88. Dzień Kobiet (poczatek świętowania).
-Radek!-krzyczę od progu.
-Tak?-jego głos dochodzi z kuchni.
Zdejmuje buty i kurtkę. Biegnę do kuchni, gdzie przy stole siedzi Radek i pije sok pomarańczowy.
-Co to, kurwa, miało być?!-krzyczę zła.
-Nie lubię gościa i nie zamierzam tego ukrywać-wzrusza ramionami.
-Szczerze? Nie obchodzi mnie, że go nie lubisz! Ja go kocham najbardziej na świecie! Powinieneś go chociaż szanować!
-Szanować?-pyta z kpiną.-Takiego gnoja? Błagam cię, Ula.
-Radek, posłuchaj...-oddycham parę razy, aby się uspokoić choć trochę.-Jesteś moim przyjacielem i zależy mi na tobie. Podobnie, jak na Krzyśku. Nie życzę sobie, abyś mówił takie rzeczy o nim, skoro nawet go nie znasz. Nawet gdybyś go poznał to... nie mów tak! Nie chcę, abyś tak robił! Kocham go i... W ogóle skąd ci przyszły takie myśli do głowy, jak to, że nie jestem szczęśliwa?!
-Nie wiem, tak myślę-po raz kolejny wzrusza ramionami.
-Radek, jesteś moim przyjacielem, ale... Krzysiek miał rację. Nie było cię tyle lat. Pojawiasz się nagle. Ja przyjmuję cię pod swój dach. Ufam ci, ale nie tak, jak wcześniej. Jeszcze raz usłyszę o Krzyśku takie rzeczy, jak dziś to... nie będę ci pomagać. Przepraszam, ale... chyba sam rozumiesz?-patrzę na niego niepewnie.
-Masz rację, przegiąłem, ale nie lubię go i...
-Na tym skończmy-przerywam mu.-Nie lubisz go, on ciebie, ale się szanujecie. Koniec. Kropka.
-Przepraszam-wstaje do mnie i przytula mnie.
-No już-uśmiecham się.-Idę spać.
-Dobranoc.
Biorę szybki prysznic, ubieram koszulkę Krzyśka, którą kiedyś u mnie zostawił, i kładę się do łóżka. Natychmiast zasypiam.
Budzę się następnego dnia rano, przez delikatny pocałunek na czole. Otwieram delikatnie oczy i widzę uśmiechniętą twarz Krzyśka.
-Hej, Skarbie-mówi cicho.
-Hej. Co ty tu robisz?-pytam, siadając na łóżku.
-No jak to co?-śmieje się.-Nie mów, że zapomniałaś.
-O czym?-marszczę brwi.
Krzysiek sięga za siebie. Trzyma ogromny bukiet czerwonych róż, moich ulubionych.
-Wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet-mówi, podając mi kwiaty.
-To dziś?-uśmiecham się, przyjmując bukiet.
-Owszem, dziś-Krzysiek kładzie jedną dłoń na moim policzku i gładzi go kciukiem.
-Są piękne, dziękuję-patrzę na niego i całuję go krótko w usta.
-Ubieraj się. Zabieram cię na cały dzień-mówi.
-Jak to?-śmieję się.
-No tak-wzrusza ramionami.-Leć się ubierać.
Ze śmiechem wstaję z łóżka i pochodzę do szafy.
-A jak mam się ubrać?-spoglądam przez ramię na mojego chłopaka.
-Hmm?-z niewinnym uśmiechem odrywa wzrok od mojego tyłka. No tak, mam na sobie jego koszulkę, która sięga mi do połowy pupy.
-Jak mam się ubrać?-ponawiam pytanie, śmiejąc się.
-Yyy... Tak, żeby było ci wygodnie, ale żebyś wyglądało bardziej wyjątkowo, niż zwykle-mówi i wstaje z łóżka.
-Faktycznie mi pomagłeś-wzdycham i wracam do przeglądania mojej szafy.
-Mogę ci coś wybrać?-staje za mną i kładzie swoje dłonie na moich biodrach.
-Spróbuj-odchodzę na bok, a Krzysiek podchodzi do szafy.
-To nie-przekłada jeden wieszak.-To też nie. Jeśli będziesz to miała na sobie, to nie będę mógł się skupić. W tym tak samo.
-Zaraz ubrania mi się skończą-śmieję się.
-Mam-wyjmuje granatową, rozkloszowaną spódnicę.-W tym cię jeszcze nie widziałem.
-Rzadko zakładam tę spódnicę. Mam wrażenie, że źle w niej wyglądam-krzywię się, biorąc od niego ubranie.
-Chcę cię w tym zobaczyć-całuje mnie w czubek nosa.-Górę ty wybierz.
-No to może...-podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej białą, zwykłą koszulę.-Może być?
-Będziesz pięknie wyglądać-mówi z uśmiechem.
Zabieram jeszcze rajstopy i bieliznę. Biegnę do łazienki. Szybko się ubieram. Może i faktycznie ładnie wyglądam? Włosy zwiazuję w wysokiego kucyka. Robię delikatny makijaż i jestem gotowa.
Wracam do Krzyśka. Gdy mnie widzi, bierze głęboki wdech. Podbiega do mnie. Kładzie swoje ręce na moje biodra i przygląda się mi.
-Mówiłem, że będzie pięknie-uśmiecha się, a ja delikatnie się rumienię.-Tylko jedna rzecz mi nie pasuje-zdejmuje gumkę z moich włosów i posyła mi zwycięski uśmiech.-Teraz jest idealnie.
-Jeszcze nie.
Odchodzę od niego. Podchodzę do komody, gdzie stoi moja szkatułka na biżuterię. Zakładam kolczyki, które dostałam od Krzyśka na urodziny.
-Teraz jest dobrze-uśmiecham się.-To co robimy?
-Najpierw zabieram cię na śniadanie-mówi i wyciąga do mnie dłoń.-Chodź.
-Czekaj-zabieram kwiaty i łapię Krzyśka za dłoń.-Możemy iść.
Idziemy do kuchni. Wkladam bukiet do wazonu. Ubieramy kurtki i buty.
-Jak wszedłeś?-pytam, zanim wyjdziemy.
-Radek mi otworzył. Chyba wtedy już nie spał, ale zaraz wrócił do pokoju-tłumaczy i otwiera mi drzwi.
-I nie zrobiliście sobie żadnej krzywdy?-zabieram torebkę i wychodzimy.
-Od razu poszedłem do ciebie-obejmuje mnie ramieniem.
Wchodzimy do jego samochodu. Zalewski najpierw otwiera mi drzwi, po czym sam wsiada do auta. Po chwili rusza w tylko sobie znanym kierunku.
-Cały dzień spędzimy dziś razem-mówi i łapie mnie za dłoń.
-Chętnie-uśmiecham się.-A co będziemy robić?
-Nie mogę ci powiedzieć-śmieje się.
-Bo?-marszczę brwi.
-Wtedy nie będzie niespodzianki-mówi tonem, jakby to było logiczne.
-Oj tam-macham lekceważąco dłonią.-Proszę, powiedz.
-Nie-kręci głową.
-Krzysiuuu-jęczę.
-Nie ma mowy.
-No dlaczego?-uderzam go żartobliwie w ramię.
-No bo ja już mam sobie wszystko zaplanowane, a w tym planie najważniejsze są dwie rzeczy. Po pierwsze, żebyś czuła się wyjątkowo i aby ci się podobało. A po drugie, żebyś o niczym nie wiedziała, żebyś była zdziwiona.
-No to ja ci wynagrodzę to, że zaburzę lekko twój plan-kładę dłoń na jego ramieniu, uśmiechając się znacząco.
-To też mój plan zawiera. To jest ostatni punkt. Znaczy... nie to, że masz mnie za coś przepraszać. Może inaczej... Będziemy to robić, ale nie dlatego, bo będziesz musiała mnie za coś przepraszać.
-A może ja nie będę chciała?-unoszę brwi do góry.
-Ula, proszę cię. Ty nie będziesz chciała? Nie rozśmieszaj mnie.
-No w sumie racja-śmieję się, a on ze mną.-No ale proszę cię...
-Nie, Ula-kręci głową.
-Potem będziemy szli według twojego planu. A ostatni punkt będziemy mogli trochę zmienić na coś jeszcze lepszego.
-Na przykład?-marszczy brwi.
-Na przykład... hmm... inaczej. Będziemy mogli coś do niego dodać, co ty na to?
-Kusząca propozycja, ale jestem zmuszony odmówić-spogląda na mnie.
-Będziesz musiał przepraszać mnie przy ostatnim punkcie-zakładam ramiona na biuście.
-Z wielką chęcią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro