Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Czuję jak moje serce bije jak szalone... Jak wiatr muska moją skórę. Mój oddech i walka czy napewno nie będę żałować, mieć koszmarów z powodu tego co mam zrobić. Z powodu tego co chce zrobić ponownie. Sebastian i Jim twierdzą, że powinniśmy go złapać i torturować, ale ja chce tylko jednego. By zdechł.

– Pamiętaj, że nie musisz oddawać strzału teraz. Naciśnij spust, kiedy tylko będziesz na to gotowa. Bez pośpiechu - mowi Sebastian. Mówił to już milion razy razem z Jimem w dółecie. Widzę go... mój cel. Ivana. Czuję jak mi gorąco, czuję dreszcze i wiem, że mogę się wycofać. Jest wiele innych którzy by mogli to zrobić nawet Sebastian. Ale wiem jedno. Nie wycofam się i robię to czego kiedyś się bałam. Strzelam. Trafiam celnie. Wyrzuty sumienia? Nie mogę ich mieć przez zabicie kogoś kto niszczył każdego dnia mojego cholernego małżeństwa. Niech smarzy się w piekle. Widzę jak krzyczą i biegają

– spadajmy – słyszę Sebe i korzystam z jego rady. Daje mu broń bo szybciej ją rozbroi niż ja. Robi to i biegniemy.

– jeden problem z głowy - mowie biegnąc z nim po schodach.

– oj tak... - śmieje się lecz jego radość nie trwa długo. W każdej bajce coś musi się popsuć.

–Stać! Ręce do góry! – słyszymy kiedy wybiegamy. No to po nas. To moja wina... Jeśli Mycroft nas zabierze... Obydwoje to po nas.

– Oj to zły pomysł – mowi Seb, ale oni mają to gdzieś i nas boleśnie zakuwają. To nie sprawiedliwe. Ivan zabił moją przyjaciółkę i nikt nie raczył go za to ukarać. Ja go zabiłam za to wszystko i mam odpowiedzieć? Patrzę na Sebastiana. Czuję strach – nie bój się - mowi do mnie ciepło. Ma plan?

– po nas – mówię cicho i nas szarpią. Prowadzą do jednego samochodu. Wręcz nas wpychają. Ciężko oddycham i zdaje sobie sprawę, że coś tu nie gra... Mnie i Sebe wsadzili do jednego auta. Nie powinni nas rozdzielić czy coś?

– Nie potraficie być grzeczni? – słyszę znajomy głos. I na mojej twarzy pojawia się szeroki usmiech.

– Jesteś wolny... - mówie cicho.

– Jim mówił że mnie wydostanie, a ja wiem co chciałaś dla mnie zrobić. Naprawdę byś poszła tam sama i ich rozwaliła by mnie uwolnić? - usmiecha się do mnie ciepło.

– Tak. Zrobiłabym to dla ciebie Tom. Jesteś... Jesteś dla mnie jak brat. Wybacz, że nie mogłam nic zrobić by ci pomóc – mowie cicho i patrzę na szybę jak mijamy budynki.

– Nie jestem zły wręcz przeciwnie. Wiem jedno. Nie zamierzam dopuścić by rząd położył na was łapy

🙂🙂🙂🙂
Witam was po długiej przerwie 😎❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro