Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Poznajemy się i dochodzę do pewnych wniosków.

-Cześć-całuję go w policzek.
-No hej.
Zapinam pas, a Krzysiek rusza.
-Gdzie jedziemy?-obracam się tak, żeby na niego patrzeć.
-Do restauracji-mówi krótko. Widzę, że jestem skupiony na drodze.
-Ale do jakiej?
-Zobaczysz, jejku.
-Ale jesteś...-siadam w pozie obrażonej księżniczki.
Śmieje się.
Po chwili Krzysiek parkuje przed jedną z restauracji. Wysiadamy z samochodu i idziemy do środka.
Krzysiek zarezerwował stolik przy oknie. Siadamy tam. Kelner przynosi nam kartę dań.
Jęczę cicho.
-Co się stało?-patrzy na mnie.
-Nienawidzę wybierać jedzenia. Wybierz za mnie.
Zamykam menu i patrzę na niego.
-Co?
-No wybierz za mnie, bo ja będę wybierała pół godziny.
-No ale... Ehh... No dobra.
Ostatecznie Krzysiek wybiera mi jakąś zupę. Sobie z resztą to samo.
Rozmawiamy i śmiejemy się.
-Wiesz...-zaczyna nagle.
-Nie wiem nic, ale zaraz się dowiem-uśmiecham się.
-Tak na dobrą sprawę to my nic o sobie nie wiemy.
Akurat kelner przynosi nasze dania.
-No w sumie... To co? Opowiedz coś o sobie. To, czego nie wiem.
-Hmm... To tak... Mój tata to Stanisław Brejdygant. Znasz go zapewne.
-No oczywiście.
-Mama nie żyje. Wygrałem kiedyś "idola".
Wsłuchuję się uważnie w każde zdanie, ale kiedy słyszę ostanie, dławię się zupą.
-Coo?!-mówię trochę zbyt głośno.-Wygrałeś "idola"?
-Noo... Wtedy byłem młody, miałem osiemnaście lat-uśmiecha się lekko.
-Łooo... No tego się nie spodziewałam. Mów dalej.
Podpieram się na lewej dłoni i patrzę na niego.
-Nie patrz tak na mnie-śmieje się cicho.-Co jeszcze? Na razie koncertuję z Brodką i Hey'em, ale w przyszłości planuję wydać swoją płytę. To wszystko.
-Kiedy mi coś zaśpiewasz? Albo zagrasz? Bo ty grasz na gitarze, no nie?
-No między innymi... Kiedy ci coś zagram? Nie wiem, ale kiedyś to zrobię. Na razie musisz trochę poczekać.
-Teraz moja kolej, tak?
-Yhm...
-A więc... Wiesz, że jestem siostrą Natalii i Pauliny. Poszłam w innym kierunku, niż moje siostry i rodzice. Troszkę się tego bałam. Wiesz, nie lubię i nie potrafię śpiewać, ale za to kocham fotografie. No a te dwie rzeczy się trochę różnią. Ale moja rodzina jest bardzo kochana i zrozumiała, że nie zamierzam łączyć swojej przyszłości ze śpiewaniem-opieram brodę na dłoni i zastanawiam się, co jeszcze mogę powiedzieć.-Jejku, nie jestem tak ciekawą osobą, jak ty i nie mam, co powiedzieć.
-Może przeszłości nie masz wyjątkowo barwnej, ale za to ty sama w sobie jesteś ciekawą osobą-uśmiecha się.
-Ale ty jesteś miły, serio. Aż nazbyt.
-Nie "miły", tylko szczery.
Rozmawiamy o różnych sytuacjach z naszej przeszłości.
-Serio miałeś długie włosy?-pytam z niedowierzaniem.-Ale musiałeś śmiesznie wyglądać!
-Nie śmiesznie!-wskazuje na mnie łyżką.-Byłem młodym, przystojnym osiemnastolatkiem.
-No i utalentowanym-zauważam.
-Wtedy miałem więcej chęci, niż talentu-mówi, odwracając wzrok.
-No ale "idola" wygrałeś.
-Niby tak...
Po kolacji, Krzysiek odwozi mnie do mieszkania.
-Dziękuję za dzisiaj-mówię, patrząc na swoje dłonie.
-Ja również. Było bardzo fajnie-całuje mnie w policzek.
-To ja spadam. Paa...
Wychodzę z samochodu. Macham jeszcze Krzyśkowi i wchodzę do środka.
Kiedy jestem już w mieszkaniu, kieruję się do salonu. Kładę się na kanapie. Myślę o ostatnich tygodniach.
Nagle dochodzę do niepokojących wniosków.
Od razu biorę telefon i dzwonię do Sary.
-No halo?-odzywa się pierwsza.
-Co robisz?-pytam, bawiąc się palcami.-Jesteś już u rodziców?
-Nie, jutro jedziemy. A co?
-Może wpadnij do mnie z Jasiem?-proponuję.
-Znowu?-pyta zrezygnowanym tonem.
-Musimy pogadać. Proszę.
-No dobra. Za pół godziny będziemy.
-Dziękuję.
Rozłączam się. Kładę się i zakrywam twarz dłońmi. Po chwili zasypiam.
Kiedy słyszę pukanie do drzwi, mam wrażenie, że ledwo co zamknęłam oczy, a już muszę wstawać.
Biegnę otworzyć drzwi.
-Hej, kochana-wita się ze mną Sara.
-Cześć. Wchodź-wpuszczam ją do środka.
-Co tam się dzieje?-daje mi Jasia.
Zdejmuje kurtkę i buty i rozbiera synka.
-Chodź, zrobię herbaty i pogadamy.
Idziemy do kuchni. Robię dwie herbatki i siadamy przy stole.
-No-zaczyna.-Opowiadaj.
-A więc...-wzdycham.-Myślałam sobie o tym wszystkim i... Doszłam do wniosku, że zaczyna mi zależeć na Krzyśku.
-Znaczy? W jakim sensie zależeć?-pyta, patrząc na mnie podejrzliwie.
-No wiesz... Nie jak na przyjacielu...-zaczynam bawić się palcami.
-Co ty gadasz? Ale... O matko! Ale super!-krzyczy szczęśliwa.
-No czy ja wiem? Czy to jest super?-drapię się po karku.
-No dlaczego nie?
-No bo ja nie wiem, czy mi się tylko wydaje... No i jeszcze może przecież być tak, że Krzysiek wcale nie czuje tego, co ja.
-Musisz z nim pogadać.
-Ale jak ja nie wiem, czy mi się tylko nie wydaje...!-chowam twarz w dłoniach.
-No ty jesteś tym typem człowieka, który szybko coś zaczyna czuć do kogoś. Musisz pomyśleć i w ogóle... Ale jeśli serio coś do niego czujesz, to cudownie.
-No ja się jakoś nie cieszę.
***
Proszę docenić to, że napisałam ten rozdział, mimo mego złego samopoczucia (fizycznego i psychicznego). Jestem z siebie dumna! Tylko pytanie, czy słusznie?...
Nawet nie wiecie, jak bardzo boję się tego rozdziału... Nie wiem, czy to nie za wcześnie na wprowadzenie wątku miłosnego...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro