45. Bójka i wyznanie.
Po dzisiejszym, ostanim koncercie z pierwszej połowy trasy, mamy zamiar wybrać się do klubu.
W sumie to już za dziesięć minut mamy wychodzić.
Wygładzam spódnicę w kratę i przeglądam się w lustrze. Mogę spokojnie stwierdzić, że wyglądam przyzwoicie. Założyłam czarną bluzkę z długim rękawem i spódnicę w zielono-czarną kratę. Zrobiłam delikatny makijaż, a z włosów zrobiłam koka. Na nogi założyłam czarne szpilki.
Uśmiecham się do siebie i idę przyszykować torebkę z najpotrzebniejszymi rzeczami.
-Ooo-odzywa się Krzysiek, wchodząc do pokoju. Odwracam się do niego przodem.
-Aż tak źle?-uśmiecham się.
-Aż tak zajebi...-zaczyna, ale przypomina sobie, że nie przepadam za przeklinaniem, więc przerywa.-...pięknie.
-Ty też nie najgorzej-śmieję się, a on ze mną.
Krzysiek ubrał się tak samo, jak na naszą wigilię, czyli czarne spodnie, czarna marynarka i biała koszulka. Założył kapelusz ode mnie.
-Aha? "Nie najgorzej"?! Fajnie, wiesz?-przegląda się w lustrze.-Myślałem, że powiesz "wyglądasz niesamowicie, Krzysztofie!" czy coś w tym stylu.
-Żeby twoje ego jeszcze bardziej się powiekszyło?-śmieję się. Zabieram płaszcz i podchodzę do drzwi. Patrzę na niego i naciskam klamkę.-O nie, nigdy w życiu.
Wychodzimy z pokoju. Czekamy na resztę w holu i ubieramy kurtki.
Kiedy już wszyscy są, wychodzimy i kierujemy się do klubu wybranego przez Olgę.
Gdy jesteśmy już w klubie, zamawiamy drinki lub inne trunki. W zależności, kto co lubi.
-Kto idzie ze mną tańczyć?-pytam i uśmiecham się do każdego. Nie, nie jestem pijana, po prostu lubię się dobrze bawić.
-Jeszcze pytasz?-Zalewski odwzajemnia mój uśmiech i wstaje od naszego stolika.
Szczęśliwa wstaję i podchodzę do niego. Krzysiek łapie mnie za dłoń i ciągnie w stronę parkietu, który po chwili jest nasz.
Tańczymy razem z trzy piosenki, po czym podchodzimy do baru. Zamawiamy drinki i zdyszani uśmiechamy się do siebie. Po prostu, uśmiechamy się do siebie, jak głupi do sera. Zaczynamy rozmawiać dopiero, gdy dostajemy nasze drinki.
-Fajny był ten miesiąc, nie sądzisz?-pyta Krzyś.
-Jak najbardziej, świetnie się bawiłam-mówię i upijam łyka.
-Mam nadzieję, że na moich koncertach również będziesz się tak dobrze bawiła.
-Będę jeszcze bardziej-mówię mu wprost do ucha i całuję w policzek.
Odchodzę od niego, wcześniej mówiąc, że idę po torebkę i do łazienki.
Jak mu mówię, tak robię. W łazience sprawdzam, czy makijaż mi się nie rozmazał ani czy kok się nie rozwalił. Wszystko jest dobrze, więc wychodzę z łazienki.
Sprawdzam telefon. Mam jedną wiadomość od Sary.
Od: Sara
I jak tam Wam czas mija?
Podchodzę do Krzyśka i odpisuję na sms'a przyjaciółki.
-Idziesz do nich?-pyta.
-Zaraz, tylko odpiszę Sarze-uśmiecham się do niego i wracam do pisania.
-Ja już idę jak coś.
-Dobrze-patrzę, jak odchodzi i wysyłam wiadomość.
Do: Sara
Poszliśmy na imprezę, jutro się odezwę.
-To był twój chłopak?
Patrzę na wysokiego blondyna o niebieskich oczach. Ma piękny, szeroki uśmiech. On sam jest dość mocno umięśniony.
-Yyy...-nie wiem, co powiedzieć.-Nie, nie mam chłopaka.
-To dobrze się składa, bo ja nie mam dziewczyny-puszcza mi oczko i wystawia do mnie dłoń.-Zatańczymy?
-Pójdę odnieść torebkę-mówię i biegnę do stolika. Rzucam torbę do Moniki, mówię, że zaraz wrócę i idę do chłopaka.
Podaję mu rękę. Może to przez ten jego śliczny uśmiech? Może przez smutek wywołany moim uczuciem do Zalewskiego? A może przez alkohol, który wypiłam? Nie wiem, ale robię to bez wahania.
Tańczymy dwie piosenki. Po pierwszej chłopak przedstawia się. Ma na imię Marcin. Nie wiem, czy zapamiętam jego imię, ale ja swoje też podaję.
Chłopak, co raz bardziej zaczyna zmniejszać granicę między nami, przez dość mocne przybliżanie się lub dłonie, którymi jeździ po mojej talii i biodrach. Odsuwam się od niego.
-Może na pierwszy raz wystarczy, co?-uśmiecham się.
-Zrobiłem coś nie tak?-pyta i podchodzi do mnie, a ja robię pare kroków w tył.
-Nie, tylko...
-Ula, tak fajnie nam się tańczyło-puszcza mi oczko.
-Nie, naprawdę...-zaczynam, ale ktoś mi przerywa.
-Ula!-odwracamy się w stronę biegnącego do nas Krzyśka.-Wszystko dobrze?
-A co ma być niedobrze?-pyta Marcin chamskim tonem.
-Yyy no nie wiem?-Krzysiek staje przed nim, zasłaniając mnie.-Z boku wyglądało to, jakby coś się działo.
-Wszystko gra-Marcin wzrusza ramionami.-Niepotrzebnie się wtrącasz.
-Może niech Ula sama mi powie, hmm?-Krzysiek odwraca się do mnie.-Ula, wszystko...?
-Jezu, stary, skończ!-przerywa mu blondyn.
Muzyk przymyka oczy, po czym odwraca się do niego.
-Możesz mi nie przerywać, kiedy rozmawiam z Ulą?-pyta grzecznie.
Zaczynają się kłócić i nie wygląda to tak, jakby mieli zaraz skończyć. Bardziej wygląda to tak, jakby mieli zaraz się pobić. Tego się boję.
Miałam rację! Marcin uderza Krzyśka w twarz. Patrzę na nich przerażona.
-Przestańcie!-krzyczę i staję po między nimi. Patrzę na mojego przyjaciela. Leci mu krew z dolnej wargi.
-Nie wtrącaj się!-mój nowy "kolega" popycha mnie tak mocno, że gdyby nie Krzysiek, upadłabym.
-Teraz to przegiąłeś-wzdycha muzyk i uderza go z pięści w twarz z trzy razy mocniej, niż on dostał. Aż Marcin upada.
Podbiega Monika z zespołem. Marcin patrzy to na mnie to na Krzysztofa i podnosi się. Omija nas, trzymając się za nos.
-Kretyn-komentuje Zalewski i wyciera krew, która cieknie mu po brodzie. Podchodzi do mnie, ale się cofam.
Jestem zła. Chociaż nie. Ja jestem wściekła! Kto mu kazał się wtrącać? Po co to zrobił? Może i owszem, zachowanie Marcina wyglądało źle z ich perspektywy, z mojej też, ale bez przesady Poradziłabym sobie! I po co go uderzał? Mógł odpuścić. Ale nie, Krzysiek jest przecież taki cudowny, że musiał mnie uratować!
-Ty jesteś kretynem-warczę w jego stronę i odchodzę od nich.
Idę do naszego stolika. Zabieram torebkę i kurtkę i wychodzę. Ma zewnątrz dzwonię po taksówkę.
-Ula!-przybiega Krzysiek, ale się od niego odwracam.-Co znowu zrobiłem?
-Kto kazał ci się wtrącać?-pytam, odwracając się do niego twarzą.-Po co to zrobiłeś? Kto ci kazał? Po co go biłeś?
-Uderzył cię.
-Popchnął. I nie zrobiłby tego, gdybyście się nie zaczęli kłócić!-krzyczę.
-Czyli co? Miałem patrzeć, jak się do ciebie przystawia? Jak cię obciskuje, wbrew twojej woli, jak to robił Wiktor?-również podnosi głos.
-Tak, poradziłabym sobie!
-A z Wiktorem jakoś nie poradziłaś!
-To była inna sytuacja-zakładam ręce na piersi. Gdzie jest ta taksówka, do cholery?!
-Ulka, ja po prostu... Nie mogłem na to patrzeć, jasne? Jesteś dla mnie zbyt ważna, a jeszcze fakt, że jakiś facet robiłby coś z tobą, nawet gdybyś chciała...-mówi już spokojniej, ale mu przerywam.
-Jesteś zazdrosny?-pytam drwiąco.-Proszę cię.
-A co? Ty o Olgę możesz być, a ja o kogoś nie mogę?-znów się denerwuje, bo mówi, co raz głośniej.
-To jest inna sytuacja-mówię po raz kolejny.
-Niby czemu?-unosi brwi do góry.
Teraz albo nigdy. Mam okazję mu powiedzieć. Psuję naszą przyjaźń. Pewnie zapomni, że się w ogóle znamy, ale muszę mu to powiedzieć. Ciąży to na mnie, a od dłuższego czasu myślałam, żeby mu powiedzieć.
-Bo ja się w tobie zakochałam, tak?! Kocham cię! Jesteś całym moim cholernym światem! Dlatego jestem zazdrosna o Olgę i o każdą inną dziewczynę, z którą rozmawiasz! Jesteś dla mnie najważniejszą osobą! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! Jesteś moim pieprzonym ideałem! Dlatego jestem zazdrosna!
Nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. Dłonie mi się trzęsą. Brzuch boli ze stresu i zdenerwowania. W czasie mojej wypowiedzi bardzo gestykulowałam rękoma.
Patrzy na mnie zdezorientowany.
Akurat przyjechała taksówka. Wsiadam i podaję adres hotelu.
-Kłótnia z chłopakiem?-pyta kierowca.
-Tak jakby-mruczę i opieram głowę o szybę.
Jest mi z jednej strony lepiej, a z drugiej gorzej. W końcu to powiedziałam, ale straciłam go na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro