60. "A ja wolę moją mamę".
Wracam do sypialni. Siadam na łóżku, opieram łokcie na kolanach i patrzę przed siebie.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co musi przeżywać Krzysiek. Gdyby moja mama zmarła, bym się totalnie załamała. A on daje radę. I jest naprawdę świetnym facetem. Nie wiem, jak on sobie z tym poradził.
-Ula, co jest?-pyta przebudzając się.
Spoglądam na niego z delikatnym uśmiechem. Patrzę mu w oczy, które ma po mamie. Do moich oczu napływają łzy. Sama nie wiem dlaczego.
-Nic-mówię cicho.
-No jak nic?-siada na łóżku obok mnie. Kładzie dłoń na moim ramieniu.-Przecież widzę. Ty płaczesz?
-Wszystko w porządku-odpowiadam i opieram głowę o jego ramię.-Tylko... miałam zły sen.
-Ooo-przytula mnie do siebie i całuje w czoło.-Chcesz o tym porozmawiać?
-Nie trzeba-wtulam się w niego jeszcze bardziej.
-Na pewno? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?-ciągnie mnie i kładziemy się na łóżko.
-Wiem, ale nie ma takiej potrzeby. To nic takiego.
-Jak uważasz-mówi.-Ale jak coś...
-Wiem-przerywam mu.-Śpijmy.
Jednak ja nie mogę zasnąć. Moje myśli wędrują do zdjęcia. Patrzę na spokojną twarz mojego chłopaka. Jedno zdjęcie wystarczyło, abym jeszcze bardziej go pokochała, o ile to możliwe.
Z łóżka wstaję po dosłownie piętnastu minutach.
Idę do kuchni, gdzie robię sobie kawę. To miłe, że Krzysiek kiedyś kupił kawę zbożową specjalnie dla mnie.
Idę z kubkiem do salonu i siadam na kanapie. Powoli piję kawę.
Dlaczego nie mogę wyrzucić z głowy tego obrazku małego Krzyśka z mamą?
Nagle czuję ciepłe dłonie Krzyśka na swoich ramionach.
-Nie śpisz już?-pytam cicho, kładąc swoją dłoń na jego dłoni.
-Uciekłaś mi, nie mogłem spać potem-mówi i całuje mnie w policzek.-Na pewno wszystko dobrze?
-Yhmm-unoszę głowę do góry, aby na niego spojrzeć.-Już tak.
-Niech ci będzie. Nie będę cię męczył-mówi i siada obok.
-Krzysiek?-zaczynam, patrząc na niego.-Wiesz... Bo tak sobie pomyślałam... Może byśmy pojechali na cmentarz?
-Yyy...-marszczy brwi.
-Do twojej mamy-wyjaśniam szybko.
-Dlaczego chcesz to zrobić?-pyta zdziwony.
-Oh, no wiesz-odstawiam kubek na stolik i biorę go za dłoń.-To jednak twoja mama i... tak jakoś. Chcę tam pojechać, po prostu.
-No dobrze. Jak tak bardzo chcesz-wzrusza ramionami.
-Dziękuję-całuję go krótko w usta i idę do kuchni.
Otwieram lodówkę i przeglądam jej zawartość. Czy on nie chodzi na zakupy? To już moja lodówka jest w lepszym stanie.
-Kawę zostawiłaś-mówi Krzysiek, wchodząc do kuchni. Stawia na blacie kubek i przytula się do moich pleców.-Co mi zrobisz na śniadanko?
-No z tym co masz w lodówce, to mogę ci zaproponować jajecznicę lub omleta-zamykam lodówkę i odwracam się do niego z delikatnym uśmiechem.
-Bardzo chętnie-całuje mnie przelotnie w usta i siada przy stole.
-To co chcesz?-pytam.
-Jajecznica?
-Już się robi!-puszczam mu oczko i biorę się za przygotowywanie śniadania.
Gotową jajecznicę stawiam przed Krzyśkiem. Siadam na przeciwko niego i zaczynamy jeść, ale przerywa mi telefon.
Przepraszam Krzyśka i idę do sypialni, gdzie od razu odbieram telefon. Co dziwne, dzowni Marcin.
-Cześć, Ula!-krzyczy do telefonu.
-Hej, Marcin-śmieję się. Wracam do kuchni.
-Co dzisiaj robisz?-pyta.
-Zależy, co chcesz?-siadam na przeciwko Krzyśka, który zajada się jajecznicą.
-Masz czas od jedenastej do czternastej, tak około?
-Zależy, co chcesz?-powtarzam.
-Potrzebowałbym się spotkać, aby mówić szczegóły trasy-mówi.
-A po co ja tam?
-No wiesz, żebyś była na bieżąco. I żebyśmy podpisali umowę. Bo będziemy podpisywać-tłumaczy.
-Emm... Zobaczę, dobrze?-pytam, spoglądając na Krzyśka.
-To się odezwij potem-mówi.-Do usłyszenia.
-No pa-rozłączam się.
Patrzę na zaciekawionego Krzyśka.
-Co tam?-pyta, patrząc na mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Macuk chce się spotkać, żeby ogarnąć umowę i te sprawy-tłumaczę.
-I w czym problem?
-No mieliśmy...-zaczynam, ale ten mi przerywa.
-Daj spokój, mamy na to cały dzień. Ty pojedziesz tam, tylko na którą?
-Na jedenastą do czternastej.
-No, no to pojedziesz tam, ja może posprzątam w mieszkaniu, bo trzeba, pojedziemy na cmentarz i zobaczymy, co dalej. Hmm?
-No dobra.
Jemy śniadanie, po czym Krzysiek idzie się ogarnąć. Ja za ten czas, sprzątam po jedzeniu.
Chociaż większość czasu, który miałam przeznaczyć na sprzątanie, poświęcam siedzeniu i piciu kawy.
Po dłuższej chwili, zaczynam ogarniać ten lekki bałagan.
-Pomóc ci?-pyta Krzysiek, wchodząc do kuchni.
Patrzę na niego. Ma na sobie dresy. Mył włosy, bo są mokre. Boże, ale on wygląda... normalnie aż mi się gorąco zrobiło...
-Nie, nie trzeba-zaczynam zmywać naczynia, odwracając od niego wzrok.
-Na pewno? Mogę... hmm... no nie wiem...
-Krzysiek-śmieję się cicho.-Czy ty chcesz pomóc mi zmywać naczynia?
-No na przykład!-mówi ze śmiechem.
-Nie potrzebuję pomocy, już kończę.
I faktycznie, kończę sprzątać po kilkunastu minutach. Krzysiek przez ten cały czas patrzył na mnie z założonymi rękami.
-Dlaczego tak na mnie patrzysz?-pytam ze śmiechem.
-A podziwiam, jaką mam piękną dziewczynę-mówi i podchodzi do mnie.
-Ooo...-uśmiecham się delikatnie. Zarzucam ręce na jego szyję i patrzę mu w oczy.-Jesteś momentami kochany.
-Momentami?-unosi brwi do góry.-A kiedy nie byłem kochany?
-Hmm...-zastanawiam się chwilę.-Jak pobiłeś tego chłopaka po koncercie.
-No to też było kochane.
-Wcale nie-kręcę głową.-To było okropne.
-A czy zazdrość nie jest kochana?-przybliża swoją twarz do mojej, aż dotykamy się nosami.
-Nie, jeśli to jest chorobliwia zazdrość-mówię, przy czym muskam jego usta, oczywiście przez niewielką odległość między nami, nie specjalnie.
-Oj tam, raz mi się zdażyło-mówi, po czym całuje mnie w usta
-Ale...-odsuwam go od siebie.-Żeby to był pierwszy i ostatni raz.
-Postaram się, no ale o ciebie ciężko nie być zazdrosnym-mówi z niewinnym uśmiechem.
-Postaraj się, bardzo proszę.
-Oczywiście-wtula się we mnie, ale zaraz go odsuwam.
-Odwieziesz mnie?-pytam.
-Już?-patrzy na mnie zawiedziony.
-No mam to spotkanie. Muszę się przygotować, jakoś ubrać-mówię i za chwilę robię przerażoną minę.-Właśnie, co ja założę?
-Skarbie, czy ty planujesz się jakoś stroić dla Macuka?-pyta, odsuwając się ode mnie.
-Misiek, niedawno, minutę temu, rozmawialiśmy o zazdrości. Nie każ mi się powtarzać.
-No ale to chyba dobrze o mnie świadczy, skoro jestem zazdrosny?
-Średnio, mój drogi, średnio. To znaczy, że mi nie ufasz-unoszę brwi do góry.
Dlaczego ta rozmowa zaczyna mnie denerwować? I dlaczego mam wrażenie, że ta dyskusja nie prowadzi do niczego dobrego?
-To nie tak...-łapie mnie za obie dłonie.-Po prostu...
-Po prostu, mam rację?
-Hmm...-mruczy, a ja już nie wytrzymuję.
Tak, łatwo wyprowadzić mnie z równowagi i wystarczy pare źle dobranych słów, i mogę się ostro zdenerwować. I tak jest w tym wypadku.
-Wrócę taksówką-mówię. Odchodzę od niego i idę do sypialni po swoje rzeczy.
-Ula!-krzyczy za mną, ale ja nie zwracam na to uwagi.
Zgarniam swoje rzeczy. Już wybieram telefon, aby zadzwonić po taksówkę, gdy Krzysiek wbiega do sypialni i wyrywa mi komórkę.
-Naprawdę będziemy się kłócić o głupoty?-pyta, odgarniając włosy z mojej twarzy.
-Może dla ciebie swoboda i komfort, nie w związku, tylko ogólnie, to głupota, ale nie dla mnie-mówię, odpychając go od siebie.
-Dobrze, rozumiem. I przepraszam. Bardzo przepraszam. Masz rację, nie powinienem tak mówić.
-No nie, nie powinieneś-mruczę, nie patrząc na niego.
-A tym bardziej dlatego, że nigdy nie dawałaś mi powodów. Mimo, że jesteśmy razem tylko tydzień. Ale... Ciężko mi będzie nie być zazdrosnym. Za bardzo cię kocham.
-No to jak coś ci nie pasuje, to możesz mi powiedzieć od razu, a nie bić jakieś obcego chłopaka!-krzyczę, na co ten wzdycha.
-Po pierwsze, ja go nie pobiłem, tylko porządnie uderzyłem raz czy dwa. Po drugie, nie zrobiłem tego, bo byłem zazdrosny...-zastanawia się przez chwilę.-No dobra, przez to też, ale bardziej kierowało mną to, że ty możesz czuć się niekomfortowo, a on coś tam dyskutował, to co ja się będę pierdolił?
Dlaczego denerwuje mnie to jeszcze bardziej? Mogę wyjść i wrócić za pare dni, jak on sobie przemyśli to, co mówi?
-Czyli, że jak ja będę z tobą dyskutować, to mogę się szykować na to, że mnie uderzysz?-unoszę brwi do góry.
Tak, przesadzam. Nie, nie jest mi z tym źle. Tak, jestem okropna. Nie, w tej chwili nie widzę w tym nic złego.
-Co?! Ulka, błagam cię, myśl, co mówisz!-krzyczy.
-To ty chyba nie myślisz, bo gadasz głupoty!-podnoszę głos, podobnie, jak on.
-Chwila, stop...-ukrywa twarz w dłoniach, po czym patrzy na mnie.-Nie zmienisz tego, że jestem, i będę, o ciebie zazdrosny.
-Zmienię. Wystarczy, że wyjdę z tego mieszkania i nigdy nie wrócę. No i nie wpuszczę cię do siebie i nie spotkamy się już więcej-patrzę na niego pewnym wzrokiem.-Tego chcesz?
-Ula, przecież wiesz, że...-urywa, jakby zabrakło mu słów.
-Że co?
-Że cię kocham. A jak się kogoś kocha, to jest się zazdrosnym. Mam ci przypomnieć to, co mówiłaś o Oldze?
-Ale to jest inna sprawa, bo ewidentnie się jej podobasz-odkładam swoje rzeczy na podłogę i zakładam ręce na piersi, patrząc na niego wyzywająco.
-To inaczej... Mówię ci, że umawiam się z Brodką i że muszę się wyszykiwać, no bo przecież idę do niej rozmawiać o sprawach zawodowych. Nie przeszkadzałoby ci to?
-Hmm... Przeszkadzałoby, ale bym ci nie robiła o to wyrzutów-wzruszam ramionami.
-Ula-jęczy.
-Tak, to moje imię, zgadza się-uśmiecham się wrednie do niego.
-Nie chcę się kłócić, a zwłaszcza o kilka nieprzemyślanych słów-mówi. Kładzie jedną dłoń na moim policzku, a drugą na biodrze.-Kocham cię i... będę zazdrosny, czy tego chcesz, czy nie. Ale następnym razem, po prostu ci powiem, że to mi się nie podobało, czy coś innego.
-Na spokojnie, bez krzyków, sobie wtedy to wyjaśnimy-uśmiecham się.-No ale chyba nie będziesz robił problemu z tym, że przytulę Artura na powitanie, czy coś?
-No nie, nie-śmieje się.-To jak? Już dobrze? Nie jesteś na mnie zła?
-Hmm... Jak jeszcze raz mi powiesz, że bardzo mnie kochasz i bardzo mnie przepraszasz to będzie dobrze.
-Bardzo, ale to bardzo cię kocham. I bardzo cię przepraszam za tę głupotę. I co?
-Wybaczone-uśmiecham się i całuję go. Po chwili odrywamy się od siebie.-Dobra, bo się spóźnię.
Zaczynam zbierać rzeczy z podłogi, ale nagle przerywam i patrzę na niego.
-Ale to serio była kłótnia o głupotę-patrzymy na siebie przez chwilę, po czym wybuchamy śmiechem.-No ale przynajmniej mamy już pewne rzeczy na starcie wyjaśnione.
-No dokładnie-mówi.
Zabieram swoje rzeczy i jedziemy do mnie.
-Chcesz wejść?-pytam.-Byś mnie od razu zawiózł tam.
-No dobrze-przewraca oczami.
Wychodzimy z samochodu i wchodzimy do bloku. Już zaraz jesteśmy w mieszkaniu.
Zdejmujemy buty i kurtki. Głaszczemy Kosmosa na powitanie. Daję mu jeść i biegnę do łazienki wziąć prysznic.
Po umyciu się, ogarnełam, że nie wzięłam żadnych ciuchów. Oh, jak cudownie!
Owiłam się ręcznikiem i powoli wchodzę do sypialni, gdzie Krzysiek leży na moim łóżku z Kosmosem.
Podchodzę do szafki z ubraniami, przy czym cały czas czuję wzrok Krzyśka na sobie. Jest to miłe, ale biorąc pod uwagę fakt, że poza ręcznikiem nic nie mam na sobie, no to tak średnio dobrze się czuję.
Wybieram ubrania na dzisiaj i odwracam się do niego.
-Zrób zdjęcie, będzie na dłużej-przewracam oczami. Wiem, beznadziejny tekst, ale idealnie opisujący sytuację, w której się znalazłam.
-Mogę?-unosi brwi.
-Możesz, ale w łeb się puknąć-mruczę.-Odwrócisz się, albo zamkniesz oczy, czy mam wyjść do łazienki?
-Zamknę oczy-mówi i zakrywa twarz dłońmi.
-Tylko bez podglądania-mówię i szybko się ubieram.-Już.
Krzysiek otwiera oczy i patrzy na mnie z uśmiechem.
-Ładnie wyglądasz-mówi.
-Mam na sobie zwykłe dżinsy i szary sweter. Mówisz, że ładnie?-marszczę brwi.
-Ty zawsze wyglądasz ładnie-puszcza mi oczko i siada na łóżku.
-Tak, w ręczniku szczególnie-śmieję się.
-Najlepiej bez .
-Nie widziałeś mnie bez niczego-zauważam.
-Ale jestem w stanie sobie wyobrazić, że musisz być piękną kobietą.
-Ale mi słodzisz-mówię ze śmiechem, zbierając najpotrzebniejsze rzeczy do torebki.
-Jestem szczery.
-Możemy iść-mówię.
Głaszczę Kosmosa i ubieramy buty oraz kurtki.
Krzysiek odwozi mnie pod siedzibę Męskiego Grania, o ile można to tak nazwać.
-Napisz albo zadzwoń, jak to się skończy, to przyjadę i pojedziemy na ten cmentarz-mówi i całuje mnie krótko w usta.
-Dobrze-uśmiecham się.
Żegnamy się i wychodzę. Kieruję się do środka dość dużego... biura? Nie wiem, ale do tego, co mi kazał Macuk.
No dobra, i co dalej? Gdzie mam iść? Jakaś podpowiedź? Telefon do przyjaciela czy coś?
Dzwonię do Marcina. Tłumaczę mu gdzie jestem. Każe mi czekać, ponieważ on ma zaraz przyjechać, to mnie zaprowadzi.
Macuk przyjeżdża po dziesięciu minutach. Witamy się całusem w policzek i idziemy do dużego biura.
Pomieszczenie jest jasne, ogromne. Na środku stoi duży stół, a wokół niego krzesła. Pare osób już jest. Znam jedynie Kasię, Marka i Marcina. Ktoś wnosi kawę lub herbatę.
-Napijesz się czegoś?-pyta Marcin.
-Nie, dzięki-mówię.
Siadamy przy stole. Z jednej mojej strony siedzi Marcin, z drugiej Kasia. Dobre położenie.
Za chwilę zaczyna się spotkanie. Kilku zebranych muzyków ustala, jakie piosenki będą grać. Znaczy, ustala Kasia z Markiem, ale inni podrzucają im coś, lub odradzają. Jest też mowa o rozkładzie koncertów. Gdzie, kto i kiedy będzie grał.
Tak naprawdę, nie musiałam tutaj przyjeżdżać. Ja jedynie się śmieję z żartów innych, ewentualnie sama coś powiem.
Po trzech godzinach spotkanie się kończy.
-Mogłeś mi to wysłać, albo mogliśmy się sami spotkać-mówię do Marcina, gdy wychodzimy z tego biura. Musi mnie odprowadzić pod drzwi, bo ja się zgubię.
-Jesteś teraz częścią zespołu Męskiego Grania, mimo, że nie grasz, nie śpiewasz. Musisz brać udział w takich rzecach-tłumaczy.-Dobra, to pa.
-Pa-przytulam go na pożegnanie i wychodzę.
Idę do pobliskiego sklepu. Kupuję zapalniczkę i dwa znicze, po czym dzwonię do Krzyśka.
Przyjeżdża po piętnastu minutach.
-Hej. I jak?-pyta, gdy wchodzę do samochodu.
-Szczerze? Moja obecność nie była tam potrzebna. Ale zabawnie było-uśmiecham się.
-To fajnie-mówi i łapie mnie za dłoń.
Jedziemy w stronę cmentarza. Osobiście, średnio znam cmentarze w Warszawie. Nie mam kogo odwiedzać, więc nigdy tam nie jeżdżę.
Jesteśmy na miejscu po dziesięciu minutach. Wysiadamy z samochodu. Krzysiek łapie mnie za dłoń i prowadzi w stronę grobu swojej mamy.
O tej porze roku, szybko robi się ciemno. Gdyby nie Krzysiek, ja bym się zesrała, a nie weszła na cmentarz.
Po chwili zatrzymujemy się przy grobie.
Najbardziej rzuca mi się w oczy zdjęcie mamy Krzyśka. Tak samo piękna, mimo, że dużo starsza. Ten zniewalający uśmiech.
Alicja Zalewska*
Tak głosi napis przy zdjęciu tej ślicznej kobiety.
Puszczam dłoń Krzyśka i kucam. Odgarniam niewielką warstwę śniegu i wyjmuję znicze z torby.
-Ooo, nie mam zapalniczki ani zapałek-mówi Krzysiek.
-Ja kupiłam-uśmiecham się delikatnie do niego.
Zapalam znicze i patrzę na zdjęcie mamy Krzyśka. Wstaję i łapie Krzyśka pod ramię.
W tym momencie doceniam to, że wychowałam się bez takich sytuacji, jak Krzysiek. Moi rodzice byli, i są, zdrowi. Mam pełną, kochającą się rodzinę. Dziękuję całemu światu za to.
W tym momencie widzę, co tak naprawdę jest najważniejsze.
To, że mam bliskich przy sobie. Rodziców, siostry, Sarę, Artura, miałam Daniela, no i Krzysiek.
Czuję, że związek z Krzysiem to będzie coś zupełnie innego. Że... będę mogła się od niego dużo nauczyć.
Mówię w myślach krótką modlitwę i czekam, aż Krzysiek powie, że możemy iść.
Jest mi strasznie zimno, ale nie chcę go poganiać. Wiem, że to jest dla niego ciężkie.
Nie wiem, ile tam stoimy, ale nie przeszkadza mi to.
-Idziemy?-pyta cicho Krzysiek.
-Jak uważasz-mówię.
Wychodzimy z cmentarza i wsiadamy do samochodu. Zalewski prawie od razu rusza.
Jedziemy w stronę mojego mieszkania. Po chwili już stoimy pod blokiem.
-Wejdziesz? Może zostaniesz na noc?-proponuję.
Widzę, że coś jest nie tak. Że potrzebuje rozmowy. A utwierdzają mnie o tym jego słowa.
-Chętnie-mówi, a ja już wiem, że czeka nas długa rozmowa na jakiś trudny temat.
Po chwili jesteśmy w mieszkaniu.
-Położyłabym się na jakąś godzinę, a ty?-mówię, zdejmując buty.
-Możemy-odpowiada.
Zdejmujemy kurtki i buty, i idziemy do sypialni. Za nami przybiega Kosmos.
-Ja tylko skoczę do łazienki, dobra?-mówię i idę do toalety.
Załatwiam swoje potrzeby, w postaci oddania moczu, i wracam do Krzyśka.
Mój chłopak leży na łóżku. Jedną nogę ma zgiętą w kolanie, jedną rękę podłożył sobie pod głowę i leży, patrząc w sufit.
Zdecydowanie coś się dzieje.
Kładę się obok niego. Opieram dłoń i głowę na jego klatce piersiowej. On obejmuje mnie ramieniem.
-Co się dzieje?-pytam cicho.
-Właśnie sobie uświadomiłem, jak bardzo mi jej brakuje-mówi, nie patrząc na mnie.
Zabieram dłoń i głowę z jego klatki piersiowej. Unoszę się lekko na poduszkach. Dzięki temu moja głowa jest na wysokości jego głowy.
-Mamy?-pytam, na co ten przytakuje kiwnięciem głowy.
-Wiesz-przymyka oczy i zagryza dolną wargę.-Nie ma jej w tych najważniejszy dla mnie momentach. Nie mam jej wsparcia. Brakuje mi jej.
-Najważniejszy momentach, czyli których?
-Będę wydawał płytę. Jestem naprawdę szczęśliwie zakochany, a jej nie ma. Nie widzi, jak jestem szczęśliwy, a zawsze na tym jej najbardziej zależało. Najpierw byłem ja, potem reszta bliskich, a na końcu ona. Nigdy nie było tak, że najpierw patrzyła siebie, tylko mnie. Wiesz, kiedyś obraziłem kolegę z klasy i jego mama potem mówiła coś typu, że trzeba mnie wywalić ze szkoły, bo demoralizuję innych uczniów. Co jest najlepsze, nazwałem go "debilem", bo popchnął moją koleżankę. Mieliśmy wtedy może po osiem, dziewięć lat. Mama powiedziała do tej baby "kobieto, jebnij się w łeb. Wywalić ze szkoły, bo zachował się, tak, jak powinien. To pani syn popchnął koleżankę". Czy coś takiego. Zawsze mi powtarzała, żebym szanował innych, a tu wyzywałem kolegę i ona mnie broniła. Kochała mnie nad życie... Dlaczego ona? Przecież nic złego nie zrobiła. A właśnie odwrotnie, była niesamowitym człowiekiem.
Z każdym jego słowem czułam, że i on i ja zaraz się rozpłaczemy. Pierwszy raz w życiu słyszę, żeby ktoś tak mówił o swojej mamie.
Zakrył twarz dłońmi. Nie wiedząc, co powinnam zrobić, delikatnie go obróciłam w swoją stronę, a ten od razu się we mnie wtulił. Zaczął płakać. Głośno, rozpaczliwie. Momentami brakowało mu tchu. Sama uroniłam kilka łez, ale to nic w porównaniu z Krzyśkiem.
Nie mam z tym problemu, że się rozpłakał przy mnie. Może i jest to oznaka słabości, ale... Nie jest to nic strasznego. Każdy może. Lepiej, żeby się wypłakał, niż potem miał jakieś problemy.
Mam wrażenie, że tulę do siebie małego chłopca, który już wystarczająco dużo przeszedł w życiu. Nie chcę, żeby coś jeszcze złego go spotkało. Będę o to dbała. Bardzo go kocham i nie chcę, żeby więcej cierpiał. Gdybym mogła, nie wypuszczałabym go ze swoich objęć, aby tylko uchronić go przed tym całym okrutnym światem.
Po naprawdę dłuższej chwili zasypia wtulony we mnie.
Powoli wyślizguję się z jego objęć. Idę do salonu, wcześniej zabierając telefon. Wybieram numer do mamy i dzwonię do niej.
-Halo? Coś się stało?-pyta od razu.
-Nie, tylko... Chciałam ci powiedzieć, że cię kocham.
***
Alicja Zalewska-nie wiem, jak miała na imię mama Krzyśka. Gdzieś jest o tym? Ktoś wie?
Widzicie, jaką mam piękną okładkę?! Mnie się podoba i czuję, że zostanie ona z nami do końca. A wykonała ją... _Aka_Shi_ I LOVE YOU ZA TO (no dobra, nie tylko za to). Dziękuję z całego serduszka, Słońce!
Ja to nie wiem, czy MG ma taką siedzibę czy coś, ale uznajmy, że tak.
W dzień poprawię rozdział, przysięgam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro