62. Co się dzieje z Natalką?
-Słuchasz mnie w ogóle?
Zdziwiona mrugam pare razy. Jesteśmy na tym obiedzie. Zamiast skupić się na moim chłopaku, cały czas myślę o słowach Olgi. Kurde, boję się tego miesiąca. I to bardzo.
-Przepraszam-mówię po chwili.-Zamyśliłam się trochę.
-Trochę?-śmieje się.-Wszystko w porządku?
-Tak, jak najbardziej, tylko...-przerywam. Powiedzieć mu, czy lepiej nie?
-Tylko...?-patrzy na mnie, unosząc brwi.
Odkładam łyżkę do miski z zupą. Wzdycham i patrzę na widok za oknem.
-Musisz jechać na tę trasę?-pytam, nie patrząc na niego.
-Muszę.
-Nie-odwracam wzrok od okna i patrzę na Krzyśka.-Nie musisz. Możesz odwołać.
-Ula, o czym ty mówisz?-marszczy brwi.
-Nie wiem, zadzwoń do nich i powiedz, że... że twój tata zachorował i musisz zostać-mówię, co mi przyjdzie na myśl. Jestem przekonana, że to jest super pomysł. Mówię szybko, aż język mi się plącze.
-Co? Ula, oddychaj-śmieje się. Łapie mnie za dłoń.-Nie mogę od tak zrezygnować.
-Dlaczego?
-Gdybym to zrobił szybciej, to dobra. Nie ma z tym problemu. Ale... tydzień przed? Nie ma takiej opcji. Oni muszą znaleźć zastępstwo czy coś-wzrusza ramionami.
-Nie obchodzi mnie to, że muszą znaleźć zastępstwo. Ja nie chcę, żebyś tam jechał-tłumaczę.
-Co się stało?-pyta.
-No bo...-już chcę powiedzieć to, co usłyszałam z ust Olgi, ale w ostatniej chwili rezygnuję.-Będę tęsknić i... będzie mi ciebie brakować.
-Skarbie, mi ciebie też-z uśmiechem łapie mnie za dłoń.-Ale... nie mogę tak po prostu zrezygnować. Ja też będę niesamowicie tęsknił. Ale sama mówiłaś, że to tylko miesiąc.
-Im bliżej tego miesiąca, tym bardziej sobie uświadamiam, jak dużo czasu będzie trwała ta trasa.
-Damy radę-puszcza mi oczko.
-Mam nadzieję-szepczę.
-Przecież to logiczne, że damy.
-No tak...
Kończymy obiad, zapominając o wcześniejszej rozmowie. Próbuję wywalić z głowy słowa Olgi, ale nie mogę. Kiedy na chwilę zapominam o tym, to za moment jakby samo przychodzi to do głowy. Samo z siebie. Bez powodu.
-To co? Kino?-pyta, kiedy wychodzimy z restauracji.
-A co ty na to, żebyśmy poszli na taki dłuuugi spacer, zamiast kina, hmm?-patrzę na niego.
-Pewnie-uśmiecha się.-Jak sobie pani życzy.
Wsiadamy do samochodu Krzyśka. Jedziemy pod jeden z ładniejszych, mniejszych i najmniej znanych parków w stolicy.
Wchodzimy do parku. Jest mnóstwo drzew. Wcześniej padał śnieg, przez co teraz wszystko jest przykryte niewielką, białą pierzynką.
Idziemy prostą drogą. Zaczyna padać drobny śnieżek.
Krzysiek puszcza moją dłoń i obejmuje mnie ramieniem.
-Powiesz mi, co się dzieje?-pyta nagle.
-No mówiłam w restauracji-mówię ze sztucznym uśmiechem.
-A tak naprawdę?-staje przede mną i łapie moją twarz w dłonie.-Ula, martwię się.
-No...-przymykam oczy, do których napływają łzy. Nie wiem, dlaczego. Po prostu... Chyba... z tylu emocji.
-Eeej-składa czuły pocałunek na moim czole i przytula mnie.-O co chodzi?
-Kiedy czekałam na ciebie...-przerywam, aby pociągnąć nosem.-...przyszła Olga. Rozmawiała z kimś przez telefon. Powiedziała, że "przez ten miesiąc zapomni o Uli". Mówiła też, że będziesz tęsknił i ona wtedy będzie cię pocieszać. I...
-I tylko to?-pyta ze śmiechem.
-Tylko?!-odsuwam się od niego.
-No tylko-nachyla się nade mną. Opiera swoje czoło o moje i się delikatnie uśmiecha.-Kocham cię i... nie będę patrzeć na żadną Olgę ani inną kobietę. Ty jesteś najważniejsza. Całą swoją uwagę będę skupiał na koncertach i tęsknocie za tobą. Będę odliczał dni do dnia, w którym się zobaczymy. Nie masz czym się martwić, Skarbie, hmm?
-No tobie łatwo mówić-mruczę cicho.
-To co? Ty myślisz, że ja się nie boję zostawiać ciebie tutaj samą. Wśród tylu facetów, którzy chcą z tobą być. Ale ci ufam i... uspokaja mnie to trochę. Ja na tej całej trasie będę sobie grzecznie odliczał dni do powrotu do ciebie, a ty będziesz na mnie czekać, co ty na to?-patrzy na mnie z uśmiechem, który udziela się też mi.
-Kocham cię-zarzucam dłonie na jego szyję i całuję go krótko w usta.
-Ja ciebie też-patrzy mi w oczy przez chwilę, po czym łączy nasze usta w długim pocałunku.
Odsuwamy się od siebie i od razu ruszamy dalej. Z uśmiechem patrzę przed siebie i obejmuję w pasie mojego chłopaka.
-Tata do mnie dzwonił dzisiaj-mówi nagle Krzysiek.
-Tak? I co?-unoszę delikatnie wzrok, aby spojrzeć na niego.
-Powiedział, że mamy, jak najszybciej przyjechać tam, bo bardzo cię polubił.
-O, to miło. Kamień z serca-śmieję się.
-No i kazał, żebyś kota wzięła, jak coś.
-Zapamiętam-mówię i zapada między nami przyjemna cisza.
Po chwili zaczyna się robić mi zimno i proszę, abyśmy wrócili do mojego mieszkania.
-Do mnie czy do ciebie?-pyta, kiedy już siedzimy w samochodzie.-Do ciebie, bo Kosmos.
-No właśnie-uśmiecham się.
-Ulaa?-zaczyna, ruszając przed siebie.
-Tak?-patrzę na niego.
-Kiedy będziesz miała urodziny, będę w trasie-mówi, nie patrząc na mnie.-To będzie akurat ostatni poniedziałek.
-To co?-wzruszam ramionami.
-Nie jesteś zła?-spogląda na mnie przez chwilę, po czym odwraca wzrok na jezdnię.
-Ja byłabym zła, gdybyś zapomniał o tym, że mam urodziny, ale że cię nie będzie wtedy, to nic takiego. Jesteś muzykiem, jeździsz w trasy, muszę się przyzwyczaić do tego-tłumaczę z uśmiechem.
-Jesteś...-łapie mnie za dłoń i splata nasze palce razem.-...sam nie wiem... niesamowita, cudowna, idealna po prostu.
-Dziękuję-puszczam mu oczko i patrzę na widok za oknem.
Spoglądam co chwila na Krzyśka. Mam szczęście, że mam takiego faceta przy sobie. Naprawdę go kocham. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na jego miejscu. Z żadnym innym moim chłopakiem tak się nie dogadywałam.
Po chwili dojeżdżamy do mieszkania. Wysiadamy z samochodu i kierujemy się do środka.
Po przekroczeniu progu mieszkania, od razu przybiega Kosmos.
-Cześć-uśmiecha się Krzysiek. Bierze go na ręce i drapie za uchem.-Co tam?
-Zapewne ci odpowie-śmieję się, zdejmując kurtkę.
-Powinnaś się cieszyć, że mam dobry kontakt z twoim kotem-odstawia go na podłogę i rozbiera się.
-Nie no, cieszę się, cieszę-idę do kuchni.-Jemy coś?
-Ja głodny nie jestem-mówi, idąc za mną.
-To dobrze, bo na razie nie chce mi się nic robić-mówię szczerze i robię herbatę.-Też chcesz?
-Poproszę-siada przy stole i patrzy na mnie.-Nie wiem, co ci kupić na urodziny.
-Jak powiem, że nic nie trzeba, to i tak kupisz?-unoszę brwi, zalewając wrzątkiem torebki z herbatą.
-Dokładnie tak.
-A jak powiem, że cokolwiek kupisz, to będę się cieszyć, uwierzysz?-pytam, słodząc nasze napoje.
-Taaak, uwierzę, ale nie ułatwisz mi tym sprawy.
-A co chciałbyś mi kupić?-pytam, stawiając przed nim posłodzoną herbatę.
-Jaa? Hmm... Ja to... kupił bym ci... Kurde, nie wiem-śmieje się.-Może... o, kupiłbym ci seksowną bieliznę, ale wtedy to bardziej bym zrobił sobie prezent, niż tobie, co nie?
-Nie powiem ci-puszczam oczko.-Musisz mi dać to i wtedy się dowiesz.
-To wolę nie ryzykować.
-Jak coś to kup dobry rozmiar-zauważam.
-Jasne-puszcza mi oczko.-Ale raczej nie będę kupować tego.
-Nie?-śmieję się.
Wstaję od stołu i daję jeść Kosmosowi.
-Chodź do mnie-Krzysiek wyciąga ręce w moją stronę.
-Co chcesz?-pytam, patrząc na niego podejrzliwie.
-Poprzytulać się-posyła mi niewinny uśmiech.
Podchodzę do niego. Łapie mnie za biodra i ciągnie na swoje kolana. Od razu układa brodę na moim ramieniu. Wplata palce w jego włosy i uśmiecham się.
-Zadowolony?-pytam po dłuższej chwili.
-Powiedzmy-mówi cicho i się odsuwa ode mnie.
-Co robimy? Film? Może ten, co mieliśmy obejrzeć ostatnio, ale rozmawialiśmy cały czas?
-Hmm...-marszczy brwi.-Możemy.
Idziemy do salonu. Krzysiek włącza film na laptopie. Wtulam się w niego i w skupieniu oglądamy.
Po piętnastu minutach przychodzi Kosmos z małą, czerwoną, zabawkową myszką w buzi.
-No daj, daj-Krzysiek bierze zabawkę i rzuca ją. Kosmos od razu biegnie za nią.-O to mu chodziło, tak?
-Tak-całuję go w policzek.-Cudownie. Lubi cię.
Zalewski bawi się z kotem, a ja oglądam film. Nagle przerywa nam mój telefon. Idę po komórkę do kuchni. Natychmiast odbieram od mojej siostry, Natalia.
-No hej. Co tam?-odbieram.
-Ula-jęczy.-Chyba coś się dzieje.
-To znaczy?-marszczę brwi. Zaczynam się martwić. A jak...?-Coś z dzieckiem?
-Boli mnie brzuch-mówi cicho.
-Gdzie jest Wojtek?-pytam.
-Poszedł do sklepu. Zaraz powinien wrócić.
-Zadzwoń po karetkę-mówię.
Krzysiek przychodzi do mnie zmartwiony.
-Zaraz tam będę-mówię szybko.-Ty zadzwoń po karetkę.
-Wojtek wrócił-mówi.
-On się tobą zajmie, dawajcie znać, jak coś-mówię i się rozłączam.
Odkładam telefon na stół i łapie się za głowę. Martwię się strasznie. No bo jak coś się stanie albo Natalii albo dziecku... Wolę nie myśleć.
-Co się stało?-pyta Krzysiek, patrząc na mnie.
-Natalia źle się czuje. Boli ją brzuch. Krzysiek, jak coś się...
-Nawet tak nie myśl-przerywa mi i mnie przytula.-Pojechała do szpitala?
-Nie wiem, Wojtek ma się nią zająć i dać znać.
-Poczekamy i pojedziemy do niej. Nie martw się.
-Dziękuję-szepczę, wtulając się w niego.
***
Dzień dobry!
Co tam? Zaczynamy, tak? Boję się troszkę, no ale trudno. Rozdział następny będzie między 15 a 17. Ostatni około 20-22.
Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro