Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18


Pov Veronica

- To nie możliwe - powiedział mocno zaszokowany Louis. Byłam zła na Harry'ego, że poinformował szatyna o tym w tak nie delikatny sposób. Ja bardzo długo się do tego zbierałam, bo nie chciałam go zranić.

- Przecież wiesz, że mamy innych ojców - szczerze to nie miałam pojęcia iż o tym wie. Byłam przekonana, że Louis wierzy, że jest rodzonym bratem Harry'ego. - I właśnie twój biologiczny tatuś był też ojcem Veronici. Fajny zbieg okoliczność co? - spytał z uśmiechem na twarzy.

- Wiedziałaś o tym? - zapytał z bólem wymalowanym na twarzy.

Niechętnie kiwnęłam głową. Te słowa nie potrafiły opuścić moich ust. Było mi zbyt głupio.

- Oboje mnie przez ten czas okłamywaliście - jego spojrzenie zostało skierowane na mnie. - Wiedziałaś jak bardzo cię kocham. Wiele razy ci o tym mówiłem. Robiłem to wszystko by zasłużyć na ciebie - chwycił broń, która leżała na stoliku.

Przez chwilę na niego popatrzył i następnie wymierzył w swojego brata. Nie mam pojęcia czemu, ale poczułam dość duży niepokój. Nie chciałam by Harry umierał.

- Odłóż to - zakomunikowałam cichym tonem. Nie chciałam go spłoszyć. Najdziwniejsze było jednak to, że Harry nawet trochę się nie przestraszył.

- W tym pistolecie jest tylko jedna kula. A ty nigdy nie byłeś dobry w strzelaniu, więc jak będziesz miał szczęście to mnie zabijesz i uwolnisz się ode mnie na zawsze, lecz jeśli chybisz albo zrobisz to zbyt lekko to ja zabiję cię - to co mówił mój mąż było straszne. On chciał by w domu rozegrała się jakaś masakra.

- Louis przestań grać w nim w tę grę - poprosiłam brata.

- No już spróbuj swojego szczęścia - kolejny raz Harry go podpuścił. - Ja jakoś jestem pewien jak to się skończy. Zginiesz choć jeśli bardzo mnie poprosisz to dostaniesz dość łagodną śmierć - byłam przerażona tymi słowami.

I na tyle znałam mojego męża, że wiedziałam, iż on nie żartuje.

Louis także wyglądał na bardzo przerażonego.

- Kocham cię - powiedział w moją stronę i nim zdążyłam coś robić on przystawił pistolet do skroni i pociągnął za spust. Nie mam pojęcia jak opisać to co poczułam gdy jego ciało opadło na podłogę, a z głowy poleciało morze krwi.

Stałam wpatrując się w ten makabryczny widok, a Harry nadal pozostał na swoim miejscu.

- Dziś jest dość owocny dzień. Pozbyłem się dwóch osób, które mi zagrażały - dopiero po kilku sekundach dotarł do mnie sens jego słów. Kogo jeszcze dziś pozbawił życia?

Nagle podchodzi do barku i nalewa sobie tam whisky.

- Obaj byli dla ciebie ważni. Tylko, że Louis w odróżnieniu od Fabia tak daleko nie zaszedł - poczułam jak osuwa mi się grunt pod nogami. Moja największa tajemnica właśnie wyszła na jaw.

- Skąd o tym wiesz? - zapytałam cichym głosem, a on powoli się do mnie zbliżył.

- Ten idiota się wygadał po pijaku jednemu z moich najwierniejszych pracowników. Chlał i płakał po kątach. Dziś się o tym dowiedziałem i od razu kazałem wykonać na nim wyrok. Nie pozwolę z siebie kpić

Gdy już był dość blisko mnie to zamachnął się i całej siły uderzył mnie w twarz. Upadłam przez to na drewnianą podłogę.

- Powinienem cię za to zabić. Zdradzałaś mnie pod moim własnym dachem i z moim pracownikiem. Jeszcze na dodatek chciałaś go tu sprowadzić - spróbowałam się podnieść, ale otrzymałam kopniaka w brzuch. - Jednak cię kocham i nie mogę tego zrobić. Nie chcę znowu cierpieć.

On chyba sam siebie nie słyszał.

- Jeśli jest jeszcze coś o czym mi nie powiedziałaś radzę ci to zrobić.

- Mogę mieć dzieci - nic więcej nie zamierzałam mu mówić. Może to naiwne, ale chciałam żyć.

- Tym lepiej dla ciebie - zakomunikował i opuścił pomieszczenie.

A mi nie pozostało nic innego jak po płakać nad zwłokami brata.

******************

To już ostatni rozdział. Epilog dostaniecie jeszcze dziś


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro