Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

84. Podstęp Sary, za który wszyscy ją pokochali.

Na początku powiem tak... Moja przyjaciółka _Aka_Shi_ zapytała dlaczego wszystko w jednym ciągu. Dziękuję Ci bardzo za to!
Popytałam paru osób i stwierdziłam, że warto to zmienić. BARDZO DZIĘKUJĘ TYM OSOBOM! KOCHAM WAS! A zwłaszcza takiej jednej dziękuję (rose_friday to o Tobie)! Także teraz mi możecie komentować poszczególne fragmenty... już się boję...

   -Że co? On z tobą mieszka?-pyta zdenerwowana Sara.

   Wyszłyśmy na spacer, mimo wiatru i deszczu, do tego parku. Chyba polubię tu przychodzić. Ale jest mi strasznie zimno.

   -No tak... Muszę mu pomóc. Chce się zmienić, rzucić narkotyki-tłumaczę.
-I ty w to wierzysz?-unosi brwi.
-Dlaczego mam nie wierzyć?

   Sara siada na ławce. Tej ławce, na której siedziałam z Krzyśkiem. Dlaczego akurat ta? Jest mnóstwo innych ławek, a ona wybrała tę.

   -Chcę mu pomóc i nikt nic nie może powiedzieć. To jest moje życie i...
-Cholera, przestań! Nasłuchałam się tego, gdy zabieraliśmy cię od tego ćpuna-przerywa mi.
-Ej, nie mów tak o nim!-krzyczę zła.
-Co Krzysiek na to?-pyta, patrząc przed siebie.
-Jakby to powiedzieć... Krzysiek nie wie...-mówię cicho.
-Pięknie. Świetnie. Kurwa, zajebiście!-dość mocno podnosi głos, przez co starsza pani, która siedzi dwie ławki dalej, spogląda na nas.-Ulka, nie widzisz, że niszczysz sobie życie na własne życzenie?
-O co ci chodzi?
-Zamiast wyjaśnić całą tę sytuację z Krzyśkiem, ty zajmujesz się jakimś przyjacielem, który wrócił do Polski po chuj wie ilu latach! Brawo, Ula.
-Ja wiem, że i ja i on jesteśmy winni, ale...
-To dlaczego nie wyjaśnisz z nim tego?
-Dlaczego ja mam pierwsza wyciągnąć rękę?-wzruszam ramionami.
-Nie, mam dość...-przeciera twarz dłonią.

   Szuka czegoś w torebce. W końcu wyjmyje telefon. Wstaje z ławki i odchodzi kawałek.
   -Telefon mi się rozładował, a miałam napisać do Michała, kiedy ma po mnie przyjechać-mówi.
-Masz-podaję jej swój telefon.-Napisz do niego.

   Sara coś robi, pisze coś, po czym z uśmiechem oddaje mi moją własność.

   -To ten...-śmieje się nerwowo.-Pa.
-Już?-pytam zdziwiona, gdy odchodzi.
-Spójrz na telefon-mówi i szybkim krokiem odchodzi.

   Zdziwiona wykonuję jej polecenie. Dobrze, że uciekła, bo bym ją zabiła...  Ona napisała do niego.

Do: Krzysiek
Hej. Moglibyśmy się spotkać?

   Gdy przychodzi odpowiedź, dostaję zawału.

Od: Krzysiek
Miałem to samo zaproponować. Może wpadnę do Ciebie?

   Wzdycham i zaczynam pisać odpowiedź.

Do: Krzysiek
Może ja do Ciebie, co? Byłabym za jakieś piętnaście minut.

Od: Krzysiek
Dobrze, będę czekać.

   Piszę do Sary, że ją zabiję i dzwonię po taksówkę. Mój środek transportu jest po dziesięciu minutach. Informuję Krzyśka, że trochę się spóźnię.

   Po dwudziestu minutach stoję pod jego mieszkaniem. Niepewnie pukam w drzwi, które prawie od razu się otwierają.

   -Hej-witam się cicho z Krzyśkiem. Unikam jego wzroku. Mega się denerwuję.
-Cześć, wchodź-wpuszcza mnie do środka.

   Zdejmuję przemoczony płaszcz. Pocieram ramiona, aby trochę się ogrzać.

   -Dlaczego nie założyłaś czapki?-pyta, nawijając sobie na palec komsyk moich mokrych włosów.
-Bo wyglądam beznadziejnie w czapce-wzruszam ramionami.
-Jasen, i lepiej zachorować, tak? Idź do salonu, zaraz przyniosę ci herbatę-mówi i popycha mnie do przodu.
-Idę, idę-wzdycham.

   Siadam na kanapie. Po chwili przychodzi Krzysiek z dwoma kubkami herbaty. Stawia je na stoliku i gdzieś idzie. Nie powiem, trochę mnie to zadziwia.

   -Proszę, idź się przebierz. Może weź gorący prysznic, czy coś?

   Odwracam się. Za mną stoi Krzysiek z moimi czarnymi dresami, które u niego zostawiłam. Ma też swoją bluzę z logo jakiegoś zespołu.

   -Nie trzeba-kręcę głową.
-Ula, twoje ubrania są przemoczone. Idź weź ten gorący prysznic, przebierz się i wróć tu.
-Ale...
-Teraz-przerywa mi stanowczym tonem.

   Cicho wzdycham i biorę od niego ubrania. Wstaję i kieruję się do łazienki. Okazuje się, że mam u Krzyśka nawet swoją bieliznę. W sumie to dobrze, nigdy nie wiadomo, kiedy zostanę u niego na noc.

   Biorę szybki i gorący prysznic. Ubieram się i wracam do salonu. Krzysiek siedzi na kanapie i pije herbatę. Cicho leci jakaś znajoma melodia. Po chwili rozpoznaję piosenkę.

"Zawsze tam, gdzie ty"

   Siadam obok Krzyśka i biorę kubek. Upijam łyk. Uśmiecham się delikatnie, gdy czuję znajomy smak.

   -Moja ulubiona-mówię cicho.
-Wiem-wzdycha.-Ula... ja naprawdę tak nie myślę. Chodzi mi o to, co wtedy powiedziałem, że...
-Krzysiek, ja wiem, że tak nie myślisz. Ale... bolało, jak cholera. Dlatego wtedy tak zareagowałam. Ale... ja przegiełam z tym całowaniem.
-Tylko, że to przez tę marihuanę. Gdyby nie to, to byś tego nie zrobiła-mówi i milknie na chwilę.-Bo byś nie zrobiła, prawda?
-Oczywiście, że bym nie zrobiła! Jak mogłeś pomyśleć, że mogłabym tak zrobić?

   Krzysiek odstawia kubek i wstaje. Podchodzi do okna. Staje do mnie tyłem i układa dłonie na biodrach.

   -Nie wiem, Ula-wzdycha.-Jestem tym wszystkim zmęczony, że już chyba w ogóle nie myślę.
-Krzyś...-zaczynam. Wiem, że jeżeli jeszcze coś powiem, rozpłaczę się, więc już nic nie mówię.
-Tak?-odwraca się twarzą w moją stronę. Wydaje z siebie cichy jęk, gdy widzi w jakim jestem stanie.-Tylko nie płacz.

   Chcę coś powiedzieć, ale kiedy otwieram usta wybucham płaczem. Opuszczam głowę i ukrywam twarz w dłoniach.

   -Ula, nie płacz-podchodzi do mnie i kuca przede mną. Zabiera moje dłonie, przez co zmusza mnie, abym spojrzała na niego.-Proszę, nie płacz.
-Nie chcę się kłócić-mówię łamiącym się głosem.
-Ja też nie chcę, naprawdę-kładzie jedną dłoń na moim policzku i wyciera nim łzy.-Przepraszam za to, co wtedy powiedziałem. Tak naprawdę to... nikt nie wie o mnie tyle, co ty. Tylko jednej osobie tak ufałem, mojej mamie. Przepraszam, Ula. Znów cię krzywdzę. A... nie chcę tego robić. Nie mogę patrzeć na twoje łzy. Przepraszam.
-Ja też przepraszam za to, co robiłam wtedy z Radkiem. Gdybym wtedy nie paliła, inaczej by to teraz wyglądało. Zachowałam się nieodpowiedzialne. I przepraszam za to, co mówiłam w samochodzie. Wiesz, że tak nie uważam. Kocham cię.
-Ja ciebie też, Ula-uśmiecha się delikatnie, co odwzajemniam.-Zapomnijmy o tym wszystkim, dobrze?
-Chętnie.

   Krzysiek siada obok mnie i przytula się do mnie. Głaszczę go po plecach. Tak bardzo brakowało mi jego dotyku. Jego całego. Tak cholernie go kocham. A gdyby nie Sara, mogłabym go stracić.
   Krzysiek odsuwa się ode mnie. Składa delikatny pocałunek na moich ustach, co po tak długiej rozłące z jednej strony jest czymś cudownym, a z drugiej... no kurde, ja chcę więcej!
   Zarzucam ręce na jego kark i przyciągam go do siebie. Krzysiek się lekko uśmiecha i całuje mnie przeciągle. No to już jakoś mnie usatysfakcjonowało.

   -Krzysiek?-zaczynam, gdy odsuwa się ode mnie.-Mówiąc "zapomnijmy o tym wszystkim" co masz na myśli?
-Wszystko. Olgę, to, co mówiłem wtedy, tę całą marihuanę i... tego Radka-mówi, a ja się natychmiast odsuwam od niego.
-Nie mogę. Nie mogę zapomnieć o Radku.
-Dlaczego?-marszczy brwi.
-Krzysiek, on... potrzebuje pomocy. Jest uzależniony od narkotyków. Chce wrócić do Polski. A ja chcę mu pomóc wyjść z uzależnienia.
-Bardzo ci na tym zależy?-pyta ze zrezygnowaną miną.
-Cholernie.
-No dobrze. Nie mogę ci tego zabronić...-wzrusza ramionami.
-On będzie ze mną mieszkał...-dodaję cicho.
-Co takiego?!-krzyczy i wstaje z kanapy.-Żartujesz sobie ze mnie?!
-Nie, Krzysiek, mówię poważnie. On nie ma gdzie mieszkać i potrzebuje wsparcia cały czas, jakiejś kontrolii.
-I akurat musi mieszkać u ciebie?!
-A gdzie?-również wstaję i patrzymy sobie w oczy.
-Ula, czy ty siebie słyszysz? Ile lat go nie było? Nagle się pojawia, chuj wie skąd, a ty ot tak przyjmujesz go do siebie do domu?!-przeczesuje włosy ręką i podchodzi do okna.
-Krzysiu, on jest dla mnie, jak brat...-staję za nim i patrzę na widok za oknem.-Muszę mu pomóc, zrozum to.
-"Zrozum to"-prycha i wraca na kanapę.
-Krzysiek...
-Czekaj-zakrywa twarz dłońmi.-Muszę pomyśleć.

   Stoję tak i czekam na... sama nie wiem na co. Po prostu czekam. Patrzę na zgarbioną sylwetkę Krzyśka. Tak bardzo się boję tego, co mi powie. Nie chcę wybierać między nim, a Radkiem.

   Zalewski w końcu się prostuje. Wyciąga ręce w moją stronę. Podchodzę do niego. Łapie mnie za dłonie i patrzy na mnie z dołu.

   -Obiecaj mi jedno-zaczyna cicho.
-Co takiego?
-Że nasz związek nie ucierpi na tej pomocy.
-Obiecuję, Misiek-uśmiecham się, a Krzysiek wtula się w mój brzuch.-Dziękuję. Kocham cię.

***
I jak? Lepiej?

Kto tęsknił za sielanką? Ja bardzo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro