55. Złość na Kosmosa, problemy z kuwetą i... tata i brat Krzyśka...
-Jezus Maria!-budzę się, gdy słyszę krzyk Krzyśka.
Patrzę na niego przestraszona, jednak ten spogląda co chwila na Kosmosa.
-Możesz łaskawie zamknąć paszczę, Kosmos?-pyta zły.
Fakt, od jakiś piętnastu minut strasznie miauczy, ale to dlatego, bo nie lubi być tak długo w transporterze. A jedziemy już jakieś półtorej godziny.
-Weź go uspokój, bo zaraz wyrzucę go przez okno, albo skręcę mu kark. Przysięgam!-krzyczy.
-Krzysiu-patrzę na niego zdziwiona. Mrugam pare razy.-Nie znałam cię z tej strony.
-No bo się wkurzam na niego! Nie może się zamknąć?
-Ojoj...-uśmiecham się zadziornie.
-Co?-spogląda na mnie, jednak ja się nie odzywam.-No co?
-Jaki ty... jesteś męski, jak jesteś zdenerwowany-kładę dłoń na jego ramię.
Czuję, że jego mięśnie są strasznie napięte. Nie jest to spowodowane moim dotykiem, ale zdenerwowaniem.
-Oj... Jaki ty spięty jesteś-marszczę brwi.
-No bo jestem już zmęczony, ta sarna i jeszcze kot-jak na zawołanie, Kosmos znowu zaczął miauczeć.
-Czekaj-zabieram dłoń z jego ramienia.-Jaka sarna?
-Jak spałaś sarna przebiegła nam przez drogę-mówi cicho.
-Mam nadzieję, że jej...?-zaczynam lekko przerażona.
-Nie, spokojnie. Zatrzymałem w porę samochód-patrzy na mnie przez chwilę.-Ale się zdenerwowałem po prostu.
-Dobrze, że nic się jej nie stało-uśmiecham się z ulgą. Po chwili przypominam, o czym wcześniej rozmawialiśmy.-Wracając...
-Hmm?-unosi brwi do góry i patrzy na mnie przez chwilkę, a potem na Kosmosa.-Zamknij się w końcu-mówi przez zęby i patrzy znów na drogę.
-Wiesz co?-w miarę możliwości nachylam się w jego stronę.-Chyba częściej będę cię denerwowała.
-Dlaczego?-pyta zdziwiony.
-Jak jesteś zły, o wiele bardziej mi się podobasz-mruczę mu do ucha.
-Ooo-śmieje się cicho.-Tego się nie spodziewałem.
-Jak jesteś zły, jesteś o wiele bardziej męski-całuję go przeciągle w policzek.
-Fajnie, fajnie... Ale ten kot serio mi działa na nerwy.
Odsuwam się od niego i przewracam oczami.
-Jesteś beznadziejny-wzdycham.
-Co ja znowu zrobiłem?!
-Popsułeś nastrój.
-Nastrój?-unosi brwi do góry.-Skarbie, taki nastrój to ty możesz robić, ale w sypialni, hmm?
-No ale wiesz... Ta adrenalina. Rozumiesz?-puszczam mu oczko.
-Taa... Serio mogłabyś go uspokoić.
-Ale co ja mogę? Będzie tak miauczał, aż go nie wypuszczę-wzruszam ramionami.
-Co?!-krzyczy.
-No tak ma-tłumaczę.-Nie lubi być długo w transoorterze.
-Uspokój się, Krzysiek-szepcze sam do siebie.-Jeszcze tylko z pół godziny.
-Długo się tam jedzie-zauważam.
-Troszkę.
-Będziemy tam na...-patrzę na zegarek na nadgarstku Krzyśka.-...na osiemnastą.
-Yhmm...
-To ja jeszcze pośpię-mówię i układam się spać.
-Dobrze-Krzysiek łapie mnie za dłoń i splata razem nasze palce.
Bym zasnęła, gdyby nie Kosmos. Naprawdę te jego miauczenie jest wkurzające.
-Zaraz będziemy, skarbie-mówi cicho Krzysiek.
-Jak to słodko brzmi... Skarbie...-mruczę i całuję go w policzek.
Po kilku minutach Krzysiek wjeżdża na podwórko.
Zaczynam się denerwować. Ale... Co może pójść nie tak?
Wszystko?
W sumie tak... No nic. Mniejmy nadzieję, że mu się spodobam.
Im.
No tak, im, im...
Wychodzimy z samochodu. Krzysiek zabiera plecak i torbę.
-Chodź-wyciąga do mnie wolną dłoń.
-Yhm-mruczę cicho i podchodzę do niego.
Podaję mu dłoń i patrzę przerażona na drzwi do niewielkiego domu.
-Nie bój się-Krzysiek całuje mnie w skroń.-Będzie dobrze.
-Oby-szepczę.
-I żeby nie było, dalej jestem na ciebie zły.
-Zapamiętam-uśmiecham się do niego.
Podchodzimy do drzwi. Krzysiek puka w nie i po chwili się otwierają.
Pan Stanisław wita nas szerokim uśmiechem.
-No wreszcie-mówi.
-Cześć, tato-Krzysiek się uśmiecha.
-Bałem się, że coś się stało-wpuszcza nas do środka.-Długo jechaliście.
Krzysiek odkłada plecak i torbę na podłogę i pomaga mi zdjąć kurtkę. Kurczę, tego się nie spodziewałam.
-Tato-zaczyna, gdy ja zdejmuję buty, a on kurtkę. Czeka aż stanę prosto i obejmuje mnie ramieniem.-To jest moja dziewczyna-Ula.
-Miło mi, Stanisław-tata Krzyśka uśmiecha się i podaje mi dłoń, którą delikatnie ściskam. Pan Stanisław muska wierzch mojej dłoni ustami.
Jezu, jak ja się denerwuję! Żebym nie palneła żadnej głupoty, błagam!
-Urszula-odwzajemniam uśmiech.
-A ten płaczący kotek jak ma na imię?-pyta pan Brejdygant i otwiera transporter. Od razu Kosmos zaczyna wąchać wszystko dookoła, a zwłaszcza tatę Krzyśka.
-Kosmos-odpowiadam. Nagle uświadamiam coś sobie.-Krzysiek.
-Hmm?-patrzy na mnie uśmiechnięty.
-Nie pomyśleliśmy, co z kuwetą?*-pytam.
-Ooo... Faktycznie-drapie się po głowie.-Zrobimy z transportera.
-No dobra, a żwirek?
-Mogę zadzwonić do Igora i poprosić, żeby kupił-wtrąca pan Stanisław.-Wy ogarnijcie rzeczy i tak dalej, a ja to załatwię.
-Dziękuję-uśmiecham się, gdy pan Brejdygant prawie znika mi z oczu. Uśmiecha się delikatnie i wychodzi.
-No i co?-Krzysiek staje przede mną i łapie mnie za ramiona.-Było tak źle?
-Weź nic nie mów-macham dłońmi przed twarzą.
-Przesadzasz-śmieje się i mnie przytula.
-Zobaczymy, co powiesz, gdy będziesz mówił moim rodzicom, że jesteśmy razem-odsuwam go od siebie i uderzam go lekko w ramię.-Gdzie to położyć?-pytam, zabierając torbę i plecak, ale zaraz Krzysiek mi je wyrywa.
-Ja się tym zajmę-patrzy na mnie groźnie, ale zaraz jego wzrok łagodnieje.-Jak to ja powiem?
-No tak-całuję go krótko w usta i odsuwam się od niego na niewielką odległość.-Musisz się z tym zmierzyć, jak prawdziwy mężczyzna.
-Nie mogę udowadniać ci inaczej, że jestem prawdziwym mężczyzną?-unosi lekko brwi.
-A jesteś dalej zły?-pytam z zadziornym uśmiechem.
-Nie mieszaj sytuacji. To są dwie inne sprawy.
-Porozmawiamy na te dwie sprawy wieczorem, kiedy będziemy leżeć w łóżku, dobrze?
-Dobrze-uśmiecha się.
W porę się od niego odsuwam, gdyż zaraz do przedpokoju wchodzi tata Krzyśka.
-Załatwione-uśmiecha się do nas.-Jest zachwycony, że przyjechałaś z kotkiem.
-To się cieszę-uśmiecham się.
-Dlaczego wy tu nadal stoicie?!-zakłada dłonie na biodrach i patrzy groźnie na Krzyśka.-W ogóle o nią nie dbasz.
-Skąd takie rzeczy przychodzą ci do głowy, tato?-Krzysiek przewraca oczami.-Patrz, torby od niej biorę.
-No masz szczęście-pan Stanisław wskazuje na niego palcem i patrzy spod przymrużonych powiek.
-Tak, żeby się poczuć potrzebny-mówię i chichoczę pod nosem.
-Ważne, że noszę, tak?-odwraca się.
-Nie no, oczywiście, że tak-kładę dłoń na jego ramię i posyłam mu uśmiech.
-Dlaczego wy nadal stoicie w przedpokoju? Wchodźcie-zaprasza nas gestem ręki.
Wchodzimy za nim do środka. Krzysiek oczywiście przepuszcza mnie i idę przed nim.
Dom nie jest niewiadomo jak duży, ale mały też nie jest. Urządzony został w ciemnej kolorystyce. Większość mebli jest czarna, a reszta ciemno-szara. Ogólnie cały dom jest naprawdę przytulny, mimo tych ciemnych barw. Może to przez atmosferę?
-Krzysiek, wiesz, gdzie zanieść te rzeczy?-pyta pan Stanisław.
-No pewnie. Do mojego pokoju-uśmiecha się do niego. Zarzuca plecak na ramionami i obejmuje mnie wolną ręką.-Chodź, Ula.
Prowadzi mnie na górę. Po drodze mijamy wejście do salonu.
-Krzysiek?-zaczynam.-Czy ja tam widziałam kominek?
-Tak-śmieje się, otwierając drzwi od jakiegoś pokoju.
-I tam się pali?-mrugam pare razy.-W sensie, ogień?
-Nie wiem, czy teraz, ale...
-Nie, nie teraz-przerywam mu.-Tam się pali ogólnie?
-Yhm-kiwa głową i wpuszcza mnie do pokoju.
-O mój Boże, chodźmy tam!-łapię go za dłoń i ciągnę do drzwi.
-Poczekaj-śmieje się.
Odkłada torbę i plecak na duże, małżeńskie łóżko.
Pokój jest urządzony, jak reszta domu. Przy jednej ścianie stoi regał, a na nim jest mnóstwo książek i płyt. Na przeciwko jest stół. Pod oknem stoi łóżko, a obok łóżka niewielki stolik.
-Ładnie tu-mówię i patrzę na Krzyśka.
-Cieszę się, że ci się podoba-podchodzi do mnie i całuje mnie w usta.-Tata cię polubił.
-Tak myślisz?
-Yhm, widziałem to po nim. Mówiłem, nie było czym się martwić-uśmiecha się i składa na moim czole długiego i czułego całusa.
Łapie mnie za dłoń i ciągnie do wyjścia.
-Tu po prawej-wskazuje na drzwi po prawej stronie.-Masz łazienkę.
-Dobrze, dobrze. Chodźmy do kominka-uśmiecham się do niego uroczo.
-Nie będę podpalał, jeśli nie będzie się paliło-wskazuje na mnie palcem.
Schodzimy na dół. W salonie, poza panem Stanisławem jest ktoś jeszcze.
-Cześć, Igor-wita się Krzysiek.
A więc to jest brat Krzyśka! Wysoki, ciemnowłosy facet z niewielkim zarostem. Ma duże, ciemne oczy. Jak dla mnie, Krzysiek nie jest do niego podobny.
-Cześć, brat-uśmiecha się do niego.
Krzysiek puszcza moją dłoń, a Igor podchodzi do niego. Przytulają się po "męsku" i uśmiechają się do siebie.
-Igor, to jest moja dziewczyna-wskazuje na mnie dłonią.-Ula.
- Z jaką dumą to mówisz-śmieję się i podaję dłoń Igorowi, którą ściska.
-No bo mam z czego-mówi Krzyś.
-A raczej z kogo-zauważa Igor i puszcza moją dłoń.
***
Nie pomyśleliśmy, co z kuwetą-żeby nie było, ja do pewnych spraw podchodzę bardzo poważnie i tak, jak jest w rzeczywistości. Jeśli ktoś nie ma kota, nie zrozumie tego błędu. Ale naprawdę, trzeba pamiętać o takich rzeczach, chociaż często się zapomina. Wiem to wszystko, bo sama mam kota i często muszę z nim jeździć.
To co, moi drodzy?
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! Żeby ten rok 2020 był lepszy! Chociaż, gdyby pominąć pare rzeczy, to i 2019 był naprawdę spoko. A zwłaszcza, jeśli weźmiemy pod uwagę to opowiadanie. Dziękuję Wam bardzo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro