie, a blondynka spojrzała na niego jak na idiotę.

    — Co do cholery? — zapytała zaskoczona, ale zaraz wzięła głęboki wdech. — Po prostu powiedz mi, co mam robić, poradzę sobie — zapewniła, a on uśmiechnął się w jej kierunku.

    — Jack Traven — przedstawił się mężczyzna, a ona dostała olśnienia.

    Przypomniał jej się jedyny czas, kiedy nie przeklinała tego, że została lekarką.

    — Czy to nie z tobą pracowałam trzy lata temu nad sekcją zwłok i jakąś zagadką? Boże, jak mogłam cię nie rozpoznać! — powiedziała rozbawiona, a policjant uderzył się dłonią w czoło.

    — Faktycznie! Holy Deeming, jeżeli się nie mylę? — zapytał z uśmiechem, a ona pokiwała głową i zaraz pobladła.

    — Pieprzony korek! Co mam teraz robić? — zapytała lekko przerażona, a mężczyzna spojrzał na drogę i po chwili odparł:

    — W prawo, dojedziemy do lotniska, a tam będziemy mogli krążyć w nieskończoność — wyjaśnił zadowolony z siebie, a jasnowłosa prychnęła.

    — Masz na myśli do momentu aż nie skończy nam się paliwo?

***

Holy Deeming od godziny krążyła po pobliskim lotnisku, widząc jak z każdą chwilą w jej baku znajduje się coraz mniej paliwa.

    Czy była przerażona? Och, to mało powiedziane. Każdego dnia narzekała na swoje życie, ale teraz... naprawdę chciałaby przeżyć.

    — Cholera Jack! Jest coraz mniej paliwa! Nie pociągniemy długo, musisz coś wymyślić! — powiedziała zrozpaczona, a po chwili poczuła, że do jej oczu napływają łzy. — Proszę, ja... nie chcę umierać — wyszeptała cicho i poczuła silną rękę mężczyzny na swoim ramieniu.

    — Obiecuję ci, że jeszcze dziś będziesz w drodze do rodziny na święta, dobrze? Wszystko się ułoży, świąteczna moc nas uratuje — zapewnił żartobliwie, a Holy uśmiechnęła się przez łzy.

    — Wciąż jednak nie wiem, jak ten terrorysta może nas widzieć. Normalnie jakby gość był tu z nami cały czas — mruknęła cicho, a Jack klasnął w dłonie.

    — No jasne! — zawołał i natychmiast skontaktował się z resztą ekipy, a potem spojrzał z powagą na pasażerów.

    — Nie ruszajcie się, ale zachowujcie się naturalnie, sprawiając wrażenie wyczerpanych — poprosił, a Deeming wywróciła oczami.

    To akurat nie będzie trudne.

    — Dobra mamy to! — zawołał po pięciu minutach Jack. — Zaraz będziemy was wysadzać. Holy, podjedź możliwie blisko i nie zbaczaj z kursu — poinstruował, a kobieta uśmiechnęła się tak szczerze i szeroko, że nawet nie wiedziała, że tak potrafiła.

    — Święta jednak mają tę moc — mruknęła cicho i szczęśliwa patrzyła jak każda osoba wychodzi z autobusu.

    — Okay, teraz nasza kolej. Zablokujemy kierownicę i ustawimy pedał gazu tak, żeby autobus nie zwolnił. A potem również wyjdziemy — poinstruował, a Holy przełknęła ślinę. Bała się, nagle poczuła jak ogarnia ją strach i nie jest w stanie się ruszyć choćby o milimetr.

    Czy da radę wyskoczyć z pędzącego autobusu? Właściwie to wcale jej się to nie uśmiechało, a jak już przychodziło co do czego... ona jednak kochała swoje życie. Może miało miliony wad, ale mimo wszystko... to było jej życie.

    — Holy dasz radę, wiem, że dasz — powiedział, jakby czytając w jej myślach, a Deeming uśmiechnęła się słabo.

    — Obiecujesz, że mnie wyciągniesz? — zapytała, a Jack pokiwał głową.

    — Przysięgam na święta Bożego Narodzenia — zapewnił mężczyzna i po chwili dwójka przyjaciół wyskoczyła z autobusu. Przez ten cały czas Traven trzymał w swoich obięciach Holy tak, żeby na pewno nic jej się nie stało.

    W końcu dał jej słowo i chwilę po tym, jak autobus wybuchł (już na szczęście bez nich), antyterrorysta zdał sobie sprawę, że obietnicy dotrzymał.

    — To koniec? — zapytała roztrzęsiona Holy, a Jack pokiwał głową, przytulając ją mocniej do siebie, co ona natychmiast odwzajemniła.

    Oboje byli szczęśliwi, że przeżyli tak bardzo, że żadne z nich nie potrafiło tego opisać.

***

Cóż, państwo Traven mają teraz dwójkę dzieci, śliczny dom, Holy została ilustratorką na pełen etat i nie pracuje już jako lekarka, co okazało się, że zostało bardzo pozytywnie odebrane przez jej rodzinę, a tamte pamiętne święta były jednymi lepszymi w jej życiu, mimo tak traumatycznych przeżyć.

    Bo właśnie one uświadomiły młodej Deeming, że musi walczyć o swoje marzenia i żyć tak, żeby potem mogła powiedzieć, że to było to. Jej życie, jej wybory, jej szczęście, a nie ambicje czy presja ze strony innych.

    Tamten dzień na zawsze zmienił jej życie.

    I mówcie, co chcecie, ale nawet sama Holy Deeming widzi w tym odrobinę świątecznej magii. Magii, która jej uratowała życie i nie pozwoliła, by kobieta je zmarnowała.

czternaście dni do Świąt
Bożego Narodzenia🎅🏼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro