Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Kotek!

Kiedy budzę się, Krzyśka nie ma obok mnie.
Tak mnie głowa boli...  Umieram, serio. Jeszcze pić mi się chce...
Powoli wstaję z łóżka. Kieruję swoje kroki do kuchni.
Tam jest już Krzysiek. Siedzi sobie przy stole i  je ... barszcz? Co do?...
-Hej-uśmiecha się.
-Emm... Cześć?-łapię się za głowę.-Masz jakieś tabletki przeciwbólowe?
-Oczywiście-wstaje od stołu i podchodzi do szafki. Wyjmuje z niej opakowanie tabletek i rzuca mi je.-Proszę bardzo.
-Dzięki.
Biorę stojącą obok na blacie butelkę wody i połykam dwie tabletki. Wypijam od razu pół butelki.
-Coo? Pić się chce?-pyta złośliwym tonem.
-Zamknij się-warczę.-Dlaczego ty jesz barszcz?
-Został z wczoraj-wzrusza ramionami i siada przy stole.
Siadam koło niego.
-A coś jeszcze zostało?-patrzę na niego.
-Pierogi.
-Podgrzejesz mi na patelni?*-proszę.
-Co najwyżej w mikrofalówce mogę-mówi.
Wstaje i robi to, o co go prosiłam.
Po chwili stawia przede mną talerz z pierogami.
-Dzięki-zaczynam jeść.-Odwieziesz mnie do domu?
-Przecież mówiłem ci wczoraj, że cię odwiozę.
Patrzę na niego, marszcząc brwi.
-Nie pamiętasz?-pyta, a ja przytakuję skinięciem głowy.-A dalej chcesz grać w łapki?
Najpierw dławię się pierogiem, a po chwili proszę go, żeby mi wytłumaczył.
-Byliśmy bardzo pijani. Znaczy ty byłaś bardzo, bardzo pijana. Ja trochę mniej. Kiedy już poszliśmy spać, ty chciałaś grać w łapki.
-O cholercia...-szepczę.-Przepraszam?
-Nie masz za co. Chociaż zabawnie było.
Kończę śniadanie, po czym się przebieram w sukienkę z wczoraj i Krzysiek mnie odwozi.
-To pa-całuję go w policzek.
-Paa...
Uśmiecham się i wychodzę z samochodu. Od razu idę do mieszkania.
Zdejmuję płaszcz, szalik, buty i od razu biegnę wziąć prysznic.
Po umyciu się i ubraniu, zmęczona kładę się na kanapie. Ból głowy jeszcze nie przeszedł. Jak łatwo się domyśleć, kacyk męczy.
Po chwili zasypiam. Budzę się po godzinie, kiedy Natalia do mnie dzwoni.
-Czego ona chce?-szepczę sama do siebie i odbieram.-Halo?
-Hej! Co robisz?-pyta.
-Śpię. Znaczy, spałam-przecieram twarz dłonią.-A co?
-Może się spotkamy? Wpadniesz do mnie na herbatkę, hmm?
-W sumie, dawno się widziałyśmy... Mogę. Będę gdzieś za pół godziny, dobra?
-Dobra, będę czekać. Pa.
-No cześć-rozłączam się.
Wstaję z kanapy. Biegnę do sypialni po najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak portfel i tak dalej. Idę do przedpokoju, gdzie ubieram buty i płaszcz i wychodzę.
Kieruję się na przystanek autobusowy. Czekam dziesięć minut i przyjeżdża mój autobus.
Jadę do Natalii kwadrans, więc jestem dziesięć minut przed czasem.
Dzwonię domofonem i już po chwili jestem w jej mieszkaniu.
-Brzuch ci już rośnie!-mówię na powitanie.-Ale jazda...
-Ciebie też miło widzieć-przewraca oczami.-Herbaty?
-Poproszę.
Idziemy do kuchni, gdzie Natalka przygotowuje nasze napoje.
-Może ci pomogę?-proponuję, podchodząc do niej.
-Siadaj-wskazuje na stół.-Ciąża to nie choroba.
-No wiem, ale...
-Siadaj i mnie nie denerwuj!
-Dobra, dobra...-unoszę dłonie do góry w geście poddania się i znajduję sobie miejsce przy stole.
Po chwili Natalia siada na przeciwko mnie z dwoma kubkami herbaty.
-Co tam u ciebie? Opowiadaj-zaczyna.
-A dobrze wszystko. Ostanio kupiłam prezenty na Święta . I tak, wiem, że późno za to się wzięłam. Na Święta przyjeżdżacie do naszych rodziców, czy do domu Wojtka?
-Do nas-uśmiecha się.
-A jak ty się czujesz w ogóle?-pytam.
-Jak na razie jest dobrze. Nie kopie, nie mam mdłości, ani zachcianek. Jeszcze żyję-śmieje się. Nagle jej wzrok pada na mój prezent od Zalewskiego, którego od wczoraj nie zdjełam ani razu, poza myciem się.-Od kogo taki ładny wisiorek?
-Od Krzyśka-odpowiadam bez namysłu. Po chwili zaczynam uświadamiać sobie, co właśnie zrobiłam.
-Od kogo?! Tego Krzyśka?!-krzyczy.
-Zależy jakiego masz na myśli...
-Oj ty wiesz jakiego...-uśmiecha się.-Opowiadaj!
-Ale co tu jest do opowiadania-spuszczam głowę i bawię się palcami.-Spotkaliśmy się, a że się przyjaźnimy to daliśmy sobie prezenty na Święta. On właśnie mi dał wisiorek. I tyle. Cała historia.
-Ulaaa...-Natalka podnosi mój podbródek dwoma palcami i patrzy mi w oczy.-Chcesz mi coś powiedzieć?
Jejku, jak ona mnie zna! Zaczynam się bać! To się robi przerażające.
-Podoba mi się...-szepczę cicho, ale ona jednak to słyszy.
-O mój Boże! Ale super! Miałam rację, jak zawsze! Aaa!-krzyczy. Wstaje od stołu i podchodzi do mnie i mnie strasznie mocno przytula.
-Natalka... Natalka.-klepie ją lekko w plecy, ale ona dalej jest zachwycona tym, że Krzysiek mi się podoba i nie zwraca na mnie uwagi.-Natalka!
Na reszcie puszcza mnie i patrzy na mnie zdziwiona.
-Co?-pyta, marszcząc brwi.
-Jemu podoba się inna dziewczyna-mówię cicho.
-Ale... jak to? Skąd ty to...? Powiedział ci?-wraca na swoje poprzednie miejsce.
-Tak, powiedział. Dokładnie zaśpiewał. Zaśpiewał piosenkę o miłości i powiedział, że to jest o jakiejś dziewczynie. I że kiedyś mi ją przedstawi. No więc... nie ma z czego się cieszyć.
-Ale... mi nic nie mówił, że się zakochał...-mruga kilka razy.-Podpytam go.
-Coo?!-ożywiam się od razu.-Nie! Nie zgadzam się!
-Spokojnie, zrobię to delikatnie.
-Ale Natalia!...-brakuje mi argumentów. Nie wiem, co powiedzieć.-Nie możesz tego zrobić!
-Chcesz się założyć?-unosi brwi do góry.
Jęczę tylko i chowam twarz w dłoniach.
Rozmawiam z Natalią jeszcze godzinę, po czym wychodzę od niej. Natalka postanawia mnie odprowadzić kawałek.
Kiedy tylko wychodzimy z bloku, dzwoni do Natalii jej telefon.
-Krzysiek-mówi, patrząc na mnie, po czym odbiera.-Halo?
Nagle słyszę pisk, jakby miauczenie małego kota.
-Natalia-szepczę. I znowu ten sam dźwięk.-Słyszysz?
-Krzysiek, poczekaj-mówi do telefonu i przygląda mi się bacznie. Znów słyszymy ten sam pisk.
-To stamtąd!-pokazuję na kontener, stojący kilka metrów od nas.-Chodź.
Idziemy do miejsca, z którego dochodzi dźwięk.
Wyjmuję telefon i włączam latarkę.
Po chwili odnajdujemy małego, przemarźniętego kotka. Leży koło śmietnika. Kicia jest cały czarny. Przynajmniej takie mam wrażenie.
-O mój Boże!-krzyczę i delikatnie biorę go na ręce. Czuję wszystkie kostki. Maluszek prawie nic nie waży. Patrząc na niego w oczach stają mi łzy.
-Jak ktoś mógł go wyrzucić!?-krzyczy Natalia.
-Albo matka nie mogła go wykarmić czy coś.
-Znalazłyśmy kotka-mówi do telefonu.-Przyjedź, będziemy u mnie-dodaje po chwili.
-Zabierzmy go do weterynarza-proszę.
-Krzysiek zaraz będzie to nas zawiezie. Chodź, pójdziemy z nim do mieszkania. Zimno mu jest. Potem pojedziemy do weterynarza.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro