18
Pov Veronica
- To nie możliwe - powiedział mocno zaszokowany Louis. Byłam zła na Harry'ego, że poinformował szatyna o tym w tak nie delikatny sposób. Ja bardzo długo się do tego zbierałam, bo nie chciałam go zranić.
- Przecież wiesz, że mamy innych ojców - szczerze to nie miałam pojęcia iż o tym wie. Byłam przekonana, że Louis wierzy, że jest rodzonym bratem Harry'ego. - I właśnie twój biologiczny tatuś był też ojcem Veronici. Fajny zbieg okoliczność co? - spytał z uśmiechem na twarzy.
- Wiedziałaś o tym? - zapytał z bólem wymalowanym na twarzy.
Niechętnie kiwnęłam głową. Te słowa nie potrafiły opuścić moich ust. Było mi zbyt głupio.
- Oboje mnie przez ten czas okłamywaliście - jego spojrzenie zostało skierowane na mnie. - Wiedziałaś jak bardzo cię kocham. Wiele razy ci o tym mówiłem. Robiłem to wszystko by zasłużyć na ciebie - chwycił broń, która leżała na stoliku.
Przez chwilę na niego popatrzył i następnie wymierzył w swojego brata. Nie mam pojęcia czemu, ale poczułam dość duży niepokój. Nie chciałam by Harry umierał.
- Odłóż to - zakomunikowałam cichym tonem. Nie chciałam go spłoszyć. Najdziwniejsze było jednak to, że Harry nawet trochę się nie przestraszył.
- W tym pistolecie jest tylko jedna kula. A ty nigdy nie byłeś dobry w strzelaniu, więc jak będziesz miał szczęście to mnie zabijesz i uwolnisz się ode mnie na zawsze, lecz jeśli chybisz albo zrobisz to zbyt lekko to ja zabiję cię - to co mówił mój mąż było straszne. On chciał by w domu rozegrała się jakaś masakra.
- Louis przestań grać w nim w tę grę - poprosiłam brata.
- No już spróbuj swojego szczęścia - kolejny raz Harry go podpuścił. - Ja jakoś jestem pewien jak to się skończy. Zginiesz choć jeśli bardzo mnie poprosisz to dostaniesz dość łagodną śmierć - byłam przerażona tymi słowami.
I na tyle znałam mojego męża, że wiedziałam, iż on nie żartuje.
Louis także wyglądał na bardzo przerażonego.
- Kocham cię - powiedział w moją stronę i nim zdążyłam coś robić on przystawił pistolet do skroni i pociągnął za spust. Nie mam pojęcia jak opisać to co poczułam gdy jego ciało opadło na podłogę, a z głowy poleciało morze krwi.
Stałam wpatrując się w ten makabryczny widok, a Harry nadal pozostał na swoim miejscu.
- Dziś jest dość owocny dzień. Pozbyłem się dwóch osób, które mi zagrażały - dopiero po kilku sekundach dotarł do mnie sens jego słów. Kogo jeszcze dziś pozbawił życia?
Nagle podchodzi do barku i nalewa sobie tam whisky.
- Obaj byli dla ciebie ważni. Tylko, że Louis w odróżnieniu od Fabia tak daleko nie zaszedł - poczułam jak osuwa mi się grunt pod nogami. Moja największa tajemnica właśnie wyszła na jaw.
- Skąd o tym wiesz? - zapytałam cichym głosem, a on powoli się do mnie zbliżył.
- Ten idiota się wygadał po pijaku jednemu z moich najwierniejszych pracowników. Chlał i płakał po kątach. Dziś się o tym dowiedziałem i od razu kazałem wykonać na nim wyrok. Nie pozwolę z siebie kpić
Gdy już był dość blisko mnie to zamachnął się i całej siły uderzył mnie w twarz. Upadłam przez to na drewnianą podłogę.
- Powinienem cię za to zabić. Zdradzałaś mnie pod moim własnym dachem i z moim pracownikiem. Jeszcze na dodatek chciałaś go tu sprowadzić - spróbowałam się podnieść, ale otrzymałam kopniaka w brzuch. - Jednak cię kocham i nie mogę tego zrobić. Nie chcę znowu cierpieć.
On chyba sam siebie nie słyszał.
- Jeśli jest jeszcze coś o czym mi nie powiedziałaś radzę ci to zrobić.
- Mogę mieć dzieci - nic więcej nie zamierzałam mu mówić. Może to naiwne, ale chciałam żyć.
- Tym lepiej dla ciebie - zakomunikował i opuścił pomieszczenie.
A mi nie pozostało nic innego jak po płakać nad zwłokami brata.
******************
To już ostatni rozdział. Epilog dostaniecie jeszcze dziś
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro