Rozdział 15
Siedzimy na kanapie w salonie i oglądamy film. Mamy jedzenie, które wręcz chłone niczym odkurzacz.
– Jeju... nie mogę przestać myśleć o wczorajszym – tule się do Jima.
– Było super co? – całuję moją głowę.
– Było ciekawie – myślę nad dobrym słowem – Chyba robię się taka jak wy – śmieje się.
– Nie mamy nic przeciwko by tam było – śmieje się Sebastian. W sumie ja też nie mam nic przeciwko. Kocham ich towarzystwo. Wreszcie mam swoje miejsce na świecie. Przy nich jest inaczej. Nie muszę się bać czy uważać na słowa. Wiem, że nie pozwolą mnie skrzywdzić. A Jim zabije każdego kto śmie na mnie krzywo spojrzeć. Wiem, że nadal poluje na mojego byłego męża. Dzięki rządowi się ukrywa, ale nie będzie uciekał całe życie. W końcu wpadnie a wtedy Jimmy go dopadnie. Ivan zabrał mi przyjaciółkę, wolność i godność. Chcę by poczuł chodź cześć mojego bólu. Bo wiem że nigdy się nie zmieni.
– Słyszysz mnie kochanie? – słyszę nagle przy uchu. Patrzę na Jima.
– Wybacz. Zamyśliłam się –usmiecham się ciepło.
– Nic nie szkodzi – całuję mnie czule – Może czegoś chcesz? Nowe buty, książkę, czekoladę... – nie kończy bo do środka wchodzi jakiś zdyszany i zakrwawiony mężczyzna. Sebastian i Jim wstają, a ja nie wiem co robić więc siedzę.
– Co się dzieję? – pyta Moran, a ja mam złe przeczucia.
– Zaatakowali nas... to była zasadzka – mówi z trudem, a ja czuję jak bardzo jest mi szkoda mężczyzny, który widać było był ranny.
– Cholera – słyszę Jima.
–To nie wszystko – mówi niepewnie – jednego z nas zabrali – spuszcza głowę.
– Kogo? – pytam niepewnie patrząc na wszystkich.
– Toma... zabrali Toma –
– mówi patrząc na mnie ze smutkiem. Czuję ból w środku. Zabrali go. Mojego przyjaciela, który pomógł mi w ośrodku. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że od uratowania mnie z Blackair nie widziałam go.
– Jim. To Mycroft prawda? – pytam ze strachem. Po tym jak pomógł mi odzyskać wolność teraz sam może za to umrzeć.
- Tak. to on – nabieram głośno powietrza i wiem... że nie mogę pozwolić go skrzywdzić.
💜💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro