Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

62. Co się dzieje z Natalką?

   -Słuchasz mnie w ogóle?
   Zdziwiona mrugam pare razy. Jesteśmy na tym obiedzie. Zamiast skupić się na moim chłopaku, cały czas myślę o słowach Olgi. Kurde, boję się tego miesiąca. I to bardzo.
   -Przepraszam-mówię po chwili.-Zamyśliłam się trochę.
-Trochę?-śmieje się.-Wszystko w porządku?
-Tak, jak najbardziej, tylko...-przerywam. Powiedzieć mu, czy lepiej nie?
-Tylko...?-patrzy na mnie, unosząc brwi.
   Odkładam łyżkę do miski z zupą. Wzdycham i patrzę na widok za oknem.
   -Musisz jechać na tę trasę?-pytam, nie patrząc na niego.
-Muszę.
-Nie-odwracam wzrok od okna i patrzę na Krzyśka.-Nie musisz. Możesz odwołać.
-Ula, o czym ty mówisz?-marszczy brwi.
-Nie wiem, zadzwoń do nich i powiedz, że... że twój tata zachorował i musisz zostać-mówię, co mi przyjdzie na myśl. Jestem przekonana, że to jest super pomysł. Mówię szybko, aż język mi się plącze.
-Co? Ula, oddychaj-śmieje się. Łapie mnie za dłoń.-Nie mogę od tak zrezygnować.
-Dlaczego?
-Gdybym to zrobił szybciej, to dobra. Nie ma z tym problemu. Ale... tydzień przed? Nie ma takiej opcji. Oni muszą znaleźć zastępstwo czy coś-wzrusza ramionami.
-Nie obchodzi mnie to, że muszą znaleźć zastępstwo. Ja nie chcę, żebyś tam jechał-tłumaczę.
-Co się stało?-pyta.
-No bo...-już chcę powiedzieć to, co usłyszałam z ust Olgi, ale w ostatniej chwili rezygnuję.-Będę tęsknić i... będzie mi ciebie brakować.
-Skarbie, mi ciebie też-z uśmiechem łapie mnie za dłoń.-Ale... nie mogę tak po prostu zrezygnować. Ja też będę niesamowicie tęsknił. Ale sama mówiłaś, że to tylko miesiąc.
-Im bliżej tego miesiąca, tym bardziej sobie uświadamiam, jak dużo czasu będzie trwała ta trasa.
-Damy radę-puszcza mi oczko.
-Mam nadzieję-szepczę.
-Przecież to logiczne, że damy.
-No tak...
   Kończymy obiad, zapominając o wcześniejszej rozmowie. Próbuję wywalić z głowy słowa Olgi, ale nie mogę. Kiedy na chwilę zapominam o tym, to za moment jakby samo przychodzi to do głowy. Samo z siebie. Bez powodu.
   -To co? Kino?-pyta, kiedy wychodzimy z restauracji.
-A co ty na to, żebyśmy poszli na taki dłuuugi spacer, zamiast kina, hmm?-patrzę na niego.
-Pewnie-uśmiecha się.-Jak sobie pani życzy.
   Wsiadamy do samochodu Krzyśka. Jedziemy pod jeden z ładniejszych, mniejszych i najmniej znanych parków w stolicy.
   Wchodzimy do parku. Jest mnóstwo drzew. Wcześniej padał śnieg, przez co teraz wszystko jest przykryte niewielką, białą pierzynką.
   Idziemy prostą drogą. Zaczyna padać drobny śnieżek.
   Krzysiek puszcza moją dłoń i obejmuje mnie ramieniem.
   -Powiesz mi, co się dzieje?-pyta nagle.
-No mówiłam w restauracji-mówię ze sztucznym uśmiechem.
-A tak naprawdę?-staje przede mną i łapie moją twarz w dłonie.-Ula, martwię się.
-No...-przymykam oczy, do których napływają łzy. Nie wiem, dlaczego. Po prostu... Chyba... z tylu emocji.
-Eeej-składa czuły pocałunek na moim czole i przytula mnie.-O co chodzi?
-Kiedy czekałam na ciebie...-przerywam, aby pociągnąć nosem.-...przyszła Olga. Rozmawiała z kimś przez telefon. Powiedziała, że "przez ten miesiąc zapomni o Uli". Mówiła też, że będziesz tęsknił i ona wtedy będzie cię pocieszać. I...
-I tylko to?-pyta ze śmiechem.
-Tylko?!-odsuwam się od niego.
-No tylko-nachyla się nade mną. Opiera swoje czoło o moje i się delikatnie uśmiecha.-Kocham cię i... nie będę patrzeć na żadną Olgę ani inną kobietę. Ty jesteś najważniejsza. Całą swoją uwagę będę skupiał na koncertach i tęsknocie za tobą. Będę odliczał dni do dnia, w którym się zobaczymy. Nie masz czym się martwić, Skarbie, hmm?
-No tobie łatwo mówić-mruczę cicho.
-To co? Ty myślisz, że ja się nie boję zostawiać ciebie tutaj samą. Wśród tylu facetów, którzy chcą z tobą być. Ale ci ufam i... uspokaja mnie to trochę. Ja na tej całej trasie będę sobie grzecznie odliczał dni do powrotu do ciebie, a ty będziesz na mnie czekać, co ty na to?-patrzy na mnie z uśmiechem, który udziela się też mi.
-Kocham cię-zarzucam dłonie na jego szyję i całuję go krótko w usta.
-Ja ciebie też-patrzy mi w oczy przez chwilę, po czym łączy nasze usta w długim pocałunku.
   Odsuwamy się od siebie i od razu ruszamy dalej. Z uśmiechem patrzę przed siebie i obejmuję w pasie mojego chłopaka.
   -Tata do mnie dzwonił dzisiaj-mówi nagle Krzysiek.
-Tak? I co?-unoszę delikatnie wzrok, aby spojrzeć na niego.
-Powiedział, że mamy, jak najszybciej przyjechać tam, bo bardzo cię polubił.
-O, to miło. Kamień z serca-śmieję się.
-No i kazał, żebyś kota wzięła, jak coś.
-Zapamiętam-mówię i zapada między nami przyjemna cisza.
   Po chwili zaczyna się robić mi zimno i proszę, abyśmy wrócili do mojego mieszkania.
   -Do mnie czy do ciebie?-pyta, kiedy już siedzimy w samochodzie.-Do ciebie, bo Kosmos.
-No właśnie-uśmiecham się.
-Ulaa?-zaczyna, ruszając przed siebie.
-Tak?-patrzę na niego.
-Kiedy będziesz miała urodziny, będę w trasie-mówi, nie patrząc na mnie.-To będzie akurat ostatni poniedziałek.
-To co?-wzruszam ramionami.
-Nie jesteś zła?-spogląda na mnie przez chwilę, po czym odwraca wzrok na jezdnię.
-Ja byłabym zła, gdybyś zapomniał o tym, że mam urodziny, ale że cię nie będzie wtedy, to nic takiego. Jesteś muzykiem, jeździsz w trasy, muszę się przyzwyczaić do tego-tłumaczę z uśmiechem.
-Jesteś...-łapie mnie za dłoń i splata nasze palce razem.-...sam nie wiem... niesamowita, cudowna, idealna po prostu.
-Dziękuję-puszczam mu oczko i patrzę na widok za oknem.
   Spoglądam co chwila na Krzyśka. Mam szczęście, że mam takiego faceta przy sobie. Naprawdę go kocham. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na jego miejscu. Z żadnym innym moim chłopakiem tak się nie dogadywałam.
Po chwili dojeżdżamy do mieszkania. Wysiadamy z samochodu i kierujemy się do środka.
   Po przekroczeniu progu mieszkania, od razu przybiega Kosmos.
   -Cześć-uśmiecha się Krzysiek. Bierze go na ręce i drapie za uchem.-Co tam?
-Zapewne ci odpowie-śmieję się, zdejmując kurtkę.
-Powinnaś się cieszyć, że mam dobry kontakt z twoim kotem-odstawia go na podłogę i rozbiera się.
-Nie no, cieszę się, cieszę-idę do kuchni.-Jemy coś?
-Ja głodny nie jestem-mówi, idąc za mną.
-To dobrze, bo na razie nie chce mi się nic robić-mówię szczerze i robię herbatę.-Też chcesz?
-Poproszę-siada przy stole i patrzy na mnie.-Nie wiem, co ci kupić na urodziny.
-Jak powiem, że nic nie trzeba, to i tak kupisz?-unoszę brwi, zalewając wrzątkiem torebki z herbatą.
-Dokładnie tak.
-A jak powiem, że cokolwiek kupisz, to będę się cieszyć, uwierzysz?-pytam, słodząc nasze napoje.
-Taaak, uwierzę, ale nie ułatwisz mi tym sprawy.
-A co chciałbyś mi kupić?-pytam, stawiając przed nim posłodzoną herbatę.
-Jaa? Hmm... Ja to... kupił bym ci... Kurde, nie wiem-śmieje się.-Może... o, kupiłbym ci seksowną bieliznę, ale wtedy to bardziej bym zrobił sobie prezent, niż tobie, co nie?
-Nie powiem ci-puszczam oczko.-Musisz mi dać to i wtedy się dowiesz.
-To wolę nie ryzykować.
-Jak coś to kup dobry rozmiar-zauważam.
-Jasne-puszcza mi oczko.-Ale raczej nie będę kupować tego.
-Nie?-śmieję się.
   Wstaję od stołu i daję jeść Kosmosowi.
   -Chodź do mnie-Krzysiek wyciąga ręce w moją stronę.
-Co chcesz?-pytam, patrząc na niego podejrzliwie.
-Poprzytulać się-posyła mi niewinny uśmiech.
   Podchodzę do niego. Łapie mnie za biodra i ciągnie na swoje kolana. Od razu układa brodę na moim ramieniu. Wplata palce w jego włosy i uśmiecham się.
   -Zadowolony?-pytam po dłuższej chwili.
-Powiedzmy-mówi cicho i się odsuwa ode mnie.
-Co robimy? Film? Może ten, co mieliśmy obejrzeć ostatnio, ale rozmawialiśmy cały czas?
-Hmm...-marszczy brwi.-Możemy.
   Idziemy do salonu. Krzysiek włącza film na laptopie. Wtulam się w niego i w skupieniu oglądamy.
   Po piętnastu minutach przychodzi Kosmos z małą, czerwoną, zabawkową myszką w buzi.
   -No daj, daj-Krzysiek bierze zabawkę i rzuca ją. Kosmos od razu biegnie za nią.-O to mu chodziło, tak?
-Tak-całuję go w policzek.-Cudownie. Lubi cię.
   Zalewski bawi się z kotem, a ja oglądam film. Nagle przerywa nam mój telefon. Idę po komórkę do kuchni. Natychmiast odbieram od mojej siostry, Natalia.
   -No hej. Co tam?-odbieram.
-Ula-jęczy.-Chyba coś się dzieje.
-To znaczy?-marszczę brwi. Zaczynam się martwić. A jak...?-Coś z dzieckiem?
-Boli mnie brzuch-mówi cicho.
-Gdzie jest Wojtek?-pytam.
-Poszedł do sklepu. Zaraz powinien wrócić.
-Zadzwoń po karetkę-mówię.
   Krzysiek przychodzi do mnie zmartwiony.
   -Zaraz tam będę-mówię szybko.-Ty zadzwoń po karetkę.
-Wojtek wrócił-mówi.
-On się tobą zajmie, dawajcie znać, jak coś-mówię i się rozłączam.
   Odkładam telefon na stół i łapie się za głowę. Martwię się strasznie. No bo jak coś się stanie albo Natalii albo dziecku... Wolę nie myśleć.
   -Co się stało?-pyta Krzysiek, patrząc na mnie.
-Natalia źle się czuje. Boli ją brzuch. Krzysiek, jak coś się...
-Nawet tak nie myśl-przerywa mi i mnie przytula.-Pojechała do szpitala?
-Nie wiem, Wojtek ma się nią zająć i dać znać.
-Poczekamy i pojedziemy do niej. Nie martw się.
-Dziękuję-szepczę, wtulając się w niego.
***
Dzień dobry!
Co tam? Zaczynamy, tak? Boję się troszkę, no ale trudno. Rozdział następny będzie między 15 a 17. Ostatni około 20-22.
Do zobaczenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro