90. Zemsta...*
-Krzysiuuu-jęczę, patrząc na niego.
-Tak?
-Jestem głodna.
-To dobrze się składa, bo zaraz będziemy w restauracji, gdzie mamy rezerwację na...-patrzy na zegarek na nadgartku.-Za dwadzieścia minut.
-Ooo, serio jesteś przygotowany-uśmiecham się i całuję go w policzek.-Pozytywnie mnie zaskoczyłeś.
-Starałem się.
Po kilku minutach drogi wchodzimy do jakiejś knajpki. Oczywiście, kucharz specjalizuje się w daniach kuchni azjatyckiej, którą wprost ocham! Krzysiek zresztą też.
Krzysiek pomaga mi zdjąć płaszcz, po czym sam zdejmuje i wiesza je na wieszaku. Podchodzi do kelnerki, a ja grzecznie czekam, aż mnie zawoła. Po chwili Krzysiek macha do mnie dłonią, więc podchodzę do niego. Kelnerka prowadzi nas do stolika najbardziej oddalonego od innych. Daje nam karty dań i odchodzi. Wybieramy dania i składamy zamówienie.
-Co tam?-Krzysiek się do mnie uśmiecha i patrzy na mnie.
-A sobie czekam na jedzonko-mówię.-A ty?
-Nie zgadniesz, bo ja też. A dodatkowo, patrzę na taką piękną kobietę.
-Ciekawe-opieram łokcie o stół i splatam dłonie pod brodą.-Opowiedz coś o niej.
-Jest świetna. Piękna, mądra, zabawna, utalentowana, ma cudowne serce, potrafi mi pomóc w każdym momencie. Ideał po prostu.
-Naprawdę jest aż taka super? Nie wydaje mi się-przymykam oczy delikatnie.
-Jest najlepsza na świecie-mówi pewny siebie.
-Skoro tak...-zaczynam, ale przerywa mi muzyka leżąca z głośników.-Czy to jest Niemen?
-"Przyjdź w taką noc" dokładnie-dodaje Krzyś.
-Tak mi się wydawało-uśmiecham się szeroko.-Potańczymy?
-Co? Teraz? Tutaj?-Krzysiek marszczy brwi.
-Noo-wstaję z krzesła.
Łapię go za dłoń, po czym ten wstaje. Odchodzimy trochę od stolika i zaczynamy tańczyć. Krzysiek jeszcze przy tym śpiewa. Ludzie dziwnie się na nas patrzą. Po chwili dołącza się do nas para starszych ludzi. Również tańczą, na co uśmiecham się do Krzyśka. Gdy piosenka się kończy, Zalewski całuje mnie w usta. W tym samym czasie para staruszków robi to samo.
-Mówiłem, jest najlepsza-szepcze, po czym wracamy do stolika.
Po obiedzie idziemy do centrum handlowego. Niedługo potem idziemy do teatru. Naprawdę, Krzyśkowi się to udało. Spektakl był niesamowity.
Z teatru wychodzimy gdy było ciemno. Wsiadamy do samochodu. Krzysiek rusza w tylko sobie znanym kierunku.
-Jesteś głodna?-pyta.
-Nie, a co?-patrzę na niego.
-Zastanawiałem się, czy będziemy coś zamawiać. Ale skoro nie jesteśmy głodni too...-patrzy na mnie przez chwilę i się uśmiecha cwaniacko.
-Możemy przejść do ostatniego punktu?-pytam z podobnym uśmiechem.
-Yhmm...
-W końcu! Czekałam na to cały dzień!
-Trzeba było powiedzieć. Byśmy olali tamtą resztę i byśmy pojechali do mnie.
-Teatr-odpowiadam krótko, a ten wie, o co chodzi.
-Czyli dobrze trafiłem?-spogląda na mnie, gdy stajemy na światłach.
-Zdecydowanie-całuję go w policzek.-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
-Ja bardziej.
-Nie, bo ja bardziej.
-Nie, bo ja.
-Nie, bo ja.
-Ja bardziej.
-Ja.
-Ja-śmieję się delikatnie, a zaraz po mnie Krzysiek.
-Ja.
-Ja.
-Ula, czy ty chcesz się przekonać, że kocham cię bardziej?-unosi brwi do góry, parkując przed swoim blokiem.
-Nie wiem, czy dobrze robię, ale chcę-mówię, wychodząc z samochodu.
-Jak chcesz.
Po chwili jesteśmy w jego mieszkaniu. Zdejmujemy płaszcze i buty. Krzysiek idzie do kuchni, a ja stoję w salonie.
-Chodź do sypialni-mówi Krzysiek.
-O, wino-uśmiecham się, kiedy zauważam, że muzyk trzyma w dłoniach butelkę wina i dwa kieliszki.
Idziemy do sypialni. Krzyś stawia kieliszki na blacie biurka i nalewa wina. Zauważam, że na łóżku leży średniej wielkości torebka prezentowa.
-Co to?-pytam, podchodząc.
-Zostaw, jeszcze nie teraz-Krzysiek łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do siebie. Daje mi jeden kieliszek.-Wszystko po koleji.
-Nie możesz mi powiedzieć, co tam jest?
-Nie-uśmiecha się. Stuka lekko swój kieliszek o mój i upijamy po łyku.
Po chwili Krzysiek podchodzi do łóżka i zbiera torebkę.
-A zatem...-zaczyna.-Pamiętasz, jak byłem chory powiedziałaś, że idziesz się przebrać w szlafrok. Jak wróciłaś powiedziałem, że myślałem, że mówisz o takim krótkim, czerwonym, satynowym szlafroczku.
-Kupiłeś taki?!-pytam szczęśliwa, wyciągając ręce w jego stronę.
-Chciałem taki kupić, ale...-Krzysiek torebkę chowa za plecami.-Zobaczyłem inny, który bardziej mi się spodobał.
-No dawaj mi go-przeskakuję z nogi na nogę.
-Proszę-daje mi torebkę.
Wyciągam czarny, koronkowy szlafrok, który w żadnym stopniu nie spełnia wymagań szlafroka. Jest naprawdę ładny i seksowny. Nie dziwię się, że Krzysiek go wybrał.
-Wiem też, że jak kupujesz nowe ubrania, to zawsze je pierzesz, więc już to zrobiłem-mówi, obserwując mnie.
-Czy zrobiłeś to, po to, abym mogła go teraz założyć?-pytam z delikatnym uśmiechem.
-No wiesz... jestem ciekaw, jak leży.
-Kocham cię-podchodzę do niego i całuję go w usta.
-Ja ciebie też-mówi cicho.-A teraz leć zakładać.
-No już, już-śmieję się.
Idę do łazienki. Zdejmuję wszystko i zakładam szlafrok. Co prawda, wszystko prześwituje i wszystko widać, ale mnie się podoba. A Krzyśkowi to już w ogóle się spodoba.
Powoli wchodzę do sypialni, gdzie na łóżku siedzi Krzysiek. Gdy tylko przekraczam próg pokoju, wzrok chłopaka ląduje na mnie. Dokładnie skanuje moje ciało i głośno przełyka ślinę. Staję przed nim w dość dużej odległości. Krzysiek nic nie mówi, tylko patrzy na mnie.
-Powiesz coś?-pytam cicho, zakładając niseforny kosmyk za ucho.-Minę się podoba.
-Jak dla mnie...-wzdycha.-Wyglądasz obłędnie.
-Dziękuję-uśmiecham się delikatnie.
-Chodź tu-wyciąga ręce w moją stronę, a ja do niego podchodzę.
Łapie mnie za biodra, przysuwając bliżej siebie. Powoli rozwiązuje sznurek od szlafroka, odsłaniając mój brzuch kawałek po kawałku.
-Ładny ten szlafrok wybrałem, ale jednak wolę cię bez niego-mówi cicho.
W bardzo miły i namiętny sposób spędzamy noc i ranek. Po tym i po śniadaniuKrzysiek odwozi mnie do domu.
Z szerokim uśmiechem wchodzę do salonu. W ręce trzymam prezent. Raczej nie pokażę go Radkowi.
Cały mój dobry humor pryska, gdy widzę na kanapie Radka i...
-Daniel?!
***
Zemsta jest słodka. A to dopiero początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro