Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

34. Śniadanie.

   Zanim Krzysiek przyjedzie postanawiam, że się umyję.
   Szybko wstaję z łóżka. Wybieram z szafki bieliznę. Znajduję jeszcze luźną, białą koszulkę na ramiączkach.
   Idę do łazienki i biorę szybki prysznic. Ubieram bieliznę i koszulkę, a na to zarzucam szlafrok. Rozczesowuję mokre włosy i zostawiam je rozpuszczone.
   Wychodzę z łazienki. Idę do sypialni po kapcie i biegnę do kuchni.
   Najpierw karmię mojego kotka i zmieniam mu starą wodę na świeżą.
   Wsypuję kawę na kubka i nastawiam wodę, kiedy słyszę pukanie do drzwi.
   -Czyżby ten prysznic nie był taki szybki jak mi się zdawało?-myślę i idę otworzyć drzwi.
   -Hej!-witam się z Krzyśkiem.
-O...-patrzy na mnie zdziwiony.-Hej.
   Domyślam się, że mój strój mógł go lekko zdziwić. Ale nie przejmuję się tym. Czuję się przy nim swobodnie. W końcu to mój przyjaciel.
   I znowu to słowo... Przyjaciel... Jak to okropnie brzmi.
   -Za wcześnie przyjechałeś-śmieję się, a on ze mną.
   Krzysiek wchodzi do mieszkania. Zdejmuje kurtkę i buty, i idziemy do kuchni.
   -Jak koncerty?-pytam, robiąc mu kawę.
-Super! Naprawdę, niesamowicie było!-siada przy stole, na którym stawiam dwa kubki z kawą. Jeden ze zbożową, rzecz jasna dla mnie.-A co u ciebie?
-U mnie?-odchrząkuję i patrzę na swoje dłonie.-Dobrze.
-Na pewno?-dopytuje.
-Tak, na pewno-nie chcę mu mówić o Wiktorze. Nie wiem dlaczego. Po prostu, wolę zostawić to dla siebie.-Co robimy na śniadanie?
-Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć?-łapie mnie za dłoń.
   Mój wzrok ląduje na jego ręk, a potem na jego twarz.
   -Jest taki jeden w redakcji. Ostatnio powiedział, że mu się podobam. Powiedziałam, że nie jestem zainteresowana. Ten coś tam mruczał, że zawsze dostaje to, co chce. Boję się, co może wymyśleć-mówię szczerze, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Krzysiek dalej mnie trzyma za jedną.
   Zalewski unosi moją brodę dwoma palcami, przez co muszę spojrzeć mu w oczy. Robię to niechętnie.
   -Mam z nim porozmawiać?-pyta, unosząc brwi do góry.
-Co? Nie, nie trzeba-uśmiecham się.-Jeszcze nic się nie dzieje.
-Jeszcze?
-Nie wiem, co wymyśli-wzruszam ramionami.
-Ale jak coś, to mów. Załatwię to.
-Kochany jesteś, ale nie trzeba-wstaję od stołu.-Co jemy?
-Co zrobisz.
-Ja zrobię?-prycham cicho.-Mieliśmy razem robić!
-Ale wiesz, że ja nie umiem gotować-patrzy na mnie wzrokiem małego, uroczego kotka.-No Ulaaa...
-Krzysiek, a próbowałeś ugotować coś innego, niż parówki albo wodę na herbatę czy jajecznicę?-zakładam ręce na piersi.
-Emm...-drapie się po głowie.-Niewiele.
-No właśnie-łapię go za dłoń i ciągnę.-Musisz próbować. Chodź, nauczę cię robić przepyszne naleśniki!
   Krzysiek jęczy i niechętnie wstaje od stołu.
   Podchodzimy do blatu i robimy naleśniki. Tak naprawdę, jak zdyscyplinować go, to całkiem dobry z niego pomocnik. Nawet udało mu się nie spalić naleśników!
   -No no no...-śmieje się, kiedy siadamy przy stole z naszymi porcjami.-Jestem dumny z siebie.
-Ja z ciebie też-całuję go w policzek.-Nawet bardzo. Wyszły nam!
-A dziękuję, dziękuję. Ale miałem najlepszą nauczycielkę, więc inaczej być nie mogło.
-Oj no weź, bo się zarumienię!-uderzam go żartobliwie w ramię.
   Jemy naleśniki, a przy okazji rozmawiamy i śmiejemy się. Jednak nagle zapada cisza. Przyjemna cisza, którą musi przerwać Krzysiek.
   -Pierwszy raz widzę cię w rozpuszczonych włosach-mówi i przygląda mi się.
-Emmm...-przeczesuję włosy palcami i spoglądam na niego.-Nie lubię nosić rozpuszczonych włosów. Nie pasują mi.
-Nieprawda!-krzyczy oburzony.-Pasują. I to bardzo. Ślicznie wyglądasz.
-Och... Dziękuję-spuszczam głowę i zakładam pasmo włosów za ucho. Moje policzki zaczynają mnie piec.
-A jak się rumienisz, tym bardziej-mówi i się uśmiecha.
-Zamknij się już-mruczę pod nosem.
-No co? Prawdę mówię-wzrusza ramionami.-Wolałbym cię częściej widzieć w takiej fryzurze.
-Nie powinieneś mówić takich rzeczy tej dziewczynie, co ci się podoba?-pytam, unosząc brwi.
-Oj Ula, Ula...-szepcze i kiwa rozbawiony głową.
-Co?
-Nic takiego-wstaje od stołu i odnosi naczynia do zlewu.
   Robię to samo. Mówię, że idę się ubrać.
   Po chwili wracam do kuchni, gdzie Krzysiek kończy zmywać naczynia.
   Widząc to, zakładam ręce na biodra i patrzę na niego.
   -Prosiłam?-pytam.
-Nie-podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło, po czym idzie do salonu.-Chodź, zrobiłem herbatę.
   Idę za nim. Na stoliku stoją dwa kubki z parującą herbatą. Siadamy na kanapie i rozmawiamy.
   -Wiesz co?-zaczynam, odstawiając kubek z herbatą na stolik.
-No co tam?
-Jesteś pierwszym człowiekiem, z którym tak często spotykałam się w grudniu.*
-Łoo...! Czuję się zaszczycony, że mogłem to być ja-śmieje się, a ja z nim.
-Ale serio mówię-patrzę na niego.
-No ja też.
   Patrzymy po sobie przez chwilę, po czym wybuchamy śmiechem. Ten człowiek jest niesamowity.
***
*(...) grudniu-ominęłam Sylwester. Nie działo się w opowiadaniu wtedy nic ciekawego. Łatwo się domyśleć, że Ula została sama w domu z Kosmosem i winem.
Wiecie co? Grudzień to taki miesiąc dobroci.
6, 16, 24 (lub okolice tego dnia) i 31-dni, kiedy coś się dzieje i będą wtedy bonusiki. A teraz myślcie, co jest 16 grudnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro