69. Urodziny.
Wszyscy goście przychodzą na czas. Idziemy do salonu. Nie każdy ma normalne miejsce siedzące, ponieważ zwyczajnie w świecie nie ma takiej możliwości. Jakby nie patrzeć, razem ze mną jest to piętnaście osób. Ale im to nie przeszkadza i pare osób siada na podłodze.
-Kochana moja-mówi Cieślak i mnie przytula.-Wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, pieniędzy, żeby ci się z Krzyśkiem układało we wszystkim, wiesz o czym mówię?
-Domyślam się-śmieję się.-Dziękuję Pawełku.
-No my się dołączamy do życzeń. I jeszcze żyj sobie tyle lat, ile chcesz-mówi Adam. Wyrywa mnie z objęć Pawła i sam mnie przytula.
-Dzięki-odwzajemniam uścisk.
Każdy mi składa życzenia, daje prezent i siadamy na swoich miejscach.
-Od razu mówię-odzywa się Adam.-My nie pijemy.
-Jak to? Dlaczego?-pytam zdziwiona.
-Mamy jutro koncert. Wybacz-wtrąca Piotr.
-Nie no, spokojnie. Rozumiem-uśmiecham się do nich.
-My też nie pijemy-mówi mąż Pauliny.-W każdym razie nie dużo.
-Boo?-unoszę brwi do góry.
-Staramy się wspierać nasze kobiety-dodaje Wojtek.
-Ooo-uśmiecham się.-To urocze.
-My też nie poszalejemy. Jedziemy jutro do rodziców Martyny. Sto kilometrów od Warszawy-mówi Artur przepraszającym tonem.
-Sara?-patrzę na nią.
-Wybacz, jutro z samego rana odbieram Jasia od Michała.
-Ale po kieliszku wina napijecie się ze mną? Proszę.
-Z tobą, kochanie-Paweł łapie mnie za dłoń.-Zawsze.
-Ma chłopaka-przypomina Adam.
Idę do kuchni po kieliszki. Choć raz moja miłość do wina się przydała. Często dostaję kieliszki na jakieś okoliczności, więc nie ma problemu, aby każdy (poza Natalią i Pauliną) miał swój. Sara i Adam przychodzą mi pomóc, bo sama tyle nie wezmę na raz.
Kiedy już wszyscy mamy kieliszki, rozlewam wino dla każdego i idę zamówić pizzę.
Zabawa jest świetna. Dużo się śmiejemy, rozmawiamy. Jedne z najlepszych urodzin. Czasem tylko wracam myślami do Krzyśka i do tego, że nie złożył mi życzeń. Zapomniał? Niee, to nie w jego stylu. Ale w takim razie, jakie jest inne wytłumaczenie?
-Skaczemy do góry ludzie! Kto nie skacze daje plamę!
Bawimy się przy piosenkach śpiewanych przez moje siostry i Piotra. Naprawdę jest fajnie.
Po kilku godzinach wszyscy się zbierają. Dziwnie dość, bo wszyscy w tym samym momencie. Żegnam ich i dziękuję za przyjście i prezenty.
Kiedy wychodzą, od razu dobija mnie samotność. Gdyby zadzwonił i złożył te życzenia! Albo żeby wysłał tego pieprzonego sms'a!
Nie, nie będę się tym przejmować. Po prostu wygarnę mu wszystko, jak zadzwoni. Co on sobie myśli?! Nie ma go cały miesiąc! Ja tu siedzę sama i się zostawiam, co on robi, jak się zachowuje Olga, a on zapomina o moich urodzinach. No kurde, ale ja się tak bawić nie będę! Nie zamierzam zrywać z nim, ale zrobić tak, żeby się zastanowił nad swoim zachowaniem.
Idę do salonu. Sprzątam po gościach. Prezenty zanoszę do sypialni. Płyty, które dostałam kładę na specjalnie do tego przeznaczoną półkę.
Po kilkunastu minutach sprzątania zostaje tylko zmycie naczyń. Niby mogę zrobić to jutro w dzień, ale nie nie mam nic innego do roboty. Poza tym, chcę nie myśleć o Krzyśku.
Włączam muzykę i zaczynam zmywać naczynia. Cały czas myślę o Krzyśku. Co było tak ważnego, że zapomniał o moich urodzinach?
W pewnej chwili do moich oczu napływają łzy. Jest mi cholernie przykro. Mówi, że mnie kocha, a nie może mi napisać jebanego "wszystkiego najlepszego"!
Moje przemyślenia przerywa dźwięk domofonu.
-Serio?-wzdycham.-Czego kto może chcieć o tej porze?
Wycieram dłonie w ściereczkę i idę do drzwi.
-Tak?-mówię do słuchawki. Staram się nie brzmieć chamsko, ale średnio mi to chyba wychodzi.
-Skarbie, coś się stało? Jesteś zła?
Otwieram szeroko oczy, gdy słyszę głos Krzyśka. Co on tu robi? Jakim cudem?
-O mój Boże! Krzysiek! Jak?! W jaki sposób?!-krzyczę szczęśliwa. No bo kurde, kto by się nie cieszył?
-Jak mnie wpuścisz, to ci opowiem-mówi ze śmiechem.
Odkładam słuchawkę i naciskam przycisk. Otwieram drzwi i wychodzę na korytarz. Czekam, aż przyjdzie. Słyszę jego kroki. Patrzę na schody, na których po chwili pojawia się Krzysiek. Na ramieniu ma torbę, gdzie zapewne ma ubrania.
Gdy mnie widzi, uśmiecha się i przyspiesza kroku. Po chwili zrzuca torbę i rozkłada ramiona. Z uśmiechem podbiegam do niego i przytulam go. Stoimy tak kilka minut.
Nie mogę uwierzyć, że on tu jest, że mnie przytula. Tak bardzo mi go brakowało. Teraz nawet jego perfumy pachną tak cudownie. Mój Boże, tak bardzo go kocham. Jak mogłam być taka głupia, żeby pomyśleć, że zapomniał o moich urodzinach?! Jest mi tak ogromnie wstyd.
-Drzwi nie zamknęłaś-odzywa się ze śmiechem.
Odsuwam się od niego. Krzysiek patrzy w dół. O jego nogi ociera się Kosmos. Spoglądam w stronę swojego mieszkania. Faktycznie, drzwi są otwarte.
-Chodźmy stąd, co?-mówi i zabiera torbę, a ja schylam się po kota.
Krzyś obejmuje mnie ramieniem. Idziemy do mieszkania. W środku Zalewski zdejmuje kurtkę, a ja patrzę na niego z uśmiechem. Stawiam kota na podłogę, gdy Krzysiek zdejmuje buty. Po chwili staje prosto i rozkłada ramiona. Od razu przytulam go, a ten mnie podnosi delikatnie.
-Co ty tu robisz? Jakim cudem?-szepczę cicho, gdy odstawia mnie na podłogę.
-Miałem przegapić twoje urodziny?-odsuwa mnie od siebie na niewielką odległość.-Nigdy w życiu.
W tym momencie jest mi cholernie głupio. To logiczne, że on nie mógłby zapomnieć.
-Jezu, przepraszam!-krzyczę i rzucam mu się na szyję. Jest mi tak wstyd, że po prostu płaczę.-Przepraszam! Tak bardzo mi głupio!
-Co? Chwila...-Krzysiek odsuwa mnie.-Za co przepraszasz?
-No bo...-wzdycham.-Muszę o tym mówić?
-Tak, mów.
-Ehh... Byłam przekonana, że... że zapomniałeś. Bo nawet nie złożyłeś życzeń i... przepraszam-mówię cicho, patrząc mu w oczy.
-Oj Ula, Ula-śmieje się. Kładzie dłoń na moim lewym policzku i nachyla się w moją stronę.-Jak bym mógł zapomnieć?
-No nie wiem... przepraszam-powtarzam po raz kolejny.
-No już, już. Nieważne. Ważne, że jestem tu, tak?
Łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. O mój Boże, jak mi brakowało tego. Jego dotyku, jego pocałunków. Jego samego przy mnie.
Pocałunek zmienia w co raz to bardziej namiętny. Zarzucam dłonie na jego szyję, a on kładzie swoje ręce na moje biodra i przyciąga mnie do siebie. Po chwili Krzysiek odsuwa się ode mnie na nieznaczną odległość.
-To co, Skarbie? Wszystkiego najlepszego-szepcze, po czym opiera swoje czoło o moje.
-Tęskniłam-mówię równie cicho.
-Ja też. Kocham cię.
Stoimy tak chwilę, po czym Kosmos zaczyna miauczeć.
-Co kotek?-Zalewski odchodzi ode mnie i kuca przy kocie. Z uśmiechem drapie go za uchem.-No za tobą też tęskniłem.
-Co ty tu robisz? Jakim sposobem?-pytam.
-Długa historia-wzdycha, stając przede mną.-Opowiem ci, tylko najpierw...-przerywa, aby kichnąć.-... wezmę prysznic, dobrze?
-Znowu będziesz chory?-marszczę czoło.
-Możliwe. Zaraz po koncercie, spocony, zgrzany, wyszedłem na podwórko.
-Po co?
-Żeby być u ciebie jak najszybciej.
-Oj Krzysiu-głaszczę go po policzku.-Idź weź gorący prysznic, a ja zrobię ci herbatkę i przygotuję jakieś leki. Jesteś głodny? Zostało trochę pizzy. Mogę ci podgrzać.
-O tak, bardzo chętnie-całuje mnie krótko w usta.
Torbę zawiesza na ramieniu i idzie do łazienki. Po drodze krzyczy jeszcze, że mnie kocha.
Idę do kuchni, gdzie robię mu herbatę i wybieram z szafki leki na przeziębienie. Podgrzewam w mikrofalii piszę dla Krzyśka.
Mam najcudowniejszego chłopaka na świecie. A ja tak źle o nim myślałam. Jestem idiotką i tyle.
Po chwili przychodzi Zalewski z mokrymi włosami.
-Tu masz herbatę, leki i pizzę-wskazuję ręką na blat, gdzie wszystko jest.
-Dziękuję-uśmiecha się do mnie.
Bierze talerz w dłonie i siada przy stole. Zaczyna jeść, a ja siadam na przeciwko niego.
-To powiesz mi, jakim cudem jesteś tu teraz?-pytam.
-No to było tak, że pewnego dnia, po koncercie przyszła do mnie Monia i...
KRYSIEK
*kilka dni wcześniej*
-Pa, Skarbie, kocham cię-mówię do Uli i rozłączam się.
Podłączam telefon do ładowarki i kładę się spać. Tylko zamykam oczy, a do drzwi ktoś puka.
-Mogę?-do pokoju wchodzi Monika.
-Jasne, zapraszam-siadam na łóżku.-Coś się stało?
-Wybacz, że cię obudziłam...
-Nie obudziłaś-przerywam jej.-Rozmawiałem z Ulą.
-A skoro o Uli mowa... Wiesz, niedługo gramy w Warszawie.
-No tak...-patrzę na nią podejrzliwie. Co ona znowu wymyśliła?
-Ja, po koncercie, jadę do Quentina. Pomyślałam, że może ty byś pojechał do Uli?
-Serio mówisz?!-otwieram szeroko oczy. Jestem przeszczęśliwy! W końcu będę mógł zobaczyć Ulę!
-No tak. To będzie w następny poniedziałek. Myślę, że około dwudziestej drugiej byłbyś u Uli.
-W poniedziałek?! Przecież Ula ma wtedy urodziny!
-O widzisz, jak się dobrze składa?-śmieje się.
-Boże, Monia, kocham cię!-krzyczę i przytulam ją.
-Spokojnie, bo mnie udusisz-odsuwa mnie od siebie po chwili.-Masz prezent?
-Tak, ale nie przy sobie, a w mieszkaniu.
-Zawieziemy cię do ciebie po prezent, i do Uli. A, no i następnego dnia o dwunastej będziemy pod mieszkaniem Uli, żeby cię odebrać.
-Ale Olga... Ona nie będzie zadowolona...-wzdycham.
-Będzie musiała to zaakceptować. Nad pewnymi sprawami ja mam kontrolę, a ona nie, więc spokojnie-klepie mnie po ramieniu, po czym wstaje z łóżka.-Idź spać.
-Dobranoc-mówię i kładę się do łóżka.
-Dobranoc-puszcza mi oczko i wychodzi.
Nie mogę zasnąć. Cały czas myślę, że już niedługo zobaczę moją Ulę. Że będę mógł ją dotknąć, przytulić, pocałować.
*godzina do momentu, gdy Krzysiek przyjechał do Uli*
-Pod mieszkanie Krzyśka-mówi Monika do kierownicy, gdy wchodzimy do busa po koncercie.
To już dziś! Już dziś ją zobaczę! Nie mogę się doczekać. A jej mina! Nie mogę nawet tego sobie wyobrazić. Ona pewnie nawet tego nie podejrzewa.
Siadamy z Moniką na pierwszych siedzeniach. Podchodzi do nas managerka Brodki.
-Co? Chwila-odzywa się Olga.
Nie no, błagam. Nie dziś Olga. Mogłabyś choć raz nie odzywać się.
-W czymś problem?-pyta złośliwym tonem Monia. Z tego, co mi wiadomo, ostatnio pokłóciły się.
-Dlaczego do mieszkania Krzyśka? Przecież miało być do Quentina, a potem do hotelu.
-No tak, ale Krzysiek jedzie do Uli. A Ula ma urodziny i chce wziąć prezent dla niej. To chyba nie problem?
-Oczywiście, że nie!-odzywa się kierowca.-Mógłbyś podać adres?
-Ale stop!-Olga unosi głos. Wiedziałem, że tak będzie...-Nie zgadzam się!
-Olga, pamiętaj, że ty nie masz nad wszystkim kontroli. Wiesz przecież, że jednym z warunków jeżdżenia z nami na koncerty jest to, że muzyk ma być na koncertach, ale nie musi jeździć wszędzie z nami, po tych hotelach.
-No tak, ale...
-Więc nie ma powodów do tego, abyś się na to nie zgadzała-przerywa jej.
Olga zdenerwowana odchodzi na swoje miejsce, a ja podaję kierowcy adres mojego mieszkania.
-Dziękuję-mówię uśmiechnięty do Moniki.
-Nie masz za co. Sama tęsknię za swoim facetem. Musimy się wspierać, wiesz?-puszcza mi oczko.
ULA
-I Olga tak po prostu cię puściła?-pytam, gdy opowiada całą tę historię.
-Nie miała wyjścia-wzrusza remionami.
Odkłada talerz do zlewu, opiera się o blat i wyciąga ręce w moją stronę. Natychmiast wstaję, podchodzę do niego i wtulam się w niego.
-Jutro o dwunastej jedziemy w dalszą trasę. Ale to ostatni tydzień.
-Wiem-mówię cicho.-Ale nie mówmy o tym.
-Masz rację-całuje mnie w czoło.
-Wziąłeś leki?-pytam.
-Nie-przewraca oczami.
Bierze leki i idziemy do salonu. Siadamy na kanapie. Krzysiek mnie obejmuje ramieniem. Jestem taka szczęśliwa! Nie da się opisać tego słowami.
-Nie wypiłeś herbaty-zauważam.
-O mój Boże!-uderza się z otwartej dłoni do w czoło.
-Co tam?
-Nie ruszaj się stąd-wskazuje na mnie palcem i wstaje z kanapy.
Biegnie chyba do sypialni i po chwili wraca z małą, prezentową, granatową torebką.
-Nie gadaj, że ty masz jeszcze prezent dla mnie?-pytam, wstając z kanapy.
-Ja nic nie muszę mówić-uśmiecha się, podając mi torebkę.-Przecież ty to wiesz.
-Oj Krzysiu-przytulam go.-Nie trzeba było. Ja myślałam, że przyjechałeś to jest prezent.
-No co ty?-śmieje się i mnie całuje w policzek.-Mam nadzieję, że się spodoba.
Odsuwam się od niego. Zaglądam do torebki. W środku jest małe, niebieskie pudełeczko. Wybieram je, a torebkę odkładam na kanapy. Otwieram pudełko.
Przepiękne kolczyki. Jakby kilka połączonych listków z brylancików. Musiały być drogie... Skąd on wiedział, jakie mi się spodobają? Ten facet chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
-Są... przecudne. Dziękuję, Misiek-przytulam go jeszcze raz i całuję krótko w usta.-Boże, ale są prześliczne!
-Cieszę się, że się podobają-uśmiecha się.
Siadamy na kanapę. Ja dalej zachwycam się kolczykami, a Krzysiek co chwila kicha lub kaszle.
Nagle wstaje i podchodzi do wieży. Włącza jakąś płytę. Od razu przełącza kilka piosenek, aż słychać charakterystyczne dźwięki dla piosenki "zawsze tam gdzie ty".
Z delikatnym uśmiechem podchodzi do mnie. Wyciąga w moją stronę dłoń, którą bez wahania ujmuję. Staję na przeciwko niego. Zarzucam ręce na jego szyję, a on swoje dłonie układa na moich biodrach. Zaczynamy delikatnie bujać się w rytm piosenki.
-Pamiętasz, jak zaprosiłem cię do siebie, żeby zaśpiewać ci "gatunek"?-szepcze.
-Tak-uśmiecham się na to wspomnienie.-Zacząłeś grać tę piosenkę.
-Noo. Boże, jaki to był okropny okres-śmieje się.
-Dlaczego?
-Wtedy ukrywałem, co do ciebie czuję.
-Teraz wiesz, że niepotrzebnie.
-Teraz tak-całuje mnie w skroń.-Wtedy tak niekoniecznie.
Znad ramienia Krzyśka widzę, że Kosmos nam się przygląda z zaciekawieniem.
-Już teraz wiem
Że dni są tylko po to
By do ciebie wracać każdą nocą złotą-śpiewa mi do ucha. Przymykam oczy.-Nie spędziliśmy razem Walentynek.
-Ustalmy, że kolczyki są na urodziny, a ten przyjazd na Walentynki, hmm? Jako prezenty od ciebie-spoglądam na niego.
-Myślałem, że na czternastego damy sobie spóźnione prezenty po trasie.
-Po co, skoro ty mi dałeś już dwa, a ja dla ciebie na Walentynki też coś mam?
-Też coś masz?-unosi brwi.-No to nie mam innego wyboru, jak się zgodzić.
-To chodź-robię mały krok w tył i chwytam go za nadgarstek.-Dam ci ten prezent.
-Aż się boję-śmieje się, ruszając za mną.
-Niepotrzebnie.
Idziemy do sypialni. Nie trzeba mówić, co tam robiliśmy. Było cudownie. W życiu bym nie powiedziała, że Krzysiek jest tak cholernie dobry... z resztą, nieważne.
-Skarbie-wzdycha po chwili, leżąc obok mnie.-Jesteś...
-Ty też-unoszę się lekko na łokciach i całuję go krótko w usta.
Jemu, jak zwykle, jest za mało. Popycha mnie, przez co upadam na plecy. Zawisa nade mną, opierając się na jednej dłoni, która leży obok mojej głowy. Składa na moich ustach długi pocałunek. Kładzie drugą dłoń na moim policzku, który gładzi kciukiem.
-Zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś piękną kobietą?-pyta cicho.
-Tak, ale chcę żebyś częściej mi to powtarzał, dlatego moja odpowiedź brzmi nie-uśmiecham się zarzucając ręce na jego szyję.
-Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. Kocham cię, Ula. Nawet nie wiesz, jak bardzo.
***
Wybaczcie mi to spóźnienie, dobrze?
Ludek_Z_Kosmosu chyba należy Ci się jakaś nagroda za to, że zgadłaś, że Krzysiek przyjedzie do Uli, co? Swoje pomysły, co do nagrody, wysyłaj mi w wiadomości prywatnej. Może to być jakieś specjalne życzenie, co do treści rozdziału, może wcześniej mam dodać rozdział? Nie wiem, w tym już Twoja głowa! Liczę na kreatywność, ale ja nie na wszystko się zgodzę.
W ogóle, to nie patrzcie na numer rozdziału i na to, co oni robili. To był przypadek, ok?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro