Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

DZIEŃ DWUNASTY

praca autorstwa: -pureple-

❝CZERWONY SWETER❞

Miał na sobie czerwony sweter.

Co prawda z lekko poszarpanym rękawem. Ale mimo tego drobnego defektu tenże element jego skromnej garderoby wyglądał jak sweter. Siedział w nim na zielonej sofie, wyglądając przy tym na zdezorientowanego. Nie, absolutnie nie dlatego, że w jego głowie prześladowała go melodia "Last Christmas", którą słyszał w tym roku już z dobre siedemset razy i mimo że miał tej piosenki serdecznie dość już po czwartym przesłuchaniu, nie mógł się powstrzymać przed nuceniem jej pod nosem. Powodem grymasu na jego twarzy był raczej fakt, że tak właściwie to nie wiedział, co tutaj robił.

A obok niego siedziała skupiona i zamyślona Claire. Nie miała na sobie czerwonego swetra, ale ani trochę nie przeszkadzało jej to w cieszeniu się obecnością kogoś, kogo kochała.

─ Jesteś pierwszą osobą, która kiedykolwiek zaprosiła mnie do siebie w Boże Narodzenie, tylko po to, żeby obżerać się chipsami i zrobić maraton bajek Disneya ─ powiedział chłopak w czerwonym swetrze tonem jakby sugerującym, że nie jest zadowolony i że chce wyrzucić to dziewczynie prosto w twarz, ale tak naprawdę boi się to zrobić. Patrzył przy tym w ekran telewizora, przeczesując swoje krótkie czarne loki palcami.

Claire posłała Anthonemu pytające spojrzenie, po czym powróciła do śledzenia akcji filmu "Wall-E".

─ Jeśli ci się nie podoba, to wracaj do domu ─ syknęła tak przerażająco, że Tony aż wzdrygnął się, w rezultacie czego musiał skorygować pozycję, w której siedział, żeby tylko nie upaść na podłogę. Wywrócił przy tym oczami, przeczuwając, co właśnie się szykowało.

Dobrze znał Claire, czyli dziewczynę, która stawiała na swoim nawet podczas kłótni ze starym Bary ─ mężczyzną mieszkającym za zakrętem, który miażdżył ludzi samym spojrzeniem. Chłopak naprawdę uwielbiał całą wątłą, ale śmiałą postać, którą jego ukochana była od zawsze. Kochał ją całą, od małego palca u stopy do jej ciemnych odrostów odznaczających się na niebieskich włosach, które zafarbowała w szpitalnej łazience. Ubóstwiał także jej impulsywność, która wprowadzała do szału całe Olkmond oraz jej wredną naturę i mroczną aurę, którymi odganiała dzieci bawiące się na placach zabaw, ale w tej chwili tak bardzo nie chciał się z nią kłócić.

─ Nie powiedziałem, że mi się nie podoba ─ zaprzeczywszy, ucałował czoło dziewczyny, przez co ta lekko się zarumieniła, przymykając oczy tak, jakby właśnie znalazł się tak blisko pierwszy raz w historii, choć wcale tak nie było. Gdy tylko zorientowała się, w jaki sposób zareagowała, odepchnęła go, wiedząc, że pewnie po prostu chciał zakończyć tym ich dyskusję i udawać, że nic się nie stało.

─ Ale chciałeś.

Prawda była taka że Anthony znosił wszystkie jej dziwne reakcje, mając przy tym jedynie drobne trudności z tym, żeby aby na pewno nie powiedzieć za dużo. Starał się, jak tylko mógł, aby ją rozweselić, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jakim nieporządku żyła. Wiedział, że była gigantycznym chaosem i nie miał nic przeciwko temu, żeby jej bezład go pochłonął. Zawsze starał się w dawaniu jej trochę przestrzeni dla siebie, ponieważ uważał to za raczej zdrowe i słuszne rozwiązanie. To nie tak, że ignorował jej problemy i tak po prostu patrzył na to, jak jego ukochana cierpi. Najzwyczajniej chciał zostawić jej trochę czasu na to, aby poradziła sobie z tym sama, bo wiedział, że nie lubiła błagać o pomoc. Przekonał się o tym, kiedy pewnego dnia wręcz załamała mu się w ramionach i upadła na szpitalną podłogę, a następnie dostała strasznego ataku paniki, ponieważ ktoś ważny dla niej zobaczył ją w takim stanie. Choć zapewniał Claire, że nie miał nic przeciwko temu i byłby w stanie codziennie wysłuchiwać jej płaczu, jeśli tylko miałoby to jej w jakiś sposób pomóc. Nie zareagowała na to za dobrze, więc nigdy więcej nie poruszył tego tematu.

W gwoli ścisłości to tak właściwie to tylko wmawiał sobie, że tak właśnie było. W sensie, że dawał jej jakiekolwiek pole popisu. W rzeczywistości wyglądało to raczej tak, że biegał za nią jak za małym dzieckiem i po prostu nie potrafił nie zainterweniować, gdy coś było nie tak, jak powinno.

─ Nieprawda, Claire ─ wypowiedział jej imię tak pięknie, płynnie i starannie, jakby właśnie zwracał się do najcenniejszego skarbu, który miał utracić. Niebieskowłosa znała te jego sztuczki i doskonale wiedziała, że zawsze starał się do niej przymilać, ale mimo to dalej tak mocno to na nią działało i sprawiało, że zapominała o wszystkim.

Nastała chwila ciszy, ale tylko między nimi. Czarne głośniki od telewizora dalej wykonywały swoją robotę, przepuszczając fale dźwiękowe, przeziębiona Claire co jakiś czas pociągała nosem, a zmęczony przez piosenkę zajmującą jego myśli Anthony starał się skupić na fabule filmu, którą i tak bardzo dobrze znał.

─ Pierdolę to ─ oznajmiła niebieskowłosa całkowicie niespodziewanie, w jej naturze było wykonywanie wszystkiego we właśnie taki sposób, czyli chaotyczny i impulsywny. Wstała z sofy, założyła puchate kapcie i już po chwili znalazła się przy oknie dachowym. Rozejrzała się po pomieszczeniu oraz sięgnęła po taboret, który podsunęła tuż pod otwór w suficie.

Anthony podniósł się z siadu oraz odwrócił głowę w jej stronę, uważnie obserwując jej poczynania.

─ Mogę wiedzieć, co właśnie próbujesz zrobić? ─ zapytał. Nie, że nie był przyzwyczajony do jej dziwnych wyczynów, ale po prostu chciał zobaczyć, co wymyśliła tym razem.

Dziewczyna stanęła na meblu i otworzyła okno. Następnie nawiązała z chłopakiem krótki kontakt wzrokowy, który od razu przerwała, przerzuciwszy wzrok na gwiazdy. Olkmond było tak małym miasteczkiem, że na nocnym niebie były zupełnie widoczne.

─ Idę na dach, Tony ─ odpowiedziała bez żadnych emocji w głosie ─ Możesz iść ze mną, jeśli chcesz ─ dodała, skinąwszy głową na otwarte okno.

Nawet nie oczekiwała na żadną reakcję ze strony chłopaka, a jedynie podciągnęła się i prędko znalazła się na zewnątrz.

Anthony przez choćby sekundę nie zastanawiał się nad idiotyzmem wynikającym z tego czynu. Przecież nie byłby z Claire, gdyby kiedykolwiek myślał chociaż trochę racjonalnie. Od razu założył buty, które wcześniej leżały rozrzucone koło kanapy, chwycił za koc i dołączył do dziewczyny.

Ta stała na dachu na palcach, zupełnie nie przejmując się wysokością, na jakiej właśnie się znajdowała. A on miał wrażenie, że serce podeszło mu do gardła, lecz mimo to starał się zachować zimną krew, narzucając koc na ukochaną oraz ujmując jej dłoń. Claire obejrzała się na niego. Jej policzki zdążyły już zrobić się czerwone od mrozu. Chłopak spojrzał trochę niżej i spostrzegł, że jej obuwie już przemokło, ale nie skomentował tego, nie chcąc przez przypadek zdenerwować tym dziewczyny.

Nastolatka odwróciła twarz z powrotem w stronę gwiazd. Zaczęła zastanawiać się nad ich związkiem (własnym związkiem, związki gwiazd raczej jej nie interesowały), co ostatnio miała w zwyczaju robić dość często. Przypomniało jej się to, jak poznali się podczas wolontariatu na oddziale onkologii dziecięcej i jak razem organizowali tam jasełka. Pamiętała wszystkie uśmiechy tych biednych dzieci, które sprawiały, że ona też się uśmiechała. Niestety chyba niepotrzebnie zaczęła wspominać tak wiele, ponieważ właśnie przed oczami stanęła jej twarz Jamiego, szczęśliwego chłopca z łysą głową i odstającymi uszami, którego pokochała jak własnego brata. To on kazał jej zejść się z Tonym i jeszcze tego samego wieczoru odszedł. Zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie dzisiaj była rocznica jego śmierci, ale wolała o tym nie wspominać, żeby nie rozpłakać się przed kimś, kogo kocha. Pomyślała też o tym, dlaczego w ogóle ona i Anthony są razem, poza faktem, że Jamie tak nakazał. Doszła do wniosku, że pewnie dlatego, że ten brunet naprawdę kochał pomagać. Miał dobre serce i chciał czuć się potrzebny. Dlatego musiał się nią zainteresować. Chciał wyciągnąć ją z problemów, a ona pragnęła, aby właśnie tak się stało, ale bała się, że gdy tylko wyjdzie na prostą, on ją zostawi.

Tak w sumie to miała małe poczucie świadomości mówiące o tym, że ich relacja mogła zostać uznana za toksyczną. Przecież Claire otaczała się trudnościami tak, aby chłopakowi mogło się zrobić lepiej na sercu, wiedząc, że ma osobę, którą może wspierać. Jednocześnie bała się, że zostanie sama, więc komplikowała sobie życie tak jak tylko mogła, żeby przypodobać się ukochanemu, a w rzeczywistości po prostu nie znała powodu, dla którego ją pokochał. Zaś Anthony zaniedbywał samego siebie w tajemnicy przed dziewczyną, żeby tylko wyciągnąć ją z życiowego bagna, a przy tym dać jej poczucie samodzielności i niezależności. Ponieważ największą wadą Claire był fakt, że była pewna, że jest w stanie wszystko zrobić sama, a w rzeczywistości uzależniła się od Anthonego.

─ Opowiadałem ci, o tym, jak razem z Chadem robiliśmy z dziećmi wycinanki na halloween? ─ zapytał, zauważywszy, że u dziewczyny coś jest nie tak. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z tego, że temat wolontariatu stał się dla niej bolesny i od czasu śmierci jej ulubieńca, która poskutkowała rezygnacją z okazywania pomocy z jej strony w szpitalu, raczej nie wspominał go zbyt często, ale najzwyczajniej nie mógł znaleźć innego sposobu, żeby ją rozweselić.

Claire popatrzyła na niego wielkimi oczami i zaprzeczyła, kiwając głową.

─ To był pierwszy dzień Chada jako wolontariusza. Gdy wycinaliśmy nietoperze z papieru i naklejaliśmy je na dekoracje, chciał przyspieszyć cały proces, bo zmęczyło go to, jak wolno wysychał klej... ─ zaczął.

─ Czekaj, czekaj! Wycinaliście nietoperze z papieru? ─ zapytała, przerywając mu.

Popatrzył na nią niby oburzony.

─ A co innego mieliśmy wycinać? Nagrobki? ─ zażartował, ale po chwili zaczął żałować tego, że nie ugryzł się w język. Na szczęście prędko spostrzegł, że Claire chyba się tym za specjalnie nie przejęła, a doskonale potrafił odczytywać emocje z jej twarzy, więc kontynuował ─ No to zapytał się jednej dziewczynki o to, gdzie mają suszarkę do włosów. Ta zaczęła się śmiać i przyrzekam, że nigdy nie widziałem Chada tak przerażonego, jak wtedy, gdy zdał sobie sprawę z tego, o co właśnie zapytał dziecko przechodzące przez chemioterapię.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, nie mogąc wyobrazić sobie tego całego Chada, który był przyjacielem Anthonego z dzieciństwa i o którym tak wiele w swoim życiu słyszała, tak po prostu przestraszonego. Chłopak też rozweselił się i odetchnął z ulgą, ujrzawszy mimikę jej twarzy, po czym objął ją ramieniem. Claire w odpowiedzi na jego czuły gest dźgnęła go palcem w bok.

─ Wesołych świąt, idioto ─ powiedziała, odwróciwszy wzrok. Raczej nie mówiła ludziom miłych rzeczy, a tymi właśnie słowami przeszła samą siebie.

─ Wesołych świąt, Claire ─ odpowiedział, chichocząc i ucałował ją w zimny policzek.

◇─◇──◇────◇────◇────◇────◇────◇─────◇──◇─◇

Już nie miał na sobie czerwonego swetra.

Zamiast tego miał czerwoną kałużę pod głową, która dramatycznie kontrastowała z białym śniegiem, a także splamioną dokładnie tą samą czerwienią nogę. Niestety nie prezentował się jak jedna ze wspaniałych rzeźb hellenistycznych, mimo że jego twarz odzwierciedlała prawdziwe cierpienie zupełnie tak, jak one. Tragizm chłopaka o czarnych lokach wcale nie był tak piękny jak ten ukazywany na licznych posągach lub najpiękniejszych wierszach. W sumie to Anthony wyglądał wręcz obrzydliwie, gdy tak leżał zupełnie zmasakrowany i połamany.

Zaś Claire dalej nie miała na sobie czerwonego swetra, a oprócz łez na policzkach, nie miała już nic ani nikogo. Poczuła się, jakby serce zupełnie ucichło jej w piersi i sama już nie wiedziała, czy tylko niewinnie znalazła chłopaka już tak leżącego przed drzwiami do jego domu, czy była tu znacznie wcześniej.

trzynaście dni do Świąt
Bożego Narodzenia🎅🏼

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro