89. "Sesja".
Najpierw Krzyś zabrał mnie na śniadanie, a potem zawiózł nas pod park obok mnie i poszliśmy na spacer.
-To co potem robimy?-pytam, spoglądając na niego.
-Szczerze?-zaciąga się papierosem, którego akurat pali, po czym patrzy na mnie.-Nie mam pojęcia.
-Co?-śmieję się.-Przecież mówiłeś...
-Mój plan wygląda jedynie tak, że zaplanowałem śniadanie, spacer, obiad, kolację, teatr i to, że pójdziemy potem do mnie. Nie wiem, co możemy robić między tymi punktami planu-wzrusza ramionami.-Stwierdziłem, że będziemy prawie wszystko robić spontanicznie.
-Jaki teatr?-marszczę brwi.
-Pamiętasz, jak byłem w szpitalu, to powiedziałem, że kiedy wyjdę to cię zabiorę albo do kina albo do teatru. Ty powiedziałaś, że dawno byłaś w teatrze, no to cię zabieram dziś wieczorem na spektakl.
-Jezu, kocham cię!-krzyczę.
Staję przed nim i rzucam mu się na szyję. Ze śmiechem obejmuje mnie jedną ręką w talii, bo w drugiej trzyma szluga. Wieki nie byłam w teatrze, a kocham tę formę sztuki! Całuję go w policzek i odsuwam się od niego.
-Dziękuję-uśmiecham się do niego.
-Nie masz za co, Skarbie-gasi papierosa o kosz i wyrzuca go, po czym patrzy na mnie.-Tak będzie teraz, co raz częściej.
Łapię go za dłoń i splatam razem nasze palce. Krzysiek nachyla się w moją stronę. Całuje mnie delikatnie w usta. Po chwili odsuwam się od niego z grymasem na twarzy.
-Czuję się, jakbym całowała się z popielniczką-mówię i ciągne go w dalszą drogę.-To co robimy dalej?
-No nie wiem. Możemy... nie mam pomysłu.
-Wiem!-staję przed nim z szerokim uśmiechem.
-Taak?-unosi brwi do góry?-Zamieniam się w słuch.
-Wiesz, że nie mamy żadnych zdjęć razem? No, niewiele mamy wspólnych zdjęć.
-Co sugerujesz?-pyta, a na jego usta wpełza delikatny uśmiech.
-Chodźmy do mnie, skoczę po aparat i zrobimy sobie taką jakby sesję.
-Hmm... no nie wiem...-wzdycha.
-No Krzysiu!-zarzucam ręce na jego szyję.-Proszę.
-Co z tego będę miał?
-Może nie będę mówiła takich brzydkich rzeczy tutaj, na głos, coo? Jeszcze te stare panie za nami usłyszą to i będą zniesmaczone-zbliżam się do niego.
-No to chyba nie mam możliwości się nie zgodzić?-delikatnie całuje mnie w usta i ciągnie w stronę wyjścia.
Z uśmiechem idę obok niego. Ten dzień zapowiada się niesamowcie! Nie mogę się doczekać, co będzie dalej.
Wsiadamy do auta i jedziemy do mnie. Kiedy Krzysiek zatrzymuje samochód, wybiegam z niego i lecę do mieszkania.
-Cześć, Radek!-krzyczę od progu.
-Cześć-przychodzi do przedpokoju.-Już po randce?
-Randka się dopiero zaczyna. Najprawdopodobniej nie wrócę na noc. Zajmiesz się Kosmosem?
-Jasne-uśmiecha się.
Idę do swojego pokoju. Zabieram aparat i wychodzę z mieszkania.
-Możemy jechać-mówię, gdy wsiadam do auta.
-A gdzie?-pyta, ruszając.
-Może... Stare Miasto?-proponuję, zapinając pasy.
Po kilkunastu minutach Krzysiek zatrzymuje samochód. Wychodzimy z auta i ruszamy przed siebie. Zakładam aparat na szyje i łapię Krzyśka za dłoń.
Dzień dziś jest wyjątkowo ciepły. Słońce przyjemnie ogrzewa naszą skórę. Na niebie jest niewiele chmur. Ale przede wszystkim, nie pada deszcz.
Co chwila zatrzymujemy się, abym mogła coś sfotografować. Jakiś ładny widoczek lub coś. Od czasu do czasu udaje mi się zrobić zdjęcie Krzyśkowi, kiedy nie patrzy.
-Mieliśmy sobie robić zdjęcia-przypomina Krzysiek, obejmując mnie ramieniem.
-Ja tobie zrobiłam-mówię, przeglądając zdjęcia, które już zrobiłam.
-Aha? Dobrze wiedzieć.
-No co? Będę miała pamiątkę-wzruszam ramionami.
-Ja też chcę taką pamiątkę-mówi z uśmiechem.
-To ty potem mi porobisz zdjęcia-całuję go w policzek.
-Poczekaj-Zalewski zabiera mi aparat i podchodzi do jakiegoś mężczyzny. Rozmawia z nim chwilę, po czym z uśmiechem daje mu aparat i idą w moją stronę.
-O co chodzi?-pytam zdziwiona.
-Pan zrobi nam parę zdjęć-mówi i całuje mnie w usta.
Nie można powiedzieć, że w jakikolwiek sposób staramy się, aby te zdjęcia wyszły ładne. Po prostu się przytulamy, całujemy, śmiejemy się. Krzysiek nawet wziął mnie na ręce w stylu "panny młodej". Nasz "fotograf" uwiecznił ten moment, podobnie jak chwilę, gdy poprawiałam dla Krzyśka kołnierzyk od koszuli. Swoją drogą, Krzysiek nieźle się wystroił, bo ubrał białą koszulę.
-Wystarczy-mówię do "fotografa" po kilkunastu minutach. Zabieram od niego aparat z uśmiechem.-Dziękujemy.
-Ależ nie ma za co. Fajnie tak popatrzeć na szaleńczo zakochanych w sobie dwóch młodych ludzi. Nie zmarnujcie tego-mężczyzna puszcza do nas oczko.
-"Szaleńczo" to jest to słowo, które idealnie opisuje nasze uczucie, prawda?-Krzysiek staje za mną i obejmuje mnie w pasie.
Do mężczyzny podchodzi piękna blondynka. Kładzie rękę na jego ramieniu i uśmiecha się do nas.
-Widziałam, jak mąż zrobił wam mini-sesję. Jesteście świetną parą. Miło się na was patrzy-mówi.
-Dziękujemy-odpowiada jej Krzysiek.
-Obyście zawsze patrzyli na siebie z taką miłością, jak teraz-spogląda na swojego męża.
-Pilnujcie, aby to uczucie nie wygasło-mówi kobieta.
-Nie ma takiej opcji nawet-uśmiecham się, a Krzysiek całuje mnie w policzek.
Do małżeństwa podbiega mała dziewczynka z dwoma kucykami. Wyciąga rączki do mężczyzny, a ten bierze ją na ręce.
-Do widzenia-żegnają się z nami i odchodzą.
-Myślisz, że my też tak kiedyś będziemy?-pytam, odsuwając się od niego. Zakładam aparat na szyję i patrzę mu prosto w oczy.
-Jak?-kładzie dłonie na moich biodrach i przyciąga bliżej siebie.
-Noo, mam na myśli to, że będziemy się cały czas tak bardzo kochać, będziemy mieć dzieci...?-spoglądam w kierunku, w którym odeszła rodzina.
-A chciałabyś mieć dzieci?
-Kiedyś tak-uśmiecham się do niego.-A ty?
-Oczywiście, ale tylko jeśli ty byś miała być matką tych dzieci-opiera swoje czoło o moje i całuje mnie w nos.
-Czy to jest jakaś propozycja?-unoszę brwi do góry.
-Jeszcze nie, musisz trochę poczekać.
-A propo rodziny-odsuwam się od niego. Łapię go za dłoń i ciągnę na dalszy spacer.-Kiedy odwiedzimy moich rodziców albo twojego tatę? Tęsknię za tym kominkiem.
-Oj nie wiem. Ale wracając do dzieci, naszych dzieci...
-Tak?-marszczę brwi, patrząc na jego profil.
-Chcę mieć dzieci, ale...
-Aleee?
-Boję się, że... że byłbym złym ojcem...-mówi cicho.
-Dlaczego niby?-zatrzymuję się gwałtownie.
-Wiesz... Sam wychowywałem się bez ojca, więc skąd mam wiedzieć, co powinienem robić? To tak, jak... z tymi naleśnikami-mówi, a ja patrzę na niego wzrokiem "że co proszę?".-Nie umiałem ich robić, dopóki mnie nie nauczyłaś. A tego, co robi ojciec nikt nigdy mnie nie nauczył.
-Krzysiek-wzdycham i przytulam go.-Tego nie da się nauczyć. Ojcem się stajesz. To, czy ktoś jest dobrym rodzicem, zależy przede wszystkim od jego podejścia do tego. Jestem pewna, że będziesz świetnym ojcem.
-Myślisz?
-Jestem tego pewna. Ale musimy mówić o tym teraz? Mieliśmy cały czas się przytulać i całować.
-Tego mój plan nie zawierał-odsuwa się ode mnie i posyła mi uśmiech.
-No to ja dodaje to do niego-łapię jego dłoń i ciągnę za sobą.
-Myślałem, że dodasz coś od siebie przy ostatnim punkcie.
-To też.
-Mam się bać?-śmieje się.
-Któż to wie?-patrzę na niego przez ramię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro