Rozdział 17
Czuję jak moje serce bije jak szalone... Jak wiatr muska moją skórę. Mój oddech i walka czy napewno nie będę żałować, mieć koszmarów z powodu tego co mam zrobić. Z powodu tego co chce zrobić ponownie. Sebastian i Jim twierdzą, że powinniśmy go złapać i torturować, ale ja chce tylko jednego. By zdechł.
– Pamiętaj, że nie musisz oddawać strzału teraz. Naciśnij spust, kiedy tylko będziesz na to gotowa. Bez pośpiechu - mowi Sebastian. Mówił to już milion razy razem z Jimem w dółecie. Widzę go... mój cel. Ivana. Czuję jak mi gorąco, czuję dreszcze i wiem, że mogę się wycofać. Jest wiele innych którzy by mogli to zrobić nawet Sebastian. Ale wiem jedno. Nie wycofam się i robię to czego kiedyś się bałam. Strzelam. Trafiam celnie. Wyrzuty sumienia? Nie mogę ich mieć przez zabicie kogoś kto niszczył każdego dnia mojego cholernego małżeństwa. Niech smarzy się w piekle. Widzę jak krzyczą i biegają
– spadajmy – słyszę Sebe i korzystam z jego rady. Daje mu broń bo szybciej ją rozbroi niż ja. Robi to i biegniemy.
– jeden problem z głowy - mowie biegnąc z nim po schodach.
– oj tak... - śmieje się lecz jego radość nie trwa długo. W każdej bajce coś musi się popsuć.
–Stać! Ręce do góry! – słyszymy kiedy wybiegamy. No to po nas. To moja wina... Jeśli Mycroft nas zabierze... Obydwoje to po nas.
– Oj to zły pomysł – mowi Seb, ale oni mają to gdzieś i nas boleśnie zakuwają. To nie sprawiedliwe. Ivan zabił moją przyjaciółkę i nikt nie raczył go za to ukarać. Ja go zabiłam za to wszystko i mam odpowiedzieć? Patrzę na Sebastiana. Czuję strach – nie bój się - mowi do mnie ciepło. Ma plan?
– po nas – mówię cicho i nas szarpią. Prowadzą do jednego samochodu. Wręcz nas wpychają. Ciężko oddycham i zdaje sobie sprawę, że coś tu nie gra... Mnie i Sebe wsadzili do jednego auta. Nie powinni nas rozdzielić czy coś?
– Nie potraficie być grzeczni? – słyszę znajomy głos. I na mojej twarzy pojawia się szeroki usmiech.
– Jesteś wolny... - mówie cicho.
– Jim mówił że mnie wydostanie, a ja wiem co chciałaś dla mnie zrobić. Naprawdę byś poszła tam sama i ich rozwaliła by mnie uwolnić? - usmiecha się do mnie ciepło.
– Tak. Zrobiłabym to dla ciebie Tom. Jesteś... Jesteś dla mnie jak brat. Wybacz, że nie mogłam nic zrobić by ci pomóc – mowie cicho i patrzę na szybę jak mijamy budynki.
– Nie jestem zły wręcz przeciwnie. Wiem jedno. Nie zamierzam dopuścić by rząd położył na was łapy
🙂🙂🙂🙂
Witam was po długiej przerwie 😎❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro