7
Pov Veronica
Pod byle pretekstem udało mi się namówić Harry'ego by pozwolił mi wyjść z domu. Nie miałam jednak do niego wiele zaufania, więc podczas jazdy ciągle spoglądałam w lusterko, żeby mieć pewność, że mnie nie śledzi. Louis w odróżnieniu ode mnie nie był taki ostrożny, bo jak byłam na miejscu to zobaczyłam go stojącego obok mojego domu. W każdej chwili ktoś mógł go zobaczyć i donieść o wszystkim Styles'owi.
- Następnym razem nie wysiadaj z samochodu! - poleciłam mu jak opuściłam auto. Nie zamierzałam jednak ani razu więcej się z nim spotykać. To w tej sytuacji było by nie wskazane.
- Przepraszam, nie pomyślałem - powiedział i wszedł za mną do domu jak otworzyłam kluczem drzwi. Skierowaliśmy się do salonu. Usiadłam na kanapie, a on przysiadł obok mnie. Był stanowczo zbyt blisko mnie.
- Długo zastanawiałem się co można zrobić by ci pomóc - zakomunikował i połączył nasze dłonie. Zdaje sobie sprawę z tego, że powinnam jak najszybciej zabrać rękę, ale coś mnie przed tym powstrzymało. Możliwe, że nie chciałam żeby źle się poczuł. Bardzo go lubiłam, jako jedyny wyciągnął do mnie pomocną dłoń, a poza tym był moim bratem. Gdybyśmy tylko wcześniej wiedzieli, że jesteśmy rodzeństwem to pewnie mielibyśmy dobre relacje. Nie takie jak moje i Kate. - Zabijmy Harry'ego, a następnie razem się zwiążemy. Będziemy bardzo szczęśliwi.
Przymknęłam oczy na chwilę oczy i spojrzałam na podłogę.
Było jeszcze gorzej niż wcześniej myślałam, Louis już planował nasz związek. A najgorsze było to, że gdyby Harry mi się nie wygadał to najprawdopodobniej związałabym się z własnym bratem. O moim skomplikowanym życiu można by było nakręcić dramat.
- Wątpię żeby to był dobry pomysł - wyswobodziłam swoją rękę z jego uścisku i wstałam żeby zachować dystans. Łatwiej mi było mu odmówić. - Harry jest zbyt sprytny byśmy mogli go łatwo zabić. Prędzej to on pozbawiłby nas życia. Na razie jeszcze mi nie ufa, więc lepiej nie ryzykujmy - poradziłam mu.
Nie mam pojęcia czemu, ale jakaś część mnie nie chciała mu wyjawiać prawdy. Podejrzewałam, że przeżyłby jeszcze większy szok ode mnie, a w obecnym momencie nie był na to jeszcze gotowy.
- Może i masz rację, ale ja nie mogę już znieść tego, że ciągle musisz się zmuszać żeby z nim wytrzymywać, on na ciebie nie zasługuje. Ja mając kogoś takiego ja ty u mojego boku starałbym się ze wszystkich swoich sił. Starałbym się żebyś czuła się jak najlepiej - nie kochałam go tak jak mężczyzna kobietę, ale gdyby nie był moim bratem to mógłby okazać się dla mnie bardzo dobrą alternatywą. Już dawno pogodziłam się z faktem, że będę musiała się obyć bez miłości. A tak naprawdę to zaczęłam się poważnie zastanawiać czy coś takiego w ogóle istnieje?
- Niestety to się nigdy nie wydarzy - zmarszczył barwi jak usłyszał moje słowa. Jego wyraz twarzy także się zmienił. Wyglądał na bardzo zaskoczonego.
- Czemu? Zapewniam, że nie jestem taki sam jak mój brat. Nigdy nie będziesz przeze mnie płakać tak jak przez niego. Będziemy razem bardzo szczęśliwi - oznajmił i wstał. Następnie podszedł do mnie i delikatnie złapał mnie za ramiona.
Nim zdążyłam się wyrwać to on zaatakował moje usta swoimi. Chwilę potrwał ten pocałunek zanim zdążyłam się od niego odsunąć. A jak już mi się to udało to jak najmocniej tylko potrafiłam spoliczkowałam go.
- Nigdy więcej tego nie rób! - warknęłam do niego. Nie wiedziałam jak w inny sposób mu przemówić do rozsądku.
- Dlaczego? Nie podobam ci się?
- To nie o to chodzi. Jesteś cudownym chłopakiem, ale nie dla mnie. Znajdź sobie kogoś lepszego, bo my razem nie będziemy - spróbowałam mu tłumaczyć. Pragnęłam by samodzielnie zrozumiał, że nie ma co mną sobie zaprzątać głowy.
- Odpowiedź mi czemu nie chcesz dać mi chociaż jednej szansy? Według ciebie nawet na to nie zasługuje - w jego głosie było aż tak wiele pretensji, że to aż mnie raniło. Sprawiłam przykrość komuś kogo naprawdę nie chciałam skrzywdzić.
Może jestem tak bardzo okrutna jak Harry?
- Tak - odpowiedziałam mu z bólem serca i wyszłam.
Dla dobra nas wszystkich powinien trochę pocierpieć. To jest nieuniknione.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro