Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wstęp

Kilka tysięcy lat przed naszą erą, Wałbrzych

– Obiecałeś, że będziesz się trzymał od niej z daleka! – Pięść Ryśka trafiła w szczękę Krzyśka.

– Pierwsza do mnie zagadała! – Krzysiek ze łzami w oczach, które bardzo chciał ukryć, uniósł dumnie brodę, aby pokazać Ryśkowi, że jego cios wcale go nie zabolał.

– Akurat! – Lewy sierpowy Ryśka zmiażdżył nos Krzyśka, któremu wtedy już puściły nerwy. Otarł krew spod nozdrzy, posłał Ryśkowi mordercze spojrzenie i walnął w jego szczękę. Nie chciał go bić. Wiedział, że młody poskarży się ojcu i zgoni całą winę na niego. Ale nie mógł stać i patrzeć, jak Rysiek okłada go po twarzy!

– Na litość Boską, dzieci! Co wy robicie? – wrzasnęła matka przez otwarte okno w kuchni. – Zaraz zawołam ojca, to się wami zajmie!

Chłopcy zdążyli wymienić przerażone spojrzenia, ale było już za późno. Z domu wyszedł ojciec. Szedł powoli, doskonale udając spokój. Jego ręka powędrowała do paska, który przytrzymywał jego spodnie. Należy nadmienić, że nie był to taki zwykły paseczek, tylko gruby skórzany pas z metalową klamrą.

Z nosa Krzyśka powoli płynęła krew, tak jak z w wargi Ryśka. Matka, widząc chłopców w takim stanie, od razu przyszykowała apteczkę.

– Co wam do tych durnych łbów strzeliło, żeby się bić? – Ciężki pas lekko odbił się od wewnętrznej strony jego lewej dłoni. Rysiek i Krzysiek przełknęli ślinę.

– Bo Krzysiek odbił mi dziewczynę! – W końcu wykrztusił Rysiek.

Krzysiek spuścił głowę zawstydzony, matka zamarła w bezruchu, a ojciec otworzył szerzej oczy.

– Macie po cztery lata...

– Ej, ja mam prawie sześć! – przerwał ojcu Krzysiek, ale zaraz potulnie zamilkł.

– Macie po cztery lata i już bijecie się o dziewczynę? Do reszty was pojebało?

– Kazimierz, nie wyrażaj się tak przy dzieciach! – Matka wybiegła z domu i zagoniła chłopców do kuchni, aby opatrzyć ich rany. Wiedziała, że tylko odkłada w czasie ich spotkanie trzeciego stopnia z pasem ojca.

– Rysiu, wiem, że bardzo chcesz zostać policjantem, ale masz zakaz oglądania tych amerykańskich filmów, gdzie policjanci biją ludzi!

– Mamo! – jęknął Rysiu.

– A ty, Krzysiu... Nie spodziewałam się tego po tobie, powinieneś troszczyć się o brata a nie się z nim bić!

Krzysiek wywrócił oczami.


Kwiecień 1996 r., Wałbrzych

– Agnieszka, przecież ty za dwa tygodnie bierzesz ślub! Nie mogę zrobić tego Ryśkowi!

– Przymknij się! – Agnieszka zamknęła mężczyźnie usta namiętnym pocałunkiem i popchnęła go w stronę łóżka.


Sylwester 1996 r. jakaś pipidówa pod Wrocławiem

– Chyba odeszły mi wody – powiedziała Agnieszka o godzinie dziewiętnastej.

– Jesteś pewna, skarbie? Impreza się nawet nie rozpoczęła... – mruknął Rysiek.

– Tak, jestem kurewsko pewna, że zaczynam rodzić! Aaaa! – Agnieszka osunęłaby się na kolana, gdyby nie szybka reakcja jej męża.

O godzinie 23:55 na świat przyszła maleńka dziewczynka, której nudziło się już w brzuszku mamy i postanowiła wyjść na zabawę do dorosłych.


Któryś dzień nowego 1997 roku, Urząd Stanu Cywilnego w Wałbrzychu

– A tutaj proszę wpisać imię córeczki – podpowiedziała uprzejma pani.

Tylko jak żeśmy ją kurwa nazwali? – pomyślał Rysiek. Sylwestrowo–noworoczne balowanie przedłużyło się o kilka dni, bo musieli oblać narodziny córeczki. Dziś do urzędu przyszedł na straszliwym kacu. O mały włos nie zapomniał zabrać z lodówki skróconego odpisu aktu małżeństwa i dowodów tożsamości.

– Rysiek, no wpiszże coś – mruknął jego brat Krzysiek.

– Kiedy nie wiem co – odpowiedział Rysiek.

Obydwaj chcieli jak najszybciej wrócić do domu.

Agnieszka chciała, żeby to było ładne imię. Gdyby to był chłopiec, to nazwaliby go Julian, po tym poecie, a jeśli dziewczynka? Kurwa... Ale mi łeb pęka. A chuj, wpiszę byle co. I tak ją kocham.

Julianna.

Kilka koślawych literek napisanych przez Ryśka skazało jego córkę na wieczne wyśmianie.


Luty 1998 r., Wałbrzych

– Powiedz: mama.

– Ta–ta.

– Powiedz: mama – powtórzyła cierpliwie Agnieszka.

– Ta–ta. – Mała Julianka klasnęła zadowolona w rączki.

– No, córciu. Powiedz: ma–ma – zachęcała ją dalej.

– Kuja.

Agnieszka spojrzała zdezorientowana na dziewczynkę.

– Wa. – Szczęśliwa córeczka złapała za włosy mamy.

– Mama – przekonywała ją.

– Kuu–wa! – Juleczka się zaśmiała, a zrozpaczona matka opuściła głowę.

– Czegoś ty ją, durniu, nauczył? – wrzasnęła na męża, który właśnie wszedł do salonu.

– Ta–ta!

– No czego? Czego? Niczego! – odpowiedział, sięgając po piwo do lodówki.

– Kuu–wa!

– To twoim zdaniem jest nic?

Ku–ku – naśladował córkę ojciec – tak robi kukułka. A www to samochód – wyjaśnił.

– Tylko to mi na co innego wygląda – upierała się żona.

– Niech ci wygląda, na co chcesz. Na drugi raz, jak ci nie pasuje, to nie wyjeżdżaj na dwa miesiące na delegacje! – odburknął Rysiek.

– Dobrze wiesz, że to moja praca! – warknęła i zabrała się z walizką do ich sypialni.

– Ma–ma – szepnęła smutna dziewczynka i się rozpłakała.


Maj 2001 r., Wałbrzych

Czteroletnia Julianna siedziała na miejscu pasażera w radiowozie ojca i jadła z nim kebaba od prawdziwego Turka w tajemnicy przed mamą. Wzięła do ust słomkę i pociągnęła porządny łyk coli. Przełknęła, po czym beknęła głośno.

– No, córa. Idziesz na rekord. Sześć sekund – pochwalił ją ojciec, odkładając stoper. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego zadowolona i pomachała nóżkami w powietrzu.

– A mogę pierdnąć? – spytała, oblizując palce.

– Nie tutaj, za chwilkę pójdziemy na komisariat po moje rzeczy.

Dziewczynka pokiwała posłusznie głową i pociągnęła kolejnego łyka coli. Wyciągnęła swoje malutkie rączki w stronę taty, aby wytarł je specjalną pachnącą chusteczką i wysiedli z auta.

– A pójdziemy dzisiaj na rowery? – zapytała, kiedy otwierał przed nią drzwi.

– Pewnie – zapewnił Rysiek. – Usiądź tutaj. – Wskazał na miękki obrotowy fotel znajdujący się obok jego kolegi. – Dante, będziesz miał na nią oko? Muszę oddać raport.

– Pewnie – odpowiedział tylko i przybił żółwika z Julianką. – Co tam słychać? – zapytał, kiedy grzebała w szufladzie.

– Jadę z tatą na rowery – odpowiedziała, po czym sapnęła, schyliła się i wyciągnęła czystą kartkę. – Mogę porysować?

– Pewnie.

Dziewczynka zadowolona wzięła do ręki jakiś pisak i zrobiła dziwną minę. Przegryzła wargę i spojrzała zawstydzona na Dantego. Szybko odwróciła wzrok, podniosła nogę i pierdnęła. Oddychając cicho z ulgą, zaczęła tworzyć kolejne arcydzieło. A Dante tylko zachichotał.


**

Cześć :) 

póki co mam tylko to, ale to co kiedyś zaczęłam, chciałabym skończyć. Proszę o komentarze i gwiazdki, które dadzą mi motywację do pisania :)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro