21. Jedni mają własne piekło na ziemi, a ja mam... Kosmos.
Idziemy z kotkiem do mieszkania Natalii.
Otulamy go kocem i siedzimy z nim na kanapie.
Niedługo potem przyjeżdża Krzysiek.
-Pójdę otworzyć-Natalka wstaje i idzie otworzyć.
Po chwili w salonie pojawia się moja sisotra i Zalewski.
-Pokaż no tego malucha-Krzysiek kuca przede mną i delikatnie dotyka kotka.-Ale słodziak...
-Zabierz nas do weterynarza, proszę-patrzę na niego.
Unosi wzrok na mnie, po czym wstaje.
-Jasne, chodźcie-uśmiecha się.
Nie trzeba mi dwa razy powtarzać i już po minucie siedzimy wszyscy w samochodzie muzyka i jedziemy do najbliższego weterynarza.
Na miejscu jesteśmy po dwudziestu minutach.
-Wy idźcie, ja poczekam w poczekalni-mówi Natalia i siada na krześle w korytarzu.
Krzysiek puka w białe drzwi.
-Proszę-rozlega się stłumiony krzyk weterynarza.
Wchodzimy do środka. Weterynarz jest starszym mężczyzną. W jego ciemnych włosach można dostrzec pojedyńcze siwe włoski. Za okrągłymi okularami kryją się bystre, niebieskie oczy. Wita nas szerokim uśmiechem.
-Witam serdecznie!-podaje mi dłoń, następnie dla Krzyśka.
-Dobry wieczór-mówimy razem z Krzysiem.
-Z czym do mnie przychodzicie?
Kładę kotka na specjalnym stole.
-Ojoj... kiepso to widzę-szepcze, oglądając kotka.
-Jak to?-pytam przerażona. Krzysiek, widząc w jakim jestem stanie, obejmuje mnie ramieniem.-Na pewno da się coś zrobić.
-Zaraz zobaczymy.
Weterynarz ogląda go, bada, a ja stoję i się martwię. No bo, co będzie, jeśli on ma jednak rację?
-No dobrze... Już wszystko wiem-dezynfekuje dłonie i zakłada je na biodra.- Koci katar.
-W sensie... przeziębienie?-marszczę nos.-Czyli to nic groźnego, wyjdzie z tego?
-No niekoniecznie. Koci katar jest bardzo groźny dla kotów. Niektóre nawet tego mogą nie przeżyć.
-Ale... Pan da radę go wyleczyć?-pyta Krzysiek.
-Postaram się-uśmiecha się do nas.
Wybiera z szafki jakieś pudełeczko z lekami, po czym pisze coś w jakimś zeszycie.
-Imię kotka?-pyta.
-Emm... my w sumie to...-patrzę na Krzyśka.
-Eee... Może... Kosmos?*-proponuje.
-Kosmos?-marszczę brwi.
-Dlaczego by nie?
-Znaczy... To nie jest państwa kot?-weterynarz patrzy na nas zdezorientowany.
-Nie, my go znaleźliśmy przy śmietniku-tłumaczę.
-Ona znalazła. Razem z siostrą-dopowiada Krzysiek.
-Ah tak... Rozumiem... Czyli kotek trafi do schroniska. Czy zajmą się nim państwo?-patrzy na nas.
-Yyy...-zastanawiam się chwilę. Nie mogę go oddać do schroniska, nie ma takiej opcji!-Ja się nim zajmę.
-Dobrze-weterynarz uśmiecha się szeroko.-A zatem, imię kotka?
-Kosmos-odpowiadam.
-Pani imię i nazwisko?
-Urszula Przybysz.
Weterynarz coś jeszcze pisze, po czym daje mi leki i mówi jak mam podawać.
Płacę za wizytę i zabieram Kosmosa. Wychodzimy z gabinetu.
-Gratuluję decyzji-mówi jeszcze zanim wyjdziemy.
-Dziekuję-uśmiecham się.
-I proszę go umyć w domu. Mimo, że kotów się nie myje, w tym wypadku trzeba. Widzimy się za trzy dni, dobrze?
-Oczywiście.
-I co?-pyta Natalia, kiedy zamykamy drzwi.
-Koci katar-mówię.
-Ale wyjdzie z tego?
-Miejmy nadzieję.
Wychodzimy z przychodni i wsiadamy do samochodu. Ja z Kosmosem z przodu, obok Krzyśka, a Natalka z tyłu.
-I co z nim teraz będzie?-pyta Natalia po chwili.
-Zabieram go ze sobą-patrzę na nią.-Ma na imię Kosmos.
-Kosmos?
-Ja wymyśliłem!-chwali się Krzysiek.
-Ładnie.
-Skoczymy jeszcze do zoologicznego?-proszę.-Nie mam nic dla niego. Miski, kuwety... Nic. A jak już się na niego zdecydowałam, to muszę stworzyć mu odpowiednie warunki.
-Jasne-uśmiecha się.
-Natalka, posiedzisz z nim?
-No pewnie.
Krzysiek parkuje przy najbliższym zoologicznym.
Oddaję Kosmosa Natalii i razem z Zalewskim idziemy do sklepu.
Witamy się z panią sprzedawczynią. Wybieram to, co będzie potrzebne. Wszystko w niebieskich odcieniach. Zakupy zajmują nam około trzydzieści minut.
-Wybacz, że tak długo-mówię do Natalii, zabierając kotka.
-Bez problemu.
Krzyś odwozi Natalię, a potem mnie i Kosmosa.
-Wejdziesz?-proponuję.
-Muszę pomóc ci wnieść rzeczy, więc...- uśmiecha się.
-Fakt.
Wychodzimy z samochodu. Krzysiek wybiera z bagażnika zakupy i wchodzimy do środka.
-Chcesz mi pomóc go umyć?-patrzę na niego.
-Chętnie.
Kąpiel jest długa, nieprzyjemna, ciężka i... no straszna po prostu. Kosmos to kot, jakby nie patrzeć, i wody nie lubi i się boi. Z Krzyśkiem wychodzimy z łazienki cali mokrzy i podrapani przez kotka.
Otulam go ręcznikiem i próbuję wytrzeć choć trochę.
Siedzimy z nim na kanapie. Po chwili Kosmos zasypia.
Opieram głowę o ramię Krzyśka, a on swoją głowę o moją.
-Fajnie, że go wziełaś-mówi.
-Też się cieszę.
Uśmiecham się.
Mam kotka... O rany...! W życiu bym nie pomyślała!
Kosmos-tak, chodzi tu o kota Krzyśka. Chyba wiemy, o którego? Słodziak, co nie? No więc... To właśnie ten sam kociak. Ale mam pytanie, powie mi ktoś, jak to się odmienia? Mam wrażenie, że robię to źle. Pomożecie?
***
Dlaczego Ula w ten sposób przygarneła Kosmosa? Chciałam zwrócić uwagę na to, jak niektórzy traktują zwierzęta. ONE TEŻ CZUJĄ! ONE TEŻ ZASŁUGUJĄ NA SZACUNEK! Zwierzak to nie zabawka, że jak się znudzi to można wyrzucić. NIE! Nie wolno! Bierzesz zwierzaka-bierz go na całe życie. Zajmuj się nim, opiekuj, a nie porzucaj. To tak, jakby ktoś Ciebie tak wyrzucił.
Sama byłam świadkiem czegoś podobnego.
Jestem ze wsi. W te wakacje, mój dalszy sąsiad wyprowadził się, ale... zostawił psy na gospodarce. My o tym nie wiedzieliśmy. Przychodziła do nas suczka. Była w ciąży. Karmiliśmy ją, zajmowaliśmy się. Wyszczeniła się u nas. Chociaż bardzo chcieliśmy, nie mogliśmy się nią zająć. Sami mamy pięć psów (dwa z nich to są synowie naszej suki, a pozostała trójka znalazła się u nas, bo to ktoś chciał zakopać, to właśnie się znudził synkowi, a był prezentem dla Adasia czy innego Maciusia. No, można powiedzieć "z odzysku"), a szósty plus małe szczeniaki? No troszkę dużo. Skontaktowaliśmy się z fundacją, działająca w najbliższym mieście. Zajęli się nimi jak trzeba, a ten sąsiad poniósł karę za to, co zrobił. Wiemy, że szczeniaczki, suczka i inne pieski tego sąsiada (było ich trzy, w tym druga suczka w ciąży) trafiły w dobre ręce. Żaden nie został w fundacji.
Proszę, zachowujmy się jak ludzie i traktujmy jak należy zwierzęta. Nie bijmy, nie porzucajmy, a szanujmy i zajmujmy się nimi. One też mają uczucia.
Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro