Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Minęły 4 godziny od momentu, kiedy daliśmy dla Sherlocka zagadkę. Powinno mi to przeszkadzać. Przeszkadzać powinno mi to, że jakiś biedak ma teraz na sobie bombę. Może będzie to wyglądać brutalnie, ale nie czułam współczucia, gdyż wiedziałam podskórnie, że będzie dobrze. Zresztą ramiona, Jima nie dopuszczały do mnie złych myśli.

– Myślałam, że szybciej mu to pójdzie – powiedziałam poprawiając się na kanapie.

– Ma jeszcze cztery godziny – mówi i mam wrażenie, że też spodziewał się czegoś innego. Było już ciemno, a ja wpadłam na pomysł – Jedźmy tam – mówi do mnie z uśmiechem, który odwzajemniam.

– Gdzie? Do mojego mieszkania? – pytam po chwili.

– Do twojego byłego mieszkania – poprawia mnie – W jego okolice. Jestem ciekaw co by zrobił jakby cię zobaczył z daleka – analizuje jego słowa. Też o tym myślałam, ale doszłam do wniosku, że Jimmy i tak by się nie zgodził.

– Jestem za – mówię pewnie i poważnie, gotowa na wszystko.

– To moja dziewczyna – mówi to tak jakby dostał górę gum do żucia. Śmieje się i po chwili znów się całujemy. Byliśmy gotowi stawić czoło tym, którzy na to zasłużyli.

Po godzinie dojeżdżamy na parking, który dobrze znałam.

– Nie musimy jeśli nie chcesz – mówi z troską.

– Chcę tam iść – łapie go za rękę i zakładam czapkę, on kaptur. Docieramy na miejsce, gdzie już jest policja, jest dużo ludzi wokoło, którzy nie mają co robić tylko obserwować całą tą sytuację pod moim domem. Rozwiązał zagadkę, wiedział, że teraz policja musi zająć się zabezpieczeniem domu.

– Będę niedaleko – szepcze mi do ucha James, na co kiwam głową. Po chwili znika mi z oczu, a ja kieruje wzrok na dwóch mężczyzn, którzy wychodzą z budynku. Od razu ich poznaje. Rozmawiają. Watson jest przejęty czymś, a Sherlock myśli. Jestem pewna, że to bez sensu, że tu stoję. Jest tak do czasu, gdy Sherlocka wzrok pada na mnie. Stanie po drugiej stronie ulicy dawało mi szansę ucieczki, ale zamiast tego patrzymy na siebie. Widzę z daleka jego zdziwienie. Nagle rusza w stronę ulicy mimo, że jest duży ruch. To sprawia, że się budzę i uciekam. Po chwili ktoś łapie mnie w tali – Spokojnie – szepcze mi do ucha Jim – Czas wracać – nie protestuję tylko biegnę razem z nim do samochodu, gdzie jest Seb.

❤️❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro