30. Wesele i kłótnia.
-Chyba jest o ciebie zazdrosny-mówi Daniel, nawet na mnie nie patrząc.
-Kto?-marszczę brwi.-Krzysiek?
-Nie wiem, jak on ma na imię. Chodzi mi o tego chłopaka, z którym wyszłaś z bloku-patrzy na mnie przez chwilę, po czym odwraca wzrok na drogę.
-Czyli Krzysiek... Nie jest zazdrosny. Przynajmniej nie powinien...
-Może i nie powinien, ale jest.
-A skąd ty to możesz wiedzieć?-pytam z uśmiechem.-Przecież go nie znasz.
-No ale takie rzeczy się widzi.
Nic więcej nie odpowiadam.
Nie wiem, o co chodzi, ale oni wszyscy myślą, że Krzysiek czuję do mnie to samo, co ja do niego. To się już robi nudne i denerwujące.
Dojeżdżamy do kościoła. Wychodzimy z samochodu.
-O nie...-szepcze Daniel.-Moja babcia.
-I?-patrzę na niego.
-Jest strasznie...-przerywa.
-Strasznie?-unoszę brwi do góry.
-Sama zobaczysz.
Obejmuje mnie ramieniem i idziemy schodami na górę do środka.
Przed wejściem do kościoła zatrzymuje nas wysoka, szczupła, starsza kobieta o dumnych rysach twarzy. Patrzy na nas dużymi, piwnymi oczami i w końcu się odzywa.
-Daniel-patrzy na mojego kolegę.-Jesteś, na reszcie.
-Dzień dobry, babciu.
Witają się poprzez przytulenie. Ale jest to tak sztuczne, że aż jestem zdziwiona.
-Kogo przyprowadziłeś do nas?-mówiąc to, patrzy na mnie.
Przełykam slinę. Przez jej bystry, chłodny wzrok na swojej skromnej osobie, zapominam języka w gębie. Nie wiem, co powinnam zrobić.
-Babciu, poznaj moją przyjaciółkę, Urszulę-wskazuje na mnie, a ja kiwam głową i podaję jej dłoń.
Durna!-karcę się w myślach.-To ona powinna ci podać rękę, nie ty jej! Starsi najpierw się witają! Na pewno zauważyła ten błąd.
-Urszula.
-Michalina-odpowiada, delikatnie ściskając moją dłoń.
-Dobrze, babciu-zaczyna Daniel.-My idziemy do środka.
Uśmiecham się do kobiety i wchodzimy do świątyni.
Cała ceremonia trwała naprawdę długo. Nigdy nie lubiłam ślubów.
Kuzyn pana młodego zaproponował nam, że odwiezie nas potem do domu. Daniel przystał na tę propozycję przez co, może wypić z dawno niewidzianą rodziną.
Do samochodu Kacpra, bo tak ma na imię kuzyn pana młodego, wsiedliśmy około pierwszej. Gdybym wiedziała, że Daniel ma taką słabą głowę, bym mu nie pozwoliła tyle pić.
Alkohol nie za dobrze na niego wpłyną i teraz, kiedy siedzimy w tym samochodzie i jedziemy do mnie, szepcze mi do ucha, że ślicznie wyglądam w tej żółtej sukience, ale wolałby, żebym jej nie miała na sobie. Żenujące...
-A słyszałaś o tym, że ludzie po pijaku robią rzeczy, na które nie odważyliby się na trzeźwo?-pyta Kacper. Aż dziwne, przez całą drogę się nie odzywał.
-Słyszałam, ale nie wierzę w to-mówię, odsuwając od siebie mojego przyjaciela.-Ludzie po pijaku robią pewne rzeczy, bo są pijani i nie myślą racjonalnie.
-Jak uważasz-zatrzymuje się przed moim blokiem.-Przemyśl to sobie. Może będzie drugie wesele w rodzinie.
-Ta, przemyślę-mruczę i pomagam wysiąść Danielowi.
Dziękuję jeszcze Kacprowi i idziemy do mieszkania.
Kiedy jesteśmy już w środku, zdejmuję chłopakowi kurtkę i buty, i prowadzę go do salonu.
Popycham go tak, że upada na tę niewygodną kanapę.
-Ooo...-mruczy.-Dobrze się zaczyna.
-Zamknij się.
Rozbieram go do bokserek. Jego ubrania kładę na stoliku obok i patrzę na niego.
-Śpij-każę.
-A położysz się do mnie?
Przypomina mi się, jak Krzysiek był chory i chciał, żebym się do niego położyła. Ale to była inna sytuacja... Do Krzyśka, nawet gdyby był pijany i gadał głupoty, bym się położyła. Chociaż... Mogłoby to się źle skończyć.
-Śpij-powtarzam i odchodzę od kanapy.
Robię dwa kroki w stronę sypialni, kiedy on znów się odzywa.
-I tak kiedyś to zrobimy, zobaczysz-mówi, zanim wyjdę z salonu.
Przewracam oczami i idę do sypialni.
Szybko przebieram się w piżamę i kładę do łóżka. Od razu zasypiam.
Zaraz po przebudzeniu się, biorę prysznic i ubieram jakieś luźne ubrania.
Idę do kuchni i robię sobie kawę. Zastanawiam się, co zrobić na śniadanie. Standardowo, wybieram płatki.
Przed jedzeniem zaglądam do salonu zobaczyć, czy Daniel dalej śpi.
Śpi, jak zabity.
Jem powoli śniadanie, kiedy wstaje moja śpiąca królewna. Ubrał się, jak miło.
-Hej-wita się.
-W tej szafce powinny być leki przeciwbólowe-pokazuję na odpowiednią szafkę.
-Dzięki-idzie szukać leków. Nawet na mnie nie patrzy-Zrobiłem wczoraj coś głupiego?
Chcę odpowiedzieć, ale dostaję wiadomość od Zalewskiego.
Od: Krzysiek
Hej. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. Mam sprawę.
-Poczekaj-mówię do Daniela i odpisuję muzykowi.
Do: Krzysiek
Nie, nie obudziłeś. Co tam się dzieje, hmm?
Od: Krzysiek
Pamiętasz tę książkę, co chciałem pożyczyć?
Do: Krzysiek
Tak, możesz po nią wpaść dzisiaj.
Od: Krzysiek
A mogę być po nią gdzieś za piętnaście minut?
Do: Krzysiek
Czekam.
Patrzę na Daniela. Ten uśmiecha się niewinnie. Po tym, co wygadywał wczoraj mam ochotę przywalić mu w ryj. Nie mam ochoty na niego patrzeć.
-No mów, bo dłużej nie wytrzymam-łapie mnie za dłoń, ale ją wyrywam.-Co zrobiłem?
-Namawiałeś mnie, żebym poszła z tobą do łóżka-mówię z wyczuwalnym obrzydzeniem.-I to jeszcze w taki obrzydliwy sposób.
Daniel jęczy głośno i chowa twarz w dłoniach.
-Przepraszam-szepcze, na co prycham cicho.-Muszę ci coś powiedzieć.
-Co jeszcze?-patrzę na niego niechętnie.
-Boo... No bo mi na tobie zależy! Myślałem, że wiesz! Że to widać. Ale...
-"Zależy" czyli co?-pytam.
-No zakochałem się w tobie. Kochałem ciebie od początku naszej znajomości. A po alkoholu robię rzeczy, na które...-zaczyna, ale mu przerywam.
-Nie odważyłbyś się zrobić na trzeźwo-kończę, przypominając sobie słowa Kacpra.
-Dokładnie...-patrzy na mnie niepewnie.-Wiem, że to głupie, ale... Czy ty byś nie chciała... no wiesz... spróbować ze mną?
Nie wiem, co powiedzieć. Nigdy nie myślałam o Danielu w tych kategoriach. Nigdy mi się nie podobał, ani z wyglądu ani z charakteru ani z niczego innego. Był po prostu moim przyjacielem. Nikim więcej.
Poza tym... Krzysiek... To on mi się podoba. Nie Daniel, nie Artur, nie Wiktor, ani żaden inny facet. Krzysiek.
-Nie-odpowiadam pewnie i kiwam głową na boki.-Nie chciałabym.
-Wiedziałem-prycha.-Jest ktoś inny? Ktoś lepszy ode mnie?
Nie odpowiadam, czyli wiadomo, że odpowiedź brzmi tak.
Daniel wstaje zdenerwowany od stołu i idzie do przedpokoju, gdzie zakłada buty.
Idę za nim.
-Daniel...-zaczynam, ale nie wiem, co powinnam powiedzieć.
-Nic nie mów-mówi, nawet na mnie nie patrząc.
-Przepraszam-szepczę.
-Ty?-w końcu swój wzrok kieruje na mnie.-Za co? Za to, że jestem taki beznadziejny? Przecież to nie twoja wina.
-Nie jesteś beznadziejny. Po prostu... zakochałeś się nie w tej osobie, co trzeba-tłumaczę.
-Przestań-prycha.
Kiedy Daniel zakłada kurtkę, ktoś puka do drzwi.
Och... Cudownie! Krzysiek! Naprawdę, świetne wyczucie czasu!
Otwieram drzwi i nie myliłam się. Zalewski akurat przyszedł.
-On?!-krzyczy Daniel.-Naprawdę?! W czym on jest lepszy ode mnie, hmm?!
-Daniel-próbuję coś powiedzieć, ale słowa stają mi w gardle.
Muzyk patrzy zdezorientowany to na mnie, to na chłopaka.
-Cześć-Daniel żegna się z nami oschłym tonem i wychodzi, trącając ramieniem Zalewskiego.
Do moich oczu napływają łzy. Nie ruszam się. Stoję i patrzę na miejsce, gdzie stał Daniel.
Jest mi tak przykro. Czuję straszną pustkę w sercu. To był mój przyjaciel, a on od początku był we mnie zakochany... Głupia! Jak mogłam tego nie zauważyć? Przecież... Ale jestem idiotką.
-Ula, o co chodzi?-Krzysiek podchodzi do mnie i staje obok mnie.-Co się dzieje?
Patrzę na niego, jakbym była w jakimś transie. Przez moment się nie odzywam, czekam aż w końcu będę w stanie powiedzieć cokolwiek.
-Właśnie straciłam przyjaciela-mówię cicho.
Krzysiek nic nie mówi, tylko mnie przytula do siebie.
Wybucham głośnym płaczem.
Nigdy nie sądziłam, że moja znajomość z Danielem skończy się w właśnie taki sposób. Jestem tym załamana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro