51. Męskie Granie 2012.
-Dalej nie rozumiem!
Patrzę na Krzyśka, który wyciera naczynia. Znaczy, teraz patrzy na mnie zawiedziony i zły, trzymając w jednej dłoni talerz, a w drugiej szmatkę.
-Czego?-wracam do zmywania.
Kolacja skończyła się chwilę temu. Od razu wzięliśmy się do sprzątania.
-Dlaczego skończyła tę współpracę?
-A żebym ja sama dokładnie wiedziała-wzruszam ramionami.-Jej zadaj to pytanie.
Podaję mu ostatni talerz. Kucam, aby dać jeść dla kotka. Drapię go za uszkiem. Mruczy z zadowolenia. Jak ja kocham tego kociaka.
-Będę tęsknić-mówi.
Podnoszę wzrok na niego. Nie patrzy na mnie, tylko wyciera ostani talerz.
Z uśmiechem staję obok niego. Ten nie reaguje.
-Krzysiek-zaczynam.-Spójrz na mnie. No już.
Robi to, o co go proszę, jednak robi to niechętnie.
-Krzysiu mój kochany-zarzucam ręce mu na szyję i całuję w nos.-Kocham cię.
-Ja ciebie też-wtula się we mnie.-I dlatego będę tęsknić. Będą umierał z tęsknoty!
-To ty tam sobie umieraj, a ja będę na ciebie czekać, hmm?-głaszczę go po plecach.
-Dlaczego akurat teraz? Kiedy jesteśmy razem? Tak, to bym, to jakoś zniósł, ale w takim wypadku...-odsuwa się ode mnie delikatnie.
-Krzysiek...-zaczynam.
-To jest aż miesiąc!-krzyczy.
-Jak będziesz, tak mówił, to będzie ciężko. To tylko miesiąc-kładę dłoń na jego policzku.
-Miesiąc to trzydzieści dni. Trzydzieści dni bez ciebie-zabiera moją dłoń i całuje jej wierzch.
-Damy radę-staję na palcach i składam na jego ustach długi, pełen uczuć pocałunek.
-No wiem, że damy, ale...-przykładam palec do jego ust.
-Skończ wycierać naczynia, a ja pójdę się umyć-wychodzę z kuchni, jednak po chwili wracam.-Zostajesz na noc?
-Jeśli chcesz-wzrusza ramionami i się uśmiecha.
Biegnę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Ubieram się w piżamę i idę do sypialni.
Na łóżku siedzi Krzysiek.
-Ktoś do ciebie dzwonił-mówi i wskazuje głową na biurko, na którym leży telefon.
-Nie odebrałeś?-pytam, podchodząc do biurka.
-Kiedy przyszedłem ten ktoś już przestał dzwonić-tłumaczy.
Kiwam głową i biorę telefon. Jakiś numer?
Oddzwaniam. Po trzech sygnałach odbiera jakiś mężczyzna.
-Dobry wieczór. Z tej strony Marcin Macuk-przedstawia się.-Pani Urszula Przybysz?
Przez chwilę nic nie mówię. Stoję i gapię się na Krzyśka z otwartymi ustami.
Marcin Macuk...
Uśmiecham się szeroko. Mam gdzieś to, skąd ma mój numer. Cholera, przecież to jest Macuk! Kto by się przejmował takimi rzeczami, jak numer telefonu.
-Tak, to ja-odpowiadam, mrugając pare razy.
-Oh, cudownie. Dostałem pani numer od Moniki Brodki. Myślę, że się pani nie gniewa?
-Nie, skądże-siadam na łóżku obok Krzyśka.
-To się cieszę. Dobra... Chodzi o to, że widziałem pani zdjęcia. Naprawdę ma pani talent. Są świetne!
-Do czego pan zmierza?
-Poszukujemy fotografa. Rozumie pani, Męskie Granie.
Otwieram szeroko oczy. Nigdy nie powiedziałabym, że będę miała szansę brać udział w takim czymś... Jakby nie patrzeć, to duże muzyczne wydarzenie. I ja miałabym zostać ich fotografem.
Owszem, nie raz myślałam, że chciałabym. A teraz stoję przed szansą, żeby te moje marzenia się spełniły.
-Niech pani sobie to przemyśli. Jesteśmy chętni się z panią spotkać i porozmawiać-mówi.-Pani sobie to przeanalizuje i zadzwoni do mnie.
-Ja nic nie muszę analizować-śmieję się.-Zgadzam się.
-Naprawdę?!-krzyczy uradowany.-Nie sądziłem, że tak łatwo pójdzie-śmiejemy się.
Patrzę na zagubionego Krzyśka. Jego mina mówi "co jest, do cholery?!".
-Moglibyśmy się jutro spotkać?-proponuje.
-Chętnie-uśmiecham się.
Pan Marcin podaje mi adres jakiejś restauracji. Umawiamy się na czternastą.
-A więc... Do zobaczenia-mówi.
-Do zobaczenia-powtarzam i się rozłączam.
Patrzę na Krzyśka z uśmiechem. Unosi lekko brwi do góry.
-Powiesz mi...-zaczyna, ale mu przerywam głośnym piskiem.
Rzucam mu się na szyję, przez co upada na łóżko, a ja na niego.
-Jezu, Ula-śmieje się, a ja z nim. Wtulam się w niego.-Co się stało? Kto dzwonił? Na co się zgodziłaś?
-Męskie Granie, wiesz?-zaczynam, odsuwając się od niego na niewielką odległość.
-No oczywiście.
-Szukają fotografa-uśmiecham się w taki sposób, że on wie, co chcę powiedzieć.
-Nie gadaj-otwiera szeroko oczy.-Skąd mają twój numer? I kto to dzwonił?
-Marcin Macuk-z podekscytowania mówię o wiele wyższym głosem.-Od Moniki.
-Zgodziłaś się, tak?
-No jasne!
-Boże, ale super!
Przytula mnie do siebie. Obraca mnie w taki sposób, że teraz to on wisi nade mną. Całuje mnie długo w usta.
-Szlag...-szepcze.
-Co jest?-pytam, nie wiedząc, o co chodzi.
-Moja dziewczyna będzie szybciej znana ode mnie-mówi z uśmiechem.
-Twoje męskie ego zostanie wtedy zranione?-mówię ze śmiechem.
-A żebyś wiedziała.
Po chwili wyganiam Krzyśka do łazienki, żeby się umył, a sama kładę się do łóżka.
Wszystko dzieje się tak szybko. I idzie w tak dobrym kierunku, że boję, że to wszystko okaże się jakimś snem. To, co jest między mną a Krzyśkiem wydaje się takie niesamowite. Męskie Granie, czyli moja sznasa, na spełnienie marzeń.
Zaraz wraca Krzysiek ubrany w dresy. Jak dobrze, że u mnie jest kilka jego ubrań. Ja to zawsze mogę się przespać w jego koszulce, ale on w mojej już niekoniecznie.
Kładzie się obok mnie. Z uśmiechem wtulam się w niego.
-Pojutrze pojedziemy do moich rodziców?-pytam.
-Po co?-ton jego głosu wskazuje na to, że jest tym faktem lekko przerażony.
-Żeby im powiedzieć, że jesteśmy razem-odpowiadam, jakby to było logiczne. No bo w sumie jest.
-A nie możemy... później?-proponuje.
-Wolałabym szybciej-śmieję się.-Naprawdę, nie masz się czego bać.
-Skoro tak mówisz-wzdycha.
-Lubią cię.
-Jako twojego przyjaciela. Jako chłopaka to już może być średnio z tym lubieniem się.
-Nie masz czym się martwić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro