Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Walka płci.

   Krzysiek przyjechał po piętnastu minutach.
   -Hej-witam się z nim.-Jezu, jak zimno!
-Gdzie masz rękawiczki, hmm?-Krzysiek łapie mnie za zmarzniętą dłoń. Przykłada sobie ją d swojego ciepłego policzka.-Faktycznie, lodowate.
-Noo...-mruczę, zabierając dłoń.-Jedźmy już.
-A właśnie-wzdycha i patrzy na mnie.-Tata pytał, czy zostaniemy na noc?
-Co?-mrugam pare razy.
-Pytał, czy zostaniemy na noc?-powtarza.-Powiedziałem, że zapytam ciebie.
-A jak ty chcesz?-pytam.
-No wiesz...-uśmiecha się i odwraca wzrok.-To chyba logiczne, że ja zawsze chętnie zostanę u taty. Ale myślę, że na pierwsze spotkanie, to może być trochę dużo. To jak? Nie zostajemy, co nie?
   Patrzę na swoje dłonie. Kurde... To jego tata... Myślę, że będzie mu miło i... Dobra, trudno. Raz kozie śmierć.
   -Pojedźmy do mnie. Muszę zabrać Kosmosa i kilka rzeczy-uśmiecham się do niego.
-Ale wiesz, jak nie chcesz, nie musimy?-patrzy na mnie.
-Ale ja chcę-puszczam mu oczko.-Jedźmy już.
-Kocham cię!-krzyczy i całuje mnie przelotnie w policzek.
   Krzysiek rusza i jedziemy do mnie, do mieszkania.
   Dłonie mi się pocą. Jest mi gorąco i głośniej oddycham. Na samą myśl, o spotkaniu ojca Krzyśka, denerwuję się. A przecież to nic takiego.
   Spoglądam na muzyka. Jest skupiony na drodze, jednak na jego ustach widnieje delikatny uśmiech. Musi to być dla niego ważne.
   Ty też chcesz, żeby twoi rodzice dowiedzieli się o was.
   Ale ja jestem pewna, że oni go lubią i nie mamy się o co martwić.
   Tam będzie też jego brat...
   Faktycznie! Zapomniałam! Teraz to już w ogóle się zestresowałam...
   Po kilku minutach jesteśmy pod moim blokiem. Wychodzimy z samochodu i wchodzimy do środka. Po chwili jesteśmy pod drzwiami do mojego mieszkania. Otwieram drzwi i jesteśmy w środku.
   Zdejmujemy kurtki i buty. Odkładam na podłogę torebkę i patrzę na mojego chłopaka.
   -Czy mam się przebierać?-pytam.
-Dlaczego?-marszczy brwi.
-No nie wiem-wzruszam ramionami.-Myślisz, że jeżeli tak pokażę się twojemu tacie...-zaczynam, ale przerywa mi.
-To pokocha cię tak samo mocno, jak ja-przytula mnie.-Naprawdę, skarbie, nie masz czym się martwić.
-Łatwo ci powiedzieć-mruczę zrezygnowana.-Sam odwlekasz spotkanie z moimi rodzicami
-Ale dziewczynie łatwiej poznać rodziców chłopaka-odsuwa mnie od siebie i całuje krótko w usta.-Leć się spakować.
   Śmieję się i biegnę do sypialni.
   Wyciągam z szafy plecak i wkładam do niego najpotrzebniejsze rzeczy. Biorę jeszcze transporter dla Kosmosa i idę do kuchni.
   -Gotowa?-pyta Krzysiek, siedząc przy stole i pijąc sok.
-Prawie-mówię i do małej torby na zakupy wkładam karmę dla kota. Patrzę na niego.-Krzysieeek...
-Wolę jak mówisz "Krzysiu"-mruczy i bierze łyk soku.
-Krzysiu, Krzysiuleńku, mój kochany, najlepszy...-uśmiecham się do niego, ale on mi przerywa.
-Dobra, dobra-śmieje się.-Co chcesz?
-Przyniesiesz z salonu piłeczkę Kosmosa? Musi mieć czym się bawić przecież, co nie?
-No pewnie-puszcza mi oczko i idzie do salonu.
   Wkładam Kosmosa do transportera, gdy do kuchni wraca Zalewski.
   -Proszę-podaje mi piłeczkę.
-Dzięki-wrzucam ją do plecaka, po czym zarzucam go na plecy.
-Co ty robisz?-pyta zdziwiony Krzysiek.
-W sensie?-marszczę brwi i biorę torbę z jedzeniem Kosmosa.-Nie bardzo rozumiem...
-Dawaj mi ten plecak i tę torbę-zakłada ręce na biodra i mi się przygląda.
-O to chodzi?-przekrzywiam głowę.
-Tak, dawaj mi to-zabiera mi torbę.
-No już, już-zdejmuję plecak i mu go daję, a on od razu go zakłada na plecy. -Ale mogłam sama to nieść. Nie jest ciężkie.
- Skarbie, ale nie chodzi o to, czy to jest ciężkie czy nie-podchodzi do mnie, omijając transporter.-Chodzi o sam fakt, że to ja jestem facetem i to ja mam nosić torby, plecaki i tak dalej.
-Aha?-zakładam dłonie na biodrach i patrzę na niego wyzywająco.-Czyli co, kobiety nie mogą?
-Mogą, ale...-odkłada torbę na ziemię i układa swoje dłonie na moich ramionach.-Daj mi się poczuć potrzebny, hmm?
-A nie czujesz się?-śmieję się.
-No nie bardzo-udaje obrażonego.
-Krzysiu, ale ty jesteś mi potrzebny. Nawet nie wiesz, jak bardzo-mówię i chcę zabrać torbę z rzeczami Kosmosa, ale chłopak łapie mnie za dłoń.-Oj no weź!
-Nie ma mowy-całuje mnie delikatnie i przeciągle w usta, gdy słyszymy miauczenie Kosmosa.
-Kosmos!-krzyczę, przerywając pocałunek i odpycham go od siebie. Podchodzę do kotka i zaglądam do niego przez kratkę w transporterze.-Wybacz.
-Co jest?-pyta Krzysiek.
-Nie lubi siedzieć w transporterze sam-mówię i podnoszę kota.-Możemy jechać.
   Ubieramy kurtki i buty i wychodzimy.
   Wsiadam do samochodu muzyka, a on wrzuca torby na tylne siedzenie i siada za kierownicą.
   Stawiam transporter na kolanach i uśmiecham się do Krzyśka. Po chwili odwracam wzrok od niego i patrzę na widok za oknem.
   -Jezus Maria!-krzyczę, gdy Krzysiek rusza.
-Co się stało?-spogląda na mnie.
-Ja nie mam nic dla twojego taty i brata.
-I co z tego?-marszczy brwi.-Przywieziesz im kota i zostaniesz na noc. To wystarczy.
-No ale...-zaczynam, ale mi przerywa.
-To chłopak zawsze coś przywozi dla rodziców dziewczyny, a nie...
-I znowu to samo!-krzyczę ze śmiechem.-Robią to, żeby poczuć się potrzebni?
-Niee... Robią to po to, żeby mama dziewczyny była w przyszłości dobrą teściową, a jeśli chodzi o tatę... Żeby nie chciał ich zabić i pozwolił im spotykać się z jego córką.
-Rozumiem...-śmieję się.-Jednak mimo wszystko...
-Skarbie-przerywa mi. Łapie mnie za dłoń i składa na niej czuły pocałunek.-To nie było zaplanowane spotkanie, więc masz prawo być nieprzygotowana. I naprawdę, nie masz czym się martwić.
-Niech ci będzie-uśmiecham się.
-Kocham cię, wiesz?-patrzy na mnie, gdy stajemy na czerwonych światłach.
-Ja ciebie też-splatam razem nasze palce i układam nasze dłonie na jego kolanie. Po chwili światła zmieniają się na zielony.-Krzysiek?
-Hmm?-mruczy skupiony na drodze.
-A jeżeli chłopak nie przyniesie nic dla rodziców dziewczyny, to co to oznacza?
-Emm... Różnie. Czasem to nic takiego. Po prostu, nie przyniósł nic i tyle. Zależy od chłopaka...-mruga pare razy.-A co?
-No bo mój pierwszy poważny chłopak, kiedy mama zaprosiła go na obiad do nas, nic nie przyniósł. A tak wcześniej mówiłeś o tej teściowej i o tym, że nie chce żeby tata dziewczyny go zabił, więc tak się zastanawiałam-wzruszam ramionami.
-Eej!-krzyczy ze śmiechem i patrzy na mnie przelotnie.
-Coo?-pytam zdziwiona.
-Możesz nie wspominać przy mnie o swoich byłych?-pyta ze śmiechem, ale z poważną miną.
-A co?-uśmiecham się zadziornie.-Zazdrosny?
-Oczywiście! I to jak?
-Skarbie, ale ty nawet nie wiesz, jak ten chłopak, o którym mówię, wygląda-śmieję się.
-Czy ty mi sugerujesz, że on jest przystojniejszy?
-No wiesz...-wzdycham.
-Uważaj, bo zaraz ja będę opowiadał o swoich byłych dziewczynach.
-A to masz o kim opowiadać?
-Aha?-patrzy na mnie przez chwilę z otwartymi ustami.-Wiesz co? Teraz to się obrażam. I to tak serio.
-Oj Krzysiu-śmieję się, na co ten wyrywa swoją dłoń z mojego uścisku.
-Nie krzysiuj mi tu teraz-mówi obrażonym tonem, jednak na jego twarzy maluje się delikatne rozbawienie.
-Jak sobie chcesz-śmieję się i układam na siedzeniu.-Ale ja ciebie o wybaczenie w taki sposób, jaki myślisz, prosić nie będę.
-Jasne!-krzyczy.-Teraz mi wmawiaj, że myślę tylko o jednym, pewnie!
   Wybucham głośnym śmiechem. Cała ta nasza "kłótnia" bardzo mnie rozbawiła.
   -Z tego wszystkiego zapomniałem zapytać-zaczyna poważnym tonem.-Jak tam spotkanie z Macukiem?
-Widzisz? Teraz to ja powinnam się obrazić-wskazuję na niego palcem.-Zapomniałeś! Ale ja nie będę taka, jak ty, i nie będę się obrażała za głupoty.
-Przepraszam bardzo, ale moja zazdrość o ciebie to nie jest głupota-patrzy na mnie przez chwilę.-A tak serio, jak spotkanie?
   Opowiadam mu wszystko z wypiekami na twarzy i uśmiechem na ustach.
   -Super! Cieszę się bardzo-spogląda na mnie z uśmiechem.-Ale dalej jestem obrażony.
-Może później coś na to zaradzimy-puszczam mu oczko i układam się wygodniej na siedzeniu.-Daleko jeszcze?
-Jeszcze troszkę.
   Dla wyjaśnienia, tata Krzyśka mieszka pod Warszawą.
   -Opłaca mi się iść spać?-pytam.
-Yhm-kiwa głową i patrzy na mnie na ułamek sekundy.
-Dobranoc-mówię i zamykam oczy.
-Dobranoc, Ula.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro